Karp, czyli slow life po polsku.


Gdybym spytała Was o potrawę, która najbardziej kojarzy się Wam ze świętami, jaka byłaby odpowiedź? Idę o zakład, że w pierwszej trójce znalazłby się karp;)

Złocisty smażony, w galarecie, jako baza zupy rybnej, a w wielu domach - także świątecznego barszczu. U nas jest podobnie, jednak karpia nie traktujemy jako przysmaku jedynie bożonarodzeniowego i często pojawia się na naszym stole - bo po prostu go uwielbiamy!

Oczywiście - we Wigilię stanie w centralnym punkcie stołu (albo i trzech, żeby każdy miał blisko;), ale sięgamy po niego równie chętnie, jak po pstrągi, łososia czy dorsza. 

Choć w powszechnej świadomości funkcjonuje jako ryba jedzona w święta od zawsze, to w istocie ta tradycja została zapoczątkowana dopiero po drugiej wojnie światowej w ramach akcji władz PRL z 1947 roku "Karp na każdym wigilijnym stole w Polsce". Skąd ta nagła fascynacją tą znaną przecież od wieków rybą? Oczywiście z prozy życia i ekonomii - zniszczona flota bałtycka nie była w stanie dostarczać odpowiedniej ilości ryb, a karp jako jedyny był stosunkowo łatwo dostępny, we względnie krótkim czasie można było wówczas rozpocząć zarybianie stawów i hodowlę na szeroką skalę.

Sama zaś hodowla idealnie wpisuje się w jakże mi bliski nurt slow life - uważnego życia, w którym znajdujemy czas na to, co najważniejsze - budowanie wartościowych relacji, chwile poświęcone rodzinie i sobie, samorozwój. Nie, kochani, nie bredzę - hodowla karpia wymaga uważności, serca i... czasu.

Wiecie, że historia to mój konik - interesuje mnie wszystko, co nas otacza, lubię WIEDZIEĆ - także to, skąd wzięło się to, co ląduje na moim talerzu ;) Oczywiście i przeszłość karpia musiałam wziąć pod lupę i wnikliwie ją prześledzić.

Karpie trafiły do Polski za sprawą czeskich cystersów spod Milicza już w XII wieku - cztery stulecia później ilością stawów hodowlanych Rzeczpospolita ustępowała jedynie Czechom - stawy zakładano na nieużytkach, a w Małopolsce i na Śląsku hodowla karpia była równie powszechna jak uprawa zbóż. Siedemnastowieczne wojny, podczas których ze stawów spuszczano wodę i wyławiano karpie z przeznaczeniem na wyżywienie dla wojsk, sprawiły, że popularność karpia spadła. Zmieniło się to dwa wieki później, wraz z wyhodowaniem karpia królewskiego - nowej odmiany o stosunkowo małej głowie i grzbiecie wygiętym w łuk - tej, która obecnie jest najpopularniejsza.

Mimo upływu lat - zasady hodowli pozostają niezmienne - trwa ona trzy lata i przez cały ten czas prowadzona jest w zgodzie ze środowiskiem naturalnym i najwyższą troską o dobrostan zwierząt. Między majem a czerwcem ryby odbywają tarło, czyli okres godowy. Po kilku dniach z ikry wykluwają się larwy karpi, czyli wylęg. Odławia się go i przenosi do większych stawów, gdzie dzięki obfitym zasobom planktonu i pod opieką rybaków rośnie, stając się lipcówką - mierzącym po 4-5 centymetrów narybkiem. Jesienią przenosi się je do kolejnych stawów, gdzie rosną nadal i przygotowują się do zimy. Wiosną drugiego roku trafiają do kolejnych stawów, w którym żywią się już nie tylko planktonem, ale również dostarczanym przez rybaków zbożem. Do jesieni ich waga zwykle osiąga 300 g, a one same - miano kroczków. Wiosną trzeciego następują ostatnie przenosiny - do stawów, gdzie karmione przez całe lato zbożem, do jesieni karpie osiągają wagę 1,8-2 kilogramów. To moment, gdy jako wspaniały dar natury i owoc trzyletniej pracy rybaków - są gotowe, by trafić na nasze stoły. Nie da się tego procesu przyspieszyć - to naturalny, niezmienny cykl, dzięki któremu możemy cieszyć się najwyższej jakości mięsem, bogatym w aminokwasy, witaminy i składniki mineralne. 

Mięso karpia jest średniotłuste - bogate w kwasy omega 3 i omega 6 oraz w łatwo przyswajalne białko. W smaku bardzo delikatne, jest świetnym składnikiem zrównoważonej diety. Przyrządza się je niezwykle łatwo - wiele ciekawych przepisów można znaleźć w książkach poświęconych kuchni żydowskiej, a mniej tradycyjne, choć równie pyszne - czekają na Was na stronie Karpiujemy.pl. Oczywiście największą popularnością cieszy się karp w panierce, jednak zapewniam Was - nie warto się do niego ograniczać! 

Właśnie dlatego przygotowałam dla Was przepis na karpia w pestkach - mieszance ziaren słonecznika, dyni, sezamu i siemienia lnianego. Choć to dość niecodzienne zestawienie, zapewniam Was, że nie pożałujecie :)

KARP W PESTKACH - SMAŻONY LUB PIECZONY

SKŁADNIKI:

2 płaty karpia, najlepiej filetowane

1-2 jajka

po 3-4 łyżki pestek słonecznika, dyni, siemienia lnianego i sezamu

opcjonalnie - pół łyżeczki nasion czarnuszki

sól

pieprz

olej do smażenia

1 średnia cytryna

opcjonalnie - mleko do wymoczenia karpia

Karpia możemy sami sprawić i wyfiletować - ostrym nożem poprzecznie nacinamy filet w pionowe paski o grubości 2-3 mm - musimy przy tym uważać, by nie naciąć skóry. Rozdrobnione w ten sposób ości wytopią się w podczas smażenia. Filety kroimy na kawałki o szerokości 5-6 cm. Ja przed smażeniem moczę je przez 2-3 godziny w mleku - nie jest to konieczne, wystarczy dokładnie je umyć i osuszyć papierowym ręcznikiem. 

Kawałki karpia oprószamy solą i pieprzem, obkładamy plasterkami sparzonej przed pokrojeniem cytryny i odkładamy na około pół godziny.

Każdy kawałek moczymy w rozmąconym jajku.

Następnie obtaczamy w mieszance pestek. 

Teraz do wyboru mamy dwie opcje - smażenie lub pieczenie. Jeśli zależy nam na wersji mniej kalorycznej - kawałki obtoczonego w nasionach karpia układamy na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia i pieczemy przez około 35-40 minut w piekarniku nagrzanym do temperatury 180 stopni. Druga możliwość to smażenie - smażymy karpia przez 3-4 minuty z każdej strony.


Po usmażeniu odsączamy kawałki ryby z nadmiaru tłuszczu na papierowym ręczniku.

Podajemy z ulubioną sałatką i plasterkami cytryny.
Smacznego :)

Więcej niebanalnych przepisów z karpiem w roli głównej znajdziecie na stronie Karpiujemy.pl , gdzie serdecznie Was zapraszam 😊


2 komentarze:

  1. Ale apetycznie wygląda! W moim domu to w zasadzie tylko mąż uwielbia karpia. Ja też czasem zjem, ale nie jest on moim faworytem jeśli chodzi o ryby. Zwykle przygotowuje go w galarecie lub po prostu smażę. Może taka odmiana przekonałaby nas do tej ryby. Lubię eksperymenty, więc warto zaszaleć na świątecznym stole :-)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy pozostawiony komentarz - każde Wasze słowo jest dla mnie niezwykle ważne. Masz jakieś pytania - zostaw swój email - odpowiem na pewno.