Roślinnej dżungli historia sentymentalna.
Mam w zanadrzu kilka ciekawych DIY, ale dziś przychodzę do Was z nie mniej interesującą historią sporego kawałka mojej roślinnej dżungli, która dwa miesiące temu znacząco się powiększyła.
Znacie mnie - ciężko mi przejść obojętnie obok czegokolwiek, co zielone, a odkąd nawet kij od szczotki wypuścił mi na wiosnę liście - postanowiłam nie walczyć dłużej z przeznaczeniem i w pełni zaakceptować własne zielone ręce;)
Pani Antonina była moją klientką - poznałam ją prawie 10 lat temu jako starszą panią o ciętym dowcipie i nienagannych manierach. Przez całe swoje długie życie kochała kwiaty, a jej trzypokojowe mieszkanie zawsze było ich pełne.
Ona sama była typem prawdziwej damy w przedwojennym stylu - z inteligenckiej rodziny z tradycjami, szlachetna z urodzenia i serca, Sybiraczka, oczytana, ciekawa świata nawet wtedy, gdy trzy lata temu przestała chodzić. Choć z dużej rodziny, na swój sposób samotna - nigdy nie wyszła za mąż, nie miała też dzieci.
Kiedy przestała chodzić, opiekę nad nią przejęła moja koleżanka - prawdziwy dobry duch wielu starszych i potrzebujących. Opiekę nad nią i kwiatami, do których - jak sama twierdzi - co prawda ręki nie ma, ale pod czujnym okiem pani Antoniny nie pozwoliła im zbytnio zmarnieć.
W czerwcu pani Antonina zmarła, a rodzina, w dużej części mieszkająca dość daleko, postanowiła względnie szybko wszystko „uporządkować”, poprosili więc także o pozbycie się kwiatów - inaczej miały wylądować na śmietniku.
Aga zna mnie doskonale, stąd od razu padło pytanie, czy nie chcę ich przygarnąć - oczywiście było właściwie retoryczne.
W ten sposób trafiło do mnie:
7 ficusów elastica w różnym stopniu wzrostu - w tym jeden o rozpiętości ponad dwóch metrów - zostały u mnie trzy egzemplarze
4 aloesy - zostawiłam sobie okaz niemal dwudziestoletni, na dniach czeka nas przesadzanie, bo korzenie dosłownie rozłupały gliniana doniczkę na pół
4 sansewierie - zadomowiła się u nas największa z około dziesięcioma odnogami w doniczce.
2 begonie koralowe - jedna powędrowała dalej, ta, która została, straciła wszystkie liście, obecnie wypuściła 4 nowe - jest nadzieja ;)
1 begonia nn - mocno chorowała, wyłysiała, ale powoli dochodzi do siebie i wygląda, że to także coralina
1 zielistka - żyje, nieco się zagęściła, niesmiało czekam, aż wypuści pędy z nowymi sadzonkami
1 pilea glaucophylla - szaleje
2 monstery - jedna była największą odszczepką, jaką kiedykolwiek widziałam - wsadzona do wody wypuściła w dwa miesiące około 50 korzonków;)
1 trochę już zdziczała tradescantia purpurowa lub reo meksykańskie - ciężko chwilowo stwierdzić
1 filodendron pnący
1 liść - obstawiam anturium, ale mogę się mylić - RIP :(
kilka koleusów
kilka fiołków afrykańskich - oddane
Lekko zdechły skrzydłokwiat - wygląda na przesuszony - i to wygląda tak od dwóch miesięcy - pomimo prawidłowego podlewania, nowego podłoża i ogromu miłości.
Pierwszym krokiem dla każdej nowej rosliny jest zawsze przegląd - jeszcze przed przyniesieniem do domu. Później profilaktyczna kąpiel - nawet u gatunków, które z zasady tego nie lubią (tu : aloes, begonia, sansewieria). Po tej torturze daję im czas na aklimatyzację - od kilku dni do kilku tygodni. Na koniec przesadzam w nowe doniczki i podłoże.
Poniżej - pierwsza partia moich przygarnietych sierotek:
Ponieważ całość to mniej więcej 1/4 mojego roślinnego dobytku - powoli nachodzi mnie myśl, że może już wystarczy? Oczywiście zduszam ją w sobie szybko, ale badylki tak szaleją, że wypełniły już niemal każdą wolną przestrzeń dolnego piętra - stąd i tyle DIY mam Wam do pokazania - ich rozrost zmusił mnie do pobudzenia kreatywności ;)
Dawno temu zakochałam sięw krzesłach/fotelach peacock chair - kiedy w końcu przekształcimy naszą mansardę w oranżerię - stanie w niej pełnowymiarowy model. Póki co ciesze się wersjami mini, czyli kwietnikami:)
Od dwóch tygodni baaaardzo powoli przygotowujemy się do rozpoczęcia remontu kuchni - pierwsze przeszkody juz za nami, ale o tym innym razem;) Ponieważ musiałam wynieść z niej wszystkie kwiaty - w salonie robi sie coraz gęściej i gęściej ;)
Właściwie, to juz nawet podłogę zaczęłam wykorzystywać;)
Dla tych, którzy słyszeli o mojej nierównej walce o życie paproci w naszym M - minęło ponad pół roku od ostatniego zabójstwa, więc to już oficjalne - już wiem, jak się z nimi obchodzić ;)
A jakie rosliny Wy lubicie najbardziej?
I o jakich chcielibyście przeczytać w moim cyklu "Domowa uprawa roślin"?