Jak dobrze być dzieckiem:)

Jak dobrze być dzieckiem:)

Co prawda Dzień Dziecka dopiero w niedzielę, ale ja swój prezent dostałam już dziś:)
Wspaniale poprawił szwankujący humor, którego za nic nie były w stanie uleczyć dwa dni burz, deszczu i przeraźliwego zimna;)
Prezentem tym są poduszki (dostępne tu) z kocem (tu) czy może raczej pledem? narzutą? :)
Czy były mi absolutnie niezbędne?
Cóż, nie do końca...
Czy mi się podobają?
TAK, bardzo:)
Kolorystyka i styl niby nie mój, ale...
Może jednak?:)

Jeszcze nie znalazłam dla nich miejsca docelowego, ale, o dziwo, wszędzie na swój sposób pasują:)




Od kilku dni tęsknotę po akacjach zaspokaja jaśmin:)

Pledzik na kanapie też nieźle się odnalazł- w przyszłości nie sprawię już sobie nigdy skórzanej, ale cóż,człowiek uczy się na błędach;)


I oczywiście z balkonem też mu do twarzy;)




Początkowo balkonowe siedzisko Kornelki wyglądało tak:
Nie do końca było tym, o co mi chodziło, więc dodałam drugą paletę i więcej gąbki:)
W razie potrzeby można palety ułożyć jedna za drugą i wygodnie się umościć niczym na leżance:)
I tu jeszcze z bliska:
Nie do końca jednak pasuje do róż, ale sam pomysł mi się podoba, muszę znaleźć (uszyć???) jakąś kwiecistą narzutę:)

Miłego weekendu, kochani:)

Śniadanie na balkonie, mus i rozważań dietetycznych ciąg dalszy;)

Śniadanie na balkonie, mus i rozważań dietetycznych ciąg dalszy;)

...bo na trawę soczystą i miękką za daleko nieco, by z rana tam śniadać- zostaje więc balkon:)
Do znudzenia będę piać w samozachwycie, więc wybaczcie, ale podoba mi się i już.
Koniec, kropka:)
Wcześnie dziś wstałam, parę minut po szóstej.
Dziecię śniadanie pochłonęło w tempie ekspresowym i zaczęło ciągnąć matkę na balkon.
Cóż było robić, skoro sama najchętniej tam przesiaduję?:)
Lady na swojej palecie rozłożyła się z zabawkami, informując "mamo, nieeee", kiedy przyłączyć się chciałam (wszak klocki są nieśmiertelne;) , więc pozostało mi tylko śniadanie z książką na pocieszenie;)

Od pierwszego z moich "dietetycznych" postów minęły trzy tygodnie.
Waga wskazuje 5 kilogramów na minusie. Dla jednych to dużo, dla mnie mało, bo niechcianego bagażu mam sporo. 
Ale jestem zadowolona- katowałam już swój organizm na tyle różnych sposobów, że mogłabym w tym czasie zrzucić dwa razy tyle (mój "rekord" to 18kg w miesiąc i bonus w postaci anemii), ale nie chcę w równie szybkim tempie wrócić do punktu wyjścia albo i dołożyć sobie jeszcze trochę "premii".
Nie maltretuję się dietą, po prostu jem.
O tak, właśnie jedzenie jest ważne, jem o wiele więcej niż przed miesiącem.
Już nie w biegu dwa czy trzy razy w ciągu dnia, ale nawet i sześć posiłków zdarza mi się spożyć- powoli i z rozmysłem.
I czuję, że mój maltretowany latami metabolizm zaczyna przyspieszać:)
Znam siebie na tyle dobrze, że już nie ryzykuję całkowitej rezygnacji z pieczywa- po trzech dniach rzuciłabym się na nie w amoku.
Więc bułka z ziarnami pojawia się czasem na śniadanie.
A że smarować lubię- masło z powodzeniem zastępuje mi mielony twarożek bez cukru i tłuszczu.
Kawałek rzymskiej sałaty pokrojony na spodzie, później ogórek chrupiący i filet kurczęcy, jakieś zioło też lubię przegryźć, nie miałam koperku, więc starczy bazylia.
Mogłoby być "zdrowiej", ale po co?
Ważę na tyle dużo, że nie ma sensu z dnia na dzień zmniejszać podaży kalorii do 1000- wszak organizm jest sprytny i waga szybko stanęłaby w miejscu.
Więc ucinam sobie kalorie stopniowo;)
Truskawki mam już własne, cieszę się, póki są, bo sezon minie ani się obejrzymy.
Kawy porannej na razie nie potrafię sobie odmówić- zresztą niesłodzona i z kroplą mleka też nie jest grzechem kardynalnym;)
Innymi słowy- cudowny początek dnia:)

Jako rasowy truskawkożerca- bez musu się nie obejdę.
Na podwieczorek jest idealny, zwłaszcza porządnie schłodzony:)
Umyte i odszypułkowane owoce miksuję z miętą i/lub melisą, kilkoma kroplami soku z cytryny i odrobiną otartej skórki. Gdy mam towarzystwo bardziej słodkolubne- dodaję po pół łyżeczki syropu ryżowego na szklankę.

Dziś po raz pierwszy od dawna znalazłyśmy na spacerze chabry:)
A myślałam, że znaleźć je można tylko wśród zbóż:)

Bukiecik jest dla Was:)
Za to, że jesteście, że wspieracie mnie miłym słowem, za czas, jaki tu spędzacie:)
Staram się bywać i u Was, najczęściej jednak po cichu, bo Lady jakoś nie bardzo przepada za widokiem mamy przy biurku i potrafi mnie już skutecznie sprzed niego odciągać...

Dziękuję:)

Sezon truskawkowy- otwarty:)

Sezon truskawkowy- otwarty:)

Jak Wam mija weekend?
U nas pod znakiem burz, ale i ciepła:)
Trawa po deszczu jeszcze bardziej zielona, akacje pachną intensywniej, a choć niebo pochmurne- wczorajszym słońcem pachną wciąż truskawki:)
Bo już są te prawdziwe, z naszych polskich pół:)
To właśnie urok mieszkania na zachodzie- wszystko tu jakieś wczesne w tym roku:)
Chodziło mi po głowie truskawkowe crumble z migdałami, ale powiedziałam "nie";)
Odtłuszczony serek+jogurt+odrobina syropu ryżowego+truskawki= przyjemność, ale bez wyrzutów sumienia;) 
Zresztą crumble też będzie, kiedy nacieszę się już pierwszym smakiem surowizny- ale razowe i w wersji light;)

Kilka gałązek akacji też przyniosłam- choć niewiele, pachnie w całym domu:)

Miętowy dzbanuszek i ceramiczne naczynie upolowałam ostatnio- moje miasto powoli wyrasta na starociowe zagłębie, niedawno pojawił się nowy sklep - prawdziwa mekka dla takich szperaczy jak ja:)
NA zdjęciu średnio udało mi się uchwycić kolor, ale to najprawdziwsza mięta:)

Kilka innych drobiazgów też przygarnęłam, czekają na swoje 5 minut i sesję w docelowych aranżacjach:)




Kochani, uciekam, bo ciepłe dni znacząco przyczyniają się do zmniejszenia i tak niezbyt okazałych zapasów tzw. "czasu dla siebie"- nawet jeśli to chwile, gdy Lady wisi mi na kolanach i próbuje stukać w klawiaturę;)

Miłego weekendowego wypoczynku i pięknej pogody:)


Balkon na finiszu:)

Balkon na finiszu:)

A w każdym razie prawie;)
Kwiaty posadzone już dawno- pięknie się rozrosły:)
Meble pomalowane, nawet donicom się dostało pędzlem;)
Dziś ostatni z ważnych elementów- wyciągnęłam maszynę i uszyłam poduchy na fotele:)
Miały mieć kształt bardziej fikuśny, ale krawcowa ze mnie mizerna, więc postawiłam na maksymalną prostotę;)
Zresztą oceńcie sami, co udało mi się zdziałać:)
Malowałam domową farbą kredową, a ponieważ meble są na balkon, po delikatnych przecierkach całość została zabezpieczona lakierem.

Materiał w róże miałam z zeszłego roku, cudem starczyło i chętnie dokupiłabym go jeszcze trochę:)

Drugi fotel wygląda podobnie;)

Pomalowany jakiś czas temu koszyk odbył już niejedną wędrówkę po mieszkaniu, ale docelowo chyba zostanie na balkonie:)


Rattanowemu stolikowi też chyba lepiej w nowym kolorze;)

Donice miałam zwykłe drewniane, jedynie zaimpregnowane, a więc w kolorze zielonkawego drewna- teraz też bardziej mi się podobają;)

Mam nadzieję, że groszek pachnący ładnie ułoży się na dachu:)

Ozdobna fasola coraz większa, nawet nasturcje są:)

Wprawne oko zauważy, że moje pomidorki wciąż się trzymają:)

Z palety zrobiłam siedzisko do zabawy dla Kornelki:)

I jeszcze trochę kwiatków:)



Jeszcze tylko kilka drobiazgów i wszystko będzie takie, jak sobie umyśliłam:)
Jak Wam się podoba?

Miłego wieczoru:)


Koniec deszczu?

Koniec deszczu?

Na to wygląda:)
W cieniu grubo ponad 25 stopni, na słońcu termometry szaleją:)
Jedynym minusem jest całkowity brak weny;)
Jak najbardziej mam co robić-wiele zaczętych projektów nie może jakoś doczekać się zakończenia, nawet kilka nowych "świta"...
Ale...
No właśnie, jakoś z chęciami gorzej...
Muszę przestawić się na tryb wysokotemperaturowy;)

Na ochłodę- lemoniada, a nuż pomoże;)




Hihi, a jeszcze wczoraj rozgrzewałam się wieczorną herbatą;)

Jak widać, choć bez przekwita- zaczęły kwitnąć akacje:)

Na dzisiejszym spacerze zebrałyśmy bukiet polnych kwiatów...

Niezbyt długi ich żywot, ale jaki piękny:)

Oprócz bzów,żegnam już kalinę- niemal przegapiłam ją w tym roku, tak szybko czas płynie...
...ale w zamian mam róże:)

Miłego wieczoru:)