Salon? + Kwietnik z drutu - DIY.
Własny najczęściej nazywam salonem, ale... Cóż, niby to samo, a jednak w głowie mam rozróżnienie. Nazywam go tak z pewnym wewnętrznym oporem, bo w prywatną definicję nie do końca mi się wpisuje. Myślę "salon" i widzę wielką przestrzeń pełną luster i przeszkleń, francuskie drzwi tarasowe, kaskadę kryształów spływającą z sufitu... Później patrzę na swoje ściany, tak bardzo ukochane, a jednak tak "nie-salonowe".. Przed oczyma śmigają też te wszystkie "salony" w M2, porywach M3, które cyklicznie pojawiają się w sieci i... mam wątpliwość.
Brak mi w polszczyźnie poczciwego "living roomu" - przestrzeni rodzinnego życia, strefy odpoczynku i relaksu czy wspólnego spożywania posiłków. Wśród starszych znajomych funkcjonują jeszcze "duży pokój", "stołowy" albo "gościnny", ale do nich też się czepiam (słów, nie - znajomych;). A angielszczyzna na polskim blogu bywa krytykowana, męczę więc ten nieszczęsny "salon", choć niedawno usłyszałam, że jestem śmieszna "to-to" nim nazywając;) Jednocześnie przyznaję bez bicia, że odwiedzając przyjaciół na 35 m2 , gdzie 14 to "salon" właśnie (z funkcją suszarni, jadalni i sypialni- gospodarzy- sztuk 2, kotów- sztuk 3 i bliżej nieokreślonego pogłowia rybek) - znów mam poczucie, że nazewnictwo można by zmienić... A Wy jak sądzicie?
Rozważania językowe nie miały być jednak dzisiejszym meritum. Uwaga, znów będę się chwalić;) Zrozumiawszy w końcu, czemu ma służyć maszyna do szycia - dręczę nieszczęsną niemiłosiernie. Poszewek starczy mi chyba na najbliższe pięć lat, pora więc chyba zabrać się za coś większego;) Na celowniku mam pościel i zasłony, szukam cieniutkiego lnu idealnego - ktoś? coś?
Poduszki powstały z zasłonowych paneli wyszperanych w sh. Zwykle o szerokości 38-42 cm - są wręcz idealne do przerobienia na poduszki. Te z roślinnymi motywami pokazywałam już wcześniej , zielone nie wiedzieć czemu przywodzą mi na myśl oliwki;)
Poduszki powstały z zasłonowych paneli wyszperanych w sh. Zwykle o szerokości 38-42 cm - są wręcz idealne do przerobienia na poduszki. Te z roślinnymi motywami pokazywałam już wcześniej , zielone nie wiedzieć czemu przywodzą mi na myśl oliwki;)
Chodzi mi po głowie stworzenie filmu na Vine... Na razie próbuję, składam, czytam - zobaczymy, czy coś z tego wyjdzie, tymczasem kolejny mój "składak" ;)
Ponieważ Kornelkowa pilea postanowiła się obficie rozmnożyć, szukam odpowiednich rozwiązań dla sadzonek. Przyszły mi na myśl wiszące kwietniki, zainspirowały mnie dwa przeczytane niedawno posty i stworzyłam coś własnego - z drutu oczywiście:)
Skąd pomysł na coś wiszącego? Tu inspiracją była Dorota, tworząc wiszący kwietnik ze skórzanych pasków i... misek:
Dzień wcześniej Karolina pokazała KWIETNIK Z MOSIĘŻNYCH RUREK - w pierwszej chwili pomysł odrzuciłam, bo szukałam czegoś małego;)
Przyznajcie - zdjęcie rodem ze skandynawskiego magazynu:)
Skoro Dorota mogła uzyskać spektakularny efekt wieszając nad głową miski, a Karolina łącząc kawałki rurek - moja pilea też musiała zawisnąć;)
Co myślicie o moich inspiracjach i końcowym efekcie?
edycja
Anonimowy czytelnik, przeczytawszy ten post, uznał za stosowne poinformować mnie (różnymi drogami - pozdrawiamy Anonimowego czytelnika, przedstaw się, tu nie gryziemy:) , że na innym blogu znajdę interesujące DIY sprzed dwóch lat z kwietnikiem w roli głównej. Wysnuł też kilka mniej lub bardziej sympatycznych wniosków, także na mój temat - nikt nie lubi być atakowany, więc gwoli uczciwości polecam Wam także trzeci post, na blogu Nalle's House - również z kwietnikiem. Mam nadzieję, że Autorka wyrazi zgodę i będę mogła zamieścić jej zdjęcia:)
Kwietnik jak najbardziej do mnie przemawia, szczególnie jego geometryczna forma-myślę, że spokojnie możesz go wprowadzać na salony! Nie wiem, skąd w nas Polakach takie zamiłowanie do salonu? Być może kolejba genetycznie uwarunkuwana przywara, że jeśli czegoś nie mamy to lubimy poudawać, że jest inaczej? Takie swoiste zamiłowanie do naśladownictwa? Anglosasi mają swój living room, Niemcy mają Wohnzimmer, a u nas posucha w tym temacie. Czyżby ważniejsze dla nas było posiadanie przestrzeni dla gości, czyli na pokaz, niż czegoś służącego wygodzie dnia codziennego nas samych? Oj my biedne ludki, zawsze to postaw się a zastaw :-) śmieszna sprawa. To jak z tymi piszeweczkami będzie? Może jakiś biznesik??
OdpowiedzUsuńJa i bez tego jestem już dość biznesowa;) A z tą gościnną przestrzenią... Dziwne to w kraju, w którym ponad 50% respondentów deklaruje, że nie lubi gości (tak ostatnio wyczytałam;)
Usuń/refreszing/
OdpowiedzUsuńpokój dzienny i po sprawie :)
dla mnie to jednak nie "to" - za wiele nocy przespaliśmy na kanapie, bo nie chciało się wstać i przenieść do sypialni;)
UsuńNasz "salon" nazywamy dużym pokojem,bo to razem z aneksem kuchennym całe 42 m2. Albo też pokojem dziennym :-)
OdpowiedzUsuńPiękna przestrzeń:)
UsuńPotrafisz zaczarować kawałek metalu :)
OdpowiedzUsuńNazewnictwo nasze rodzime jeszcze o wiele nowych zwrotów musi się wzbogacić :) tymczasem może jakieś tymczasowe neologizmy? :)
Pozdrawiam ciepło!
ps. Filmik fajny. Do pokazania efektu prac "przed" i "po" IDEALNY!
jakkolwiek to brzmi - ja uwielbiam swoje druciki:)
Usuńsuper jest :)
OdpowiedzUsuńdziękuję:)
UsuńRewelacja!
OdpowiedzUsuńpozdrowienia majowe:)
Dziękuję - uwielbiam maj:)
UsuńMoże Cię to zainteresuje?
OdpowiedzUsuńhttp://www.nalleshouse.com/2014/08/diy-brass-himmeli-hanging-planter.html?m=1
wolałabym nie-Anonima, ale dziękuję, zainteresowałeś mnie
UsuńMy mówimy duży pokój :-) no bo fakt największy jest ;-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
widzisz, ja czepliwa jestem - "pokój mi nie pasuje, gdy więcej niż połowę mieszkania stanowi otwarta przestrzeń z kuchnią, przedpokojem i "salonem";)
UsuńFaktyczne ten salon jakiś taki bez sensu trochę.... teraz jeszcze głównie salon z aneksem kuchennym.
OdpowiedzUsuńA wracając to inspiracje miałaś godne polecenia i Twoja wizja wpisała się idealnie w temat. Miedziany jest genialny. Może ten kolor tak na mnie działa, albo same zdjęcie :)
a wiesz, że mam w planach spróbować pomalować swój na miedziano w ramach eksperymentu? :)
UsuńŚwietny pomysł na kwietnik i w ogóle rewelacyjne wnętrze.
OdpowiedzUsuńProsty i niezbyt czasochłonny - splatałam go nieco ponad pół godziny:)
UsuńDobre pytanie, aż sama się teraz zastanawiam jak My ten "pokój" zazwyczaj nazywamy - potocznie chyba mówimy " idź do salonu", ale podkreślam chyba bo to ciekawe i muszę zwrócić uwagę co u nas się przyjęło ;) buziaki
OdpowiedzUsuń