Oto i On....

Oto i On....

Wieczorny chłód stał się faktem- strasznie dziś zmarzłam na wieczornym spacerze:( A najlepszym dla mnie sposobem na rozgrzanie jest herbata- najlepiej pita przy świecach (z braku kominka, na który czekam i doczekać się nie mogę). Ponieważ doczyściłam już swój imieninowy prezent (a właściwie to dodatek do prezentu;) , o którym jakiś czas temu napomknęłam, dziś postanowiłam go przetestować- wybaczcie mi, proszę jakość zdjęć- nigdy nie wychodzą mi te przy świecach:(
Tak, moi drodzy, to jest samowar. Wiele jest rzeczy, które "chciałabym mieć", ale nie traktuje ich jako coś "o czym marzę". O nim marzyłam od dawna, od czasów, kiedy jako nastolatka z wybitnie romantyczną naturą zaczytywałam się powieściami z miejscem akcji gdzieś wśród mrozów carskiej Rosji:)
 
Cóż, nie jest to co prawda mosiężny zabytek na węgiel z czasów przedrewolucyjnych, a radziecka produkcja z lat siedemdziesiątych, ale zdobył moje serce- przede wszystkim pyszną herbatą, a i wygląda sympatycznie:) Podarowała mi go moja wspaniała Matka Chrzestna jak "taki stary rupieć, który może mi się spodobać, gdyby salaterki były zbyt prozaiczne"(salaterki były tym "właściwym" prezentem:D)


A więc, Kochani moi, zapraszam serdecznie na herbatkę:)
 
Dobranoc:)
Wianek z żołędzi- szaleństwo trwa:)

Wianek z żołędzi- szaleństwo trwa:)

Właściwie to wianek nie jest żołędzi, a z żołędziami i to nie tylko z nimi- ba, nie stanowią nawet swoistej podstawy kompozycji, ale jako pierwsze rzucają się z oczy:) Zrobiony na szybko, obfotografowany równie błyskawicznie (nawet nie zdążyłam pousuwać wystających tu i ówdzie nitek kleju), dziś zawisł już u nowej właścicielki i jak mnie zapewniła- cieszy oczy:)
 
Bazę stanowi słomiany podkład, który obkleiłam mnóstwem nosków- podobne są do klonowych, wyglądają tak:
 
Ale ewidentnie zwyczajny klon to nie jest, a drzewo wyglądające tak:
 
Jak zwykle nie znam nazwy, więc musicie mi wybaczyć, względnie oświecić(coś jesionowate może?:)
 
Tu w powiększeniu widać jak noski przebijają spod innych ozdóbek:


 
Wnętrze wianka obkleiłam buczynowymi szyszkami- miałaś rację co do nich, Malanko:)
 
 
Między noskami znalazły miejsce różnej wielkości i koloru gałązki zatrwianu i trzmielinowe listki- uwielbiam je:)
 
 
 Żołędzie dodałam na końcu i całość prezentuje się tak:

 
Myślę też, że wiankowi do twarzy ze świecą:)

 
 Mam jeszcze garść zdjęć z naszych ostatnich spacerów i kilka zaległości, ale w Lady właśnie szaleństwo wstąpiło i dopadła Balzaka, więc muszę zmykać ratować sytuację:)
 
Pozdrawiam serdecznie:)
Wianek z jarzębiny...

Wianek z jarzębiny...

... i nie tylko jarzębiny, rzecz jasna:)
Wczoraj zrodził się pomysł i coraz silniej kształtował się w głowie. Kiedy więc przyszła pora wieczornego spaceru z Balzakiem- wiedziałam już, że napadnę na pierwszą napotkaną jarzębinę;) Wręcz się o to prosiła, zwisając gałęziami do samej ziemi:D Później w oko wpadły mi żołędzie- po raz pierwszy użyłam do wianka zielonych i jestem zadowolona z efektu. Wracając do domu, natknęłam się na trawie na dziwne kolczaste kulki, o, takie:

 
Pospadały z drzewa, którego niestety nie potrafię zidentyfikować, ale nie oparłam się i je zebrałam:)
 
Ostateczne wykończenie zapewniły trochę już podsuszone listki trzmieliny. Całość zainstalowałam na balkonie z prozaicznej przyczyny- w cieple mieszkania jarzębina zbyt krótko cieszyłaby oczy:)
Pierwotnie wybranym miejscem była balustrada, ale obawiam się, że wianek mógłby spaść sąsiadom na taras (względnie głowę, co czasem przychodzi mi na myśl, ale staram się kontrolować takie marzenia/urojenia;) , więc zawisł ostatecznie na podpórce dla pnączy:

 
Wadą wianka jest jego waga- słomiany spód (średnica 15cm)+spora torba jarzębiny ważą razem ponad 1,5kg. Dlatego zawieszkę zrobiłam z drucika- tego samego, którym mocowałam jarzębinę do wianka- reszta ozdób to już klej na gorąco.
 
Oczywiście wianek nie musi wisieć, choć podejrzewam, że na pięknym  drewnianym płocie świetnie by się prezentował, podobnie na drzwiach wejściowych:) Myślę, że świetnie sprawdzi się także w roli dekoracji stołu z wstawioną do środka świecą:)

Całość ma około 30cm średnicy.
 
Tymczasowo, mam nadzieję, że tylko do końca tygodnia, kiedy przyjdzie informatyk i mnie poratuje, zawieszam przyjmowanie zamówień w sklepiku , składanych na adres berenice1@wp.pl . Nie wiem, jak to możliwe, ale chyba ktoś zaatakował moją pocztę, bo choć mogę się zalogować, to ani nie widzę otrzymanych wiadomości- także tych sprzed jakiegoś czasu, ani sama nie mogę żadnej napisać. Awaryjnym rozwiązaniem jest adres tabulapulchra@gmail.com- tam wszystko działa poprawnie. Nie cierpię problemów z komputerem, bo jestem w tej dziedzinie laikiem i kiedy coś idzie źle- wpadam w totalną panikę:(

Małej Lady wyrzyna się kolejny ząbek i momentami strasznie się ślini, co wpędza ją w irytację. Szczęściem dziś ucięła sobie popołudniową drzemkę, więc mama miała czas i na wianek i na zdjęcia i jeszcze na nowy post, co razem wprawiło mnie w stan relaksu:) Coraz bardziej podoba się mojej córci chodzenie- w sobotę zmusiła Babcię do uganiania się za pieskiem i bardzo jej się to podobało:D
 

Na szczęście Babci, czyli mojej Mamie, również:D

 
Kochani, słyszę, że Lady się budzi, więc to znak, że trzeba kończyć.
Pozdrawiam Was cieplutko:)
Powiew jesieni...

Powiew jesieni...

Lubię lato, ale nie potrafię też oprzeć się urokowi jesieni. Zwłaszcza pięknej, ciepłej i złotej- prawdziwie polskiej:) Szczęście mnie rozpiera, kiedy mogę wziąć koszyk na ramię i ruszyć w las:) Nieważne, czy przyniosę jagody czy grzyby, szyszki czy porośnięte mchem gałęzie- ważne że tam jestem:) Co prawda w najbliższych dniach nie zanosi się na taką wyprawę, więc podczas bytności na wsi musiałam zadowolić się własnym bardzo niewielkim kawałkiem lasku, niemniej jednak przywiozłam trochę mchu- miał posłużyć do wianków, ale znalazł miejsce w donicach;) Malutki wianuszek powstał za to z ognika szkarłatnego na bazie uwitej z gałązek bluszczu- z pozostałych gałązek ukręciłam drugi dla towarzystwa;)
 


 

 
 
Przy okazji sprzątania balkonu- pozwoliłam sobie nadać mu charakter nieco już jesienny- na razie tylko za pomocą wrzosów i mchu, ale dopiero się rozkręcam:)
 

 

To moje pierwsze doświadczenie z wrzosami na własnym balkonie i zastanawiam się, czy jest szansa, żeby przetrwały zimę? Próbowałyście może takiego balkonowego zimowania?
 
A tu jeszcze kilka moich roślinek, których szkodniki nie zdołały pokonać.



 
Jak widać, nie oparłam się też dwóm białym chryzantemom- wybitnie jesiennie mi się kojarzą:)
 
 
Od jakiegoś czasu czuję też wzmożoną potrzebę wiankowania, więc czaję się na przydrożną jarzębinę;) Zobaczymy, czy oprę się pokusie zaatakowania jej:)
 
Pozdrawiam cieplutko:)
 
Migawki z odmienionego balkonu i jak zrobić polędwiczki indycze z kurkami w śmietanie:)

Migawki z odmienionego balkonu i jak zrobić polędwiczki indycze z kurkami w śmietanie:)

Witajcie kochani:)

Moje uzależnienie od komputera stało się faktem- ciężko mi żyć bez niego i mojego bloga, więc Brat się dziś zlitował i użyczył mi własnego sprzętu:)
 
Na balkonie doszło do małej tragedii- moje surfinie przetrzymały upały i brak deszczu, ale z mszycą nie wygrały- dziś się z nimi pożegnałam:( Ponieważ jednak pozostawiły puste miejsce, a coraz częściej zdarza mi się czuć leciutki wprawdzie, ale już wyczuwalny oddech Jesieni- mój balkon zyskał poprawki w aranżacji;) Dziś- kilka migawek, bo jeszcze nie wszystko posprzątane:)
 



 


Z cotygodniowej wycieczki na wieś przywiozłam kurki- co prawda nie ja je zbierałam, ale były dla mnie cudowną niespodzianką:) W lesie jest strasznie sucho, więc niewiele ich, ale kusząc cudownym zapachem- są wspaniałą obietnicą wielkiego grzybobrania:)

 
Rzecz jasna nie mogłam pozwolić im się zmarnować, więc dziś na kolację mieliśmy polędwiczki z indyka z kurkami właśnie, a wszystko w śmietanowym sosiku z cebulką:)
 
Jeśli ktoś z Was ma ochotę się skusić, podaję ów bajecznie prosty przepis:)

Potrzebujemy:
500-700g polędwiczek, fileta z indyka lub kurczaka- ważne, żeby mięso było delikatne
250-400g kurek
1 dużą cebulę
3 łyżki masła
250ml słodkiej śmietanki 18%
sól
pieprz
 
Masło roztapiamy na patelni
 
Pokrojone w cienkie plastry(może być też kostka lub paski- co kto lubi- mięso pokrojone drobniej, lepiej komponuje się z makaronem:), posolone i obficie oprószone pieprzem mięso wkładamy na rozgrzane masło
 
Pozwalamy, by mięsko się zarumieniło, przewracamy je od czasu do czasu
 
 
Mięso przekładamy na brzeg patelni, dodajemy pokrojoną w kostkę(ja lubię dość grubą:)cebulę
 
Podsmażamy przez chwilę
 
Podlewamy niewielką ilością wody i dusimy około 5 minut
 
Dodajemy oczyszczone kurki

Mieszamy
 
Kiedy po ok. 5 minutach kurki stracą objętość

Kładziemy mięso na wierzch i dusimy całość około 15 minut, w razie potrzeby podlewając jeszcze trochę wodą
 
 
Po 15 minutach wlewamy na patelnię śmietanę
 
Całość mieszamy na małym ogniu podgrzewając, aż śmietana się zredukuje i zgęstnieje tworząc sos
 
Ewentualnie doprawiamy solą i pieprzem do smaku
 
Podajemy z tym, co lubimy najbardziej- ryżem, ziemniakami, makaronem lub grzankami:) Dietetyczne to co prawda nie jest, ale jak smakuje... :D
Smacznego:)
 
 
Mam mnóstwo zaległości niemal w każdej dziedzinie życia, mnóstwo prac niedokończonych i rzeczy, które chciałabym Wam pokazać- i naprawdę nie mam pojęcia, kiedy to zrobię... Może znacie jakiś sposób na uciekający czas?
 
Kończę tymczasem, bo wypada kolację przygotować:)
 
Dobranoc:)