Bo bez jest vintage.
Z takimi właśnie klimatami kojarzy mi się czarny bez...
Nutka historii, koronkowa sukienka, słoiki ubrane w lniane kapturki ustawione rządkiem w spiżarni...
Piękne i delikatne kwiatki, niby białe, choć przecież nie do końca- jak pożółkłe w nieubłaganym pędzie historii koronki... Tak samo kruche, tak samo ulotne...
I później długo karzące czekać na drobne owoce mające w sobie coś z czerni onyksu...
W moim regionie bzy kwitną zwykle od końca maja i niemal przez cały czerwiec. Od kilku dni urządzam sobie małe wyprawy i wracam z koszyczkiem pełnym kwitnących baldachów.
Ważne, by zbierać je w miejscach odległych od dróg i innych potencjalnych źródeł zanieczyszczeń, istotne jest także, by jednego krzewu nie pozbawiać wszystkich kwiatostanów- nie tylko zaburzy to naturalny rozwój rośliny, ale i pozbawi nas jesienią równie wartościowych owoców. Wybieramy baldachy zdrowe, bez zanieczyszczeń i mszyc, z przynajmniej połową rozwiniętych kwiatów. Ponieważ nie lubię, gdy moje posty przypominają metodę "kopiuj-wklej", po informacje o zastosowaniach tych drobnych kwiatuszków odsyłam Was tu (klik).
W zeszłym oku zauważyłam, że syrop z kwiatów stał się niezwykle popularny w blogosferze, sama popełniłam jedną porcję korzystając z kolejnego genialnego przepisu Bei w Kuchni (klik). Jednak... Nie do końca przemawia do mnie coś, co- choć smaczne- zawiera w sobie tak dużo cukru. Z dzieciństwa nie syrop zapamiętałam, bo w naszym domu się go nie robiło, a napar z suszonych kwiatów z cytryną, po lekkim przestygnięciu dosładzany miodem- uwierzcie mi, przeziębienie witałam z czymś na kształt satysfakcji, bo oznaczało parujący kubek tej ambrozji z zegarkiem w ręku co trzy godziny;)
Herbatka z kwiatów czarnego bzu
Kwiaty do suszenia staramy się zbierać w słoneczny, suchy dzień- suszymy je luźno rozwieszone lub rozłożone na grubym papierze albo płótnie- w suchym, zaciemnionym miejscu. Przechowujemy w szczelnie zamkniętym słoju- u mnie z ciemnego szkła (choć myślę, że przytulne miejsce w szafce wystarczy;)
Przy przeziębieniu zaparzamy 1-2 łyżki suszu filiżanką wrzątku, przykrywamy i odstawiamy na kwadrans. Pijemy jak najcieplejsze. Herbatka działa napotnie, rozkurczowo i wykrztuśnie, pomaga także obniżyć temperaturę. Wybornie smakuje nie tylko z cytryną i miodem, ale także z domowym sokiem z malin. W ciągu dnia powinniśmy spożywać nie więcej niż 3 filiżanki (choć myślę, że i czwartą się nie otrujemy;)
Polecam Wam również nalewkę z kwiatów czarnego bzu - jesienią próbowałam nastawionej wg tego przepisu i była wyborna, lada dzień mam ją w planach:)
Jednak niekwestionowaną królową czerwca stała się u nas lemoniada- przepis na wersję z truskawkami podawałam Wam ostatnio, podobnie przyrządzam wersję cytrusową:
6-7 dużych baldachów czarnego bzu
2 duże cytryny
2 limonki
garść listków mięty
cukier, miód,syrop do smaku
1 litr wody
Cytryny i limonki szorujemy pod gorącą wodą, pół cytryny i pół limonki kroimy w cienkie plasterki, z reszty wyciskamy sok. Do dzbanka wrzucamy bez, zalewamy go odrobiną wrzątku i pod przykryciem odstawiamy do ostygnięcia. Dodajemy sok z owoców, plasterki i listki mięty, zalewamy wodą, dosładzamy do smaku i mocno chłodzimy.
I to jest wersja najprostsza i najszybsza w przygotowaniu- niemal idealna. Niemal, bo na lemoniadę lemoniad niestety trzeba poczekać, a całe jej przygotowanie zajmuje minimum pięć dni, ale naprawdę warto:)
15 kwiatostanów czarnego bzu
3 litry przegotowanej i ostudzonej wody
4 średnie cytryny
2 limonki
pół szklanki cukru LUB 3/4 szklanki miodu LUB wg uznania syrop z agawy, ryżowy lub sproszkowana stewia
Kwiatostany rozkładamy na papierze na około godzinę- jeśli były w nich jakieś robaczki- w tym czasie uciekną;) Przekładamy je do słoja. Owoce szorujemy pod gorącą wodą, cytryny kroimy w plastry, z limonek wyciskamy sok, przekładamy wszystko do słoja. Mieszamy z cukrem lub inną substancją słodzącą, zalewamy wodą, zamykamy. Słój (karafkę, butlę itp.) stawiamy w możliwie najbardziej nasłonecznionym miejscu na minimum pięć dni (optymalnie - siedem). Gotową lemoniadę przecedzamy przez gazę, rozlewamy do butelek i mocno schładzamy. Serwujemy z lodem, listkami mięty bądź melisy- tak przygotowana lemoniada jest też pyszną bazą do lekkich owocowych drinków.
Zachęcam Was do zbierania kwiatów bzu teraz, gdy sezon na nie w pełni. Suszenie nie zajmuje wiele czasu, a zimą będą na wagę złota. Z powodzeniem można je również mrozić- i takie, i takie idealnie sprawdzą się jako baza lemoniadowych specjałów. A lemoniadę możecie również zamrozić w foremkach do lodów i cieszyć się pysznymi lizakami w upalne dni:)
Ja tymczasem uciekam zaparzać swoją porcję, bo klimatyzację w pracy przepłacam strasznym katarem- los znów chichocze;)
Tylko ty kochana, potrafisz robić tak czarujące zdjecia!!
OdpowiedzUsuńA lemoniada mniam:)
wspaniałej niedzieli:):)
U mnie króluje nalewka z kwiatu czarnego bzu...jesienią ze zbieranych w czerwcu kwiatów. Zawsze dobrze mi kojarzy się ten bez...zrywałam go z zamysłem zrobienia pysznej nalewki.Gdy już nalewka była gotowa...8 czerwca 2013 roku okazało się, że jestem w ciąży...i czekałam oj długo, oj bardzo długo aby jej skosztować!
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie na analizę układu mieszkania!
http://szalenstwa-panny-matki.blogspot.com
Jak zwykle zachwycasz pięknymi zdjęciami! I bardzo podoba mi się malowniczy opis bzów - rzeczywiście, ich kolor ma coś ze starych koronek :)
OdpowiedzUsuńU nas jeszcze są nierozwinięte, więc tylko mentalnie przymierzam się do obróbki,
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcia, a drugie w starym dzbanku - bomba:) Jeszcze nigdy nie miałam okazji robienia czegoś ani spróbowania czarnego bzu, kiedyś z chęcią będę chciała coś z niego zrobić.
OdpowiedzUsuńMiłej niedzieli:)
Patrycja
Moja mama zawsze robiła soki i dżemy z czarnego bzu ;))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko kochana
Oj taką lemoniadę z chęcią bym skosztowała a herbatka z czarnego bzu teraz by mi się przydała na potęgę bo mnie przeziębienie zmogło-w czerwcu! ;/
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Piękne zdjęcia :)
OdpowiedzUsuńJeszcze nigdy nie robiłam nic z kwiatów bzu czarnego, jakoś zawsze u mnie w domu była tradycja robienia soków już owoców.
OdpowiedzUsuńMoże uda mi się nazbierać kwiatów, to bardzo chętnie wypróbuję :))
Pozdrawiam cieplutko, Agness:)
Cudowne zdjęcia! :) Niesamowite! i świetne propozycje...
OdpowiedzUsuńBez poznałam kilka lat temu i od tamtego czasu króluje u mnie w czerwcu w kuchni na równi z truskawkami.
Właśnie...ja zawsze redukuję ilość cukru, w ogóle przygotowując soki, dżemy etc. robię je na "nasz smak"...a te które szczypią aż w język słodkością nie lubimy,
Przyswajam natomiast przepis na lemoniadę :)
A Tobie polecam dodanie kilku baldachów do dżemu truskawkowego...delikatnie podkręca smak :) mniam! (oczywiście w dowolnym momencie smażenia -w zależności jakie konfitury lubimy- baldachy z dżemu wyciągamy :) )
pozdrawiam!
Witaj
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcia.
Dziękuję za przepis, skorzystam. Ja robię sok z owoców czarnego bzu. najlepszy na wszelkie katary, przeziębienia.
Pozdrawiam
Ostatnio chodzą mi właśnie po głowie specyfiki z kwiatów czarnego bzu bo wokół jest go naprawdę dużo. Kusi mnie nalewka oraz syrop a bardzo spodobał mi się pomysł zamrożenia kwiatów!
OdpowiedzUsuńTwoje zdjęcia jak zwykle są piękne. I masz rację - te kwiaty są jak lekka koronkowa sukienka w upalny dzień :)
Pozdrawiam
Ewela
Mniam, wygląda pysznie i na pewno tak smakuje :)
OdpowiedzUsuńCo roku słyszę o tych kwiatach, a u mnie w okolicy nigdzie nie ma...
OdpowiedzUsuń