Domowy płyn dezynfekujący, czyli życie w czasach zarazy.

Pandemia nie jest stanem, wobec którego jakikolwiek normalnie myślący człowiek jest w stanie przejść obojętnie. Strach też jest w tej sytuacji naturalny, powiem więcej - jest dobry, jeśli skłania nas do prawidłowych zachowań, chociażby większej dbałości o odporność i higienę. 

Nie bójcie się, nie będzie to kolejny blogowy post pt. "Co robić w domu w czasie kwarantanny?", ani mi w głowie tłumaczyć Wam "zrób to, na co dotąd nie miałeś czasu" czy polecać jakieś własne stare artykuły - na to za bardzo wierzę w Waszą inteligencję i szanuję własną ;)

Niemniej - ostatnie dni mocno namieszały w naszym codziennym funkcjonowaniu - Kornelia nie chodzi do szkoły ani na żadne dodatkowe zajęcia, nie jeździmy do kina czy na basen, zrezygnowaliśmy niemal ze wszelkich kontaktów interpersonalnych - poza tymi, które są stricte powiązane z pracą. Zresztą przemieszczamy się już właściwie wyłącznie na trasie dom-praca-dom. Posiadanie sklepu spożywczego oznacza, że nie możemy spędzić bitych dwóch (4? 6? a może 8?) tygodni stosując dobrowolną izolację i narodową kwarantannę, wychodząc jedynie po najpotrzebniejsze zakupy. Bo to u nas te zakupy można zrobić...

Czy się boję?

Oczywiście, jestem pełna obaw, tym większych, że każdego dnia spotykam się z wieloma klientami - czasem takimi, dla których zalecenia WHO czy Ministerstwa Zdrowia to bzdura, absurd albo powód do żartów. Mimo to - nie pozwalam, a przynajmniej staram się nie pozwalać, by rządziła mną panika. Zresztą - zdecydowana większość rozumie, że stan zagrożenia epidemiologicznego wiąże się ze znacznymi ograniczeniami i potrafi je zaakceptować.

Skoro nie zamierzam udzielać Wam ratujących życie porad, jak uciec nudzie czy wytrzymać kilka dni sam na sam z własną rodziną, z menu opartym na makaronie i toaletowym w roli najcenniejszego z papierów wartościowych - jaki mam plan na dziś?

Prosty ;)

Powiem Wam, jak my sobie radzimy.

Chwilami - ja nie radzę sobie wcale. Kiedy ktoś się przy mnie rozkaszle - nie zasłaniając nawet ust - wpadam w panikę, zaczyna działać efekt placebo, a ja nagle odkrywam u siebie mnóstwo niepokojących objawów. I czuję się po prostu źle. Na szczęście - to wszystko mija, gdy wracam do domu, wrzucam ubranie do pralki, a cala szoruję się dokładnie od stóp aż po koniuszki włosów. Pracuję w rękawiczkach, co chwilę myję ręce i dokładnie je potem dezynfekuję. Tak często i dokładnie, że moja atopowa skóra po trzech dniach się zbuntowała do tego stopnia, że na dłoniach zaczęła pękać i krwawić. Kiedy zaczęły nam się kończyć żele antybakteryjne, a Marcin zapomniał kupić butelki spirytusu - rozwód wisiał na włosku. Na szczęście ominęłam mnie marketowa walka o ostatnią paczkę schabu i potem kolejka do kasy i trzy godziny kitrania owego świńskiego kawałka pod dziesięcioma paczkami makaronu, dla niepoznaki przykrytego grubą warstwą ośmiopaków papieru toaletowego i warzyw na samej górze - te jakoś w ostatnim szaleństwie schodziły najwolniej. Jak mi się udało? Zwyczajnie - zamrażarkę i spiżarkę wypełniłam po brzegi już miesiąc temu ;) Czy nagle mi przeszło? Właściwie tak - kiedy już zdobyłam spirytus - czując się nieco jak w czasach prohibicji - i zrobiłam zapas domowego płynu dezynfekującego - o nim za chwilę. Całkowity spokój spłynął na mnie wraz z czterema butelkami odkażacza od zaprzyjaźnionej manicurzystki. I dobrze, bo gotowa byłam zacząć łykać pramolan jak dropsy. 

Dziś się z tego śmieję, ale jeszcze w piątek byłam w emocjonalnej rozsypce. Bez Marcina i jego zdrowego rozsądku - sprawiałabym dość żałosne wrażenie. Dlatego - z nikogo się nie śmieję, rozumiem, szanuję i trzymam kciuki, żeby Wam jak najszybciej przeszło.

Choć izolujemy się od świata na tyle, na ile możemy - staramy się pozostawać w codziennym kontakcie z rodzicami, dziadkami i starszą ciocią. Do znudzenia wręcz tłumaczymy, że choć brak nam osobistych kontaktów - to jest najlepszy w tej chwili wybór.

Jemy zdrowo - jak zawsze.

Dbamy o higienę i porządek w domu - jak zawsze.

Rozmawiamy ze sobą i mamy milion sposobów na wspólne spędzanie czasu - jak zawsze.

Codziennie wietrzymy mieszkanie - też jak zawsze - pomieszczenie po pomieszczeniu, ciesząc się przy okazji ciepłym wiosennym słońcem.

Nie powiem Wam więc, co macie teraz czytać, w co bawić się z dziećmi czy o czym rozmawiać z mężem. Bo jeśli nie wiecie - to sorry, ale problem niekoniecznie leży w koronawirusie i na bank nie zaczął się w Wuhan.

Ja szydełkuję jutowe kosze, wertuję bez przerwy nasz dość bogaty zbiór starych książek o uprawie roślin i grzebię we własnych doniczkach, Kornelia uczy się gotować i śpiewa co najmniej dwie godziny dziennie, a Marcin nadrabia zaległości w hiszpańskim kinie - to jest dobre DLA NAS :)

Powtórzę natomiast do znudzenia - słuchajcie zaleceń!

Jeśli tylko możecie - zostańcie w domu, ograniczcie kontakty z najstarszymi członkami rodziny, zwłaszcza na linii pra/dziadkowie-wnuki, a zakupy róbcie online albo szybko i w sklepie po sąsiedzku.

Jeśli spokój ducha znajdujesz w modlitwie i coniedzielnej mszy - pamiętaj, nie musisz być świętszy od papieża, a Boga nosi się w sercu - niekoniecznie w murach kościoła, bez względu na opinię ortodoksyjnych purpuratów.

Jeśli wśród Twoich krewnych są osoby starsze i samotne - bądź z nimi w stałym kontakcie telefonicznym, podczas własnych zakupów - zadbaj też o te dla nich, pomóż zorganizować wyjścia z psem czy wymianę kociej kuwety. Czym człowiek starszy - tym zwykle ciężej mu prosić o pomoc, nie chce być ciężarem czy "wykorzystywać" bliskich. Wybij mu to z głowy i pomagaj z uśmiechem - także w tych na pozór prozaicznych sprawach. Wiesz, że starsze osoby najczęściej wszystkie opłaty robią w pocztowym okienku czy kasach poszczególnych instytucji? Wytłumacz, że możesz to dla nich zrobić on line - po wszystkim wydrukuj im potwierdzenie, poczują się pewniej mając wszystko "na papierze". Podobna opieką otocz też starszych sąsiadów - nie tylko tych sympatycznych, bo właśnie ci nielubiani mogą najbardziej potrzebować pomocy.

Jeśli w prywatnym rachunku sumienia odkryjesz skłonność do hipochondrii - nie biegnij z byle katarem do przychodni, a już zwłaszcza - nie ciągnij tam dziecka. Choć obecnie i tak zapewne nie zostałbyś przyjęty, więc postaraj się przezwyciężyć nieufność względem teleporad.

Jeśli zżerają Cię wyrzuty sumienia - bo może wcale nie zamierzasz podczas siedzenia w domu nadrabiać zaległości, czytać, odbywać onlinowych sesji psychoanalizy czy przepracowywać traum z pierwszej pracy - odpuść. Jeśli akurat na to masz ochotę - odpal netflixa, zjedz lody, zagryź pringelsem. Świat się nie skończy, nawet jeśli - o zgrozo - dziecko raz na podwieczorek dostanie nic nac'sy i obejrzy z Tobą Zmierzch (mea culpa, ale co tam;).

Z rzeczy poważniejszych - jeśli wiesz, że bez kontaktu ze światem zewnętrznym się nie obejdzie - zaopatrz się w płyn dezynfekujący - jeśli z kupnem gotowego wciąż jeszcze masz problem, wystarczy, że masz spirytus - zaraz dostaniesz przepis. Nie zapomnij też o dobrym kremie nawilżającym - wszystkie tego typu środki strasznie wysuszają skórę. 

Zapobiegaj! Często myj ręce, kaszląc lub kichając - zakrywaj usta i nos (byle nie dłonią!), zachowuj jak największą odległość od osób z jakimikolwiek objawami chorobowymi.  

Jeśli zachorujesz - w większości przypadków to nie będzie żaden covid, a normalne o tej porze przeziębienie. Zadbaj o siebie i obserwuj, umów się na teleporadę medyczną, a jeśli mieszkasz sam - powiadom o swoim stanie kogoś bliskiego i pozostań z nim w stałym kontakcie. Jeśli uznasz, że masz podstawy obawiać się, że to jednak zakażenie koronawirusem - utrzymuje się gorączka powyżej 38 stopni, występuje suchy kaszel i/lub duszności, pojawia się dodatkowo katar i/lub ból mięśni - nie pędź do szpitala czy przychodni, tylko zadzwoń - chociażby na infolinię NFZ -> 800 190 590. Możesz też skontaktować się z powiatową stacją sanitarno-epidemiologiczną.

Jeśli sytuacja sprawi, że zostaniesz objęty kwarantanną - skrupulatnie przestrzegaj jej zaleceń i poddaj się związanym z nią ograniczeniom. Bezwzględnie pozostań w kwarantannie, jeśli właśnie wróciłeś do Polski z miejsc z ogniskami choroby - nawet jeśli nikt Cię nie kontroluje.

Jeśli jesteś zdrowy i potrafisz znaleźć miejsce, co do którego masz podejrzenie graniczące z pewnością, że nie natkniesz się na innych ludzi - możesz wyjść na spacer czy pobiegać po lesie.

Obecna sytuacja epidemiologiczna zmieni cały otaczający nas świat i - czy się nam to podoba, czy nie - nie powstrzymamy tego. Całkiem realną perspektywą jest kryzys gospodarczy - wiem, że to także w wielu z Was wywołuje lęk, chociażby o utrzymanie miejsc pracy czy swoich firm. Jestem sceptyczna, ale mam nadzieję, że rządzący zrobią wszystko, by jak najbardziej złagodzić jego skutki. Oby.

Jednak w tym wszystkim najważniejsi jesteśmy MY i nasze zdrowie. Brzmi jak truizm, ale to prawda. Dlatego dbajmy o siebie i swoich bliskich. Tylko tyle i aż tyle :)

A poniżej - obiecany przepis:


Kilka słów wyjaśnienia - alkohol niszczy wirusy, ale dopiero w wysokim stężeniu - absolutne minimum to 60%, a najlepiej powyżej 70%.

Spirytus rektyfikowany ma 95% i  bez rozcieńczenia może mocno uszkodzić skórę (testowałam w ramach "po co rozcieńczać i ryzykować, że słabiej zadziała";).

Nie musicie używać żelu czy soku aloesowego, bez gliceryny też się obejdzie, jednak ich dodatek przynajmniej w pewnym stopniu złagodzi skutki częstego kontaktu alkoholu ze skórą.

Naturalne olejki herbaciany i sosnowy (lawendowy też) - mają właściwości antybakteryjne, ale przy takiej porcji spirytusu - ich rolą jest głównie zapobieżenie roznoszeniu wokół siebie ciągłego zapachu gorzelni ;)





1 komentarz:

  1. Dużo mówi się o tym, jak dezynfekować dłonie, jak zakładać, ściągać i prać maseczki, skąd je brać itp. itd. ale nikt ani słowem nie wspomina, że najskuteczniejszym sposobem jest po prostu zdrowa dieta, jak piszesz. Zdrowe jedzenie, uprawianie sportu pozytywnie działa na zdrowie, poprawia odporność, a odporność to klucz do tego, żeby zachować zdrowie i się nie zarazić wirusem. Dzięki za ten wpis.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy pozostawiony komentarz - każde Wasze słowo jest dla mnie niezwykle ważne. Masz jakieś pytania - zostaw swój email - odpowiem na pewno.