Dziecko w kuchni - tak czy nie?
Witam się z Wami poświątecznie:)
Świeci słońce, przyroda pokryta przyjemną dla oka mgiełką zieleni - jest pięknie:)
Po przedświątecznych zawirowaniach - obiecywałam sobie "wynagrodzenie" w postaci choć maleńkiej kosteczki wielkanocnego sernika. Ale "jak nie urok, to..." wiadomo co;) I przez niemal tydzień zmagałam się z paskudnym wirusem. Mam nadzieję, że go pokonałam, bo chcę się cieszyć tym ciepłem za oknem:)
Przyznam się, że nie miałam nawet siły patrzeć na jedzenie, więc i zdjęć nie mam:( Nadrobię więc innymi:) Nasza córeczka uwielbia spędzać czas naśladując to, co robimy my. Chętnie sprząta, pierze czy gotuje, nie pogardzi też śrubokrętem - taka pomocna złota rączka:) Wystarczy, że widzi mąkę postawioną na blacie i już biegnie do kuchni pytając "Mama, ciasto???" I chętnie włączam ją w pieczenie - te wspólne chwile są piękne i dla mnie bezcenne (ma cichą nadzieję, że i dla niej takie się kiedyś okażą:) A że kuchnia cała w mące? Przecież mam odkurzacz i genialnego mopa:)
Czy dziecko w kuchni, zwłaszcza tak małe, to dobry pomysł?
Tak!
Owszem, w kuchni- jak wszędzie- jest kilka zagrożeń. Gorący piekarnik (bo się oparzy), metalowe foremki do ciastek (bo się skaleczy ostrym brzegiem), produkty spożywcze, których nie spożywa się na surowo (jajka, mąka etc.), szafki czy szuflady (bo przytrzaśnie sobie palce, coś na nią spadnie), noże, zapałki, wykałaczki - i chcąc znaleźć powód, by dziecko nam nie towarzyszyło, listę można wciąż rozwijać. To dość słabe argumenty- przynajmniej dla mnie. Noże i wszelkie ostre narzędzia trzymam wysoko poza zasięgiem małych rączek. W dolnych szafkach i na blacie nie stoi nic, co mogłoby przypadkowo spaść lub zostać ściągnięte. Już dawno nauczyłam Kornelkę bezpiecznie otwierać i zamykać szafki i szuflady- i teraz muszę się mocno pilnować, bo wręcz na mnie krzyczy, gdy którejś nie domknę;) dobnie było z piekarnikiem- gdy miała roczek szalenie ją interesował, więc pozwoliłam go jej dotknąć, gdy był mocno ciepły, choć nie gorący - i to wystarczyło - teraz wie, że korzystają z niego tylko dorośli (identyczna sytuacja jest z kominkiem). Używamy dobrych jakościowo i pozbawionych ostrych elementów foremek. I najważniejsze - cały czas jestem obok i panuję (powiedzmy;) nad sytuacją. Jedyną rzeczą, której nie udaje się przy takim maluchu ogarnąć jest lekki bałagan, ale to tylko kolejna okazja do wspólnej pracy:)
Dziecko, któremu pozwolimy pomagać, jest szczęśliwe, czuje się potrzebne i dorosłe. Uczy się odpowiedzialności i wykonywania coraz to nowych czynności. Oczywiście na początek może nie robić tego idealnie- przecież to dopiero etap nauki. Najważniejsze, że chce- i pod żadnym pozorem nie można do tego zniechęcać. Przyznam, że na początku było mi ciężko na niektóre rzeczy Kornelce pozwalać- bo zrobiłabym to szybciej, dokładniej, lepiej (?). Ale to perspektywa trzydziestolatki;) Dziś Kornelka ma 2,5 roczku. Potrafi (co nie zawsze znaczy, że chce;) sprzątać swoje zabawki, składać ubranka czy ręczniki (równa kostka to to nie jest, ale zawsze coś), ścierać kurze i zamiatać (z uporem i precyzją maniaka- to ma po Tacie), mieszać składniki na ciasto, wałkować, wykrawać. Uwielbia też robić zakupy (choć nasze listy nie zawsze są zbieżne). Kiedy to tylko możliwe, staram się nigdy nie mówić "nie możesz tego robić, bo jesteś za mała" - dzieci są przekorne i zakazane ciągnie najbardziej. Czy dobrze robię? Tak przynajmniej myślę:) A jak to wygląda u Was?
A na deser mamy dla Was nasz ostatni wypiek - pyszne bułeczki drożdżowe.
Przepis pochodzi z Księgi Przepisów Kenwooda.
Dwukrotnie już go modyfikowałam (jest bardzo elastyczny) i na pewno na tym nie poprzestanę, ba, planuję dla Was cały post z nim w roli głównej;)
Poniżej wersja oryginalna:
250 ml mleka
30g roztopionego masła
2 jajka
400 g mąki pszennej
7g suszonych drożdży (pojedyncze opakowanie)
60g (4 łyżki) drobnego cukru do wypieków
szczypta soli
Mleko, masło i jedno jajko miksujemy na niskich obrotach. W mikserze montujemy hak do wyrabiania ciasta, wsypujemy mąkę, drożdże, cukier i sól- wyrabiamy 6-8 minut. Przykrywamy ściereczką i odstawiamy na godzinę do wyrośnięcia. Piekarnik nagrzewamy do 190 stopni. Z ciasta formujemy 12 okrągłych bułeczek, układamy w sporych odstępach na blaszce, odstawiamy na 20 minut do wyrośnięcia. Drugie jajko roztrzepujemy, smarujemy nim wyrośnięte bułeczki. Pieczemy około 20 minut.
Na koniec pochwalę się Wam, że moja witrynka w końcu w całości jest już w kuchni- tylko farby na drzwiczki mi zabrakło, więc czeka mnie wyprawa do castoramy.
Ale o niej następnym razem;)
Miłego popołudnia:)
Ależ słodka kuchareczka :)) Cudownie jest tak razem kucharzyć z dzieciaczkami. Wspaniałe chwile i dla dzieci i rodziców:)
OdpowiedzUsuńMoja córcia ma już 21 lat a do tej pory razem pieczemy. Nawet nie ma mowy, żebym się brała za pieczenie ciasteczek, gdy jej nie ma w domu... to są już nasze wspólne rytuały :))
Cudne zdjęcia, a bułeczki wyglądają niezwykle smakowicie :)
Witrynka piękna, czekam na jej pełną odsłonę :)
Pozdrawiam cieplutko, Agness:)
Tak, trzy razy tak, w tym wieku dziecko uczy się najwięcej. Pozdrowienia dla ślicznej Kuchareczki:-)
OdpowiedzUsuńJestem za:))). Śliczna pomocnica Ci rośnie, Ilonko!!!
OdpowiedzUsuńbuziak
Tak, tak, tak. Moja córka gdy była mała chętnie uczestniczyła w takich pracach i dobrze jej szło :) A później, z mojej winy, bo samej będzie szybciej, czyściej, bezpieczniej, bo dopiero posprzątałam... nie dopuszczałam jej do prac kuchennych i niestety dzisiaj po 24 latach kucharka niej marna :) Mam nadzieję, że to się kiedyś zmieni. Dlatego gdybym teraz ponownie miała taką okazję pozwalałabym jej na wszelkie "brudzenie" w kuchni. Ale za to mąż chętnie pozwalał jej na pomaganie sobie w pracach tzw. męskich i z młotkiem jest za pan brat :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Uważam, że dziecko w kuchni powinno być od małego. Zgadzam się z Tobą, choć wiadomo, że musimy nad dzieckiem czuwać, ale robienie wspólnie takich rzeczy ma same plusy, tylko dorośli musza się uzbroić w cierpliwość i być czujni.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że i moja kiedyś będzie tak udzielała się w kuchni... i, że siądzie do maszyny :D
OdpowiedzUsuńMasz rację Ilonko,jeśli dziecko garnie się do pomocy,należy wykorzystać tę jego chęć i wspólnie coś przygotować :) Oczywiście to zajmie nam więcej czasu itp.ale radość dziecka z faktu,że i ono coś robiło i pomagało jest bezcenna i warta każdej minuty przedłużającego się procesu kucharzenia :)
OdpowiedzUsuńJa w jej wieku też byłam wpuszczana do kuchni. Później z rodzeństwem kłóciliśmy się kto będzie ucierał ciasto na babkę, zmywał naczynia itp. Jak już podrośliśmy to chęci do sprzątania zmalały za to te do gotowania zostały na tym samym poziomie. Mając niecałe 3 latka uczyłam się robić sama sobie kanapki (moja babcia była wtedy niezadowolona z pomysłu moich rodziców, teraz po wielu latach widzi, że na dobre nam wyszło). W wieku 6 lat zaczęłam robić ekserymenty kulinarne i to zostało już mi do dzisiaj (narzeczony już kilka razy zastanawiał się czy może bezpiecznie zjeść kolację ;)). Kornelka na pewno jak dorośnie będzie miło wspominać te chwile, które obecnie wspólnie spędzacie w kuchni. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńJaka fajna gosposia! :) I tak, masz rację, uczy się przez zabawę, jest cała szczęśliwa... i warto :)
OdpowiedzUsuńZ takim Aniołkiem to sama przyjemność pichcić :)))Oj ja też choruję na taką witrynę ,może kiedyś uda się nabyć :))
OdpowiedzUsuńMimo że sama nie mam dzieci to na przeróżnych zajęciach widzę że dzieciaki uwielbiają pomagać w kuchni. Owszem. Są zagrożenia ale one są wszędzie. A spędzanie czasu z dzieckiem w kuchni jest mega przyjemne chodź później jest więcej sprzątania. :)
OdpowiedzUsuń:)
OdpowiedzUsuńlepiąca się podłoga ;) porozsypywana mąka...znam ten obraz :)
Do niedawna miałam jedną pomocnicę...która szurała po podłodze swoim małym drewnianym krzesełkiem z pytaniem "Mamo-mogę pomóc?"...od jakiegoś czasu pomocników jest dwóch...bo i Antek się włączył w czynne pomaganie ;)
Póki co robią to chętnie...mam więc cichą nadzieję, że im to szybko nie minie ;)
Witrynka prezentuje się obiecująco.
ps. A my też przedświątecznego wirusa łapnęliśmy...dobrze, że na same święta już w domu mogliśmy być.
POZDRAWIAM
To prawda, nie można dziecka odganiać, jak się garnie. Potem wyrośnie takie z dwoma lewymi rękami. Mój młody (niecałe 3 latka) pierwszy pcha się do miksowania, zaraz leci po swój stołeczek, żeby być bliżej blatu. A jak się coś rozleje, czy ubrudzi czy stłucze - koszt nauki. Jak mi pomagał przy renowacji - tez nie odganiałam, chociaż drżałam, ze za chwilę sobie młotkiem w łapę przywali. Niestety sprzątać nie lubi ani zabawek ani książeczek. Bałagan go nie rusza.
OdpowiedzUsuńSłodko wygląda Kornelka przy mieszaniu ciasta! A witryna wyszła bajecznie! Czekam na szerszy kadr :-)
Dzieci do kuchni jak najbardziej :)), ale z umiarem :)
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem tej witrynki!
Pozdrawiam!
Ja również jestem za dzieckiem w kuchni, pomimo tego że trzeba uważać za dwóch ale jaką dziecko ma frajde jak wrzuci liść laurowy do zupy albo pomaga wycinać ciasteczka:) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem, dzieci powinny nam pomagać w kuchni... ile jest przy tym smiechu, zabawy i nauki:)
OdpowiedzUsuńSłodka ta twoja kruszynka kochana:)
ściskam i wpraszam sie na takie bułeczki:):):):):) Pięknie podane:)
słonecznego tygodnia kochana
Jeśli tylko dzieci chcą to jak najbardziej w kuchni TAK !!! Bo to poprzez codzienność i uczestniczenie w życiu tak po prostu uczą się najwięcej. A przede wszystkim są z nami blisko...:)
OdpowiedzUsuńBułeczki wyglądają na niezwykle pyszne !!!
Pozdrawiam i czekam na odsłonę witrynki:)