Upragniony, wyczekany, nareszcie skończony...
Remont rzecz jasna.
Salon - dziesięciodniowy plac budowy.
Dwukrotna zmiana pomysłu na kształt ostateczny.
Kolor dopiero za trzecim razem właściwy.
Cowieczorna walka, by choć na chwilę usiąść nie wstając później jako stwór obsypany bielą.
Wieczór- 1:0 dla mnie i mopa, poranek- 3:1 dla wszechobecnego rozgardiaszu.
Cóż, nie ja jedna lubię mieć ładnie, z pominięciem tego parszywego etapu, gdy jest... masakrycznie;)
Najłatwiej oczywiście wynieść się na ten czas z domu- jednak chętnych na przygarnięcie rodziny 2+1+1 brak, co poniekąd nie dziwi, gdy w zestawie jest wielkie psisko.
Wniosków na przyszłość sporo, jednak z przewagą pozytywów.
Groźba rozwodu z powodu "rażącej niezgodności charakterów przy aranżacji wnętrza" - zażegnana.
Pierwszy ogień zapłonął.
Ostatnia folia usunięta.
Kuchnia odpylona, szkło wszelkie doszorowane, salon znów jest miejscem relaksu.
Choć noga sztywna, uzbrojona w ściereczki myję, poleruję, dopieszczam.
W głowie wiele pomysłów na "nowe" i chęć ogromna realizacji.
Na początek mój upragniony ogień:)
Urodziłam się i wychowałam w eklektycznej kamienicy w końca XIX wieku, więc ogień jako taki nie był mi obcy- wszędzie były piece, zresztą moi dziadkowie do dziś z nich nie zrezygnowali.
I chyba dlatego ciepło płynące z tego żywiołu stało się dla mnie nieodłącznym elementem prawdziwego "ogniska domowego".
Szukając dwa lata temu mieszkania wiedziałam, że nie obejdę się bez kominka lub pieca- lub możliwości zainstalowania go.
Kto do mnie zagląda, ten wie, że miał u mnie stanąć już we wrześniu. Jednak pięciomiesięczne oczekiwanie na kominiarza znacznie ten termin przesunęło, później nie chcieliśmy zaczynać prac w środku zimy, a w końcu trzeba było poszukać weny- i chętnego do pomocy przy wniesieniu naszego piecyka:)
Zdecydowaliśmy się na piec- model, który wybrał M. wydał mi się ładniejszy od większości kominków i co najważniejsze- zajmuje mniej miejsca.
A chodzi o ładnie brzmiący
Richard Antique Bronze - na stronie producenta jest niemal tysiąc złotych droższy, więc dobrze, że zajrzeliśmy do Castoramy;)
Pewnym mankamentem jest waga- 145kg- a to oznacza, że kurierzy omijają go z daleka;)
Jednak M. z kolegą jak najbardziej podołali i dzielnie wtaszczyli go na trzecie piętro:D
Tak wygląda rozpalony, choć jeszcze bez niezbędnych akcesoriów:)
Pierwsze palenie okazało się przeżyciem ekstremalnym jak na środek lata;)
Tak prezentuje się w odnowionym salonie:
I znów bystre i zaglądające do mnie oko zauważy, że nie tylko jedna ściana przeszła metamorfozę, ale i kolor całości się zmienił.
Bo musicie wiedzieć, że pierwotnie na ścianie miał być klinkier w cegiełkowym wzorze-
Canella Dark . \
Kiedy jednak przywieźliśmy go i przyłożyliśmy do ściany- okazał się za ciemny i przytłaczający, więc wymieniliśmy go na
Lascar .
Po tej zamianie wybrany wcześniej kolor farby - Milk Chocolate z palety Beckersa (niemal identyczny z poprzednim na ścianie) okazał się za ciemny.
Wymieniłam go na Toffi- wystarczy, że powiem "totalna porażka" ;)
Ostatecznie padło na Sweet Cream i według mnie to strzał w dziesiątkę- nawet mój lubujący się w ciemnych kolorach mąż przyznał, że to dobry wybór:)
Zresztą farbom zamierzam poświęcić osobny post:)
Kanapa i stolik stoją tu tymczasowo- i jeden, i drugi mebel zostaną wymienione na mniejsze, a same powędrują na pięterko.
Lampa zaś znów trafi pod pędzel- i werniks w kolorze starej miedzi, bo bardziej pasuje mi tu niż w kąciku kawowym.
Tu jeszcze mały kolaż z placu boju;)
To tak "ku pamięci";)
Sprzątanie trwa od dwóch dni, dziś mogłam sobie w końcu pozwolić na małą chwilkę relaksu z podwieczorkiem i przepięknymi katalogami-
Lene Bjerre i
Green Gate.
Skąd i po co mi one- to również temat na osobny post;)
Ciężko oderwać oczy, ale niezwykle łatwo zacząć układać listę "must have" ;)
Przy 35 stopniach w cieniu mrożona kawa - nawet bez bitej śmietany - awansuje do rangi mitycznego nektaru, a owoce wystarczą za ambrozję:)
Nawet Kornelka chętnie się do mnie przyłączyła:)
Na dziś to wszystko, ale muszę Was ostrzec- salon jeszcze nie raz zagości w moich postach;)
Tymczasem uciekam czyścić wszelkie kurzołapacze:)
Miłego weekendu:)