Domowa uprawa bananowców + jak walczyć z przędziorkami.
Po dwóch klęskach - na długo zraziłam się do uprawy bananów - czy - jak nieco błędnie, ale często się je nazywa - "bananowców" - w domu.
Niemal półtora roku temu od niechcenia wrzuciłam do koszyka - w tesco!- paczkę nasion musa dwarf cavendish - bananowca karłowatego. Przeleżały w domu prawie miesiąc, po czym postanowiłam dać im szansę.
Polskie blogi i fora nie okazały się zbyt pomocne, zaczęłam więc przeczesywać amerykańskie. Uzbrojona w mniej lub bardziej enigmatyczne porady, zabrałam się do pracy.
Najpierw jednak kilka słów o bananach - pomimo osiągania imponujących rozmiarów - 5, 10, a nawet 15 i więcej metrów wysokości - nie są drzewami, lecz bylinami. Nie mają właściwego pnia, lecz kłodzinę - pień pozorny, który tworzą pochewki liści (u niektórych odmian długość pojedynczego liścia to 4-5 metrów, a szerokość dochodzi do metra). Cała duża część naziemna rośliny obumiera po owocowaniu, z części podziemnej - kłącza, wyrastają nowe rośliny.
Rozmnażanie bananowców jest szczególnie istotne z punktu widzenia ich domowej uprawy. Najlepszą drogą jest rozmnażanie wegetatywne, odbywające się przez podział kłącza - od rośliny macierzystej oddziela się sadzonkę/odszczepkę - pokażę Wam, jak to zrobić w dalszej części dzisiejszego wpisu.
Uprawa z nasion jest możliwa, ale to trudniejsza droga - dla mnie wręcz droga przez mękę;) Na początku nie wiedziałam z czego wynikały nie tylko moje niepowodzenia sprzed dwóch lat, ale i niedawne Marcina. Dopiero ostatnio wyczytałam, że malutkie nasionka - przypominające ziarenka maku, jakie można kupić u wielu polskich sprzedawców, to tzw. nasiona niepłodne - nic z nich nie wyrośnie. Wiem co mówię - łącznie wysialiśmy ich ponad 600 (słownie: sześćset) sztuk (od siedmiu sprzedawców) i pomimo zapewnienia idealnych, książkowych wręcz warunków - nie wzeszło ani jedno. Tym bardziej poczytuję sobie za łut szczęścia upolowanie tych właściwych w starym poczciwym markecie;)
Poniżej znajdziecie relację z mojej uwieńczonej sukcesem uprawy:)
Bardzo twarde nasiona o średnicy około 10 milimetrów - całe pięć sztuk - delikatnie podszlifowałam kostką ścierną o gradacji 180, po czym zalałam ciepłą przegotowaną wodą i postawiłam przy południowym oknie - na 3 dni. Jedno wypłynęło od razu, cztery lekko napęczniały, wsadziłam je wiec do doniczek z ziemią do cytrusów - polecam Substral lub Compo Sana - na głębokość mniej więcej pół palca, każdą przykryłam sztywnym foliowym woreczkiem, który zdejmowałam na jakieś dwie godziny dziennie - w ten sposób utworzyłam warunki zbliżone do szklarniowych. Ziemię codziennie obficie spryskiwałam.
Bardzo twarde nasiona o średnicy około 10 milimetrów - całe pięć sztuk - delikatnie podszlifowałam kostką ścierną o gradacji 180, po czym zalałam ciepłą przegotowaną wodą i postawiłam przy południowym oknie - na 3 dni. Jedno wypłynęło od razu, cztery lekko napęczniały, wsadziłam je wiec do doniczek z ziemią do cytrusów - polecam Substral lub Compo Sana - na głębokość mniej więcej pół palca, każdą przykryłam sztywnym foliowym woreczkiem, który zdejmowałam na jakieś dwie godziny dziennie - w ten sposób utworzyłam warunki zbliżone do szklarniowych. Ziemię codziennie obficie spryskiwałam.
I czekałam.
Czekałam 7 tygodni na pierwszy listek - wzeszło tylko jedno nasionko i to w sposób tak rachityczny i wątły, że nie robiłam sobie zbyt wielkich nadziei. Co ciekawe - jedynie ta doniczka nie miała otworu odpływowego, a jedynie warstwę keramzytu na spodzie - nie wiem, czy ma to jakieś znaczenie, u mnie być może miało.
Pożaliwszy się dziadkowi - to mój niekwestionowany autorytet w dziedzinie roślin - usłyszałam, żebym spróbowała podlać go... obornikiem. Kontrowersyjne, ale szybko pojawiły się dwa kolejne listki. Ponieważ zaczął mnie drażnić zapach, po kolejnych 6 tygodniach dosypałam mu ziemi i zaczęłam nawozić co 3-4 podlewanie, czyli raz na 3-4 dni - sypkim nawozem do róż (łyżeczka na litr wody).
Podlewałam go niewielką ilością wody praktycznie codziennie, stał na południowym oknie, a więc większość czasu w słońcu, codziennie go spryskiwałam, a w pobliżu pracował nawilżacz. Raz w tygodniu fundowałam mu intensywny prysznic, niestety wraz ze wzrostem ilości kamienia w wodzie, na liściach szybko zaczęły pojawiać się białe ślady - średnio estetyczne, ale niegroźne dla rośliny.
Początkowo wypuszczał nowy liść mniej więcej raz na trzy tygodnie, nie zauważyłam, żeby coś się zmieniło w okresie jesienno-zimowym, więc i nie zmieniałam naszych codziennych zwyczajów. Liście od początku są dość kruche, ale to zapewne skutek ostrego nawożenia😉 Na wiosnę tempo wypuszczania nowych liści przyspieszyło - obecnie mamy mniej więcej jeden liść na tydzień, po drodze jednak zaliczamy kolejne ataki przędziorka (obecnie pozbyliśmy się go po raz trzeci) - tak się jakoś składa, że zwykle dziadostwa jest najwięcej na najstarszych, dolnych lisicach, a że młodych szybko przybywa - bez żalu je odcinam.
Po nowym roku, w styczniu 2019, banan-macierz;) wypuścił dwie pierwsze odnóżki, kilka dni później pojawił się zalążek trzeciej.
Później poszło już błyskawicznie, maluchy zaczęły bardzo szybko rosnąć, stopniowo zaczęłam więc próby z ich oddzielaniem.
Próby - muszę to przyznać - nie zawsze udane, jednak musa dwarf cavendish to odmiana tak płodna, że wciąż pojawiają się nowe odnóżki.
By zbytnio nie osłabiać rośliny matecznej - jednorazowo warto oddzielić tylko jedną sadzonkę - największą i z najbardziej rozbudowanym systemem korzeniowym.
Oddzielany maluch powinien być jak największy - wydaje mi się, że minimum to około 15 cm w części naziemnej, jednak czym większy, tym lepiej znosi rozsadzenie i mniej je odchorowuje.
Jeśli chodzi o samo rozdzielenie - wątpliwości budzi kwestia odcinać czy odrywać odnóżkę? Po wielu próbach stwierdzam, że najlepsze rezultaty i szybsza regeneracje zarówno sadzonki, jak i rośliny matecznej, daje najpierw delikatne rozluźnienie wszystkich korzeni, później rozdzielenie (mniej więcej) korzeni matka-dziecko, a potem BARDZO DELIKATNE oderwanie sadzonki, jak najbliżej pnia.
Oddzielonego w ten sposób malucha wsadzamy do wilgotnego podłoża, codziennie zraszamy i umiarkowanie podlewamy - banany potrzebują sporych ilości wody i wysokiej wilgotności powietrza.
Wspominałam Wam wcześniej o problemach z przędziorkiem - pojawiają się najczęściej, gdy wilgotność w pomieszczeniu jest zbyt niska, na zewnątrz panują wysokie temperatury, a roślina narażona jest na przeciągi.
Liście zaczynają robić się oklapłe, tracą kolor, żółkną, na brzegach podsychają i brązowieją. W ostatecznej diagnozie pomoże zajrzenie pod liście - obecność maleńkich pajęczynek, małych białych kropek czy mikroskopijnych brązowych lub czarnych przecinków - świadczy o ataku przędziorka.
Zaczynamy od odcięcia najbardziej zmasakrowanych liści i porządnego prysznica.
Potem letnią wodą z ludwikiem (polecam miętowy, ważne, by był to płyn z tych szklistych, bez balsamu), za pomocą małej gąbeczki, bardzo dokładnie myjemy CAŁĄ roślinę. Po zabiegu - całość dokładnie spłukujemy - podłoże w doniczce warto zabezpieczyć na czas prysznica folią.
W większości przypadków - to wystarczy. Jeśli jednak niekorzystne (opisane wyżej) warunki sprzyjające przędziorkowi się nie zmienią - należy się liczyć z nawrotami. Wtedy warto sięgnąć po "chemię", czyli gotowe produkty - polecam tu np. Agrecol Ortus lub Agrecol Silcol.
Później poszło już błyskawicznie, maluchy zaczęły bardzo szybko rosnąć, stopniowo zaczęłam więc próby z ich oddzielaniem.
Próby - muszę to przyznać - nie zawsze udane, jednak musa dwarf cavendish to odmiana tak płodna, że wciąż pojawiają się nowe odnóżki.
By zbytnio nie osłabiać rośliny matecznej - jednorazowo warto oddzielić tylko jedną sadzonkę - największą i z najbardziej rozbudowanym systemem korzeniowym.
Oddzielany maluch powinien być jak największy - wydaje mi się, że minimum to około 15 cm w części naziemnej, jednak czym większy, tym lepiej znosi rozsadzenie i mniej je odchorowuje.
Jeśli chodzi o samo rozdzielenie - wątpliwości budzi kwestia odcinać czy odrywać odnóżkę? Po wielu próbach stwierdzam, że najlepsze rezultaty i szybsza regeneracje zarówno sadzonki, jak i rośliny matecznej, daje najpierw delikatne rozluźnienie wszystkich korzeni, później rozdzielenie (mniej więcej) korzeni matka-dziecko, a potem BARDZO DELIKATNE oderwanie sadzonki, jak najbliżej pnia.
Oddzielonego w ten sposób malucha wsadzamy do wilgotnego podłoża, codziennie zraszamy i umiarkowanie podlewamy - banany potrzebują sporych ilości wody i wysokiej wilgotności powietrza.
Wspominałam Wam wcześniej o problemach z przędziorkiem - pojawiają się najczęściej, gdy wilgotność w pomieszczeniu jest zbyt niska, na zewnątrz panują wysokie temperatury, a roślina narażona jest na przeciągi.
Liście zaczynają robić się oklapłe, tracą kolor, żółkną, na brzegach podsychają i brązowieją. W ostatecznej diagnozie pomoże zajrzenie pod liście - obecność maleńkich pajęczynek, małych białych kropek czy mikroskopijnych brązowych lub czarnych przecinków - świadczy o ataku przędziorka.
Jak z nim walczyć?
Zaczynamy od odcięcia najbardziej zmasakrowanych liści i porządnego prysznica.
Potem letnią wodą z ludwikiem (polecam miętowy, ważne, by był to płyn z tych szklistych, bez balsamu), za pomocą małej gąbeczki, bardzo dokładnie myjemy CAŁĄ roślinę. Po zabiegu - całość dokładnie spłukujemy - podłoże w doniczce warto zabezpieczyć na czas prysznica folią.
W większości przypadków - to wystarczy. Jeśli jednak niekorzystne (opisane wyżej) warunki sprzyjające przędziorkowi się nie zmienią - należy się liczyć z nawrotami. Wtedy warto sięgnąć po "chemię", czyli gotowe produkty - polecam tu np. Agrecol Ortus lub Agrecol Silcol.
DOMOWA UPRAWA BANANÓW - PODSUMOWANIE:
Najskuteczniejsza forma rozmnażania - rozmnażanie wegetatywne, poprzez oddzielenie odnóżek. Przez nasiona - możliwe, ale szukać należy dużych nasion (te z allegro odpadają).
Wymagania glebowe - idealnie sprawdza się ziemia do cytrusów, choć ładnie rosną też w podłożu do palm i roślin zielonych.
Stanowisko - jak najjaśniejsze, u mnie najlepiej rosną w południowej loggii zaraz przy oknie - maja tam patelnię przez większą część dnia i kochają to.
Podlewanie - często i dość obficie - ziemia musi być stale wilgotna, doniczka powinna mieć odpływ - zapobiegnie to gniciu korzeni i rozwojowi choroby grzybowej.
Zraszanie - najlepiej 1-3 razy dziennie, świetnie sprawdza się postawienie w pobliżu nawilżacza powietrza.
Nawożenie - co 2-3 podlewanie, u mnie sprawdza się zarówno nawóz do róż, jak i ten do pomidorów, moje banany uwielbiają też biohumus S.O.S.
Największy szkodnik - przędziorek, pojawia się przy niskiej wilgotności powietrza, wysokich temperaturach na zewnątrz, niedostatecznym podlewaniu, braku zraszania, przeciągach.
Jeśli macie jakieś pytania - piszcie śmiało. Nie jestem ekspertem i się za niego nie uważam, ale jeśli będę mogła pomóc - z przyjemnością to zrobię :)
Piękne te bananowce! I to, że udaje się je rozmnażać z pewnością przyprawia o wielką radość, nawet czekając te 7 tygodni. Ja u siebie bananowców nie mam, ale cieszę się z każdego wyhodowanego listka innych roślin :) Z przędziorkami nie miałam jeszcze do czynienia mam nadzieję że się nie pojawią :o
OdpowiedzUsuńtrzymam kciuki - przędziorki to najwieksze roslinne dziadostwo ;)
UsuńWyglądają przepięknie! Brawo dla Ciebie!:):):) Ja ostatnio nie mam ręki do niczego.
OdpowiedzUsuńone właściwie rosną same, byle tylko mokro miały ;)
Usuńsuper kwiaty u mnie w tym roku zaliczyłam plage mszyc, maczniaka teraz przedziorki ten rok wyjatkowo obfituje w szelkiego rodzaju choroby. a ostatnio w mojej angince wykluły sie larwy cmy i mi zaczeły zjadac dobrze ze zauwazyłam bo by było po roslince
OdpowiedzUsuńcoś w tym jest - ja nigdy nie miałam przędziorków, a w tym roku - juz kilka ataków na róznych roslinach - trzeba walczyć;)
UsuńTwoja wytrwałość została nagrodzona. :) Przepiękne masz roślinki! U mnie królują fiołki i pomarańczki - kiedyś posiałam ponad 20 nasion i wszystkie wzeszły, więc co, miałam wyrzucić? :D Rosną sobie u nas już 2 czy 3 rok. Pozdrawiam Cię serdecznie. :)
OdpowiedzUsuńoooo! aż 20??? Chciałabym to zobaczyć :)
UsuńMarzyły mi się bananowce w domu, ale widzę, że mam zdecydowanie zbyt mało cierpliwości i umiejętności uprawy roślin
OdpowiedzUsuńJeśli obawiasz się, że zabraknie Ci cierpliwości - warto zrezygnować z uprawy z nasion i skusic się na sadzonkę - tylko w tym roku widziałam chociazby w tesco czy biedronce juz od 5 zł, a całkiem spore rośliny w obi - za 24. Kiedy juz masz liście - idzie z górki, wystarczy, że podlewasz:)
UsuńInteresujący wpis. Wiele ciekawostek, o których nie miałam pojęcia :)
OdpowiedzUsuńCiesze się:)
UsuńOj warto było tyle walczyć. Efekt piękny :)
OdpowiedzUsuńHmm nie pomyślałabym, że bananowiec wymaga tyle pracy
OdpowiedzUsuńMarzy mi się tak bananowa dżungla
OdpowiedzUsuńMiałam ten sam problem i oddałam roślinki mamie. U niej jak zawsze wszystko lepiej rośnie ;)
OdpowiedzUsuńPodziwiam wytrwałość :D
OdpowiedzUsuńOj tak, zdecydowanie trudna walka. Super że w końcu wygrana :D
OdpowiedzUsuńSuper artykuł dziękuję. Szukałam odpowiedzi czy brązowe plamy na lisciach takie jak na tym blogu to norma tak?
OdpowiedzUsuńWitaj. Chyba mojego bananowca też zaatakował przedziorek. Chociaż nie jestem pewna czy to nie przelanie 😔 Nie wiem czy da się tu wstawić zdjęcie, żebyś mogła mi ewentualnie pomóc 😔
OdpowiedzUsuńSuper, że znalazłam tego bloga. A szukałam bo właśnie zastanawiam się czy by jakiegoś nie przytulić i nie podrasować... Cierpliwości do nasion nie mam, ale dobry sklep ogrodniczy :D. Porady na pewno się przydadzą. Mieszkam w Belgii i tu widziałam duże bananowce [ok 2m wys] na dworze. obecnie [luty] są one oklapnięte. Musze pamiętać, żeby iść tam na spacer wiosną i latem żeby zobaczyćjak palmy i bananowce się mają :) rosną w gruncie.
OdpowiedzUsuńDzięki za ten wpis! Robie moją pierwszą rozsadę za jakiś czas :)
OdpowiedzUsuń