Nie jestem purystką, ale...
Szanowny Małżonek wie najlepiej, jak daleko mi do językowego puryzmu, gdy wpadam w złość. Moja Babunia na takie wybuchy ma ładne i jakże kwieciste określenie "posłać komuś wiązankę". Nie wypieram się- choć dumna z siebie nie jestem, zdarza mi się przeklinać. I tu już dochodzę do sedna- te momenty uważam za chwile słabości - gdy wpajane przez lata zasady kultury, poszanowania tych, którzy mnie słuchają i ojczystego języka przegrywają z nerwami. To moja wada, swego rodzaju skaza, coś, co uznaję w sobie za niepożądane. Obnosić się z tym publicznie wydaje mi się nieporozumieniem.
Jednak to chyba jakiś błąd w myśleniu. Dlaczego? Mam wrażenie, że "rzucanie mięsem" stało się modne. Można to zgrabnie określić jako "używanie mocnych słów", ale po co? Może jednak jestem odosobniona w takim myśleniu, bo blogi, których autorzy uderzają w ton bardziej przystający nastolatkowi z podejściem "co to nie ja", biją rekordy popularności. Czyli jest zapotrzebowanie na takie teksty, czytelnicy (w tej komentującej większości) wyrażają podziw dla szczerości (na ile prawdziwej?) i sami też "chcieliby mieć taka odwagę". Więc albo ja urwałam się z choinki, albo świat w dziwnym kierunku zmierza. Wiecie, co drażni mnie najbardziej? Często te steki wulgaryzmów serwowane są w kontekście dzieci- bo matka już nie daje rady, taka jest sfrustrowana, ma prawo wrazić złość. Pewnie, że ma, a ja mogę nie czytać. Ale tak samo mogę wyrazić własne zdanie. Macierzyństwo to nie tylko tęcza, słodki cherubinek i radosny tupot małych stópek. Czasami sama uciekam do łazienki (symulując problemy żołądkowe, by czas ten przedłużyć) i zwyczajnie uderzam głową w ścianę, bo chciałabym uciec, a nie za bardzo mam jak (właściwie szanse zerowe). Bo czasem wieczne "mamo, czytaj!", "mamo, chodź", "wio i patataj" (na moich plecach), "siusiu!", "pić!", "rysuj!", "buduj!", "nieeeee!!!!" i wszystko to najlepiej jednocześnie z praniem, gotowaniem i sprzątaniem doprowadzają do szału, wściekłości, a w końcu obezwładniającego poczucia bezsilności. Ale to jest moment, krótka chwila- nic nie znacząca wobec tego co ważne- KOCHAM moje dziecko nad wszystko, kocham życie, którego by nie było, gdyby nie moja RODZINA. Ten, kto wierzył, że zawsze będzie łatwo, jest idiotą.
No dobrze, wyraziłam własne zdanie- czasem wyjątkowo tego potrzebuję, gdy jakaś myśl nie daje mi spokoju:)
Wiem, że od jakiegoś czasu natrętnie męczę Was wiosną, ale nic nie poradzę, że tak się nią upajam:)
Więc wybaczcie- dziś kolejna porcja:)
Uciekam do pracy, a Wam życze miłego dnia:)
i znowu zgadzam się całkowicie z Tobą :)
OdpowiedzUsuńNiunia jest przesłodka!!!
Ale cudnie! Morze krokusów! I aniołek w środku!
OdpowiedzUsuńjest się czym upajać :)
OdpowiedzUsuńa Twoja Lady już TAKA duża dziewczynka!! szok!
ja w chwilach opisywanej przez Ciebie bezsilności, gdy uderzanie głową w ścianę nie pomaga, albo gdy fizycznie nie jestem w stanie tego zrobić ;) robię 2 skrajne rzeczy: brzydko się wyrażam w obcych językach ;) albo zaczynam dziesiątkę Różańca, działa uspokajająco :)
Pozdrawiam Ilonko!
Ja w sytuacjach , o których piszesz, kiedy życie chce wleźć mi głowę a sprawy układają się tak jak one chcą a nie jak ja, lubię sobie puścić wiązankę. Jest mi lżej ale przyznaję się, chętnie zamieniłabym to na coś innego, co równie szybko by mnie uspokoiło :)
OdpowiedzUsuńWiosna u Ciebie piękna :)
piekna wiosna
OdpowiedzUsuńtrzeba wyrzucić z siebie złość ;)
Jakże prawda :)
OdpowiedzUsuńKornelka coraz piękniejsza, i ten cudny uśmiech...
Taką wiosnę mogę podziwiać codziennie , zwłaszcza tą w niebieskiej czapeczce:)))) W życiu nie widziałam na żywo takiej ilości krokusów:( tylko na zdjęciach:(
OdpowiedzUsuńZauroczyła Mnie twoja wiosna i ta malutka również:)
OdpowiedzUsuńBajecznie po prostu...
ściski Ilonko
ależ bajkowe miejsce znalazłaś....
OdpowiedzUsuńco do wulgarnych słów, to mogę powiedzieć ,że rażą mnie, choć samej sporadycznie(naprawdę sporadycznie) też coś mi się wymknie....
Wiosna nie męczy, tylko zachwyca :) z przyjemnością się patrzy na takie fotografie. Ale urocze połacie kwiatów. W moim ogrodzie też już są krokusy i kilka innych kwiatów, których nazw nie znam, hiacynty tez nieśmiało się wynurzają z bezpiecznych cebulek, ale nie ma ich tak dużo w jednym miejscu jak na tych zdjęciach. Pięknie.
OdpowiedzUsuńCo do przekleństw - jestem przeciwniczką, choć przyznam, czasem i mnie cisną się na usta, choć staram się by zdarzało się rzadko, ale wulgaryzmy są złe i nie ma co się nimi chwalić. Aż uszy więdną, gdy człowiek posłucha jak inni używają ich jako przecinków, z taką częstotliwością... Przykre
Taka łączka kwiatków to moje marzenie...
OdpowiedzUsuńTaką wiosną możesz ,,męczyć mnie,, bezustannie :) Przepiękne, ukwiecone zdjęcia, ze słodką panieneczką w roli głównej :) Co do blogów z ,,mocnymi tekstami,, nie wypowiem się, bo nie trafiłam. Ale co do chwilowych zwątpień i małych dołków.... cóż jesteśmy ludźmi i mamy do nich prawo, na szczęście szybko przechodzą, bo nie ma większego szczęścia, niż rodzina.... nawet jeśli czasami ,,podpieramy się nosem,, :))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko, Agness:)
Myślę, że wiosny nikt nie ma dość...Twoja zaprezentowana na fotkach jest po prostu piękna !!! Tym bardziej że śliczna istotka ją upiększa:)
OdpowiedzUsuńMyślę, że swoje myśli jak najbardziej trzeba wyrażać, to przynosi ulgę...a o to przecież chodzi:0
Pozdrawiam Cię serdecznie i zapraszam do siebie:)
Chyba ze sto lat już tu nie byłam, bo Maleńka tak urosła :)
OdpowiedzUsuń