Dzień Dziecka bez lukru.

Po narodzinach Kornelki dwie kartki z kalendarza nabrały dla mnie szczególnego znaczenia - 26 maja i 1 czerwca. Pierwsza zaczęła być i moim świętem, przy drugiej diametralnie zmieniła się perspektywa. O ile sama mam niewielkie oczekiwania - na początku chciałam, by Kornelka miała wszystko - byłam świetnym odbiorcą reklam ;) Naczytawszy się w ciąży blogów parentingowych byłam o krok od zakupowego szaleństwa. Miałam jedynie tą przewagę nad mamami na l4 już od drugiej kreski, że pracując - brakowało mi czasu. Kiedy się urodziła - zakupoholizm był ostatnim, co mi groziło, z podobnych przyczyn. Po niemal czterech latach - większość "poleceń" budzi jedynie pobłażliwy uśmiech.

Coraz częściej reklamy - w telewizji, na blogach, nawet w gazetach - serwują nam listy tego, co absolutnie dziecku niezbędne. Bo jak to? Dziecko ma przechodzić ząbkowanie bez żyrafki Sophie? Krzywdzisz je! Nie kupiłaś czarno białych książeczek dla noworodka? Zapomnij o prawidłowym rozwoju! Pokoik nie jest obwieszony przynajmniej smutnymi gruszkami? Rozwijasz w dziecku bezguście! Nie masz nawilżacza Beaba?
Skoro serio chcesz dziecku zaszkodzić... Dopiero wujek Google powiedział Ci, co to Maileg? Serio, uważasz, że nadajesz się na matkę?

I mogłabym tak dalej... Oczywiście przejaskrawiam. A może nie? Bo miałam momenty, że czułam się taką wyrodną matką - tylko dlatego, że żaden ze mnie target dla modnych sklepików. Paskudne uczucie.

Niemal pół roku temu zrezygnowałam z oglądania telewizji, z prasy czytam już wyłącznie Prawną i w końcu mam więcej czasu na książki. Zostaje jeszcze internet i moja mała słabostka - blogi. I łapię się za głowę każdego dnia. Rozumiem, że producent czy sklep chce sprzedać jak najwięcej, więc przymykam oczy na wyskakujące reklamy i metodycznie zamykam jedną po drugiej. Ich obecność - syndrom naszych czasów- powoli uczę się ignorować, już bez irytacji. Pozycja blogerów jako liderów opinii wciąż się umacnia, logiczne więc, że to im powierza się rolę propagatorów marek czy trendów (a może wprost słupów reklamowych? Rzecz do rozważenia...). I świetnie-  ich/nasza praca bywa równie wymagająca jak regulaminowy etat, więc nie ma co szczekać, że się sprzedają - wszak każdy podejmujący pracę mógłby narazić się na ten zarzut. Ale występując w podwójnej roli - blogerki i czytelniczki - nie cierpię robienia z odbiorców idiotów. Bo mogę przestać czytać, ale niesmak zostaje. Przykład? Czy matka kilkutygodniowego dziecka nienarodzonego, deklarująca, że dotąd (czyli przypomnę- jeszcze kilka tygodni temu) wszelką tematykę dziecięcą (w tym sklepy) omijała szerokim łukiem, jest wiarygodna, polecając dwa zdania później np. klocki dla trzylatka czy cokolwiek innego - jako najlepsze, przydatne i w ogóle och-ach? Chwała jej za to, że ma świetne statystyki, ale czy wyłącznie o to ma w tym wszystkim chodzić?

Daleka jestem od zaglądania innym w portfele, łóżka czy domy. Mamy to, na co nas stać, ile zarobimy i ile gotowi jesteśmy na to wydać. Ale drażnią mnie - zwyczajnie, po ludzku i szczerze - bez popularnego obecnie "hejtu" - wszelkie nawoływania "kupuj! kupuj! kupuj!" z "bo jak nie, to zły z Ciebie rodzic" niby niewypowiedzianym, ale zawieszonym gdzieś w próżni.

Dziecko nie potrzebuje drogich zabawek, a tego, czym w ogóle jest marka nauczy się stosunkowo późno - chyba, że zaczniemy mu to wpajać już od kołyski (albo lepiej - kosza Mojżesza). Nawet przedszkolak nie rozumie jeszcze, czym jest JAKOŚĆ, na którą tak lubimy się powoływać. Oczywiście - to, jakie wzorce mu damy- odtworzy (lub nie, każde dziecko jest inne) w późniejszym życiu. Ale wierzcie mi - kilkulatek prędzej zapamięta cudowny czas spędzony na zabawie z kochającym i wyłącznie na nim skupionym rodzicem niż to, że od małego bawił się wyłącznie Fisher Price'ami. A kolorowe światy mogą zapełnić kartki tak samo rysowane świecówkami Bambino (4 zł w lokalnym kiosku), jak i kamyczkami Crayon Rocks (najmniejszy zestaw- jakieś trzy dyszki, duży - ponad 150 zł). I nie dajcie sobie wmówić, że "tak, ale nie do końca", że "jednak za ceną idzie jakość", że "tyle poleceń nie może się mylić". Kochacie swoje dzieci, to Wy najlepiej je znacie - więc sobie ufajcie najbardziej.

Dwa (trzy?) dni temu przeczytałam na jednym z blogów, że często pojawiają się w naszym światku komentarze krytyczne, a nawet niemiłe pt. "ale kogo na to stać?". Nie powiedziałabym, że to nagminne, ale może to zasługa świetnych blogów ze wspaniałymi czytelnikami- a na takich bywam najczęściej. Jednak przyznaję- widziałam je, także w odniesieniu do zabawek. I jestem w kropce. Bo z jednej strony marka i reklamy są ostatnim, czym kieruję się wybierając zabawki dla Kornelki, ale z drugiej... Czasem skuszę się na coś, co mogłabym zastąpić czymś kilkakrotnie tańszym, co - przyznaję otwarcie - mogłoby ją cieszyć tak samo. Gdzie tu logika? Raczej pokrętna - wybieram to, co mi szalenie się podoba, czego sama nie miałam, a co wiem, że Kornelkę i tak ucieszy. I tyle- po coś w końcu tak ciężko pracuję.

Dzieci, zabawki i pieniądze to temat rzeka. Nasze sytuacje - rodzinne, zawodowe, finansowe - są najróżniejsze. Jednak głęboko wierzę, że łączy nas jedno - ta sama miłość do swoich dzieci. Dla mnie jest oczywiste, że jeśli dziecko będzie bez okazji obsypywane zabawkami - przestaną cieszyć lub będą tylko przez chwilę. I życzenia mogą być coraz bardziej wygórowane. Z drugiej strony - czasem rodzicom po prostu jest ciężko, a dziecko jest za małe, by to zrozumieć i pojawia się problem - jak nie zawieść oczekiwań? 50 czy 100 zł może być problemem, jednak ja jestem zwolennikiem teorii "grosz do grosza, a będzie kokosza". Urodziny czy święta powtarzają się cyklicznie. Złotówka dziennie jest niemal nieodczuwalna, ale daje 365 zł po roku, a to nawet podzielone na cztery prezenty (Mikołaj, Zajączek, urodziny, Dzień Dziecka) - pozwala na wiele ciekawych zakupów.

Zresztą w dzisiejszych zabieganych czasach coś innego wydaje mi się o niebo ważniejsze - wspólnie spędzone chwile. Wycieczka w wymarzone miejsce lub mała podróż za miasto. Wspólne wyjście na rower, na którym tata nie siedział od pięciu lat. Wspinaczka w parku linowym, choć mama metr nad ziemią dostaje palpitacji. Tworzenie babkowej cukierni w pobliskiej piaskownicy, choć zdecydowanie należysz do RODZICÓW NIE-PLACOWYCH. Wspólne pieczenie babeczek - i tak, masz ją zjeść, nawet gdy jesteś na diecie. Upiększenie kredą chodnika na całym osiedlu. Skakanie w największych kałużach. I nawet pożarcie w kinie tego wielkiego wiadra cholernie słodkiego popcornu - oglądając Angry Birdsy;)

Koniecznie muszę Was też odesłać do Agnieszki, gdzie czeka 15 POMYSŁÓW NA PREZENTY, KTÓRE WYKONASZ WŁASNORĘCZNIE - to lista genialnych propozycji nie tylko na dzień dziecka.

I chcę też polecić dwa niezwykłe blogi, na których nie tylko dzisiejszy dzień, ale wszystkie - są zawsze bez lukru. Które radości i piękna rodzicielstwa mają w sobie więcej niż wszystkie blogowe top-mamy. Piękna, niezwykła codzienność jest tym, co przyciąga mnie do nich jak magnes. Wiecie już, o kogo chodzi? To PRZEZ KRÓTKĄ CHWILĘ Justynki i MAMELKOWO Gosi. 

A czego życzę Wam dziś najbardziej? Wszystkim bez wyjątku - zachowajcie w sobie jak najwięcej z dziecka. Tylko tyle. I aż :)


28 komentarzy:

  1. Bardzo dokładnie przeczytałam post i jestem pełna podziwu:)))potrafisz zachować umiar i rozsądek a to trudne u większości młodych rodziców:)))moje dzieci już dorosły ale masz rację najbardziej wspominamy wspólne chwile:)))zabawki były oczywiście że tak ale z umiarem i wcale nie skrzywiło im to psychiki wręcz przeciwnie:))))Pozdrawiam serdecznie:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Reniu, czasem zdarza mi się ulec i kupić zupełnie zbędną gazetkę czy coś podobnego, ale zwykle wynika to z tego, że nasza córka nie jest dzieckiem wołającym w sklepie o wszystko, właściwie rzadko prosi o cokolwiek, więc kiedy juz to zrobi - jakoś ciężko odmówić;)

      Usuń
  2. ja takich blogów parentingowych nawet nie szukałam, więc nigdy nie miałam okazji ich czytać...co za tym idzie -nie będę ich komentować. Co zaś się tyczy reklam, to niestety nasz świat medów jest przez nie zdominowany i tylko zdrowy rozsądek może nam pomóc.... My dzisiaj też świętowałyśmy dzień dziecka... była zabawa w chowanego, rysowanie po płytach kamiennych, które mamy na podjeździe, wspólne jedzenie ulubionego deseru Natalki-pana coty z lodami i ogladanie bajki na dobranoc. A co dostała.Poza kupioną książką i fikuśnymi taśmami(3 za euro), uszyłam jej podusię i misia...Koszt więc naprawdę niewielki, ale serce które włożyłam w szycie tych drobiazgów nie do zmierzenia.....i to chyba najważniejsze...

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję:) to niezmiernie miło, że o nas wspomniałaś mimo, że tyle innych, fajnych blogów dookoła:))
    Cieszę się, że do nas zaglądasz:)
    Miłego dnia dziecka - nie tylko dzisiaj;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Z wszystkich wymienionych rzeczy na samej górze nie mam nic - ależ ze mnie zła matka ;)
    Jeśli chodzi o blogi pateringowe - czytam ich mało co by nie ześwirować ;) jeśli na któryms z nich pojawiałyby się reklamy, które moim zdaniem są naciągane - i zdarzałoby sie to nagminnie, pewnie przestałabym czytać takiego bloga. Rozumiem też że te reklamy są - ciesze się, że dziewczyny, u których bywam wybierają takie produkty, które naprawdę zdały u nich egzamin :) i nie podejmują współpracy z byle kim :)
    Ciesze się też, że nie mam parcia na posiadanie wszystkich dziecięcych nowości :)
    Dzień dziecka spędziliśmy razem, cała czwórka :) Najpierw dzieciaki wybrały sobie po zabawce w sklepie - tak robimy co roku :) i na szczęście nie wybierają najdroższych, najgłupszych i tandetnych ;) Potem zabawa i szaleństwo w bajkolandii, a potem zabawa z rodzicami w domu :)
    P.S a teraz lecę obejrzeć polecone blogi :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to na pewno był świetnie spędzony dzień! U nas też często pozwalamy Kornelce samodzielnie wybierać- nawet jeśli czasem trafi się cos tandetnego, uważam, że przyzwolenie na własne wybory lepiej kształtuje gust niz serwowanie designerskiej papki;)

      Usuń
  5. Wszystkiego najlepszego dla Kornelki z okazji Dnia Dziecka:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Twoje najważniejsze DIY w życiu rośnie jak na drożdżach, a włosy? Kręcone po mamusi będą-nie?
    Toś mi polukrowała tym nielukrowaniem, serdecznie dziękuję za takie wyróżnienie :) no i? Cieszę się jak dziecko, że nasza codzienność Cię przyciąga :) liczę, że prędzej czy później się spotkamy.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Musimy!!! wiesz, że ja nie lukruję, bom wiecznie na diecie;)
      Są kręcone, ale mniej więcej od połowy- wygląda to jak po zakręceniu na papilotach- a włoski sięgają już do połowy pupy;)

      Usuń
  7. Świetny wpis, z którym zgadzam się w 101%! Ja dodam trochę z innej strony - nie jako mama, a jako dużo starsza siostra 6 letniej Julii. Nas nie było po części stać na zakup któregokolwiek ww. przedmiotu, więc od najmłodszych lat staramy się wpajać dziecku, że największa frajda jest ze zrobienia zabawki samemu. Że warto bawić się na dworze, nie dając całkowitego dostępu do komputera/telefonu/tableta - sporadycznie bajki. I to nie byle jakie - krecik, reksio czy bolek i lolek. Julia je wprost uwielbia! W zerówce Panie są zachwycone, bo bardzo dużo umie, liczyć, pisać, mnożyć, a nawet zna i ogląda Park Jurajski czy 4 pancernych i psa. Może dlatego właśnie, że nie ma zbyt dużo dzieci wokół siebie i rozwija się dzięki temu szybciej? Ważne, że chce się uczyć, i mądrze bawić, i nie potrzebuje markowych rzeczy do tego. Wystarczy od małego malucha uczyć prostych przesłań, haseł i zachowań, a wyrośnie na mądrą osóbkę:)

    Pozdrawiam serdecznie!
    22letnia czytelniczka bloga.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. bardzo mądre podejście:) U nas prym wiedzie Masza i stare bajki Disneya, choć przyznaję, że mało czasu spędzamy na oglądaniu, mała zdecydowanie bardziej woli czytanie:)
      Uważam, że materialna wartośc zabawek, jakie dajemy dziecku- tak naprawdę nie ma dla niego żadnego znaczenia. Liczy się czas, który poświęcamy na wspólną zabawę:)

      Usuń
  8. U nas zawsze jest cudnie mimo, że padamy ze zmęczenia haha;-)
    a chłopcy dokazują za 125 ;-)
    nasz najmłodszy syn ma loki na całej głowie ;-)
    córę masz cudną:-)
    ściskam pozdrawiam i życzę nam wszystkim dużo cierpliowści, spokoju i czasem też chwili tylko dla siebie;-)

    OdpowiedzUsuń
  9. Napatrzec sie nie moge na ta Twoja Slicznotke :)) Co do prezentow ,na poczatku tak kupowalo sie duzo ,ale z czasem dorastamy i dostrzegamy co rzeczywiscie jest wazne ,co jest potrzebne :) Suuper czytalo mi sie Cie :)) Wszystkiego Najlepszego dla Kornelki i dla Ciebie :))) Spoznione zyczenia ,ale i szczere :)) Pozdrawiam :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy:)
      Czasem zdarzaja sie nam zakupy spontaniczne, jednak stawiamy na zabawki, które nie tylko bawią, ale i uczą- stąd miłośc do wszelkiej maści gier i puzzli:)

      Usuń
  10. Dziecko jest czystą kartką i wszystko zależy od tego do czego go przyuczymy: dasz mu patyki ze sznurkiem i 'kreatywny' klucz jak wykorzystać wyobraźnię, a będzie się dobrze bawić.
    Dopóki nie spotka grupy rówieśniczej wychowanej na gotowcach... bo wtedy wszystko co kreatywne i zdroworozsądkowe bierze w łeb. Z grupą rówieśniczą się nie wygra, trzeba zapewnić dziecku to samo, co mają inni, żeby się w tym konsumpcyjnym piekle nie poczuło gorsze, eh.

    Anyway, też pół roku temu porzuciłam telewizor i czuję się o wiele atrakcyjniejsza, przynajmniej to ;), bo ten plebejsko-aintelektualny poziom reklam nigdy do mnie nie przemawiał, ewentualnie zniechęcał tylko.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. też nie brakuje mi telewizji:) Odkąd Kornelka poszła do przedszkola, co rusz pojawiają się nowe "odkrycia"- Barbie, doktor Zosia, wszystkie te gadżety związane z Krainą Lodu... Tak, zdarza si,e nam je kupić - właśnie dlatego, że widzę, że sprawia jej radosc posiadanie tego, co maja koleżanki. Bo mozna wiele mówić, że trzeba tłumaczyć, wpajać dziecku wartości, ale... Większość 3-4 latków za najważniejsze będzie miało zdanie kolegów i koleżanek z przedszkola

      Usuń
  11. 100 % racji :) Moje najbardziej cieszą się z dużych kartonów... Osobiście lubię zabawki o pięknym wyglądzie, dobrze zaprojektowane. Poprzez blogi często odkrywam takie perełki... ale nie muszę kupować wszystkiego. Oj temat rzeka i mój komentarz mógłby zająć bardzo dużo miejsca... Kiedy byłam na etapie planowania dzieci chciałam aby miały zabawki tylko z naturalnych materiałów i ręcznie robione... życie zweryfikowało... LEGO jest numerem jeden wśród zabawek moich dzieci.

    Dzięki Kochana z polecenie! :* Dopiero dziś się zorientowałam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha! Ty też? głosiłam wszem i wobec, że żadnej czekolady nie będzie, że tylko woda, że lody tylko domowe, samo drewno, zero plastiku... Nie da się. Nie, jeśli chcemy mieć szczęśliwe dziecko;)

      Usuń
  12. Eh, nie ma co dopisywać do Twojego posta, więc tego nie zrobię. Sama lubię dobrą jakość, ale nie wzbraniam się przed kupowaniem zabawek używanych, np. na olx. Poza tym, jak moja córka chce dostać coś drogiego, to jej mówię, że od dzisiaj zbieramy pieniądze do skarbonki na ten właśnie cel. Tym sposobem na urodziny dostała lalkę, a na dzień dziecka wymarzonego kucyka. W najbliższą niedzielę mamy ostatni, rodzinny dzień dziecka. Potem, aż do grudnia detox prezentowy. Bo widzę, jak niestety kolejne zabawki psują dziecko, które oczekuje wręcz materialnego poświadczenia uczuć. Jedyne, czego trudno mi jej odmówić, to książki. Widzę w niej prawdziwą pasję do "czytania" (oglądania/opowiadania), słuchania i odkrywania, więc tego jej nie zabiorę.
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. u nas jest bardzo podobnie, choć jest jednak pewien problem, kiedy nazbiera już na wymarzoną zabawkę, a akurat nie mamy żadnego święta;) Książki i drewniane zabawki - u nas to największa słabość - bo sama nie mogę się oprzeć;)

      Usuń
  13. Świetny blog :) zapraszam też do mnie :) http://kingawolsza.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  14. Sztuką jest znaleźć w tym wszystkim umiar, a ilość takich reklam nie ułatwia wcale sprawy.. pozdrawiam serdecznie! :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Dzieci są niesamowite i kochane, ja mojej najchętniej kupiłabym wszystkie zabawki świata ;)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy pozostawiony komentarz - każde Wasze słowo jest dla mnie niezwykle ważne. Masz jakieś pytania - zostaw swój email - odpowiem na pewno.