Smak róży...

...to jeden ze smaków mojego dzieciństwa. Smak konfitury, którą Babcia do dziś napełnia puchate pączusie, szczodrze obsypane cukrem pudrem... Herbatki z owoców dzikiej róży, słodzonej właśnie konfiturą w długie zimowe wieczory... A czasami smak różanego wina, pitego do podwiczorku z kryształowego kieliszka "dla zdrowotności", a dla przeciwdziałania przeziębieniom... W wielu rejonach może być jeszcze zbyt wcześnie jak na różane zbiory, ale u mnie róża pomarszczona czerwieni się już coraz piękniej i myślę, że za kilka dni będzie już gotowa do zbioru.

Przygotowanie owoców na konfiturę jest niestety pracą dość nieprzyjemną (przynajmniej ja tak to odbieram;) i zajmuje sporo czasu- każdy owoc trzba wydrylować, usuwając ze środka wszyskie pestki i drobne włoski- właśnie na te włoski trzeba bardzo uważać, bo mają paskudną tendencję do wbijania się w opuszki palców, więc najlepiej jest to robić w rękawiczkach (czego osobiście nie cierpię, ale jakoś znoszę:) Czym większe owoce, tym mniej pracy, dlatego najlepiej użyć róży pomarszczonej lub girlandowej- oczywiście i z polnej konfitura będzie pyszna, ale czym drobniejsze owoce, tym więcej godzin spędzimy na ich obieraniu:)
 
Obrane owoce musimy dokładnie umyć, po czym przełożyć do miski. Następnie zalewamy je syropem- syrop gotujemy z wody i cukru- na jeden kilogram owoców róży potrzebujemy jednego kilograma cukru i szklanki (250ml) wody. Wrzącym syropem zalewamy owoce, przykrywamy ściereczką, żeby do całości nie dobrały się owocówki i odstawiamy na 24 godziny. Na drugi dzień zlewamy syrop- owoce zostawiamy w misce. Syrop znów doprowadzamy do wrzenia, gotujemy 10 minut i ponownie zalewamy nim owoce, zostawiamy pod ściereczką na 24 godziny. Całą procedurę powtarzamy od pięciu dni do tygodnia- do momentu, kiedy owoce zrobią się szkliste, co oznacza, że konfitura jest gotowa:) Relacja zdjęciowa będzie, kiedy już zbiorę różę:)
 
 
Kornelia skończyła dziś 9 miesięcy. Jako jedno z nielicznych dzieci w naszej rodzinie na przestrzeni ostatnich 30 lat- wykazuje olbrzymie zainteresowanie raczkowaniem i robi to z olbrzymią prędkością. Potrafi już wstawać, trzymając się szczebelków łóżeczka i stawia śmiało kroczki trzymana za rączki. Coraz częściej udaje nam się siusianie (i nie tylko;) do nocniczka, przestała też maniakalnie ściągać ze stópek wszystko, co choć trochę przypomina obuwie. W chodaczku z pasją ściga Balzaka, co ten ostatni przyjmuje z bolesną rezygnacją. Jej nieustanna aktywność sprawia, że kiedy po dłuuugim dniu zasypia- doceniam urok tej niezwykłej chwili:)
 
 
Jak łatwo się domyślić- czas wolny znów stał się u mnie towarem luksusowym i niezwykle deficytowym. Czasami zdarza mi się coś udziergać- sporo rzeczy mam znów pozaczynanych, końca nie widać, ale niestety- wciąż kuszą mnie kolejne:(
 
Dotychczasowe bambusowe podkładki pod talerze trochę się już opatrzyły, więc umyśliłam sobie, że ładnie wyglądałyby bawełniane- szydełkowe. Wzór wybrałam prosty, więc jest szansa, że za jakiś czas skończę;)

Z cotton light powstało 16 kwadratów, które połączyłam w poduszkę- tył będzie z materiału, muszę tylko poobcinać i pochować nitki oraz zszyć całość. Kiedy? Nie mam pojęcia- na razie to, co jest nabiera mocy urzędowej;)

Pokaźny resztkowy zapas akryli zapewne też przerobię na poduszki- na razie powstają kolejne kwadraty- jeden zajmuje ok.12 minut, czyli najczęściej powstają, kiedy czekam na ugotowanie się ryżu lub makaronu;)
 
Wszystko wskazuje na to, że od jutra czeka nas kolejna fala upałów, co postanowiłam przyjąć ze spokojem, niemniej jednak zdecydowaliśmy się na sprawienie sobie wreszcie klimatyzacji- nie, żebym miała do niej szczególną słabość, ale 30 stopni w mieszkaniu to za dużo jak dla mnie;) Teraz szukam kominka (kozy?) moich marzeń- koniecznie muszę zdążyć przed jesienią:)
 
Tymczasem zmykam stworzyć kolację i jakieś podwaliny jutrzejszego obiadu:)
 
Dobranoc:)
 

15 komentarzy:

  1. bardzo lubię pączka z dziką różą :)
    szydełkowe cuda - cuda :D
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. fajny przelicznik czasowy na jeden kwadracik...
    i cudne to "śpiące" zdjęcie :)
    konfiturę różaną chyba 2 lata temu robiłam RAZ jedyny i ostatni na razie, właśnie przez te włoski ;) nie pozbyłam się ich zupełnie i potem drapały w gardle :) hehe
    podkładki zapowiadają się fantastycznie!
    pozdrawiam!!
    :)
    i powodzenia w szukaniu wymarzonej kozy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ostatnio wszystko przekładam na przeliczniki;) Włoski są paskudne, ale jak się wyskrobie łyżeczką ostrym brzegiem- można się ich pozbyć:)
      Poszukiwania trwają, choć teraz się obawiam, czy taki piecyk jest bezpieczny przy małym dziecku i czy nie lepiej byłoby wpuścić kominek w ścianę...

      Usuń
    2. my mamy kominek (nasze jedyne źródło ogrzewania ;P) szklane, nagrzewające się drzwiczki tak samo niebezpieczne jak stylowa koza...i tak dzieciaczka przy kozie czy kominku nie spuścisz z oka ;)
      a o marzenia trzeba walczyc :)
      Kornelka niedługo urośnie i sama będzie wiedziała, że przy "kozie" jest "ała" ;p

      Usuń
  3. No to masz teraz wesoło z raczkującym brzdącem ;)
    Szydełkowe robótki śliczne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. oj, bardzo wesoło;) Dziś się obudziłam, a mała zołza stałą sobie w łóżeczku i się do mnie śmiała;)

      Usuń
  4. Same radości przynosi nam każdego dnia maleństwo. Kochana Kruszyna nawet nie wiemy kiedy i jak ale zmienia nam cały świat, to wspaniałe. Różę kiedyś przerabiałam , również płatki ale teraz problem z ładną zdrowa , daleko od drobi. Musiałabym wsadzić sobie krzaczek w ogródku. Tylko krzaczek to mało ale zawsze coś:). Proste wzory ładnie się prezentuję w robótkach i nie "opatrzają" się szybko. Miłego szydełkowania:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na wsi, gdzie dość często jeździmy, róże rosną wzdłuż rowów- i te polne i pomarszczone, więc nie ma ryzyka, że zanieczyszczona- nic, tylko rwać i nie dać się włoskom pokonać;)
      A moja lady rośnie w zastraszającym tempie- dopiero w ciąży chodziłam, a lada moment będzie roczek:)

      Usuń
  5. wow, ona nie dość, że raczkuje, to jeszcze chodzi trzymana za rączki i siusia do nocniczka, ale my jesteśmy w tyle jak na ten sam wiek...:) choć od przedwczoraj mój mały B. robi postępy w kwestii wstawania i właściwie wygląda jakby lada chwila miał wstać:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. niekoniecznie w tyle- choćby takich zębów i włosów macie więcej:D
      Ona ogólnie w wielu rzeczach jakaś taka szybka mi się wydaje, a z nocniczkiem to zaczęło się, kiedy nie miała jeszcze 5 miesięcy- mój Tato ja obserwował i sadzał, kiedy tylko doszedł do wniosku, że "coś idzie";)

      Usuń
  6. mmm różyczka:)Ale dawno u Ciebie nie byłam, Ty mamo jak zwykle mi imponujesz tym jak rozciągasz dobę i znajdujesz czas na twórczość:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja sama rzadko mam teraz czas blogi przeglądać, ale widziałam wczoraj Twoje anioły- że też da się zrobić Tildę z masy solnej:)

      Usuń
  7. Kiedy Ty to wszystko robisz???? Czy Ty sypiasz kochana? Piękne robótki!!!!

    OdpowiedzUsuń
  8. Też się czaję na róże, tyle że chcę jej owoców użyć do wianków. Jak masz ochotę i troszkę czasu to zapraszam do siebie (barwyogrodow.blogspot.com). Kiedyś ktoś mi opowiedział, że jak on robi konfiturę to mrozi najpierw owoce róży w zamrażarce. Owoce są wtedy twarde i dużo łatwiej się z nimi pracuje.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy pozostawiony komentarz - każde Wasze słowo jest dla mnie niezwykle ważne. Masz jakieś pytania - zostaw swój email - odpowiem na pewno.