Remont sypialni cz.1. Szpachlowanie i szlifowanie ścian.

Po trzech (!) tygodniach ciężkich zmagań w sypialni mogę to wreszcie powiedzieć - SKOŃCZONE!

Planowany od dawna remont sypialni zajął nam więcej czasu niż zakładaliśmy - zamiast prostego odświeżenia i pomalowania ścian zdecydowaliśmy się na wcześniejsze szpachlowanie i szlifowanie. 

Tu musimy cofnąć się 5 lat wstecz - gdy kupiliśmy mieszkanie było świeżo pomalowane, ale byliśmy świadomi licznych - niewielkich wprawdzie, ale obecnych - nierówności na ścianach. Gdy malowaliśmy je dwa lata później, uznaliśmy, że w tamtym momencie zadowolimy się zmianą koloru. Jednak czas mijał, a na ścianach i suficie pojawiało się coraz więcej drobnych pęknięć i podejrzanych wypukłości- co ciekawe tylko w sypialni. Długo umiejętnie omijałam je wzrokiem, ale w końcu trzeba było się nimi zająć. 

Mimo wszystko możliwe, że przełożylibyśmy to o kolejny rok (bo mnóstwo pracy, bo wakacje mocno dały nam w kość, bo nie jest jeszcze tak źle, bo przy remoncie czeka nas straszny bałagan i może lepiej przełożyć go na później... Znacie te wszystkie wymówki? ;), gdyby nie marka Francesco Guardi Collezione, która postanowiła rzucić mi nie lada wyzwanie pt. ściana lśniąca rosą;) Zobaczyłam wizualizacje - i przepadłam...

Jeśli człowieka można zdefiniować kolorami, każdy, kto mnie zna, umiejscowi mnie gdzieś pomiędzy brązem a złotem. Gdy dodamy do tego awersję do tego, co modne i obecne w co drugim wnętrzu - można mieć pewność, że obce mi spektrum szarości. Tym razem postanowiłam z jednej strony zaszaleć, a z drugiej - ulec temu, co mi najbliższe, więc nie powinien Was dziwić mój wybór...

Znane Wam z Bedroom stories wnętrze z czasem zaczęłam postrzegać jako nudne i nieco "babcine" - wydatnie przyczynił się do tego waniliowy budyń na ścianach. Zdecydowałam się więc je ożywić i nadać mu znacznie bardziej eleganckiego charakteru łącząc ponadczasową biel ze starym złotem.

Nie przesadzę mówiąc, że farba o efekcie rosy Francesco Guardi okazała się prawdziwym objawieniem - przede wszystkim ze względu na spektakularny efekt, jaki uzyskujemy z jej udziałem, ale również dlatego, że praca z nią jest bajecznie prosta. Tu jednak będę okrutna, potrzymam Was jeszcze przez moment w niepewności i skupię się na bardziej prozaicznych aspektach remontu ;)


PRZYGOTOWANIE ŚCIAN PRZED SZPACHLOWANIEM

Pierwszą czynnością przed przystąpieniem do szpachlowania wcześniej malowanych ścian jest ich umycie ciepłą wodą z użyciem delikatnego detergentu - u nas to niewielka ilość szarego mydła w płynie. Na tym etapie posiłkowaliśmy się jednym z moich ulubionych domowych pomocników, czyli płaskim mopem Leifheit, choć oczywiście sprawdzi się także bardziej tradycyjna metoda, czyli wilgotna i nie pozostawiająca kłaczków ściereczka. 

Po wyschnięciu ścian zaczynamy badanie stabilności podłoża - w celu określenia, czy konieczne będzie wcześniejsze żmudne szlifowanie całości. Na powierzchni ściany, ostrym brzegiem szpachelki, robimy próbę w postaci kilku przecinających się linii. Jeśli całość nie kruszy się ani nie sypie - możemy odetchnąć z ulgą - mamy ułatwione zadanie i nie musimy zaczynać pracy od szlifowania.

Jak wspominałam - naszym problemem było wiele drobnych pęknięć i wybrzuszeń farby. Zaczęliśmy więc od ich skucia. Tu natrafiliśmy na pierwszy problem - wystarczyło je ruszyć, by szybko okazało się, że są znacznie głębsze, niż przypuszczaliśmy. Krytycznymi miejscami okazały się łączenia regipsów na suficie, linia łącząca proste ściany ze skosem i przestrzeń za wiszącymi półkami na ścianie zewnętrznej przy drzwiach balkonowych. Po usunięciu luźnych fragmentów kolejnych warstw farb i tynku oraz starannym przeszlifowaniu pęknięć - całość dla pewności odkurzyliśmy.

Ubytki wypełniliśmy lekkim akrylem szpachlowym Soudal - dzięki niskiej kurczliwości po wyschnięciu nie pęka i nie kruszy się. Błyskawicznie schnie i po około 20-30 minutach można go już szlifować - oczywiście przy zastosowaniu cienkiej warstwy. U nas miejscami była dość gruba, położyliśmy go więc wieczorem, a do dalszych prac przystąpiliśmy rano. 

Do zagruntowania sufitu i ścian przed szpachlowaniem użyliśmy polimerowego gruntu uniwersalnego Acryl-Putz GU 40
Ponieważ większość prac wykonywaliśmy przy paskudnej pogodzie i wysokiej wilgotności powietrza na zewnątrz - wydłużyliśmy czas schnięcia przed przystąpieniem do kolejnego etapu, czyli szpachlowania - zabraliśmy się za to po upływie ponad 12 godzin.


SZPACHLOWANIE SUFITU I ŚCIAN

Ta część remontu okazała się dla nas zdecydowanie najtrudniejsza, a właściwie najbardziej żmudna, bo samo szpachlowanie nie należy do szczególnie skomplikowanych czynności, wymaga jednak pewnej wprawy, której oczywiście nie mieliśmy. Pierwotnie zakładaliśmy - o, słodka naiwności!, że nie powinno nam to zająć więcej niż 3-4 dni - wszak w wykonaniu youtube'owego guru mojego Męża wszystko wydawało się banalnie proste. Nie wzięłam jednak poprawki na to, że wyżej wymieniony to jednak nie Mario Budowlaniec, tylko mój osobisty Marcin, który w życiu nie miał w rękach pacy, a mimo tego nie będzie umiał pokonać swojej natury perfekcjonisty. Powiem tylko, że wraz ze szlifowaniem i poprawkami zajęło nam to...13 dni...

Ponieważ nie zamierzam odkrywać Ameryki pięć wieków po Kolumbie, daruję Wam swoje mądrości, zresztą ten fragment prac bardziej przypominał peruwiańską telenowelę i drogę przez mękę urokliwej Lusesity, niż pełną humoru Never ending story. W zamian szczerze polecam wspomniany wyżej kanał YT - Mario zna się na rzeczy, a szpachlowanie nie ma przed nim tajemnic;)

W skrócie:

Użyliśmy Gładzi tynkowej wykończeniowej RG21 Regular Acryl-Putz - to gotowy produkt, którego nie trzeba już rozrabiać- wystarczy użyć mieszadła wolnoobrotowego, po wyschnięciu jest śnieżnobiała, świetnie się ją szlifuje, optymalny efekt uzyskaliśmy po położeniu dwóch cienkich (po ok. 1,5 mm) warstw.

Zaczęliśmy od sufitu - nie należy zrażać się widocznymi na pierwszy rzut oka nierównościami - ciężko jest przy pierwszej próbie stworzyć idealnie gładką powierzchnię, a i tak będziemy całość szlifować.

Po skończeniu sufitu zabraliśmy się za ściany.

Jeśli mają na nich - w dotychczasowych miejscach - zawisnąć półki, po usunięciu na czas szpachlowania kołków rozporowych- oznaczmy te miejsca np. wykałaczkami - unikniemy późniejszego wiercenia na ślepo, które oczywiście nam się przytrafiło ;) 

Przy szpachlowaniu narożników sprawdziła się niewielka kielnia kątowa wewnętrzna i malutka szpachelka. Przy dużych powierzchniach używaliśmy nierdzewnej pacy prostokątnej.

Podczas pracy ciężko uniknąć lądowania resztek gładzi na podłodze - warto wyłożyć ją tekturą malarską/budowlaną - sprawdza się o wiele lepiej niż folia. Oczywiście szpachlę łatwo zmyć z podłogi, ale po co dokładać sobie pracy;)

Po wyschnięciu gładzi przeżyłam pierwszy zachwyt idealną bielą ścian i utwierdziłam się w słuszności decyzji o malowaniu na biało. 

Jeśli przyjdzie Wam do głowy, że po szpachlowaniu najgorsze macie już za sobą - nie wierzcie w to! Prawdziwa zabawa zacznie się wtedy, gdy rozpoczniecie...


SZLIFOWANIE GŁADZI  SZPACHLOWEJ.

To kolejna czynność, którą ciężko nazwać trudną. Wielką zaletą użytej przez nas gładzi jest to, że podczas szlifowania pył nie unosi się bez przerwy w powietrzu, tylko od razu opada na podłogę. Niemniej, jeśli nie zrobiliście tego wcześniej, a z różnych przyczyn wyniesienie mebli nie było możliwe - starannie oklejcie każdą powierzchnię, przez którą pył może dostać się do wnętrza szaf czy szuflad.

Szlifujemy w maseczce i okularach ochronnych - to niewielki wydatek, ale konieczny dla zdrowia naszych oczu i dróg oddechowych. 

Pierwsze szlifowanie wykonaliśmy z użyciem prostokątnej pacy do szlifowania - pracę zaczęliśmy od użycia siatki ściernej, jednak mimo wysokiej gradacji (P150) - zostawiała na powierzchni brzydkie ślady (choć to być może efekt braku wprawy w pracy z nią;), zastąpiliśmy ją więc papierem ściernym (P100). Po pozbyciu się największych nierówności, wszystkie powierzchnie odkurzyliśmy i przystąpiliśmy do dzieła czynienia ścian IDEALNIE GŁADKIMI.

Tu pozwolę sobie na małą dygresję - Marcin to pedant i perfekcjonista. Cokolwiek robi - musi to robić idealnie. Nieważne, czy mowa o sporcie, remoncie czy sprzątaniu - po prostu MUSI być w tym najlepszy. MUSI wszystko umieć. MUSI osiągnąć perfekcyjny efekt. Nawet jeśli jakąś niedoskonałość w efektach jego pracy miałby widzieć tylko on sam - nie potrafi sobie na nią pozwolić. Kiedyś mnie to denerwowało. Teraz - zaakceptowałam to jako nieodłączną część jego charakteru. Czasem się złoszczę, bo chciałabym zrobić wszystko szybciej, ale już po fakcie stwierdzam, że efekt był wart dłuższego oczekiwania. 

Dlaczego o tym mówię? Tu przechodzimy do kolejnego punktu naszych prac - szlifowania w celu osiągnięcia idealnie gładkiej powierzchni. Pacę zastąpiliśmy podłużnymi kostkami ściernymi i całość kawałek po kawału była szlifowana po raz drugi. Teoretycznie na tym etapie zaleca się przechodzenie z gradacji papieru/kostki ściernej od P100 do nawet P150. W praktyce - przy wysokiej jakości gładzi - okazało się, że już gradacja P100 daje świetny efekt i tylko w niektórych miejscach konieczne było użycie kostki P120. By zauważyć wszelkie możliwe niedoskonałości, koniecznie musimy posiłkowac się silną lampą lub przynajmniej latarką o dużej mocy.

Po zakończeniu szlifowania (i niekończących się poprawkach, przy których poległa lampa halogenowa i moja foto - rozbita w drobny mak), całość znów odpyliliśmy. 

Tym samym zakończyliśmy (a przynajmniej tak nam się wydawało ;) etap prac "brudnych".

Kolejny krok to położenie na ściany farby podkładowej, np. Latex Grunt - gdy wyschnie, możemy już przystąpić do właściwego malowania. 

Lubię stopniować napięcie, musicie mi więc wybaczyć, bo postanowiłam Was potrzymać jeszcze momencik w niepewności i jedynie odrobinkę uchylę dziś rąbka tajemnicy;)

Już w następnym poście zobaczycie finał sypialnianej metamorfozy i poznacie bardzo nietypowy produkt, jakim jest Farba Francesco Guardi o efekcie rosy. Pokażę Wam też, jakich przygotowań wymaga ściana, byśmy mogli cieszyć się najlepszym efektem po położeniu właściwej farby. Będzie też kilka słów o konieczności...kucia świeżo wymalowanej ściany;)

Ciekawi?

Na zachętę zostawiam Wam małą zapowiedź;)

14 komentarzy:

  1. Ile pracy!! I z remonten i z mega profesjonalnie przygotowanym postem! Czapki z głów! A efekt końcowy mega! Zdecydowanie nikt takiej sypialni nie ma, a przynajmniej ja niegdzie takiej nie widziałam. Złoty kolor to chyba jedynie słuszny wybór przy tak pięknych, eleganckich i solidnych meblach. Jest klimat, jest styl, jest charalter. Jest moc!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. i jest rumieniec:)
      Mam co prawda poczucie, że to nie jest styl, który na dobre zagości w polskich wnętrzach - z wielu powodów - ale najważniejsza jest satysfakcja, która odczuwamy patrząc na efekty naszych zmagań :)

      Usuń
  2. O kurczę. Sama też planuję remont i próbuję się zorientować ile to wszystko wyniesie i wydatki rosną coraz bardziej, mimo że większość chcemy zrobić sami. Choćby takie okna na wymiar, które musimy wymienić, a jeszcze oczyszczanie ścian, szpachlowanie, malowanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. w przypadku większych remontów za niezbędny uważam dobry plan finansowy - szykuje post na ten temat - pojawi się niebawem :)

      Usuń
  3. Odpowiedzi
    1. dziękuję, jestem dumna z tego projektu, a i śpi nam się teraz o wiele przyjemniej :)

      Usuń
  4. Podziwiam i chylę czoło! Tyle pracy, ja ograniczyłam się jedynie do zmiany mebli i dodatków, bo tapetę mam stosunkowo nową :) Jeśli nie masz nic przeciwko, zobacz jak ja w niecałych 8 metrach kwadratowych pomieściłam sypialnię/salon, biuro, garderobę i biblioteczkę :) Pozdrawiam http://www.paulinepisze.pl/jak-urzadzic-maly-pokoj-mieszkanie-w-bloku/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 7,9 m2 i tyle funkcji - to jest COŚ :) Zawsze podziwiam, jak mozna tak świetnie wykorzystac przestrzeń - uważam, że świetnie sobie poradziłaś:)

      Usuń
  5. Wyszło faktycznie pięknie! I tak jak pisałem w innym temacie ciekawi mnie czy u mnie taka farba by się sprawdziła... tak w ogóle skąd pomysł na rosę?
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bałam się,że przy gladkiej złotej ścianie zabraknie głębi 😉 Zależało mi na grze światła i uczynieniu sypialni wyjątkową 😊

      Usuń
  6. Uwielbiam takie relacje :) z humorem, dystansem, a wciąż rzetelnie! Też czeka mnie remont sypialni, kocham biel a po kilku latach mi trochę pożółkła, malowanie będzie grane, a przy okazji jeszcze się trochę pokombinuje pod moje nowe fantazje. Nie tak dawno kupiłam ,,dla męża" wkrętarkę z Powermata, porządny kawał sprzętu (jest pewnie gdzieś na stronie, 20V1-SU, https://powermat.pl/), 92 elementy, chodzi jak rakieta - ZAWSZE był argument że ,,eeee zrobimy remont jak będzie sprzęt, kupi sie to sie zrobi", teraz już nic nie wymyśli :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Nas też czeka remont, ale na ten moment na razie wszystko dokładnie planujemy. Liczymy na to, że nie będzie z tym żadnego problemu. Myślę, że można korzystać z inspiracji w tym stylu.

    OdpowiedzUsuń
  8. Mam w planach wyremontowanie 3 pomieszczeń w domu i liczę, że wskazówki na blogu bardzo mi pomogą. Widzę, że jak najbardziej jest w czym wybierać, jeśli chodzi o nowoczesne rozwiązania.

    OdpowiedzUsuń
  9. Widzę, że jak najbardziej ciekawe propozycje można znaleźć, jeśli chodzi o remont sypialni, więc jak najbardziej polecam szukać sobie ciekawych rozwiązań. Moim zdaniem warto byłoby wybrać najciekawsze propozycje.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy pozostawiony komentarz - każde Wasze słowo jest dla mnie niezwykle ważne. Masz jakieś pytania - zostaw swój email - odpowiem na pewno.