Drewniana ściana w salonie - krok po kroku.

Drewniana ściana w salonie - krok po kroku.

Odkąd tylko skończyliśmy remont salonu w ramach akcji #wielka_metamorfoza_z_JYSK - chodzę dumna, szczęśliwa i wszystkim się chwalę :) Dla nas - to ogromna zmiana na plus - przede wszystkim wizualna, ale w dużym stopniu także funkcjonalna. Nagle zrobiło się znacznie więcej miejsca i to pomimo obecności ogromnej choinki - pod tym względem jesteśmy tradycjonalistami i nie wyobrażamy sobie świąt bez niej i jej pięknego zapachu :)

Kiedy pokazałam efekty naszej metamorfozy na facebooku - zostałam dosłownie zasypana pozytywnymi komentarzami, ale też wieloma pytaniami. Na te o meble większość odpowiedzi znajdziecie w tym wpisie - tu oczywiście nieoceniony okazał się Jysk. Jednak ogromne emocje zdaje się też budzić nasza nowa drewniana ściana :)

Szczerze mówiąc - wcale mnie to nie dziwi :)

Tak naprawdę - w pierwotnym planie wcale jej nie było. W miejscu imitacji piaskowca, której tak bardzo chcieliśmy się pozbyć, zaplanowaliśmy wyłącznie szpachlowanie i malowanie - na ciemną szarość. Prosto i bez udziwnień.

Kiedy Marcin po raz pierwszy podzielił się ze mną tym pomysłem, byłam nieco sceptyczna. Później przyszła euforia - tak! Chcę! Także za kominkiem i na podeście. Ale jak to z nadmiernym entuzjazmem bywa - dość szybko przygasł, bo po dokładnym zbadaniu przepisów przeciwpożarowych odkryliśmy, że nie do końca jest to bezpieczne rozwiązanie, zwłaszcza, jeśli na realizację nie planujemy wydać fortuny. 

W końcu jednak decyzja zapadła - kładziemy deski, ale tylko na tę część ściany, która nie znajduje się w bezpośrednim sąsiedztwie pieca, czyli na dotychczasową "ścianę z telewizorem".

Najpierw jednak trzeba było odpowiednio przygotować ścianę.


DREWNIANA ŚCIANA KROK PO KROKU

1. PRZYGOTOWANIE ŚCIANY

Pierwszym krokiem było skucie dotychczasowych płytek. Niekompetencja kładącego je fachowca, zwłaszcza w części przy piecu, w znacznym stopniu ułatwiła pracę - wiele włożonych było tylko "na wcisk, bez kleju lub z jego śladowymi ilościami. Choć ciężko w to uwierzyć - po ruszeniu jednej, wiele z nich dało się zdjęć tylko z użyciem... dłoni. Na głównej ścianie było już nieco trudniej - tam część płytek w poprzednich latach ruszała się tak bardzo, że były doklejane. Ich skuwanie już tak proste nie było, pozbycie się niektórych możliwe było wyłącznie razem z gruba warstwą tynku.

Krok drugi to przeszlifowanie całości celem pozbycia się resztek zaprawy oraz uzupełnienie - goldbandem - wyrw w tynku.

Krok trzeci to odpylenie i zagruntowanie całej powierzchni w celu przygotowania jej do szpachlowania - tu Marcin szczególnie skupił się na części pod skosem, gdzie ściana miała zostać pomalowana. Niezbędne okazały się dwie warstwy szpachli plus gdzieniegdzie dodatkowo większe poprawki.

Kiedy gładź wyschła - mogliśmy przejść do kroku czwartego - powierzchnia została starannie wyszlifowana i zagruntowana.


2. MONTAŻ STELAŻA I DESEK

Cała konstrukcja opiera się na sześciu pionowych kantówkach zamontowanych do ściany (za pomocą długich korków rozporowych) - to właśnie do nich przykręcone są wszystkie deski.

Po takim przygotowaniu - cała powierzchnia ściany, wraz z kantówkami, została dwukrotnie pomalowana na czarno. Po co? Żeby po zamontowaniu desek (przypomnę - obarczonych różnymi niedoskonałościami, także nierównościami) - spod spodu nie było widać nieestetycznych jasnych prześwitów.


Po wykonaniu tych wszystkich prac, nareszcie przyszła konieczność wyboru - jakie deski wybrać?


JAKIE DESKI WYBRAĆ?

Od razu odrzuciliśmy opcję premium - równiutkie, wyszlifowane, ze szlachetnego drewna, a więc - po prostu drogie, ale też dostępne głównie na zamówienie, a nam zależało na czasie.

Na drugim biegunie była wersja minimum - deski z odzysku. Co prawda przyszło nam na myśl wykorzystać wysmagane wiatrem, doświadczone przez słońce, deszcze i mrozy dechy ze starej stodoły, ale przeraziła nas ilość pracy, jaką trzeba by w nie włożyć oraz fakt, że część z nich przez lata nabrała lekko łukowatego kształtu. Odrzuciliśmy tez rozwiązanie upcyklingowe i deski z palet jako za wąskie - zwykle mają po 8-12 cm szerokości.

Co więc wybraliśmy?

Sosnowe strugane kantówki - szerokie, bo aż dwudziestocentymetrowe i długie - mierzące 240 cm.

Ściana, którą zabudowaliśmy drewnem ma 252 cm długości i 250 cm wysokości. Ponieważ zdecydowaliśmy się na najprostszy możliwy układ desek - ułożenie w poziomie - trzeba było rozwiązać problem brakujących 12 centymetrów. Tu w sukurs przyszło zamontowanie dwóch desek w pionie - na początku i końcu ściany oraz przycięcie ich wraz z górną poziomą deską na wzór ramki. Ta górna deska także cudownym sposobem się nie wydłużyła - musieliśmy dociąć brakujący kawałek, na szczęście niezbędna obecność kratki wentylacyjnej uratowała sytuację i niemal całkowicie ukryła łączenie.




Kolejne 11 desek trzeba było dociąć na długość 212 cm (252 cm - 2 x 20 cm).

Na samym dole, po montażu 12 pionowych desek, niemal idealnie udało się wpasować struganą kantówkę o szerokości 10 cm.


3. WYKOŃCZENIE

Kolejnym krokiem było przeszlifowanie całości w celu pozbycia się zadr i większych nierówności - najpierw papierem ściernym o gradacji P60, później - gąbką ścierną o gradacji P80. Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, by całość wyszlifować na gładko - dodatkowo papierem/gąbką ścierną o gradacji najpierw P120, a później P180. Nam jednak zależało na efekcie pewnej surowości, stąd pozwoliliśmy deskom zachować część niedoskonałości. 

Na koniec ściana została dwukrotnie pomalowana impregnatem hybrydowym Sadolin Classic w kolorze drewna tekowego - po drugiej warstwie pięknie dopasował się do koloru naszych mebli, choć rozważamy jeszcze położenie trzeciej. Przed przystąpieniem do nakładania impregnatu - konieczne jest zabezpieczenie powierzchni wokół, których malować nie zamierzamy.

Pędzel angielski i naturalne włosie sprawiają, że nakładanie impregnatu idzie szybko i dokładnie. Impregnat nakładamy długimi ruchami pędzla wzdłuż słojów drewna.

Jak widać - już jedna warstwa pięknie kryje i wydobywa całe piękno drewna - usłojenie i sęki.

Tu z kolei dobrze widać różnicę między jednokrotnym a dwukrotnym nałożeniem impregnatu - każda kolejna warstwa pogłębia kolor, jednocześnie nie ukrywając rysunku drewna.

Większość prac wykonywana była wieczorami, stąd ciemne zdjęcia, jednak nawet na nich świetnie widać efekt.


LISTA NIEZBĘDNYCH PRODUKTÓW I NARZĘDZI

Poniżej przygotowałam listę wszystkiego, co okazało się nam niezbędne. Większość jest uniwersalna, kwestią dopasowania pozostaje rodzaj i wymiary desek czy kolor impregnatu.

miarka

poziomnica

szlifierka i/lub papier/gąbki ścierne

ukośnica + piła ręczna/wyrzynarka (przy szerszych deskach końcówki trzeba dociąć piłą lub wyrzynarką, w razie potrzeby są w stanie zastąpić ukośnicę)

kołki rozporowe (minimum 5 cm)

wkręty do drewna

wkrętarka

czarna farba - wystarczy najtańsza akrylowa/lateksowa/emulsyjna

impregnat - u nas Sadolin Classic, ale możecie też rozważyć np. olej czy lakier

szeroki płaski pędzel angielski z naturalnego włosia - z syntetyków impregnat lubi spływać, co utrudnia pracę

rozpuszczalnik uniwersalny - do czyszczenia pędzli i miejsc, które przez przypadek zabrudzimy

folia malarska lub lepiej - tektura budowlana

rozpuszczalnik uniwersalny

folia malarska do zabezpieczenia przy malowaniu


Nasz wybór - ciemne drewno na ścianie - w dużej mierze podyktowany był nieustającą fascynacją elementami stylu kolonialnego. Co prawda odeszliśmy od niego w kuchni, nigdy też nie pojawił się w pokoju Kornelii, jednak w sypialni pozwoliliśmy mu grać pierwsze skrzypce. W salonie potrzebowaliśmy czegoś nieco lżejszego, dość luźno inspirowanego stylem skandynawskim. On sam - podoba mi się, od dawna kusi, jednak wciąż mam pewne obawy, czy się w nim odnajdę. Plan już jest - bawialnia dla Kornelii na górnym piętrze, jednak sporo kwestii jest tam do ogarnięcia, stąd też potrzebny nam naprawdę dobry plan:)

Tu dobrze widać, jak ładnie sprawdziło się takie łączenie desek pod kątem 45 stopni:

Zastosowanie wkrętów w kolorze złoto-brązowym sprawiło, że są niemal niewidoczne:


DREWNIANA ŚCIANA - MOŻNA INACZEJ

Wracając jednak do ściany - fani stylu skandynawskiego w jego klasycznej formie, mogą rozważyć ługowanie lub bielenie desek - jestem przekonana, że pozwoli to na uzyskanie spektakularnych efektów i przyznam, że z prawdziwą ciekawością obejrzałabym takie realizacje:) Samo zaś wykonanie będzie podobne, jedyna różnica to na etapie przed montażem właściwych desek - pomalowanie ściany wraz z kantówkami na biało (ewentualnie jasnoszaro) zamiast na czarno.

UKŁAD DESEK

Zastosowaliśmy prosty układ poziomy - takie ułożenie optycznie poszerza wnętrze i na tym nam zależało. Nasz salon nie jest duży, ma niecałe 30 m2 i dla naszej trzyosobowej rodziny jest wystarczający jako miejsce do relaksu, jednak chcieliśmy uczynić go wizualnie jak najbardziej przestrzennym.

W układzie poziomym możecie także montować deski "na cegiełkę", z góry ustalając jednolity wzór i odstępy - tu będziecie potrzebowali większej liczby kantówek jako stelaża, możecie też rozważyć montowanie czy nawet klejenie desek bezpośrednio na ścianie. Inna opcja, przydatna zwłaszcza przy zastosowaniu recyklingowych desek z palet, to misz masz, deski różnej długości czy nawet szerokości.

Możecie też rozważyć montaż desek w pionie - obawiam się jednak, że to rozwiązanie najbardziej sprawdzi się przy bardzo szerokich deskach - przy wąskich deskach bałabym się efektu boazerii. Przy takim rozwiązaniu kantówki składające się na stelaż montujemy w poziomie - w większości przypadków zapewne wystarczą cztery bądź pięć.

Kuszące wydaje się też być ułożenie w jodełkę, jednak to już nieco trudniejsze, myślę też, że aby uniknąć efektu parkietu na ścianie - powinno stosować się wyłącznie duże deski na bardzo dużych powierzchniach.

Jak podoba się Wam efekt końcowy?


W kolejnym salonowym poście opowiem Wam, jakich farb użyliśmy - do ścian, sufitu, płytek na podeście pod piecem, grzejnika oraz kratki wentylacyjnej i drzwiczek od wyczystki - jak widać, sporo tego było :) Pomogę Wam także w przygotowaniu kosztorysu własnych remontów - okazuje się bowiem, że sporo jest tzw. kosztów ukrytych, które początkowo wielu z nas pomija, a które finalnie stanowią spory procent wszystkich kosztów.








Wianek XXL z hula hop i gałązek jodły.

Wianek XXL z hula hop i gałązek jodły.

Kiedy Marcin powiedział mi o planach zrobienia drewnianej ściany w salonie, od razu wiedziałam, że nie może na niej zabraknąć ogromnego wianka z żywych gałązek i ze Stefanem, który od kilku tygodni czekał na święta ;)

Plan od początku był jasny - za bazę posłuży hula hop. Dlaczego? Bo jest duże, lekkie i wytrzymałe, a więc idealne, by nawet pomimo sporego ciężaru gałęzi - bez większych problemów zawisnąć na ścianie.

CO JEST POTRZEBNE DO WYKONANIA BOŻONARODZENIOWEGO WIANKA W ROZMIARZE XXL?

hula hop - wystarczy zwykłe kolorowe hula hop, które kupicie niemal w każdym sklepie z zabawkami, a nawet w wielu kioskach - moje kosztowało około 5 zł. Ma średnicę 60 cm.

drut florystyczny - jak w większości projektów, także tu użyłam czarnego - o dziwo, znacznie mniej rzuca się w oczy niż zielony

gałązki jodły, świerku, ewentualnie sosny - mi wystarczyło sześć średniej wielkości gałązek

Stefan - popiersie jelenia (tak obstawiam, że jeleń z niego)

sznur lampek LED - u mnie 50 szt. - najwygodniej będzie, jeśli użyjecie tych na baterie, świetnie mogą się tu sprawdzić np. serca THORFINN czy klamerki ESBEN

Zaczynamy od przygotowania gałęzi - w najgrubszej części powinny być na tyle elastyczne, by dały się lekko wyginać (czyli - nie zdrewniałe)

Teraz do akcji wkracza drut florystyczny - jeśli jeszcze tego nie mówiłam, powiem teraz - uwielbiam go za ogrom zastosowań ;)

Zaczynając od najgrubszej części gałązki, mocujemy ją do wianka, kilkukrotnie mocno i jak najciaśniej okręcając drutem florystycznym.

Owijanie kontynuujemy przez około 4/5 długości gałązki, pod tą luźną końcówką ukrywamy początek - tę grubą i przeważnie pozbawiona igiełek część - kolejnej gałązki i kontynuujemy owijanie całości drutem.

Analogicznie postępujemy z kolejnymi gałązkami - do momentu, gdy całe hula hop będzie pod nimi ukryte. Z tyłu przywiozujemy zawieszkę ze sznurka lub drutu. Jak ją wykonać - pokazywałam tu: JAK ZROBIĆ PROSTY WIANEK ZE ŚWIERKU.

Na koniec montujemy Stefana - tu także skorzystałam z drutu w celu stabilnego zamocowania go. Jeśli poroża i inne takie cuda Was nie interesują, zrezygnujcie z tego elementu, a po powieszeniu wianka, możecie na nim posadzić - jak na huśtawce - na przykład świątecznego skrzata.

Ostatni element to lampki Led. którymi okręcamy wianek na całej długości. Oczywiście możecie dołożyć bombki, gwiazdki, plastry pomarańczy, laski cynamonu - i co tylko wyobraźnia Wam podpowie. Ja wolę taką nieco surową, minimalistyczna wersję. Jeśli jednak wolicie "na bogato" - możecie skorzystać z podpowiedzi JAK ZROBIĆ WIANEK ADWENTOWY - technika wykonania jest ta sama, jedynie rozmiar większy ;)

Mój Stefcio dostał piękną muchę z czerwonego bieżnika z Jysk - dodała mu szyku, ale tez pozwoliła ukryć drucik, którym jest przymocowany do wianka. Ponieważ bieżnik jest sztywny - kokarda pięknie trzyma kształt.

I skończone :)

Prawda, jakie proste?

Wystarczy niewiele, a efekt końcowy na pewno zrobi wrażenie :)
Pomysł na prezent - witrażowa lampka z butelki.

Pomysł na prezent - witrażowa lampka z butelki.

Do świąt został zaledwie tydzień i niemal już wszystko mam przygotowane :)

Najczęściej sen z powiek spędzają mi prezenty - spora część mojej rodziny należy do osób, które twierdzą, że wszystko mają i niczego nie potrzebują, zatem na żadne podpowiedzi nie ma co liczyć.

Znacie to?

Zauważyłam, że często najwięcej radości sprawiają prezenty wykonane własnoręcznie - mam to szczęście, że moi bliscy bardzo je cenią i mam wrażenie, że na takie liczą najbardziej. Dlatego z radością podjęłam się wyzwania rzuconego mi przez Cono Sur i przygotowania dla Was inspiracji na świąteczny prezent wykonany z... butelki :)

Cono Sur to chilijski producent win - największy w Ameryce Południowej i coraz częściej pojawiający się na europejskich rynkach. Marka od początków swojego istnienia stawia na zrównoważony rozwój i troskę o naturalne środowisko - nie tylko regionu, w którym położone są jej winnice, ale i całej planety. Elementem polityki Cono Sur jest... rower - właśnie ten symbol znajdziecie na butelkach linii Bicicleta. Skąd ten pomysł? Rower to w Chile prawdziwy przedmiot pożądania - w wygodny i tani sposób pozwala przemieszczać się nawet na znaczne odległości, nie zużywa paliwa, zatem nie zanieczyszcza środowiska. Pracownicy winnic i winiarni przemieszczają się na rowerach, chroniąc tym samym grona przed kontaktem z toksycznymi spalinami. 

To nie pierwszy raz, kiedy miałam okazję stworzyć coś ciekawego wykorzystując butelki od wina - w zeszłym roku Cono Sur zaprosił mnie na warsztaty, po których pokazywałam Wam, jak zrobić lampę z butelki i plastra drewna. 

W tym roku postanowiłam - i sobie, i Wam - postawić poprzeczkę nieco wyżej ;) 

Zgodnie z bliską mi ideą upcyklingu chciałam, by stworzony przedmiot nie stał się kolejnym śmieciem, ale czymś nowym, lepszym, o praktycznym i ciekawym zastosowaniu - w tym przypadku piękną dekoracją. 

Co wymyśliłam?

Witrażową lampkę czy też może lampion ze szklanej butelki :)

 CZEGO POTRZEBUJEMY DO STWORZENIA WITRAŻOWEJ LAMPKI Z BUTELKI?

szklana butelka po winie - najlepsze są te z przezroczystego szkła

farby do szkła - najlepszy efekt daje zastosowanie kilku kolorów (minimum pięciu)

rozpuszczalnik/zmywacz do paznokci

cienki pędzelek

konturówka do malowania na szkle

Pierwszy krok to pozbycie się nakrętki i etykiety z butelki - można włożyć butelkę na noc do naczynia z wodą albo posiłkować się zmywarką. W obu przypadkach etykieta powinna się bez problemu odkleić, resztki łatwo zmyć zwykłym kuchennym zmywakiem. 

Szkło odtłuszczamy za pomocą rozpuszczalnika uniwersalnego lub ewentualnie acetonowego zmywacza do paznokci. Staramy się już go nie dotykać, a jeśli już musimy - najlepiej przez ręcznik papierowy.

Teraz w ruch idzie konturówka do szkła - sama wybrałam czarną, ale pięknie wygląda też metaliczna, zwłaszcza miedziana.

Konturówka rysujemy na szkle wzory - ogranicza nas wyłącznie wyobraźnia. Moje są nieregularne - to zaplanowany efekt ;)

Wzorami pokrywamy cała powierzchnię butelki lub tylko jej część - tu wszystko zależy od Was i od Waszej artystycznej wizji.


Kiedy skończymy - odstawiamy butelkę na około 2 godziny - konturówka musi zaschnąć.

Ostatni etap to nałożenie kolorów wewnątrz namalowanych konturówka wzorów. Robimy to cienkim pędzelkiem. Jeśli któryś z kolorów uznacie za zbyt jasny/zbyt transparentny - po około 10 minutach możecie nanieść drugą warstwę - efekt cudownie Was zaskoczy.

Czym bardziej skomplikowany/złożony z większej liczby elementów wzór - tym więcej czasu zajmie Wam wypełnienie go, ale to świetna i szalenie relaksująca zabawa :) 

Na koniec wystarczy włożyć do środka sznur lampek LED na baterie i czekać, aż się ściemni - efekt WOW gwarantowany :)

 Przyznam, że nawet w dzień - witrażowa butelka świetnie się prezentuje :)
Dwie kolejne - jasnozielona i żółta - czekają na opróżnienie - pomysł na nie już jest :)

Jak Wam się podoba efekt końcowy?




















Salon gotowy na święta.

Salon gotowy na święta.

Przez wiele lat podobał mi się nasz salon. Tak, moi drodzy, mea maxima culpa, takie to było niemodne, ale dobrze się czułam ze śmietanką na ścianie i z przewagą brązu i beżu. Fakt, pseudopiaskowiec na ścianie szybko zaczął mnie drażnić, właściwie od razu po położeniu - tym bardziej, że "fachowiec" zawiódł na całej linii i położył go po prostu źle, ale mimo wszystko - umiałam w tym wnętrzu odpoczywać.

Jakieś dwa lata temu zaświtała mi myśl, że może już pora na zmiany, jednak wtedy zaczęliśmy szykować się do remontu kuchni. Sam remont zajął trzy miesiące, o przygotowaniach nawet nie wspominając, musiałam więc go później długo odchorowywać ;)

Ostatnie lato i mój tradycyjny wczesnojesienny spadek formy sprawiły, że więcej czasu spędzałam w domu, a co za tym idzie - napatrzyłam się dość na wszelkie możliwe niedoskonałości, a stąd już bliska droga do podjęcia decyzji o remoncie.

Uznałam, że w końcu chcę mieć wnętrze jak - w dużym uproszczeniu - "wszyscy" - może i trochę nudne, ale szaro-biało-czarne, może co najwyżej z jakimś drobnym kolorystycznym akcentem. I z szarym narożnikiem - koniecznie! Żeby przypadkiem nie zmienić zdania - od razu pojechaliśmy po farby - a jakże - białą i dwa odcienie szarości - antracyt i delikatną jasną szarość.

Plan był prosty - skuwamy "cegiełkę", szpachlujemy ścianę, malujemy na ciemno, resztę trzaskamy na jasno szaro. Do tego śnieżnobiały sufit, szara kanapa i już ;)

I co z tych planów wyszło?

Niewiele, bo jednak kolory to u mnie uzależnienie, miłość i najgłębsza potrzeba... Żywe, intensywne, w niebanalnych połączeniach - sprawiają, że wszystko z automatu… nabiera barw;)

Kiedy tylko zobaczyłam fotel i kanapę Egedal z Jysk - wpadłam jak śliwka w kompot i zakochałam się na zabój. W międzyczasie Marcin odkrył pinterest i zaczął go z uwagą studiować - doktoratu co prawda (jeszcze) nie zrobił, ale uznał, że potrzebujmy... drewnianej ściany. Jak postanowił - tak zrobił ;) To "zrobił" też jest tu kluczowe - nie byłam mu w stanie zbyt wiele pomóc, przeżywając całą sobą "uroki" zapalenia korzonków i dyskopatii lędźwiowej. Chętnie zamieniłabym na cesarkę, a nawet dziesięć - takie bólu to jeszcze nie uświadczyłam.

Jednak wracajmy do salonu - zdecydowanie nie wyszedł nudny, a w trakcie tylko raz rozważaliśmy rozwód, zatem to pełen sukces;)

Największa zmiana to oczywiście ściana z desek - zachwycałam się nimi na wielu amerykańskich blogach i z ogromna radością oglądam ją u siebie:) Pierwotny plan zakładał wyłożenie drewnem także podestu pod piecem i ściany za nim, jednak przepisy przeciwpożarowe zdecydowanie sprzeciwiają się takiemu rozwiązaniu. Swoiste ramkowe "obramowanie" poziomo ułożonych desek zostało wymuszone... ich długością - najdłuższe, jakie mogliśmy dostać od ręki, miały 240 cm, a ściana w tym miejscu ma ponad 250 cm.

Uwielbiamy nasze komody, więc z nich nie chcieliśmy rezygnować, jednak od dawna nie pasowało mi umiejscowienie telewizora - na komodzie rtv stał według mnie zdecydowanie za nisko, przestawiliśmy go więc na wysoką komodę - całkiem nieźle prezentuje się na tle antracytowej ściany. Zresztą czekamy już na nowszy i trochę większy model ;) Tymczasem pilnują go dzielne świąteczne skrzaty ;)

Rozstaliśmy się natomiast z ciężkim narożnikiem w brązowej skórze. Był wygodny, niestety wizualnie strasznie przytłaczał wnętrze. Zastąpiła go przepiękna kanapa na czarnych drewnianych nóżkach z fotelem do kompletu - granatowy aksamit jest cudowny w dotyku, a sam kolor - bardzo nieoczywisty, zmienia się wraz z każdą  zmianą światła. Wahałam się nad rezygnacja z klasycznej kolonialnej ławy. Szybki bilans częstotliwości korzystania z niej zrobił jednak swoje - do odłożenia książki czy kubka z kawa nie potrzebujemy tak dużego mebla. Wybór padł więc na minimalistyczny stolik z betonowym blatem. 

Stołu nie pozwoliłabym ruszyć - rozłożony bez problemu pomieści nawet 15 osób, to przy nim Kornelia często odrabia lekcje, Marcin maluje, a ja pracuję. Jest nam absolutnie niezbędny :)

Poremontowe sprzątanie skłoniło mnie oczywiście do wyciągnięcia świątecznych dekoracji :) Uwielbiam ten czas!

 Tu widok z góry - tak najlepiej widać, ile przestrzeni udało się nam zyskać dzięki tym zmianom :)

Tu muszę się Wam przyznać, że już w momencie, w którym zapadła decyzja o drewnianej ścianie, wiedziałam, co koniecznie musi się na niej znaleźć - ogromny wianek z żywych gałązek i świąteczne skarpety :) Zwyczaj wieszania przy łóżku lub kominku skarpet, do których wkłada się drobne upominki dla grzecznych dzieci, a dla niegrzecznych... węgiel - pochodzi z Włoch. Związana z nim jest także historia o świętym Mikołaju i pierwszym z jego prezentów - złotych monetach, które w tajemnicy włożył do suszących się przy kominku wypranych pończoch trzech biednych dziewczynek.

Swoje miejsce znalazły tu również poinsecje, stary kominkowy zegar i urocza choineczka :)

Kosz z liny jutowej zrobiłam ponad pięć lat temu i jak widać - wciąż świetnie się trzyma, zastanawiałam się co prawda nad zmianą, ale myślę, że tu pasuje. Podobnie jak skrzyneczka-staruszka, w której trzymamy podpałkę:) Podest pod kozą przemalowaliśmy antracytową farbą do płytek - były beżowe i po zmianach nie pasowały o niczego.

Nie zamierzam silić się na fałszywą skromność - jestem zachwycona efektem końcowym i niesamowicie dumna z Marcina, bo odwalił kawał dobrej roboty :)

Tak wyglądał nasz salon przed zmianami:

Jest różnica ;)

Tak nam się te zmiany podobały, że idąc za ciosem - zmianom poddaliśmy też przedpokój. Ale to już jest temat na osobny post - podobnie jak wszystkie remontowe szczegóły salonowych zmian. Chorowanie ma też swoje plusy, bo w kolejce do publikacji czeka już nie jeden czy dwa, a aż sześć postów :D