Pokazywanie postów oznaczonych etykietą jysk. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą jysk. Pokaż wszystkie posty
Stary przedpokój w nowej odsłonie.

Stary przedpokój w nowej odsłonie.

Przedpokój to wizytówka domu, pierwsze, co widzą zaproszeni przez nas goście, ten kawałek naszej prywatnej przestrzeni, do której zaglądają kurierzy czy listonosz. Oczywiście, nikt nam nie każe przejmować się opinią innych, ale dla samych siebie chcemy, by nasze miejsce na ziemi wyglądało pięknie. 

Kupując mieszkanie niemal osiem lat temu, mieliśmy je wyremontowane i gotowe do wprowadzenia, wystarczyło kupić meble. Wiele ówczesnych rozwiązań nam odpowiadało, stąd też zostały z nami na długo. Jednym z nich była struktura w przedpokoju - pasująca do brązów, beżów i śmietanki, które długo wiodły u nas prym. Była nie do zdarcia i łatwo zmywalna, co przy dużym psie okazało  się nieocenione.

Jednak... Balzaka już z nami nie ma, odszedł 7 listopada :( Choć minęło osiem tygodni, wciąż nie jesteśmy w stanie tak do końca się pozbierać. Remont salonu planowaliśmy co prawda dużo wcześniej, jednak ta tak bolesna dla nas strata sprawiła, że poszerzyliśmy zakres zmian - po części także dlatego, żeby zajmując się pracą, nie myśleć zbyt wiele. 

Drewniana ściana i szarości w salonie sprawiły, że przedpokój wizualnie mocno zaczął się z nim gryźć. Co prawda trochę żal mi było mojej ściennej galerii z tamborków, ale chodzi mi już po głowie nowy, zupełnie inny sposób ich wykorzystania.

Główne pytanie przed metamorfozą przedpokoju dotyczyło struktury - skuwamy, szpachlujemy czy malujemy?

Wybraliśmy ostatnią opcję jako najmniej inwazyjną i najszybszą do wykonania - bo zależało nam na skończeniu wcześniej niż we Wigilię ;)


METAMORFOZA PRZEDPOKOJU KROK PO KROKU


1. PRZYGOTOWANIE POWIERZCHNI

Ponieważ mieliśmy do czynienia z twardą strukturą, bez żadnych ubytków, odprysków czy łuszczących się elementów, przygotowanie powierzchni przed malowaniem okazało się proste.

Sufit - tak jak w salonie - został umyty ciepłą wodą z dodatkiem mydła malarskiego i dwukrotnie zmyty czystą wodą. W przypadku struktury - okazała się bardziej brudna niż mogłabym przypuszczać, dlatego w ruch poszedł grejpfrutowy Frosch do kuchni - to genialny pogromca wszelkiego brudu, tłuszczu i nawet plam o nieznanym pochodzeniu. Nie, nie jest to reklama, a po prostu polecenie świetnego produktu (jednego z całej serii bardzo skutecznych eko produktów czyszczących). 

Kiedy sufit i ściany wyschły, można było przystąpić do kolejnych czynności - odkręcenia kontaktów i włączników światła oraz zabezpieczenia wszystkiego przed malowaniem.


2. ZABEZPIECZENIE POWIERZCHNI PRZED MALOWANIEM.

Tu tradycyjnie korzystaliśmy z niebieskich taśm malarskich, którymi zostały oklejone: domofon, skrzynka z bezpiecznikami, futryny drzwi, a po jego pomalowaniu na biało - także sufit. Od dawna podłogę zamiast folią, zabezpieczamy tekturą malarską - kupicie je w rolce w każdym markecie budowlanym.


3. MALOWANIE.

Do malowania sufitów użyliśmy białej farby Beckers Vaggfarg - świetnie kryje, zatem wystarczające okazało się dwukrotne malowanie. 

Po zabezpieczeniu taśmą pomalowanego już sufitu, przystąpiliśmy do malowania ścian - tu powtórzyliśmy obecny już w salonie kolor  Grafitowy Antracyt (Magnat Ceramic). Miałam pewne obawy, jak sprawdzi się na chropowatej, nierównej powierzchni, jednak szybko się rozwiały - właściwie już jedna warstwa świetnie wszystko pokryła, dla ładnego wykończenia Marcin położył drugą. Ogromnym plusem jest praktycznie błyskawiczne schnięcie farby - po niecałych dwóch godzinach powierzchnia była już sucha.

Nie zdecydowaliśmy się w tym momencie na malowanie drzwi i futryn, przez co ich biel różni się od koloru listew przypodłogowych. Dlaczego? W dwóch miejscach mamy niewielkie 3-4-centymetrowe uszczerbki, futryna wygląda tam na nieznacznie napuchniętą, pomimo, że wilgotność powietrza w mieszkaniu jest niska, nie były też niczym zalane. Zamierzamy zająć się tym wiosną - to drewno, warto więc o nie zawalczyć. 


4. WYKOŃCZENIE.

Wszystkie kontakty i włączniki światła zostały wymienione na nowe, Kornelia jest już na tyle duża, że zrezygnowaliśmy z dotychczasowych osłon ściennych natynkowych wokół kontaktów - wcześniej irytowały nas wieczne zabrudzenia tych okolic. 

Zamiast dotychczasowych "listw" przypodłogowych z płytek - zdecydowaliśmy się na białe - proste, ale wysokie (12 cm) listwy przypodłogowe. Przy ich docinaniu niezbędna okazała się ukośnica.


5. ARANŻACJA PRZEDPOKOJU

Zmiany w przedpokoju to część naszej akcji #wielka_metamorfoza_z_JYSK , dlatego i tu pojawiły się nowości.

Kusiło mnie zastąpienie dotychczasowej skrzyni/ławki na buty wizualnie znacznie lżejszą ławką Rjukan, która ma dokładnie tę samą tapicerkę, co nasza nowa kanapa Egedal. przeważył jednak argument praktyczny - dotychczasowy mebel świetnie sprawdza się do przechowywania aktualnie noszonego obuwia - jest pod tym względem cudownie pojemny.

Wieszak na ubrania świetnie nam służy, z niego także nie chcieliśmy rezygnować. Komodę z akacji uwielbiam za pojemność i usłojenie, do lustra też brak zastrzeżeń.

Na razie dużo (za dużo) się tu dzieje, ale to u nas taki świąteczny standard, który za kilka dni zniknie ;)

Sama skrzynia wyglądała dość surowo, spartańsko niemal, zyskała więc nowy wygląd dzięki szarej sztucznej skórze owczej i futrzanym poduszkom TAKS - to był pomysł Kornelii, któa uznała, że potrzebuje komfortu podczas szykowania się do wyjścia z domu ;) Finalnie jednak bardzo podoba mi się efekt końcowy. 

Waham się, czy nie wymienić dotychczasowego dywanika z liny jutowej  na coś innego, jednak od pięciu lat świetnie się sprawdza, stąd na razie został.

Największe zmiany spotkały wspomnianą już ścianę z tamborkami - w głównej mierze dlatego, że i tu chciałam przemycić kilka roślin. Pomogły mi w tym dwie półki ścienne OVAL, które zawisły po obu stronach drzwi łazienkowych oraz okrągły stolik RANDERUP.


Półki na pierwszy rzut oka wydają się niepozorne, jednak nie tylko pomieściły część naszej kolekcji drewnianych figurek zwierząt, ale i pnącego fikusa, trzy odmiany filodendronów, bluszcz i oplątwę ;)



Stolik, choć sprawia filigranowe wrażenie, jest solidny i dość spory - ma 47 cm średnicy. Dumnie stanął na nim skrzydłokwiat Sweet Lauretta - cudem ocalony z regału wstydu w Obi, gdzie w stanie skrajnego przesuszenia przeceniono go na zawrotne dwie dyszki, a który błyskawicznie postanowił odwdzięczyć się za ratunek.



Czy to koniec zmian? 

Cóż...

Ta podłoga nie do końca mi tu teraz pasuje, zwłaszcza, że jeśli już dywany, to preferuję raczej klasyczne, a nie takie z płytek, może i kolor schodów warto by na nowo przedyskutować... Ale co najmniej do kwietnia zamierzam zostawić przedpokój w spokoju, oczywiście nie po to, by się nudzić ;) Co prawda dysk wciąż wyłącza mnie z większości aktywności, jednak Marcinowi tak spodobały się zmiany, że już planuje kolejne :)  Jak myślicie - gdzie tym razem?

Drewniana ściana w salonie - krok po kroku.

Drewniana ściana w salonie - krok po kroku.

Odkąd tylko skończyliśmy remont salonu w ramach akcji #wielka_metamorfoza_z_JYSK - chodzę dumna, szczęśliwa i wszystkim się chwalę :) Dla nas - to ogromna zmiana na plus - przede wszystkim wizualna, ale w dużym stopniu także funkcjonalna. Nagle zrobiło się znacznie więcej miejsca i to pomimo obecności ogromnej choinki - pod tym względem jesteśmy tradycjonalistami i nie wyobrażamy sobie świąt bez niej i jej pięknego zapachu :)

Kiedy pokazałam efekty naszej metamorfozy na facebooku - zostałam dosłownie zasypana pozytywnymi komentarzami, ale też wieloma pytaniami. Na te o meble większość odpowiedzi znajdziecie w tym wpisie - tu oczywiście nieoceniony okazał się Jysk. Jednak ogromne emocje zdaje się też budzić nasza nowa drewniana ściana :)

Szczerze mówiąc - wcale mnie to nie dziwi :)

Tak naprawdę - w pierwotnym planie wcale jej nie było. W miejscu imitacji piaskowca, której tak bardzo chcieliśmy się pozbyć, zaplanowaliśmy wyłącznie szpachlowanie i malowanie - na ciemną szarość. Prosto i bez udziwnień.

Kiedy Marcin po raz pierwszy podzielił się ze mną tym pomysłem, byłam nieco sceptyczna. Później przyszła euforia - tak! Chcę! Także za kominkiem i na podeście. Ale jak to z nadmiernym entuzjazmem bywa - dość szybko przygasł, bo po dokładnym zbadaniu przepisów przeciwpożarowych odkryliśmy, że nie do końca jest to bezpieczne rozwiązanie, zwłaszcza, jeśli na realizację nie planujemy wydać fortuny. 

W końcu jednak decyzja zapadła - kładziemy deski, ale tylko na tę część ściany, która nie znajduje się w bezpośrednim sąsiedztwie pieca, czyli na dotychczasową "ścianę z telewizorem".

Najpierw jednak trzeba było odpowiednio przygotować ścianę.


DREWNIANA ŚCIANA KROK PO KROKU

1. PRZYGOTOWANIE ŚCIANY

Pierwszym krokiem było skucie dotychczasowych płytek. Niekompetencja kładącego je fachowca, zwłaszcza w części przy piecu, w znacznym stopniu ułatwiła pracę - wiele włożonych było tylko "na wcisk, bez kleju lub z jego śladowymi ilościami. Choć ciężko w to uwierzyć - po ruszeniu jednej, wiele z nich dało się zdjęć tylko z użyciem... dłoni. Na głównej ścianie było już nieco trudniej - tam część płytek w poprzednich latach ruszała się tak bardzo, że były doklejane. Ich skuwanie już tak proste nie było, pozbycie się niektórych możliwe było wyłącznie razem z gruba warstwą tynku.

Krok drugi to przeszlifowanie całości celem pozbycia się resztek zaprawy oraz uzupełnienie - goldbandem - wyrw w tynku.

Krok trzeci to odpylenie i zagruntowanie całej powierzchni w celu przygotowania jej do szpachlowania - tu Marcin szczególnie skupił się na części pod skosem, gdzie ściana miała zostać pomalowana. Niezbędne okazały się dwie warstwy szpachli plus gdzieniegdzie dodatkowo większe poprawki.

Kiedy gładź wyschła - mogliśmy przejść do kroku czwartego - powierzchnia została starannie wyszlifowana i zagruntowana.


2. MONTAŻ STELAŻA I DESEK

Cała konstrukcja opiera się na sześciu pionowych kantówkach zamontowanych do ściany (za pomocą długich korków rozporowych) - to właśnie do nich przykręcone są wszystkie deski.

Po takim przygotowaniu - cała powierzchnia ściany, wraz z kantówkami, została dwukrotnie pomalowana na czarno. Po co? Żeby po zamontowaniu desek (przypomnę - obarczonych różnymi niedoskonałościami, także nierównościami) - spod spodu nie było widać nieestetycznych jasnych prześwitów.


Po wykonaniu tych wszystkich prac, nareszcie przyszła konieczność wyboru - jakie deski wybrać?


JAKIE DESKI WYBRAĆ?

Od razu odrzuciliśmy opcję premium - równiutkie, wyszlifowane, ze szlachetnego drewna, a więc - po prostu drogie, ale też dostępne głównie na zamówienie, a nam zależało na czasie.

Na drugim biegunie była wersja minimum - deski z odzysku. Co prawda przyszło nam na myśl wykorzystać wysmagane wiatrem, doświadczone przez słońce, deszcze i mrozy dechy ze starej stodoły, ale przeraziła nas ilość pracy, jaką trzeba by w nie włożyć oraz fakt, że część z nich przez lata nabrała lekko łukowatego kształtu. Odrzuciliśmy tez rozwiązanie upcyklingowe i deski z palet jako za wąskie - zwykle mają po 8-12 cm szerokości.

Co więc wybraliśmy?

Sosnowe strugane kantówki - szerokie, bo aż dwudziestocentymetrowe i długie - mierzące 240 cm.

Ściana, którą zabudowaliśmy drewnem ma 252 cm długości i 250 cm wysokości. Ponieważ zdecydowaliśmy się na najprostszy możliwy układ desek - ułożenie w poziomie - trzeba było rozwiązać problem brakujących 12 centymetrów. Tu w sukurs przyszło zamontowanie dwóch desek w pionie - na początku i końcu ściany oraz przycięcie ich wraz z górną poziomą deską na wzór ramki. Ta górna deska także cudownym sposobem się nie wydłużyła - musieliśmy dociąć brakujący kawałek, na szczęście niezbędna obecność kratki wentylacyjnej uratowała sytuację i niemal całkowicie ukryła łączenie.




Kolejne 11 desek trzeba było dociąć na długość 212 cm (252 cm - 2 x 20 cm).

Na samym dole, po montażu 12 pionowych desek, niemal idealnie udało się wpasować struganą kantówkę o szerokości 10 cm.


3. WYKOŃCZENIE

Kolejnym krokiem było przeszlifowanie całości w celu pozbycia się zadr i większych nierówności - najpierw papierem ściernym o gradacji P60, później - gąbką ścierną o gradacji P80. Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, by całość wyszlifować na gładko - dodatkowo papierem/gąbką ścierną o gradacji najpierw P120, a później P180. Nam jednak zależało na efekcie pewnej surowości, stąd pozwoliliśmy deskom zachować część niedoskonałości. 

Na koniec ściana została dwukrotnie pomalowana impregnatem hybrydowym Sadolin Classic w kolorze drewna tekowego - po drugiej warstwie pięknie dopasował się do koloru naszych mebli, choć rozważamy jeszcze położenie trzeciej. Przed przystąpieniem do nakładania impregnatu - konieczne jest zabezpieczenie powierzchni wokół, których malować nie zamierzamy.

Pędzel angielski i naturalne włosie sprawiają, że nakładanie impregnatu idzie szybko i dokładnie. Impregnat nakładamy długimi ruchami pędzla wzdłuż słojów drewna.

Jak widać - już jedna warstwa pięknie kryje i wydobywa całe piękno drewna - usłojenie i sęki.

Tu z kolei dobrze widać różnicę między jednokrotnym a dwukrotnym nałożeniem impregnatu - każda kolejna warstwa pogłębia kolor, jednocześnie nie ukrywając rysunku drewna.

Większość prac wykonywana była wieczorami, stąd ciemne zdjęcia, jednak nawet na nich świetnie widać efekt.


LISTA NIEZBĘDNYCH PRODUKTÓW I NARZĘDZI

Poniżej przygotowałam listę wszystkiego, co okazało się nam niezbędne. Większość jest uniwersalna, kwestią dopasowania pozostaje rodzaj i wymiary desek czy kolor impregnatu.

miarka

poziomnica

szlifierka i/lub papier/gąbki ścierne

ukośnica + piła ręczna/wyrzynarka (przy szerszych deskach końcówki trzeba dociąć piłą lub wyrzynarką, w razie potrzeby są w stanie zastąpić ukośnicę)

kołki rozporowe (minimum 5 cm)

wkręty do drewna

wkrętarka

czarna farba - wystarczy najtańsza akrylowa/lateksowa/emulsyjna

impregnat - u nas Sadolin Classic, ale możecie też rozważyć np. olej czy lakier

szeroki płaski pędzel angielski z naturalnego włosia - z syntetyków impregnat lubi spływać, co utrudnia pracę

rozpuszczalnik uniwersalny - do czyszczenia pędzli i miejsc, które przez przypadek zabrudzimy

folia malarska lub lepiej - tektura budowlana

rozpuszczalnik uniwersalny

folia malarska do zabezpieczenia przy malowaniu


Nasz wybór - ciemne drewno na ścianie - w dużej mierze podyktowany był nieustającą fascynacją elementami stylu kolonialnego. Co prawda odeszliśmy od niego w kuchni, nigdy też nie pojawił się w pokoju Kornelii, jednak w sypialni pozwoliliśmy mu grać pierwsze skrzypce. W salonie potrzebowaliśmy czegoś nieco lżejszego, dość luźno inspirowanego stylem skandynawskim. On sam - podoba mi się, od dawna kusi, jednak wciąż mam pewne obawy, czy się w nim odnajdę. Plan już jest - bawialnia dla Kornelii na górnym piętrze, jednak sporo kwestii jest tam do ogarnięcia, stąd też potrzebny nam naprawdę dobry plan:)

Tu dobrze widać, jak ładnie sprawdziło się takie łączenie desek pod kątem 45 stopni:

Zastosowanie wkrętów w kolorze złoto-brązowym sprawiło, że są niemal niewidoczne:


DREWNIANA ŚCIANA - MOŻNA INACZEJ

Wracając jednak do ściany - fani stylu skandynawskiego w jego klasycznej formie, mogą rozważyć ługowanie lub bielenie desek - jestem przekonana, że pozwoli to na uzyskanie spektakularnych efektów i przyznam, że z prawdziwą ciekawością obejrzałabym takie realizacje:) Samo zaś wykonanie będzie podobne, jedyna różnica to na etapie przed montażem właściwych desek - pomalowanie ściany wraz z kantówkami na biało (ewentualnie jasnoszaro) zamiast na czarno.

UKŁAD DESEK

Zastosowaliśmy prosty układ poziomy - takie ułożenie optycznie poszerza wnętrze i na tym nam zależało. Nasz salon nie jest duży, ma niecałe 30 m2 i dla naszej trzyosobowej rodziny jest wystarczający jako miejsce do relaksu, jednak chcieliśmy uczynić go wizualnie jak najbardziej przestrzennym.

W układzie poziomym możecie także montować deski "na cegiełkę", z góry ustalając jednolity wzór i odstępy - tu będziecie potrzebowali większej liczby kantówek jako stelaża, możecie też rozważyć montowanie czy nawet klejenie desek bezpośrednio na ścianie. Inna opcja, przydatna zwłaszcza przy zastosowaniu recyklingowych desek z palet, to misz masz, deski różnej długości czy nawet szerokości.

Możecie też rozważyć montaż desek w pionie - obawiam się jednak, że to rozwiązanie najbardziej sprawdzi się przy bardzo szerokich deskach - przy wąskich deskach bałabym się efektu boazerii. Przy takim rozwiązaniu kantówki składające się na stelaż montujemy w poziomie - w większości przypadków zapewne wystarczą cztery bądź pięć.

Kuszące wydaje się też być ułożenie w jodełkę, jednak to już nieco trudniejsze, myślę też, że aby uniknąć efektu parkietu na ścianie - powinno stosować się wyłącznie duże deski na bardzo dużych powierzchniach.

Jak podoba się Wam efekt końcowy?


W kolejnym salonowym poście opowiem Wam, jakich farb użyliśmy - do ścian, sufitu, płytek na podeście pod piecem, grzejnika oraz kratki wentylacyjnej i drzwiczek od wyczystki - jak widać, sporo tego było :) Pomogę Wam także w przygotowaniu kosztorysu własnych remontów - okazuje się bowiem, że sporo jest tzw. kosztów ukrytych, które początkowo wielu z nas pomija, a które finalnie stanowią spory procent wszystkich kosztów.








Salon gotowy na święta.

Salon gotowy na święta.

Przez wiele lat podobał mi się nasz salon. Tak, moi drodzy, mea maxima culpa, takie to było niemodne, ale dobrze się czułam ze śmietanką na ścianie i z przewagą brązu i beżu. Fakt, pseudopiaskowiec na ścianie szybko zaczął mnie drażnić, właściwie od razu po położeniu - tym bardziej, że "fachowiec" zawiódł na całej linii i położył go po prostu źle, ale mimo wszystko - umiałam w tym wnętrzu odpoczywać.

Jakieś dwa lata temu zaświtała mi myśl, że może już pora na zmiany, jednak wtedy zaczęliśmy szykować się do remontu kuchni. Sam remont zajął trzy miesiące, o przygotowaniach nawet nie wspominając, musiałam więc go później długo odchorowywać ;)

Ostatnie lato i mój tradycyjny wczesnojesienny spadek formy sprawiły, że więcej czasu spędzałam w domu, a co za tym idzie - napatrzyłam się dość na wszelkie możliwe niedoskonałości, a stąd już bliska droga do podjęcia decyzji o remoncie.

Uznałam, że w końcu chcę mieć wnętrze jak - w dużym uproszczeniu - "wszyscy" - może i trochę nudne, ale szaro-biało-czarne, może co najwyżej z jakimś drobnym kolorystycznym akcentem. I z szarym narożnikiem - koniecznie! Żeby przypadkiem nie zmienić zdania - od razu pojechaliśmy po farby - a jakże - białą i dwa odcienie szarości - antracyt i delikatną jasną szarość.

Plan był prosty - skuwamy "cegiełkę", szpachlujemy ścianę, malujemy na ciemno, resztę trzaskamy na jasno szaro. Do tego śnieżnobiały sufit, szara kanapa i już ;)

I co z tych planów wyszło?

Niewiele, bo jednak kolory to u mnie uzależnienie, miłość i najgłębsza potrzeba... Żywe, intensywne, w niebanalnych połączeniach - sprawiają, że wszystko z automatu… nabiera barw;)

Kiedy tylko zobaczyłam fotel i kanapę Egedal z Jysk - wpadłam jak śliwka w kompot i zakochałam się na zabój. W międzyczasie Marcin odkrył pinterest i zaczął go z uwagą studiować - doktoratu co prawda (jeszcze) nie zrobił, ale uznał, że potrzebujmy... drewnianej ściany. Jak postanowił - tak zrobił ;) To "zrobił" też jest tu kluczowe - nie byłam mu w stanie zbyt wiele pomóc, przeżywając całą sobą "uroki" zapalenia korzonków i dyskopatii lędźwiowej. Chętnie zamieniłabym na cesarkę, a nawet dziesięć - takie bólu to jeszcze nie uświadczyłam.

Jednak wracajmy do salonu - zdecydowanie nie wyszedł nudny, a w trakcie tylko raz rozważaliśmy rozwód, zatem to pełen sukces;)

Największa zmiana to oczywiście ściana z desek - zachwycałam się nimi na wielu amerykańskich blogach i z ogromna radością oglądam ją u siebie:) Pierwotny plan zakładał wyłożenie drewnem także podestu pod piecem i ściany za nim, jednak przepisy przeciwpożarowe zdecydowanie sprzeciwiają się takiemu rozwiązaniu. Swoiste ramkowe "obramowanie" poziomo ułożonych desek zostało wymuszone... ich długością - najdłuższe, jakie mogliśmy dostać od ręki, miały 240 cm, a ściana w tym miejscu ma ponad 250 cm.

Uwielbiamy nasze komody, więc z nich nie chcieliśmy rezygnować, jednak od dawna nie pasowało mi umiejscowienie telewizora - na komodzie rtv stał według mnie zdecydowanie za nisko, przestawiliśmy go więc na wysoką komodę - całkiem nieźle prezentuje się na tle antracytowej ściany. Zresztą czekamy już na nowszy i trochę większy model ;) Tymczasem pilnują go dzielne świąteczne skrzaty ;)

Rozstaliśmy się natomiast z ciężkim narożnikiem w brązowej skórze. Był wygodny, niestety wizualnie strasznie przytłaczał wnętrze. Zastąpiła go przepiękna kanapa na czarnych drewnianych nóżkach z fotelem do kompletu - granatowy aksamit jest cudowny w dotyku, a sam kolor - bardzo nieoczywisty, zmienia się wraz z każdą  zmianą światła. Wahałam się nad rezygnacja z klasycznej kolonialnej ławy. Szybki bilans częstotliwości korzystania z niej zrobił jednak swoje - do odłożenia książki czy kubka z kawa nie potrzebujemy tak dużego mebla. Wybór padł więc na minimalistyczny stolik z betonowym blatem. 

Stołu nie pozwoliłabym ruszyć - rozłożony bez problemu pomieści nawet 15 osób, to przy nim Kornelia często odrabia lekcje, Marcin maluje, a ja pracuję. Jest nam absolutnie niezbędny :)

Poremontowe sprzątanie skłoniło mnie oczywiście do wyciągnięcia świątecznych dekoracji :) Uwielbiam ten czas!

 Tu widok z góry - tak najlepiej widać, ile przestrzeni udało się nam zyskać dzięki tym zmianom :)

Tu muszę się Wam przyznać, że już w momencie, w którym zapadła decyzja o drewnianej ścianie, wiedziałam, co koniecznie musi się na niej znaleźć - ogromny wianek z żywych gałązek i świąteczne skarpety :) Zwyczaj wieszania przy łóżku lub kominku skarpet, do których wkłada się drobne upominki dla grzecznych dzieci, a dla niegrzecznych... węgiel - pochodzi z Włoch. Związana z nim jest także historia o świętym Mikołaju i pierwszym z jego prezentów - złotych monetach, które w tajemnicy włożył do suszących się przy kominku wypranych pończoch trzech biednych dziewczynek.

Swoje miejsce znalazły tu również poinsecje, stary kominkowy zegar i urocza choineczka :)

Kosz z liny jutowej zrobiłam ponad pięć lat temu i jak widać - wciąż świetnie się trzyma, zastanawiałam się co prawda nad zmianą, ale myślę, że tu pasuje. Podobnie jak skrzyneczka-staruszka, w której trzymamy podpałkę:) Podest pod kozą przemalowaliśmy antracytową farbą do płytek - były beżowe i po zmianach nie pasowały o niczego.

Nie zamierzam silić się na fałszywą skromność - jestem zachwycona efektem końcowym i niesamowicie dumna z Marcina, bo odwalił kawał dobrej roboty :)

Tak wyglądał nasz salon przed zmianami:

Jest różnica ;)

Tak nam się te zmiany podobały, że idąc za ciosem - zmianom poddaliśmy też przedpokój. Ale to już jest temat na osobny post - podobnie jak wszystkie remontowe szczegóły salonowych zmian. Chorowanie ma też swoje plusy, bo w kolejce do publikacji czeka już nie jeden czy dwa, a aż sześć postów :D
Nie tylko na plażę - idealne meble i dodatki na taras i do ogrodu.

Nie tylko na plażę - idealne meble i dodatki na taras i do ogrodu.

Nie przesadzę, jeśli powiem, że jestem wierną fanką wnętrzarskich dodatków marki Jysk - co zresztą pokazuję Wam już od trzech lat :) 

Z przyjemnością też biorę co roku udział w prezentacjach nowych kolekcji, a później dzielę się z Wami wrażeniami. Tak było i teraz, choć tym razem zmieniło się miejsce - wywiało mnie - dosłownie! - aż do Sopotu, gdzie we wnętrzu Restauracji Małe Molo i na leżącej przy niej plaży miałam nie tylko okazję zachwycić się kolekcją mebli i dodatków dedykowanych ogrodom, tarasom i balkonom, ale i wziąć udział w warsztatach fotograficznych.

Podejrzewam, że żadne inne miejsce nie byłoby w stanie tak jak plaża pokazać całego potencjału produktów z najnowszej kolekcji. Nie bez znaczenia jest też fakt, że pogoda - mimo raczej kapryśnej jak na maj aury - była dla nas wyjątkowo łaskawa i mimo silnego wiatru - mogliśmy też liczyć na słońce.

 Meble i dodatki zaprojektowano tak, by nie uległy uszkodzeniu wskutek warunków atmosferycznych, przy jednoczesnej trosce o wygodę użytkowników i wysoką estetykę wykonania.

 Stylistycznie wciąż pozostajemy w duchu skandynawskiego designu, ale - co mnie bardzo cieszy - bardzo wyraźne są akcenty boho.

 Jest też nie lata gratka dla miłośników geometrycznych form i mocnych kolorów - kolekcja krzeseł Uberrup.

 Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym nie zwróciła uwagi na donice Fluga - wykonane z włókna glinianego w optyce betonu.

 Na uwagę zasługuje też seria Bamle w całości wykonana z rattanu - ławka to świetna propozycja na małe balkony, których właściciele nie chcieliby rezygnować z ich funkcji wypoczynkowej.



 Poniższą drabinkę oglądałam już dwukrotnie podczas zakupów i choć dotąd się powstrzymywałam - chyba w końcu się na nią skuszę :)


 Lampy, latarnie i lampiony to moja kolejna słabość - zobaczcie, jak wspaniale się prezentują:



 Gdybyście mieli wątpliwości, czy makramy nie są passe - Jysk mówi zdecydowane NIE takim teoriom ;)

 Poduszki, kosze i koce to także obowiązkowy element każdej dobrze zaaranżowanej przestrzeni - tak w domu, jak i na zewnątrz :)


 Na koniec zdradzę Wam sekret - od lat marzyłam o trafieniu na plaży na starą łódź. Po co? Choćby po to, by móc zrobić jej kilka zdjęć i fantazjować, że może kiedyś będę taką miała we własnym ogrodzie:)

 Co prawda na razie muszą wystarczyć mi zdjęcia, ale teraz tym bardziej mam do czego wzdychać ;)

Ja jestem zachwycona i zainspirowana - maj powoli się kończy i już cieszę się perspektywą leniwych godzin w ogrodzie i na balkonie. W tym roku aranżuję je nieco później, na co w dużym stopniu ma wpływ pogoda.

A jak to wygląda u Was?

Jesteście już przygotowani na wakacyjne leniuchowanie?