Trochę koronki i pierwsze pąki:)
Dzień dobry:)
Tak, tak, wmawiam sobie, że jest dobry. Muszę sobie wmawiać, bo zwariuję. Pana Męża dopadło coś grypowego, Kornelkę katar, a mnie angina. Za oknem zima w pełni, mój nos od ciągłego wycierania jest w kolorze dojrzałych wiśni, a w gardle- stado bardzo dzikich bestii. Nie ma więc wyboru- wiosna po prostu musi przyjść jak najszybciej i przepędzić wszelkie choróbska, bo nie mam już siły.
Spać nie mogłam, bo pozycja leżąca bynajmniej nie wpływa korzystnie na udrażnianie moich oddechowych otworów, więc popełniłam kilka metrów wąziutkiej koronki. Biały bawełniany kordonek, szydełko 0,95 i trzy rzędy prostego schematu- oczka łańcuszka,ścisłe i słupki. A nuż się przyda do obszycia czegoś.
Tydzień temu, żeby zimie zrobić na złość, przyniosłam ze spaceru kilka gałązek, z nadzieją, że pomogą w przywoływaniu wiosny. Zazieleniły się już, więc jest nadzieja;)
Ponieważ nawet Balzaka choróbsko dopadło- grypa żołądkowa- tak, psom też się zdarza- muszę się wywlec z nim na dwór, więc zmykam tymczasem.
Pozdrawiam wszystkich serdecznie i jeśli ktoś gdzieś widział Panią Wiosnę- przyślijcie ją do mnie:)