Bułeczkowe wariacje:)
Ogłaszając w piątek, że mam dość, myślałam "twardziel ze mnie", bo skoro i opuchlizna mniejsza (mrożona arnika czyni cuda), to mogę już funkcjonować normalnie. W sobotę paluch spuchł na nowo, w niedzielę rano nie poznałam całej dłoni. I nawet do obiadu trzymałam się dzielnie (niemal), ale przeceniłam własną odporność na ból - serio, nawet po cc czułam się lepiej. Gorączka trochę mnie zaniepokoiła, więc trudno, pojechałam na ostry dyżur (no dobrze, najpierw do apteki- farmaceutka nawet głupiego altacetu nie chciała mi sprzedać, gdy zobaczyła rękę). Diagnoza: zastrzał stawowy, niezbyt przyjemne czyszczenie plus antybiotyk i miły przeciwbólowy odlot. A sprawcą wszystkiego ranka długości 3mm - dosłownie kpina. Właściwie to nic wielkiego, ale przy małym dziecku robienie wszystkiego lewą ręką jest zwyczajnie trudne, zwłaszcza gdy przez większą część dnia jesteśmy same, a ją strasznie ciekawi, co też jest pod opatrunkiem.
Brakuje mi regularnego blogowania - oprócz użalania się nad sobą, tonęłam ostatnio w papierkowej robocie- taki mój miecz Damoklesa złożony z kilkunastu niezakończonych prac. Zaskakujące, jak ograniczenie wszelkich innych czynności pozwoliło mi się szybko z nimi uporać:) Można więc powiedzieć, że startuję z czystą kartą;) Namówiłam brata na wycieczkę do castoramy- uzupełnił mój zapas farb, pędzli, wałków i papierów ściernych, przytargał wór ziemi do balkonowych doniczek, przywiózł brakujące sadzonki ziół od Mamy - tak, balkon czeka na pozimową reaktywację, ja zresztą też. Na wieczny niedoczas już nie warto się skarżyć- z tym sobie chyba nigdy nie poradzę. Kornelka coraz częściej pomaga mi w kuchni - o dziwo, nie spowalnia to już niczego- całkiem sprawnie wpasowuje się ta moja mądra córeczka w mamine kucharzenie:) Często pieczemy drożdżowe śniadaniowe bułeczki, poniżej wyjściowy przepis raz jeszcze, sposób przygotowania w linku:
250 ml mleka
30g roztopionego masła
2 jajka
400 g mąki pszennej
7g suszonych drożdży (pojedyncze opakowanie)
60g (4 łyżki) drobnego cukru do wypieków
szczypta soli
Można go modyfikować na wiele sposobów- jak dotąd najsmaczniejszy to zastąpienie zwykłego mleka tym migdałowym (tu znajdziecie mnóstwo pomysłów na mleka roślinne- klik), a połowę mąki pszennej- migdałową i zrobienie mini chałek z migdałową kruszonką:
Podobnie w wersji z mlekiem orzechowym (z orzechów włoskich) wybrałam inny kształt i bułeczki stały się zawiniętymi paluchami posypanymi grubym brązowym cukrem:
Co do mleka orzechowego- wypieki powstają dość szare, choć nie wpływa to na smak- a raczej wpływa bardzo pozytywnie;) W wersji z dżemem truskawkowym też go użyłam, ale ograniczyłam ilość cukru do jednej łyżki (15g) i dosłodziłam stewią- wyszło smacznie, ale drożdże pozbawione cukrowej pożywki słabo wyrosły i konsystencja była bardzo zwarta:
Powstała też wersja wegańska, z "jajkiem chia", oliwą z oliwek i rozmarynem - wytrawna, ale nie mniej pyszna:)
Sposób przygotowania tu - klik, poniżej składniki:
250 ml mleka orzechowego
2 łyżki oliwy z oliwek
200 g mąki pszennej
200 g mąki z amarantusa (lub 400 g samej pszennej)
7 g suszonych drożdży
2 łyżki cukru
tzw. jajko chia, czyli kopiasta łyżka nasion chia zalana trzema łyżkami wrzątku i odstawiona pod przykryciem na minimum 2-3 minuty plus nasiona do posypania bułeczek
szczypta soli
łyżka drobno posiekanego rozmarynu - można go też zmiksować z mlekiem
Naprawdę dobrze smakują:)
By chia trzymało się na bułeczkach, wystarczy posmarować je lekko posoloną oliwą:)
Powstały też kokosowe drożdżówki (z mlekiem kokosowym, obficie posypane wiórkami), ale nie doczekały do zdjęć;)
I jeszcze wersja klasyczna dla przypomnienia:)
Kwiecień to też czas pierwszych zbiorów pokrzywy;)
Uczciwie przyznaję, że pijam smaczniejsze napary, ale już taka herbatka z dodatkiem syropu z mniszka (też można już zbierać i przetwarzać) czy miodu całkiem łatwo da się przełknąć i wspaniale poprawia wygląd włosów i paznokci.
Pozostając w klimacie okolicznej flory - pięknie rozkwitły szafirki - późno poznałam tę nazwę, w moim rodzinnym domu wszyscy mówią na nie "kukułki";)
Mój mini ogródek ziołowy dość bujnie się już rozrósł, Kornelka codziennie dosiewa coś nowego, a ja czekam, kiedy wszystko przeniesie się na balkon- na który w tym roku mam kilka nowych pomysłów:) W planach są jeszcze znaczniki do ziół- tymczasem panuje prowizorka;)
Mam jeszcze garść zaległych zdjęć i tematów, ale mój paluch już zdecydowanie ma dość, a i tak piszę już ponad godzinę - ciąg dalszy zaległości nastąpi, strzeżcie się;)
Dobranoc:)
Mini ogródek jest przepiękny :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Dziękuję, wciąż się rozrasta:)
UsuńPowrotu do formy życzę ;)
OdpowiedzUsuńSmacznie wyglądają bułeczki
Madziu, jest już lepiej, choć o formie wciąż ciężko mówić:(
UsuńCudowny mini ogródek :) Bułeczki przepysznie wyglądają :) A Tobie zdrowia życzę :) aga
OdpowiedzUsuńOgródeczek rośnie dzielnie, choć wciąż go podskubuję:)
UsuńAleż smakowicie. Wyglądają obłędnie a ogródek cudny! Zdróweczka życzę!
OdpowiedzUsuńI trak też smakują:)
UsuńAleż pięknie u Ciebie, a bułeczki wyglądają na mega pyszne !
OdpowiedzUsuńTakie też są- w każdej wersji:)
UsuńWracaj do zdrowia, bo czekam na Twoje posty. A ogródek superaśny :)
OdpowiedzUsuńBeatko, w kolejce post lniany, drewniany, ramkowy, kilka śniadaniowych i remontowych i jeszcze balkonowy- tylko wciąż klikam lewą ręką, a do wielu brakuje zdjęć:(
UsuńWspółczuję bólu! Mam nadzieję, że teraz to już z górki będzie ?
OdpowiedzUsuńNawet ta ziołowa prowizorka bardzo mi się podoba...zwłaszcza ceramiczne doniczki :) ja po targach staroci skupuję wszystkie te skorupy :)
A wariacje bułeczkowe SUPER...mnie pewnie też najbardziej posmakowała by opcja migdałowa i orzechowa...bo ostatnio straszną fazę na orzechy mam...
a młoda pokrzywa, krwawnik, liście mleczu, stokrotki i bratki lądują na kanapkach i w sałatkach.... mniam i OKO cieszy :)
Szafirków nie mam :( nie mogłam u siebie nigdzie dotą znaleźć...może jeszcze gdzieś będą...uwielbiam ich kształt :) są takie urocze...
Pozdrawiam
Justynko, na razie opuchlizna pomalutku, ale jednak się zmniejsza- jeśli nie zniknie całkiem do poniedziałku- powtórka z czyszczenia, wrrr
UsuńNasi przodkowie przy tzw. zastrzałach wkładali na moment palec do wrzątku, potem znów i tak kilkanaście razy. Nie polecam Ci tej metody, ale kiedyś ją sprawdzałam i nie neguję mądrości ludowych! Zdrówka życzę!
OdpowiedzUsuńBasiu, ja tę metodę bardzo dobrze znam i w pierwszej kolejności zastosowałam- wyszłam na tym średnio, bo skóra mi zeszła- w przeciwieństwie do opuchlizny (to środkowy palec i dolny staw, więc niemal całą dłoń pakowałam we wrzątek). Chirurg mi wyjaśnił, że to owszem, działa, ale przy zastrzale skórnym bądź podskórnym- przy stawowym, ścięgnistym bądź kostnym- potrzebna już jego interwencja, bo ropa zbiera się zbyt głęboko. Cóż, mam nadzieję, że swój limit niefortunnych zdarzeń wyczerpałam;)
UsuńA mnie wrzątek nie raz uratował przed interwencją chirurgiczną. A bułeczki prawdziwie wariacje. Wyglądają smakowicie i muszą wspaniale smakować. Pozdrawiam serdecznie i życzę szybkiego powrotu do sprawności.
OdpowiedzUsuńDziękuję, paluch dokucza już mniej:)
UsuńŚwietne przepisy na bułeczki, na pewno któryś wykorzystam:)
OdpowiedzUsuńjak zwykle urocze, smaczne zdjecia:)
zdrówka kochana, ściskam
To chyba najprostsze ciasto drożdżowe, z jakim miałam do czynienia:)
UsuńBardzo współczuję problemów z ręką.
OdpowiedzUsuńW Twoim wypadku to już za późno, ale naprawdę dawny patent z kilkakrotnym wkładaniem zakutego palca do wrzątku czyni cuda.... naprawdę. Dawne sposoby w wielu przypadkach bardzo pomagają. Do wrzątku dobrze jest dodać trochę szarego mydła, jeszcze skuteczniejsze.
Zdjęcia bardzo smakowite i przepiękne... aż nie mogę się na nie napatrzeć.
Pozdrawiam cieplutko i życzę zdrówka, Agness:)
Sam wrzątek nie pomógł, ale wciąż moczę dłoń w wodzie z szarym mydłem- przynosi ulgę:)
Usuń