Wooden toys... Wooden stories...

Dom mojego dzieciństwa to wielkie mieszkanie moich Dziadków...  Eklektyczna kamienica z końca XIX wieku... To drewniane podłogi z koncertem skrzypień, jeśli się wie, na której stanąć desce... To jesienno-zimowa poezja jabłek pieczonych z miodem i orzechami w dochówce kaflowego pieca... To strych pełen tajemnic i mroczne piwnice pełne przetworów... Kredens i bieliźniarka wypełnione szydełkowymi skarbami... Śnieżnobiała pościel krochmalona na sztywno... Sztukaterie na suficie... Dziecięca Arkadia...

Do własnego mieszkania przeprowadziłam się z rodzicami, gdy miałam 13 lat, więc magia tamtej codzienności wryła się dobrze w pamięć i serce- do dziś odwiedzam nie tylko ukochanych Dziadków, ale i te wielkie pokoje pełne drewna i historii. Dorastając- nie czułam w sobie wnętrzarskich inklinacji ani skłonności do jednego wybranego stylu- zresztą do dziś się we mnie nie ujawniła i króluje radosny eklektyzm;) Została jednak miłość do drewna. Podejmując decyzję o kupnie mieszkania wiedziałam- i M. to pragnienie podzielał, że nie będzie u nas mdf-u i klasycznych kompletów mebli. Owszem, w kuchni wciąż króluje zestaw po poprzednich właścicielach, który oswajam jak mogę, ale i on ma już swoje- co prawda wciąż odległe, ale jednak- miejsce na liście "do wymiany".  Poza nim i komodą pozostałą po przewijaku Kornelki- nie ma u nas mebli innych niż drewniane. Dziś jednak nie o nich i nie o kolejnych vintage'owych klimatach, choć taki właśnie miał być dzisiejszy post, rozłożyłam się już nawet z aparatem, ale własne dziecko podsunęło mi pomysł na inny pchając się z klockami przed obiektyw;)

Czym bawiliście się w dzieciństwie? 

Ja uwielbiałam wszystko, co miało koła:)

Ćwierć wieku temu nie było na każdym kroku Fischer Price, nie było Smyków i tysiąca innych producentów i sklepów, a pierwsza Barbie to wielkie wydarzenie, które pamiętam do dziś- podobnie jak pierwsze Lego-zestaw piracki (który mam do dziś i czeka na Kornelkę), bo tylko taki udało się kupić. Były rzecz jasna lalki, misie i coraz więcej kolorowego plastiku- nie pamiętam ich jednak zbyt dobrze- poza tymi, które wytrzymały próbę czasu i dziś kolejno trafiają w rączki naszej córeczki:) Oczywiście wiele z nich jest drewnianych i- a jakże!- ma koła:)
Lokomotywy i wagoniki wyciągnęłam jako pierwsze z przepastnych pudeł z przeznaczeniem "na przyszłość, dla prawnuków". Część moja, część brata, niektóre uratowane z innych rodzinnych piwnic. Dla niektórych czas był łaskawy, dla innych nie- te ostatnie wciąż czekają na oczyszczenie i kolejne życie. Na szczęście drewno starzeje się pięknie:) Na fali wspominek zamówiłam zestaw naturalnych klocków od Wooden Story- miał być dla M. jako małe "pamiętasz, jak to było?", ale bawimy się nimi wszyscy:)
 Najbardziej pokochała je Kornelka, co chyba widać na załączonych obrazkach, dlatego intensywnie myślę nad kolejnym zestawem;)
Uprzedzając ewentualne pytania- tak, wiem, że moje dziecko to mały sierściuch- Balzak wszedł własnie w najgorszy z możliwych etapów linienia (co roku 2 do 6 tygodni między marcem a majem) i są chwile, że zwyczajnie sobie nie radzę- nie pomaga wyczesywanie dwa razy dziennie i ciągłe bieganie z odkurzaczem. Ubrania wypiorę, a nie mam sumienia odciągać dziecka od ukochanego przyjaciela;)

Czy i w Waszych domach można spotkać takie zabawki z dawnych lat?
A może te małe drewniane cuda są na "listach życzeń"?


Za mną już niemal tydzień na przymusowej diecie. Plamy z ciała zaczęły znikać i co najważniejsze- nie pojawiają się nowe. Są chwile, gdy niewiele brakuje, bym się zapomniała- robiąc kawę odruchowo sięgam po mleko i dobrze, że obok stoi przypominacz- napój sojowy. Przy jajecznicy dla Kornelki czy Marcina mam ochotę na porcję dla siebie, ale odpuszczam i zaczynam kroić sałatkę. Największym wrogiem jest właściwie nie tyle niepowstrzymana miłość do produktów odzwierzęcych, co zwyczajna siła przyzwyczajenia. Troszkę inaczej muszę też planować zakupy- twarogi, jogurty, jajka, mięso czy ryby- to zawsze w lodówce czy zamrażarce mam na wypadek niemożności wyskoczenia do sklepu, po produkty dozwolone dla mnie muszę się już wybrać do miasta, bo w pobliskim sklepie zwykle nawet otrębów nie można kupić, a o kotletach sojowych nikt chyba nawet nie słyszał;) Nie narzekam jednak, bo dziś alergikom jest o niebo łatwiej niż kilka czy kilkanaście lat  temu. I świadomość, i dostępność jest o wiele większa, jest internet, są blogi, trafiłam wczoraj na ciekawy magazyn z przepisami Slowly&veggie - to pokazuje, że nie jestem skazana na jednostajność:)

Dzisiejsza propozycja śniadaniowa to owocowa sałatka z orzechami włoskimi:)
kawałek arbuza
pół awokado
małe jabłko
mały banan
łyżka soku z cytryny
2-3 łyżki orzechów włoskich

Awokado kroimy w kostkę, jabłko w cienkie plasterki, całość mieszamy z sokiem z cytryny. Dodajemy pokrojonego w plasterki banana i kawałki arbuza, posypujemy orzechami i gotowe:)

Wspaniałego dnia:)

10 komentarzy:

  1. O kurczaki ! Jakie piękne zabawki ! Zawsze chciałam takie mieć. Chciałam drewnianą kolejkę którą mogłabym rozłożyć w całym pokoju. I nie ukrywam że gdyby ktoś mi takie cudo podarował to bym siedziała jak pięciolatka w środku przez całą noc. Zazdroszczę takich pięknych wspomnień z drewnem w tle.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zawsze rozczulają mnie zdjęcia Twojej córci z Labkiem. Solidaryzuje się z Tobą w bólu, moja piesy długowłose Golden i Flat tez linieją na potęgę. Nie panuję nad tym i złoszczę sie, że dom wygląda jak bym w ogóle nie sprzątała a odkurzamy i zamiatamy nawet trzy razy dziennie.
    PS. uwielbiam drewniane zabawki

    OdpowiedzUsuń
  3. Kornelka i Balzak- to lubię!
    W moim dzieciństwie bawiłam się najchętniej w zwożenie trawy drewnianym wózkiem zrobionym przez tatę.
    A w zimowych miesiącach rysowałam bez końca lub czytałam książki ( samodzielnie od 4. roku życia)
    Moi synowie bawili się sprzętem RTV i ciągle projektowali nowe rozwiązania:-) w tym zakresie!

    OdpowiedzUsuń
  4. drweniane zabawki sa super !

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja uwielbiałam bawić się w sklep i biuro... Jak wrócę myślami do tamtych czasów, to myślę, że było super!!!!
    Śliczna sesja!!!
    pozdrawiam cieplutko kochana

    OdpowiedzUsuń
  6. mi chłopcy maniętnie bawia się drewnianymi zabawkami;-) ale inne też lubią

    OdpowiedzUsuń
  7. Śliczne fotki, córunia jak zawsze cała w uśmiechach, przeurocza :)
    Fajnie, że nie męczysz się dietą, tylko znajdujesz w niej nowe ciekawe smaki i na sytuację, która jest trudna patrzysz jako na nowe, ciekawe doświadczenie :) Z Twoich postów emanuje niesamowicie pozytywne podejście do świata :))
    Pozdrawiam cieplutko, Agness:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Kiedyś, gdy nie jadłam mięsa, poszłam do osiedlowego Tesco i pytam się sprzedawcy o serek Tofu. Ta mi na to: Feta stoi tam na półce.
    Drewniane zabawki są super. Obyłam sie bez modnej Barbie i Lego i żyję.

    OdpowiedzUsuń
  9. Drewniane zabawki są najlepsze! Takie kolejki podobają mi się ;). Nie pamiętam bym taką miała, a teraz to chętnie bym taką kupiła.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  10. Drewniane zabawki to cuda:) Zamierzam Lenę nimi skutecznie zarazić. Na razie czekają na nią klocki Lego, książki z bajkami i domek dla lalek w spadku po nas;) Co do psa rozumiem Cię doskonale, nasze też dwa razy do roku zmienia sobie ubranko i wtedy jest masakra. Zastanawiam się tylko jak to będzie z tą sierścią, gdy Lena zacznie raczkować:(. Buziaki dla Was ślę.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy pozostawiony komentarz - każde Wasze słowo jest dla mnie niezwykle ważne. Masz jakieś pytania - zostaw swój email - odpowiem na pewno.