Wianek pachnący świętami, czyli #slodkielaczy
Lubię słodkie, choć staram się za często nie ulegać pokusom. Jednak w święta - udzielam sobie dyspensy i lubię od czasu do czasu zaszaleć. Naszą tradycją jest rodzinne przygotowywanie pierniczków, co już wielokrotnie Wam pokazywałam, dlatego dziś pierniczki będą, ale w zupełnie innej odsłonie :)
Świąteczne dekoracje to mój konik - pierwsze przygotowujemy często już w listopadzie, a - będę nieskromna, ale co tam ;) - nasza kreatywność nie ma granic :D
Tym razem zależało mi na stworzeniu świątecznego świecznika-stroika. Lubię naturalne dekoracje i w swoich projektach bardzo często je wykorzystuję. Tym razem postanowiłam iść o krok dalej i wykorzystać ozdoby nie tylko naturalne, ale również jadalne.
Nie wiem, czy zdajecie sobie sprawę, że to powrót do korzeni - pierwsze dekoracje choinkowe w niewielkim stopniu przypominały współczesne bombki. Były to czerwone, wypolerowane do połysku jabłka wieszane na wstążkach, obwiązane sznureczkiem orzechy włoskie, ciastka i pierniczki, światy - ozdoby wycinane z opłatków, z czasem także suszone plastry pomarańczy.
Przyznam Wam, że Kornelia - nasz domowy łasuch - ma straszne opory przed wieszaniem pierników na choince. Bo przecież ciasteczka się zjada, a nie wiesza na choince, żeby się zakurzyły :) Choć pierwotnie miałam w planach właśnie tak udekorować jedną z naszych choinek, zgodziłam się iść na kompromis i - zainspirowana przez Diamant i świąteczną akcję #slodkielaczy - przygotować wianek, pachnący tym wszystkim, co kojarzy mi się ze świętami :)
WIANEK PACHNĄCY ŚWIĘTAMI - CZEGO POTRZEBUJEMY?
pierniczki
kawałki cynamonu
gwiazdki anyżu
orzechy
plastry pomarańczy
cukier puder Diamant
lukier ;)
* przepis gęsty lukier : ubij sztywną pianę z jednego białka, powoli dodawaj po łyżce cukru Diamant do polewy - będziesz potrzebować około 250 g - dodaj tyle, by uzyskać konsystencję bardzo gęstej śmietany.
Zaczynamy od przygotowania suszonych plastrów pomarańczy - oczywiście możecie kupić gotowe, jednak nic nie zastąpi tych zrobionych własnoręcznie.
Zaczynamy od wianka z gałązek - możemy ułożyć go na dużym talerzu lub dekoracyjnej tacy.
Karp, czyli slow life po polsku.
Gdybym spytała Was o potrawę, która najbardziej kojarzy się Wam ze świętami, jaka byłaby odpowiedź? Idę o zakład, że w pierwszej trójce znalazłby się karp;)
Złocisty smażony, w galarecie, jako baza zupy rybnej, a w wielu domach - także świątecznego barszczu. U nas jest podobnie, jednak karpia nie traktujemy jako przysmaku jedynie bożonarodzeniowego i często pojawia się na naszym stole - bo po prostu go uwielbiamy!
Oczywiście - we Wigilię stanie w centralnym punkcie stołu (albo i trzech, żeby każdy miał blisko;), ale sięgamy po niego równie chętnie, jak po pstrągi, łososia czy dorsza.
Choć w powszechnej świadomości funkcjonuje jako ryba jedzona w święta od zawsze, to w istocie ta tradycja została zapoczątkowana dopiero po drugiej wojnie światowej w ramach akcji władz PRL z 1947 roku "Karp na każdym wigilijnym stole w Polsce". Skąd ta nagła fascynacją tą znaną przecież od wieków rybą? Oczywiście z prozy życia i ekonomii - zniszczona flota bałtycka nie była w stanie dostarczać odpowiedniej ilości ryb, a karp jako jedyny był stosunkowo łatwo dostępny, we względnie krótkim czasie można było wówczas rozpocząć zarybianie stawów i hodowlę na szeroką skalę.
Sama zaś hodowla idealnie wpisuje się w jakże mi bliski nurt slow life - uważnego życia, w którym znajdujemy czas na to, co najważniejsze - budowanie wartościowych relacji, chwile poświęcone rodzinie i sobie, samorozwój. Nie, kochani, nie bredzę - hodowla karpia wymaga uważności, serca i... czasu.
Wiecie, że historia to mój konik - interesuje mnie wszystko, co nas otacza, lubię WIEDZIEĆ - także to, skąd wzięło się to, co ląduje na moim talerzu ;) Oczywiście i przeszłość karpia musiałam wziąć pod lupę i wnikliwie ją prześledzić.
Karpie trafiły do Polski za sprawą czeskich cystersów spod Milicza już w XII wieku - cztery stulecia później ilością stawów hodowlanych Rzeczpospolita ustępowała jedynie Czechom - stawy zakładano na nieużytkach, a w Małopolsce i na Śląsku hodowla karpia była równie powszechna jak uprawa zbóż. Siedemnastowieczne wojny, podczas których ze stawów spuszczano wodę i wyławiano karpie z przeznaczeniem na wyżywienie dla wojsk, sprawiły, że popularność karpia spadła. Zmieniło się to dwa wieki później, wraz z wyhodowaniem karpia królewskiego - nowej odmiany o stosunkowo małej głowie i grzbiecie wygiętym w łuk - tej, która obecnie jest najpopularniejsza.
Mimo upływu lat - zasady hodowli pozostają niezmienne - trwa ona trzy lata i przez cały ten czas prowadzona jest w zgodzie ze środowiskiem naturalnym i najwyższą troską o dobrostan zwierząt. Między majem a czerwcem ryby odbywają tarło, czyli okres godowy. Po kilku dniach z ikry wykluwają się larwy karpi, czyli wylęg. Odławia się go i przenosi do większych stawów, gdzie dzięki obfitym zasobom planktonu i pod opieką rybaków rośnie, stając się lipcówką - mierzącym po 4-5 centymetrów narybkiem. Jesienią przenosi się je do kolejnych stawów, gdzie rosną nadal i przygotowują się do zimy. Wiosną drugiego roku trafiają do kolejnych stawów, w którym żywią się już nie tylko planktonem, ale również dostarczanym przez rybaków zbożem. Do jesieni ich waga zwykle osiąga 300 g, a one same - miano kroczków. Wiosną trzeciego następują ostatnie przenosiny - do stawów, gdzie karmione przez całe lato zbożem, do jesieni karpie osiągają wagę 1,8-2 kilogramów. To moment, gdy jako wspaniały dar natury i owoc trzyletniej pracy rybaków - są gotowe, by trafić na nasze stoły. Nie da się tego procesu przyspieszyć - to naturalny, niezmienny cykl, dzięki któremu możemy cieszyć się najwyższej jakości mięsem, bogatym w aminokwasy, witaminy i składniki mineralne.
Mięso karpia jest średniotłuste - bogate w kwasy omega 3 i omega 6 oraz w łatwo przyswajalne białko. W smaku bardzo delikatne, jest świetnym składnikiem zrównoważonej diety. Przyrządza się je niezwykle łatwo - wiele ciekawych przepisów można znaleźć w książkach poświęconych kuchni żydowskiej, a mniej tradycyjne, choć równie pyszne - czekają na Was na stronie Karpiujemy.pl. Oczywiście największą popularnością cieszy się karp w panierce, jednak zapewniam Was - nie warto się do niego ograniczać!
Właśnie dlatego przygotowałam dla Was przepis na karpia w pestkach - mieszance ziaren słonecznika, dyni, sezamu i siemienia lnianego. Choć to dość niecodzienne zestawienie, zapewniam Was, że nie pożałujecie :)
KARP W PESTKACH - SMAŻONY LUB PIECZONY
SKŁADNIKI:
2 płaty karpia, najlepiej filetowane
1-2 jajka
po 3-4 łyżki pestek słonecznika, dyni, siemienia lnianego i sezamu
opcjonalnie - pół łyżeczki nasion czarnuszki
sól
pieprz
olej do smażenia
1 średnia cytryna
opcjonalnie - mleko do wymoczenia karpia
Karpia możemy sami sprawić i wyfiletować - ostrym nożem poprzecznie nacinamy filet w pionowe paski o grubości 2-3 mm - musimy przy tym uważać, by nie naciąć skóry. Rozdrobnione w ten sposób ości wytopią się w podczas smażenia. Filety kroimy na kawałki o szerokości 5-6 cm. Ja przed smażeniem moczę je przez 2-3 godziny w mleku - nie jest to konieczne, wystarczy dokładnie je umyć i osuszyć papierowym ręcznikiem.
Karmnik dla ptaków z butelki.
W tym roku - już po raz trzeci - razem z marką Cono Sur przygotowałam dla Was zimowy projekt, w którym główną rolę odgrywa nic innego jak butelka. Pokazywałam Wam już prostą lampkę z butelki oraz wersję witrażową z pięknymi wzorami malowanymi na szkle. Tym razem postanowiłam wyjść z moją butelką na zewnątrz i stworzyłam... karmnik dla ptaków :)
CZEGO POTRZEBUJEMY?
butelka wina Cono Sur - Chardonnay będzie idealny ;)
koraliki - dowolne, możecie wykorzystać np. stare, zerwane korale
drut - cienki i giętki, ale mocny - sprawdzi się florystyczny, jeśli obawiacie się o jego wytrzymałość - za każdym razem możecie użyć podwójnego
kombinerki / cążki do cięcia drutu
podstawka do kwiatów - ja wykorzystałam część starego ceramicznego opiekacza do jabłek - miejsce na świeczkę sprawdzi się świetnie to włożenia większych orzechów czy np. skórek słoniny (koniecznie niesolonej)