Walentynkowa kolacja, jaskółka zza oceanu i nie próżnowałam:)

Walentynkowa kolacja, jaskółka zza oceanu i nie próżnowałam:)

Dziwnie mi było w czasie tej prawie tygodniowej przerwy w blogowaniu;) Ale już wracam:)
 
Na początek jeszcze jedna śmietanowo-biszkoptowa inspiracja z mojego kulinarnego archiwum- przepis ten sam, co na torcik , tylko foremka prostokątna:

 
Śmietana nie była wystarczająco schłodzona przed ubijaniem, więc efekty tego widać na zdjęciach, ale ogólnie nie jest źle. Czekoladowe listki robiłam sama, pokrywając pędzelkiem listki róży rozpuszczoną czekoladą- wystarczyła jedna warstwa, ale można pokryć dwoma, wtedy można je przechowywać i się nie łamią. Nie pokusiłam się o tak zwane  temperowanie czekolady, ale jeśli chcemy, by nasze czekoladowe dekoracje były pięknie lśniące i rozpływające się w ustach- warto:)
 

Jako że Walentynki już jutro, polecę Wam coś w miłosnym klimacie,  czyli z miłosną gruszką w roli głównej;) A co się pod ową gruszką kryje? Bakłażan i moja ulubiona tarta:)          

 
 
Ciasto:
szklanka mąki,
75g masła,
2-3 łyżki kwaśnej śmietany,
1/4 łyżeczki soli,
pieprz(niekoniecznie)

Farsz:
średni bakłażan,
średnia młoda cukinia (zamiast cukinii możemy użyć dwóch bakłażanów)
duża cebula,
400g dojrzałych pomidorów lub pomidory z puszki,
pęczek natki pietruszki,
2 jajka,
1/2 szklanki tartego żółtego sera(lub szklanka, jeśli lubimy tartę zapiekaną z serem),
czubata łyżka ziół prowansalskich lub świeżej bazylii posiekanej z estragonem),
sól,
pieprz,
2-3 łyżki oleju lub oliwy z oliwek,
opcjonalnie 2-3 ząbki czosnku
 
1) Z wszystkich składników zagniatamy ciasto i wkładamy je do zamrażalnika.

2) Bakłażana obieramy, kroimy w kostkę, posypujemy dość mocno solą, odstawiamy na chwilę. W tym czasie przygotowujemy resztę warzyw- cebulę obieramy i kroimy w drobną kostkę. Cukinię myjemy, można ją obrać ze skórki, ale kiedy jest młoda, to nie jest to konieczne-ja wolę nie obierać. Kroimy ją wzdłuż na pół, a potem w półplasterki. Pomidory sparzamy, obieramy ze skórki i kroimy w kostkę. Natkę pietruszki drobno siekamy. Jajka roztrzepujemy. Jeśli chcemy dodać czosnek, obieramy go i drobno siekamy- można przecisnąć przez praskę, ale wydaje mi się, że posiekany smakuje lepiej;)

3) Odsączamy bakłażana, mieszamy z czosnkiem i cebulą i smażymy na 2-3 łyzkach oleju przez 5 minut. Następnie dodajemy cukinię i smażymy kolejne 10 minut. Dodajemy pomidory i dusimy całość do odparowania nadmiaru płynu- ok. 5 minut. Dodajemy zioła, połowę natki,doprawiamy pieprzem i solą do smaku, podsmażamy krótko- ok.2 minut, odstawiamy.

4) Wyjmujemy ciasto, wylepiamy nim natłuszczoną formę do tarty lub inną okrągłą. Nakłuwamy dość gęsto widelcem. Piekarnik nagrzewamy do 180-190 stopni.

5) Do farszu dodajemy pół szklanki sera i roztrzepane jajka, całość mieszamy i przekładamy na ciasto. Po wierzchu możemy posypać serem.

6) Wstawiamy do piekarnika i pieczemy 25-30 minut.
 
Smacznego:)
 
 
Jakiś czas temu Alina pokazała na swoim blogu własnoręcznie wykonane broszki. Jedna z nich od razu wpadła mi w oko i cóż się stało? Ta dobra duszyczka przysłała mi ją zza oceanu:D
Skoro więc jaskółka już przyleciała, następna po prostu musi być wiosna;)
Dziękuję, Alinko, jaskółka jest cudowna:)
 
Mimo nawału zajęć, starałam się również rękodzielniczo nie próżnować i pomachać trochę szydełkiem. Na razie pokażę tylko urywki, bo na obcinanie nitek i naprężanie zabrakło mi weny, a część jeszcze jest w trakcie powstawania;) Kolory przez ciągły brak słońca wyszły fatalne, ale następnym razem postaram się przedstawić je w całej okazałości:)




 
 
Wspomniałam ostatnio mimochodem małżonkowi memu, że gdyby chciał spędzać więcej czasu w domu, to mogłabym pracować po kilka godzin dziennie. Jednak perspektywa zostania z Kornelią sam na sam dłużej niż przez dwie godziny wciąż go nieco przeraża, więc żebym do pomysłu zbyt szybko nie wracała, sprezentował mi książki "dla umilenia czasu w domu"- czyli przybyły kolejne, które będą musiały czekać aż znajdę czas;) Ale, jak znam samą siebie, najpewniej tylko powieści będą czekać, bo rączki coraz bardziej mnie korcą do postarzania:D
 
Pierwszeństwo jednakże ma moja rama - obecnie walczę z brudnym szkłem- nie pomogły żadne mleczka z cifem na czele, psikadła rzekomo usuwające wszelkiej maści zabrudzenia ani nitro- możliwe, że zdecyduję się po prostu zamówić nowe. Póki co moje dłonie po tych zabiegach skrzyżowanych z alergią pełne są pęknięć i krwawych ranek- i pieką niemiłosiernie, choć używałam rękawiczek:/ Ale nic to, wytrzymam, sztuka jest najważniejsza;) Został mi również spory zapas wyżej wymienionego rozpuszczalnika, a to prowadzi do skojarzenia: transfer... ;)
 
 
Stałam się też posiadaczką dwóch kolejnych młynków- chwalić się będę w następnym poście, choć ich stan pozostawia wiele do życzenia, ale mają to "coś" w sobie:)
 
 
Dziś się tylko pochwalę, warunki spełnię również w kolejnym poście- Ania obdarowała mnie kilka dni temu wyróżnieniem:)
 
Dziękuję, Aniu, to szalenie miłe z Twojej strony- o wiele cieplej zrobiło mi się na sercu dzięki Tobie:)
 
Nie przeciągając, życzę Wam miłego wieczoru i wspaniałych Walentynek, a jeszcze bardziej- niech trwają cały rok:)
 
Zapraszam do mojej "pracowni";)

Zapraszam do mojej "pracowni";)


W końcu znalazłam chwilkę, żeby ogarnąć moje stanowisko pracy, czyli kącik, w którym tworzę wianki- to tak na okoliczność zbliżających się świat wielkanocnych. Pracownia to może za wielkie słowo, ale co tam;) Podstawowy surowiec, czyli słomiane i wiklinowe spody, zostały spakowane w dwa kartony i upchnięte gdzie indziej- w  mężowskiej pracowni, o tutaj uchylę rąbka tajemnicy:
Cóż, uchylić mogę tylko troszeczkę, bo poza tym małym uporządkowanym fragmentem, wciąż panuje tam twórczy nieład;)
 
Moje miejsce natomiast, po raz pierwszy uprzątnięte, wygląda jakoś tak ubogo... Cóż, przynajmniej przestrzeni dużo, a na nowo je ubałaganić zawsze zdążę;)
 
W dodatkach jeszcze królują moje ulubione jesienno-zimowo-świąteczne, ale niebawem będą musiały zwolnić miejsce dla zieleni, żółci i innych wiosennych barw:)
 Podstawą będzie często moje ukochane sorgo- w tym roku spróbuję samodzielnej uprawy tej niezwykłej trawy- muszę tylko nabyć więcej zielonego;)

Urocza trawka laguris- dmuszek- urzekła mnie od pierwszego wejrzenia- już czekam na dostawę zielonej i żółtej:)
Len, choć niezwykle kruchy, również jest wdzięczną ozdobą:)

Zostało mi kilka, plecionych jesienią, wianków z winorośli

Dotąd nazywałam to wełną drzewną, ale zostałam uświadomiona, że wełna nie ma jakgdyby korzonków?łodyżek? i są to suszone i barwione pędy roślin- tu w kolorze jak dla mnie nader energetycznym:)
I jeszcze trochę suszków:
Zakochałam się po prostu w jucie- to nader wdzięczny materiał, a owinięcie nim podstawy do wianka daje nie tylko efekt ozdobny, ale i póżniej o wiele więcej możliwości- wszystko trzyma się lepiej przyklejane do juty, niż do słomy.
A tu jeszcze lotos i urocze plasterki- leciutkie jak piórko:)

Narzędzi do stworzenia wianka nie potrzeba zbyt wiele
 
 
 Niebawem pochwalę się nowymi akcesoriami- dodatkami i niebawem też zacznie się wielkanocne wiankowanie:)
 
Witam serdecznie nowe obserwatorki- mam nadzieję, że się Wam u mnie spodoba i zostaniecie na dłużej:)
 
Pozdrawiam wszystkich serdecznie i życzę miłego dnia:)
 
 
 
 
 
 
Torcik na Walentynki:)

Torcik na Walentynki:)

Dziś będzie kolejny słodki post, a to z okazji zbliżających się Walentynek. Nie, żebym była szczególną i zatwardziałą fanką tego święta, bo w końcu miłość można okazywać codziennie na tysiące sposobów i na przykład taką mnie bardziej cieszy jakiś stary rupieć wygrzebany z myślą o mnie niż bukiet róż (chociaż też lubię;), ale sama idea jest miła:)

Dlatego dziś- przepis na śmietankowy torcik walentynkowy- i nie tylko:)
 
Wersje są dwie- dla zabieganych oraz dla mających czas i rękę do pieczenia:)
 
Pierwsi przygotowania muszą rozpocząć od wizyty w dobrej cukierni- większość z nich ma w sprzedaży gotowe blaty biszkoptowe, u nas ceny wahają się w granicach 17-24zł za kilogram, czyli zapłacimy ok. 10-12zł. W ostateczności można nabyć w supermarkecie, chociaż jak dla mnie, to nie do końca smakuje jak biszkopt, ale po zabiegach, którymi ciasto poddamy- będzie smacznie:) Średnica blatu- 20-24 cm.

Drudzy muszą znaleźć chwilkę na upieczenie biszkopta. Niżej mój ulubiony przepis:

6 jajek,
3/4 szklanki cukru kryształu,
opakowanie cukru waniliowego,
płaska łyżeczka proszku do pieczenia,
2/3 szklanki mąki tortowej lub wrocławskiej,
2/3 szklanki mąki ziemniaczanej

1) Białka ubijamy na sztywną pianą, dodając szczyptę soli. Dodajemy cukier, krótko ubijamy, nastepnie, wciąż ubijając, dodajemy po jednym żółtku i cukier waniliowy na koniec. Wsypujemy oba rodzaje mąki, przesianej i zmieszanej z proszkiem do pieczenia i krótko mieszamy. Wlewamy do wysmarowanej tłuszczem i oprószonej bułeczką tartą formy- najlepiej, jeśli mamy w kształcie serca, ale może być też zwykła tortownica, a nawet średnia prostokątna/kwadratowa foremka.

2) Piekarnik nagrzewamy do temperatury 160-170 stopni, pieczemy do uzyskania złotego koloru (ok. 45 minut).

I dalej już wszyscy postępujemy w ten sam sposób- jeśli nasz biszkopt nie był pieczony w sercowej foremce(ja np. takiej nie mam i żyję), wycinamy ciasto nadając mu kształt serca- można najpierw wyciąć szablon z papieru i przyłożyć do ciasta. Otrzymane serce kroimy dwukrotnie- mamy trzy w miarę równe części (u mnie nie wiedzieć czemu dolna zawsze jest najcieńsza- złośliwość jakaś;).
 
Dodatkowo potrzebujemy:
750ml śmietany 30 lub 36% (tak, wiem, zabójstwo dla boczków;)
1/3 tabliczki czekolady- startej na tarce z dużymi oczkami
3/4 szklanki cukru pudru
marcepan lub gotowe ozdoby do dekoracji- tu można popuścić wodze fantazji:)
dodatkowo dla pewności, że śmietana będzie trzymać kształt można dodać 2-3 śmietan-fixy
A jeśli chcemy mieć torcik kawowy- rozpuszczamy łyżkę kawy rozpuszczalnej w jak najmniejszej ilości wody(powinna wystarczyć niepełna łyżeczka wrzątku) i schładzamy.
 
Śmietanę dobrze jest wcześniej przez 8-12 godzin chłodzić w lodówce na najwyższej półce- o wiele szybciej się ubija. Schłodzoną miksujemy do momentu, kiedy zacznie robić się wyraźnie sztywna- dodajemy wtedy cukier puder i śmietan-fix. Kawosze w tym momencie dodają też zimną(!) kawę. Miksujemy do całkowitej sztywności:)

Do szprycki z końcówką w kształcie gwiazdki odkłądamy ok.1/4 śmietankowej masy, a resztą przekładamy ciasto i smarujemy boki. Boki obsypujemy startą czekoladą. Na wierzchu formujemy kwiaty z marcepanu (postaram się przygotować DIY na ten temat:) lub układamy gotowe dekoracje. Pozostałą przestrzeń wypełniamy wyciskając śmietanę ze szprycki. I teraz tylko świece, dobre wino i możemy konsumować:)
Smacznego:)

Co zrobić, kiedy przekwitnie hiacynt, czyli instrukcja obsługi:)

Co zrobić, kiedy przekwitnie hiacynt, czyli instrukcja obsługi:)

Moje hiacynty kwitną w najlepsze i są obecnie w tym momencie, kiedy pachną najmocniej- upajająco, cudownie, wiosennie. Ale to oznacza też, że niedługo ich żywot zacznie dobiegać końca, więc trzeba je "oporządzić" na przyszły rok.
Na wielu blogach od jakiegoś czasu królują te piękne zwiastuny wiosny, więc może przyda się Wam instrukcja, co z nimi dalej robić, by cieszyć się co roku, a nie tylko jednorazowo:)
 
 
Po przekwitnięciu łodygę z kwiatostanem musimy wyciąć na wysokości ok.2-3 cm od podstawy, czyli zostawiamy tylko króciutki kikutek i liście. Całość nie wygląda już zbyt reprezentacyjnie, więc możemy przestawić go w mniej eksponowane miejsce- nie zaszkodzi mu to. Podlewamy naszą cebulkę nadal, ale dość rzadko- tylko tyle, żeby ziemia była wciąż lekko wilgotna. I czekamy, aż listki najpierw zżółkną, a później uschną.
 
Kiedy to nastąpi- wyjmujemy cebulkę z doniczki, zostawiamy w przewiewnym, zaciemnionym miejscu i pozwalamy jej przeschnąć- u mnie będą leżakować w kartonowym pudełku po butach, może być też drewniana skrzyneczka. Następnie oczyszczam moje cebulki- obcinam lub obkruszam pozostałości po listkach i korzonki, usuwam też najbardziej zeschnięte, zewnętrzne łuski- tylko te, które same "odchodzą". I pakuję wszystkie do koszyczko-skrzyneczki wypełnionej trocinami- trociny nie są niezbędne, ot, takie mam przyzwyczajenie, ale jeśli się na nie decydujemy- muszą być idealnie suche. Można dla pewności zabezpieczyć je (cebulki czyli) środkiem grzybobójczym ze sklepu ogrodniczego- ale nie jest to jak sądzę absolutnie niezbędne;)Pojemnik z cebulkami wstawiamy do pomieszczenia przewiewnego, suchego i raczej chłodnego. Od czasu do czasu cebulki trzeba przejrzeć, żeby od jednej nadpsutej nie zniszczyć reszty.
 
Na przełomie września i października możemy je posadzić w ogrodzie, jeśli jesteśmy szczęśliwymi posiadaczami takowego- w słonecznym lub lekko zaciemnionym miejscu- warto ziemię, w której mają rosnąć wymieszać z niewielką ilością piasku, żeby była lepiej przepuszczalna. Cebulki sadzimy na głębokości równej trzykrotnej wysokości cebulki- jeśli np. ma 4 cm- dołek musi mieć głębokość 12cm itd. i piętką, czyli miejscem, gdzie były korzonki- ku dołowi (to nie takie oczywiste, kilka lat temu, za pierwszym razem,  wsadziłam odwrotnie i nie wiedziałam, czemu nie rosną:( )
 
Jeśli ogrodu nie posiadamy, nasze cebulki muszą czekać do połowy listopada- mniej więcej.  Wtedy sadzimy je w doniczkach- u mnie standardową średnicą jest 10cm, ale mogą być trochę większe, zwłaszcza jeśli ma w niej rosnąć więcej niż jedna cebulka. Hiacynty lubią ziemię- w moim nazewnictwie- przewiewną, więc ziemię napełniamy mieszanką- 1/3 ziemi ogrodowej i 2/3 piasku, całość dokładnie wymieszana.  Cebulka ma być na początku cała zakryta- na czas puszczenia korzonków, co zwykle trwa około miesiąca- w tym czasie doniczka ma stać w chłodnym miejscu(ja trzymałam w piwnicy), np. na parapecie, werandzie, stryszku, a całość podlewamy spryskując co 4-5 dni wodą, żeby ziemia była wciąż lekko wilgotna. Po tym czasie(gdzieś w okolicach Bożego Narodzenia) trzeba usunąć trochę ziemi, tak, żeby cebulka była do połowy odsłonięta i przenieść ją w troszkę cieplejsze miejsce (tak z 15 stopni), ale raczej też jeszcze ciemne i zostawić tam na tydzień- w tym czasie powinna już puścić pęd na któym będą później kwiatki. I potem pozostaje już tylko przenieść ją do docelowego miejsca w mieszkaniu- jasnego i ciepłego:) Ja jeszcze je przesadziłam- do szklanych kielichów:)
 
Uratujcie swoje hiacynty i nie pozwólcie im zginąć po jednym kwitnieniu:)

Młynek, próbki i zasłony:)

Młynek, próbki i zasłony:)

Witam wszystkich serdecznie:)

Luty przyniósł ze sobą nawrót zimy- wczoraj wieczorem była jeszcze ulewa, a dziś nad ranem spadł śnieg i właściwie wciąż tak sobie beztrosko sypie. Pogoda w okolicach zera, więc zapewne zrobi się za chwilę chlapa:(

Jeśli chodzi o zabawę "podaj dalej albo nie" obyło się bez losowania, bo chęć udziału wyraziły tylko trzy osoby, tak więc proszę Avreę, Myszelkę i Aurinkę o przesłanie mi na maila Waszych adresów- pomysł na niespodzianki już mam, jak najszybciej postaram się go zrealizować i w ciągu miesiąca do Was trafią:)

Od dawna marzyłam o posiadaniu kolekcji starych młynków do kawy lub pieprzu, ale nie wiedzieć czemu te w sklepach ze starociami zwykle miały ceny kosmiczne, nawet jeśli znajdowały się w stanie opłakanym, co mnie skutecznie zniechęcało. Aż udało mi się trafić na takie cudo:
Cena przystępna, co najważniejsze- działa, wymiany wymaga tylko denko szufladki, bo jest popękane. Całość planuję odświeżyć i sądzę, że będzie mi długo służył nie tylko jako ozdoba (mam nadzieję, że zapoczątkuję nim kolekcję:), ale również w swej właściwej funkcji, czyli młynka do kawy:)
 
Moja Mamuśka poczuła ostatnimi czasy wiosnę i postanowiła powymieniać w domu nie tylko zasłony i inne szeroko pojęte tekstylia, ale myśli też o tapicerkach. A że jest osobą rozsądną, nie lubi przez internet zamawiać na ślepo, więc zaczęła od próbek. To naprawdę fajna rzecz- zamówić sobie takie próbeczki, pooglądać, podotykać:) Jeśli macie w planach tkaninowe zakupy- polecam:) Potem przynajmniej się człowiek nie rozczaruje.
Na stronach:
jest taka możliwość i naprawdę sądzę, że warto z niej skorzystać.
 
My wybierałyśmy ostatecznie z takich:
Mama wybrała takie:




A ja sobie zamierzam zamówić materiał na czarno-złote zasłony i uroczą koronkę na czarnej podszewce:)
 
 
Przy okazji tych zmian, trzeba się było pozbyć starych zasłon i innych niepotrzebnych, a zalegających w szafach materiałów, więc oczywiście trafiły do mnie;)




Moje szwalnicze talenty na razie się nie ujawniły, względnie można optymistycznie założyć, że dopiero kiełkują, ale może coś z tego bogactwa wymodzę- kiedyś:D
 
 
Podaj dalej albo nie, eklerki i cała reszta;)

Podaj dalej albo nie, eklerki i cała reszta;)

Ponad dwa tygodnie temu, zobligowana własnym udziałem, ogłosiłam zabawę w "podaj dalej" u siebie- o, tutaj- i cisza. Nikt się nie zgłosił. W pierwszej chwili pomyślałam, że może nikt nie wierzy, że potrafię przygotować miłą niespodziankę, ale to chyba nie to jest przyczyną;) Przeglądając różne blogi widzę, że zabawa zataczała już szerokie kręgi i chyba się znudziła/wypaliła/wygasa? Ale niezręcznie mi, że ja niespodziankę dostałam, a nie mam jak posłać jej dalej, więc pomysł jest taki- jeśli ktoś jest chętny, proszę, niech wyrazi to poniżej, a ja mini niespodzianki przygotuję, a potencjalnych adresatów niniejszym zwalniam z "podania dalej"- wszystko ma swój koniec i tyle:) Jeśli chętnych będzie więcej- a zgłaszać się można do następnego posta- urządzimy losowanie:)
 
W konfrontacji z miłością do czekolady i słodkości wszelakich, niestety wciąż to nie ja prowadzę. Żebym nie miała wyrzutów sumienia sama- ktoś ma ochotę na eklerki;)?
 
Zdjęcie archiwalne, a przepis raczej z tych łatwych, bo nie przepadam za utrudnianiem sobie życia, w kuchni zwłaszcza.

Eklerki tudzież ptysie:
1 1/4 szklanki mąki,
125g masła,
szklanka wody,
1/4 łyżeczki soli,
4 jajka

Krem:
żółtko(niekoniecznie),
1/2 litra mleka,
2 łyżki mąki pszennej,
2 łyżki mąki ziemniaczanej,
3/4 szklanki cukru,
150g miękkiego masła,
łyżka gęstej śmietany
W wersji dla zabieganych można użyć gotowego kremu "Karpatka bez gotowania", choć ja wolę krem tradycyjny;)
 
1) Przygotowujemy ciasto na eklerki: wodę zagotowujemy z masłem. Odstwiamy z ognia. Wsypujemy mąkę i sól, bardzo dokładnie mieszamy i następnie studzimy. Do zimnego ciasta wbijamy po jednym jajku i miksujemy do uzyskania gładkiej masy.

2) Piekarnik nagrzewamy do temperatury 200 stopni, blaszkę do pieczenia natłuszczamy. Szptycką wyciskamy podłużny kształt eklerków lub układamy łyżeczką niewielkie okrągłe porcje ciasta na ptysie, zachowując między nimi odstępy. Piec ok. 25-30 minut aż pięknie wyrosną i zrobią się złotobrązowe.

3) Przygotowujemy krem: odlewamy ok. pół szklanki mleka, rozrabiamy w nim mąkę i mieszamy z żółtkiem, resztę zagotowujemy z cukrem, dodajemy mąkę, dokładnie mieszamy, odstawiamy do ostygnięcia. Zimny budyń miksujemy z miękkim masłem na puszysty krem dodając łyżkę śmietany.

4) Upieczone i ostudzone ptysie bądź eklerki kroimy na pół, napełniamy kremem, ptysie posypujemy cukrem pudrem, eklerki oblewamy czekoladą i... gotowe:)
 
 
Moje hiacynty zaskakująco szybko rozkwitają, napełniły cały salon wiosennym zapachem i okazało się, że nie do końca są moje, bo miałam tylko białe i różowe, a przynajmniej jeden ewidentnie zaczyna mi wyglądać na niebieski, więc musiałyśmy z Mamą pomylić cebulki. Ale nic to:)

Różowy tak wyglądał wczoraj wieczorem:
A  dziś już tak:
Białe zrobiły mi miłą niespodziankę i wypuściły każdy po jeszcze jednym pędzie kwiatowym:

 Jeden ewidentnie zaczyna być niebieski:

A na ostatniego wciąż czekam, choć to chyba różowy;)
 
Od tygodnia męczę wciąż jedną serwetkę i wciąż ją pruję, bo we wzorze siatki wciąż gdzieś mi o jedno okienko za dużo wyskakuje i potem reszta się nie zgadza, ale postawiłam sobie za punkt honoru (po piątym pruciu), że się nie dam i skończę wredną cholerynę- jeszcze w tym tygodniu, mam nadzieję.
 
Balzak nie przepada za aurą w rodzaju międzyzimia względnie przedwiośnia i odmawia wychodzenia z domu:/
 
A to taki mały przerywnik z przedziwnego mechatego kordonka- na szpulce wygląda ładnie, ale ciężko z nim współpracować i lepiej się nie pomylić, bo ciężko później cokolwiek spruć (wiem, bo próbowałam:/)
 
Pozdrawiam wszystkich serdecznie i życzę przyjemnego wieczoru:)