Ekspresowa minirozdawajka i rozważania o chlebie:)
Ale na początek chciałabym Wam wszystkim podziękować za komentarze, jakie u mnie zostawiacie, a w nich tak wiele miłych słów:) Grzeją serce, kiedy zasiadam przed komputerem w luksusowych chwilach, które mam tylko dla siebie. Sprawiacie, że się uśmiecham, bo czasem wystarczy kilka dobrych słów i nawet najbardziej szary dzień nabiera barw:)
Obudziłam się rano z silnym postanowieniem uporządkowania swojego szydełkowania. Bo od kiedy do niego wróciłam, szydełko wciąż mi w głowie. Pozaczynałam kilka rzeczy,wciąż zaczynam coś nowego, a rzeczy wcześniejsze leżą odłogiem. Dlatego też postanowiłam chronologicznie je podokańczać. Na pierwszy ogień poszła serwetka, którą mam nadzieję(rozmowy z aparatem trwają, na razie on wygrywa w dyskusji i zdjęć brak) pokazać w następnym poście. Później będą podkładki pod filżanki lub kieliszki- takie maleństwa. Następne w kolejce są trzy do połowy zrobione serwetki i niespodzianka, bo szykuję dla Was candy;)
A wracając do podkładek- o tu pokazywałam biało-zielone, czyli w kolorach całkowicie nieobecnych w naszym mieszkaniu. Nie lubię jednak, kiedy coś bezużytecznie leży w pudle, więc może komuś z Was się spodobały? Jeśli tak, ogłaszam ekspresową minirozdawajkę:)
Nie trzeba wklejać u siebie banerka, wystarczy zgłosić chęć ich posiadania w komentarzu pod niniejszym postem. Jeśli chętnych będzie więcej, nastąpi losowanie- przy poniedziałkowej porannej lub południowej kawie(zależy, o której Kornelka wstanie;)
Dziś może jeszcze troszkę poprzynudzam, ale od rana snuję swoje "chlebowe" refleksje. Zaczęło się od śniadania, na które M. przyniósł świeżutki, jeszcze lekko ciepły chlebuś- rzecz jasna niekrojony i na zakwasie:) Z powodu strajku aparatu musicie mi wierzyć na słowo, że rozpryskująca się pod nożem złociście rumiana skórka urzekła mnie bez reszty;) A ten smak... Cudowny... Niebiański... Ach, i znów jestem głodna...
Uwielbiam pieczywo, choć ta miłość nie służy boczusiom, więc ciągle musimy iść na kompromisy. Chleb często piekę sama- w piekarniku lub gdy czasu mniej- w maszynie, która oszczędza mi też wyrabiania. Poszperałam w starych zdjęciach i znalazłam kilka z moimi ulubionymi wypiekami. Więc się pochwalę, co lubię najbardziej z rzeczy pieczywowych;)
Chlebek słonecznikowy- czasem ziarenek sypię tak dużo, że wychodzi zakalec, ale i tak jest pysznie;)
Scones serowe- to już bardziej przysmak M., ale i ja lubię czasem zjeść taką cieplutką bułeczkę na niedzielne śniadanie- oczywiście obficie obsmarowaną masełkiem:D
Bagietka... Ach, te bagietki... Porządnie spieczoną potrafię pochłonąć w całości:(
Chlebek sezamowy- ten preferuję z masełkiem i miodem, najlepiej akacjowym.
Chlebuś na miodzie- dość ciężki, razowy, na zakwasie... I nieważne, że nieraz muszę ten zakwas hodować półtora tygodnia, żeby mi starczyło;)
Lekki puszysty chlebek pszenny- smakuje troszkę jak bułeczka, troszkę jak tostowy- zabójstwo dla boczkówalbo raczej raj na ziemie, bo rosną na nim perfekcyjnie:D
I jeszcze chałeczka drożdżowa, zawsze w wersji wytrawnej, na słono, najlepiej z odrobiną ziół, choć potrafię się bez nich obejść:)
I w ten sposób znacie już moje chlebowe słabostki (o słodkościowych będzie mowa innym razem;)
Kończę i zmykam szykować kolację:)
Pozdrawiam Was serdecznie:)
Ach te bagietki, chrupiące z masełkiem i dżemen truskawkowym :)))
OdpowiedzUsuńA podkładki u mnie by pasowały ;)) Zapisuję się, szydełko to dla mnie kosmos, takich nigdy nie zrobię :)
słonecznikowy i sezamowy to moi faworyci :)
OdpowiedzUsuńsami pieczecie?
MNIAM...
podkładeczką w zielonościach mogłabym się zaopiekowac :)
nie szydełkuję niestety, więc tylko podglądam poczynania szydełkujących :)
Pozdrawiam!
Sami, sami:)
UsuńA raczej moje rączki pieką, a Pan Mąż oddaje się konsumpcji;) Względnie, kiedy brak mi czasu na pieczenie, wynajduje jego zdaniem najbardziej udane okazy "sklepowe"- dziś na przykład trafił w "10":D
Smaka mi narobilas tymi wypiekami :) A podkladeczki sa sliczne i zglaszam sie rowniez :) Milego wieczorka Ci zycze :) Pozdrawiam Agnieszka
OdpowiedzUsuńOddalabym wiele , by moc jeszcze raz skosztowac polskiego chleba....Narobilas mi nielada smaka !!!
OdpowiedzUsuńSerdecznie Cie pozdrawiam!
Kochana, ja nauczyłam się piec mieszkając w Szkocji- dla takiego chlebożercy jak ja to, co tam ważą się nazywać chlebem, było nie do przełknięcia:/
UsuńTo ja tez sie zglaszam...
OdpowiedzUsuńPo co ja dzisiaj TU zajrzałam:))))Mogłam jutro z rana:)))
OdpowiedzUsuńA tak już jestem głodna (nie wyobrażam sobie życia bez pieczywa)i zaraz na pewno coś zjem.A po takim wspaniałym opisie i takich apetycznych zdjęciach jak tu się oprzeć:))
Pozdrawiam serdecznie.
Cóż za wybór pieczystych ....mmmmm slinka cieknie ;p
OdpowiedzUsuńa zielone kwadraciki z miła chęcią przygarnę , cudne są ,a ja antytalent szydełkowy ;( o przepraszam łańcuszek umiem ')
pozdrawiam
Ag
mój M. też łańcuszek już umie:D
UsuńHeh, to widok prześmieszny- on i szydełko:D
Zaciekawiło mnie bardzo co to jest scones serowe... A ponieważ uwielbiam wszystko co serowe- dasz mi przepis:) ?
OdpowiedzUsuńPoza tym- oczywiście, że bardzo podobają mi sie twoje szydełkowe podkładki, więc licz mnie do losowanie!!
Scones to taki szkocki specjał- w wersji na słodko bardziej przypomina ciastko, w wersjach wytrawnych- małą bułeczkę. Jadłam w różnych wersjach, pszenne, jęczmienne, owsiane, z żurawinami, rodzynkami, orzechowe,smarowane masełkiem albo z dodatkiem konfitur i bitej śmietany. I mogłabym wymieniać tak długo,bo moja szefowa zawsze robiła je nam na podwieczorek:) Akurat te z serem bardziej lubi M., choć z parmezanem i mnie urzekają;) Ich wielką zaletą jest łatwość przygotowania- jakieś 20-30 minut z pieczeniem włącznie. Najlepsze są na gorąco, zaraz po wyjęciu z piekarnika. Od innych bułeczek różnią się tym, że nią są na zakwasie czy zwykłych drożdżach, ale na proszku do pieczenia. Zresztą podeślę Ci przepis na te serowe na maila;)
OdpowiedzUsuńNatchnęłaś mnie do rozszerzenia mojego blogowego menu (ciągle się coś zmienia;)).
UsuńI jeżeli możesz to prześlij mi przepis: f.pomyslow@gmail.com
dzięki! z chęcią spróbuję tych tajemniczych bułeczek!
Zachorowałam na szydełko ostatnio. Tak bym chciała przekroczyć magiczną barierę łańcuszka... Zgłaszam się z miłą chęcią. Pozdrawiam ciepło. =)
OdpowiedzUsuńJakimś cudem może ja też przypomniałabym sobie łańcuszek:))Również chętnie ustawię się w ogonku po te wiosenne wytworki.
OdpowiedzUsuńChałkę znam tylko na słodko i baaardzo lubię.Pozdrawiam