Passé Święty od obłąkanych.

Blogosfera zdołała mnie w tym roku zaskoczyć - zamiast zalewu kiczowatych diy z papierowym sercem, czerwonopiórkową ramką czy przysłowiowym kamieniem z napisem LOVE - niemal całkowita cisza. A wiem, co mówię, bo po kryjomu ją śledzę z perwersyjnymi wypiekami na twarzy, ot takie moje zboczenie. Wygląda na to, że w czasach Dobrej Zmiany patron obłąkanych stał się zdecydowanie passé (wpiszcie to w Google, plissss, ja wciąż płaczę ze śmiechu) - choć może to wiatr zmian i jakiś nowy trend?


Jestem z tych, co miłość kultywują całorocznie - we wszystkich jej odcieniach. A że i kwiaty wciąż u nas stoją - Walenty nie robi na mnie większego wrażenia.

A jednak... Przedczoraj się wzruszyłam - przyszedł do mnie klient, lat 70+, przeczekał jednego, drugiego, trzeciego w kolejce, a kiedy zostaliśmy sami - nieśmiało poprosił o bombonierkę "Wie pani, tą czerwoną z sercem i różą, bo żonie będzie miło, takie to nowomodne, ale sąsiadce stary przyniósł te tulipany z biedronki i moja chodzi teraz jak struta". I wiecie co? Za 40 lat też chciałabym dostać te czekoladki :)

Jestem sentymentalna, przyznaję, czasem na poły wbrew sobie. Nie dla mnie patos, bo wciąż nie przestaję wierzyć, że największe uczucia zawarte są w drobiazgach.  W tym moim mleku do kawy, o którym nie muszę pamiętać, w koszu zawsze pełnym drewna, w filmie oglądanym ramię przy ramieniu piąty dzień z rzędu  i w ósmym podejściu, bo zwykle padamy zanim akcja ruszy na dobre (kwadrans, w porywach dwa).


I to chyba jest najważniejsze - po prostu kochać. Bo miłość to pełny lunchbox zapakowany jedzeniem do pracy, nawet gdy pesto kręcisz na szybko, wbrew regułom sztuki zadając mu gwałt blenderem...

To powtarzane sobie jak mantra "Matko, oddychaj!!!", gdy Kornala krzyczy "Mamoooo, katar! Mamooooooooo!!! Kataaaaaaar!!!!!" mając pudełko chusteczek na własnych kolanach. To ciężar Balzaka na stopach, gdy którymś z nas targa gorączka. Herbata wypita wspólnie pod kocem. Tak wiele odcieni, a przecież wciąż to samo. Nie cierpię być banalna, ale to wszystko tak proste, że stoi w szeregu tuż obok banału. 

Czasem rozmawiam ze znajomymi i słyszę, że żona obrażona o mecz kosza z kolegami- akurat w rocznicę pierwszej randki, że mąż trzeci dzień chodzi naburmuszony przez tę zagubioną skarpetkę z wieczoru kawalerskiego, co to w parze przynosiła szczęście, a znaleźć wciąż jej nie sposób. I zawsze powtarzam - zdobądź się na miłe zaskoczenie, zwłaszcza jeśli na co dzień macie w tym deficyty. Bukiet kwiatów kupiony ot tak, wręczony nawet bez słów. Babeczka z ulubionej cukierni. Spacer, nawet jeśli nie macie w zwyczaju chodzić za rękę. 

Albo posiłek - zjedzony razem, a nie obok siebie czy w towarzystwie smartfona - podany inaczej, piękniej niż zwykle, z odrobiną starania.

Przekonałam Was, że warto?



Wracając do kwiatów - w okresie zimowo-wiosennym mam mnóstwo okazji do obdarowywania nimi bliskich. Kwiaciarniane kompozycje nie zawsze do mnie przemawiają, a i potrafią solidnie przetrzepać kieszeń.  Może więc włożyć w to nieco pracy i pokusić się o twórczy wkład własny? Poniżej dwie propozycje, które uwielbiam wykorzystywać - i które zawsze budzą uśmiech u obdarowanych. 

FLOWER BOX
***
Kwiaty w pudełku to coś, co mnie samą nieustannie urzeka. Ale ceny najmniejszych boxów zwykle zaczynają się od okrągłej stówki, a duże niebezpiecznie zbliżają się do 500+ - raz w roku przeboleję, ale przy trzeciej imprezie w ciągu miesiąca? Ni dy rydy. A że wykonywanie okrągłych pudełek z brokatowego kartonu idzie mi nader sprawnie - trafiły już do wielu przyjaciół. Karton, klej lub taśma, gąbka florystyczna, kawałek folii i kwiaty - nie potrzeba nic więcej.
Łączny koszt? 25 (w porywach 30) zł,  gdy po kwiaty pofatyguję się do marketu - i jakieś 20 minut pracy. 


SZYDEŁKOWY KOSZYK KWIATOWY
***
Nieco bardziej pracochłonne rozwiązanie i wymaga opanowania podstaw szydełka, ale w naprawdę ograniczonym zakresie (półsłupki i słupki). Szydełkowy koszyk może później posłużyć do przechowywania drobiazgów i jest dowodem, że włożyliśmy w nasz prezent sporo serca.
50 metrów sznurka bawełnianego (5 mm) z poliestrowym rdzeniem to koszt niecałych 10 zł. Kawałek gąbki florystycznej, owiniętej folią i związanej gumką - 3-5 zł. Za 10-15 zł zdołamy utopić go w kwiatach. Mi się podoba, a co Wy o tym myślicie?

A propos kwiatów ciętych - jeśli martwicie się, jak zachować ich trwałość na dłużej, koniecznie zajrzyjcie TU (klik) - znajdziecie tam mnóstwo przydatnych porad. Jeśli zaś jesteście fanami najpiękniejszych wiosennych kwiatów i na potęgę znosicie je do domu - TU dowiecie się, co zrobić, kiedy przekwitnie hiacynt.

Tymczasem uciekam do szydełka i nowej poduszki;)

8 komentarzy:

  1. Mam szczęście, bo taki małżon mi się trafił, co to komplementuje i chwali mnie bezustannie, więc i ja nauczyłam się z czasem go chwalić i komplemencić.
    Dlatego takie walentynki wrażenia na mnie nie robią, bo mam je cały rok:)

    OdpowiedzUsuń
  2. my nie za bardzo obchodzimy walentynki,sama nie wiem , które z nas jest bardziej na nie" ,ale ,że ja 15 lutego mam imieniny, to "stratny "jest raczej mój małżonek ;-)...jednak tak jak napisałaś i ja zauważam te inne gesty, w których można zauważyć uczucie i troskę ... i to mi wystarczy...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do mnie najbardziej przemawia właśnie filozofia wielu drobiazgow- taką życiowa mozaika, która -poskladana - uświadamia, jak wielkie mam szczęście 😊

      Usuń
  3. Świetne inspiracje, czuć wiosnę! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję 😊 potrzebna mi już tą wiosna, więc czekam na nią niecierpliwie 😉

      Usuń

Dziękuję za każdy pozostawiony komentarz - każde Wasze słowo jest dla mnie niezwykle ważne. Masz jakieś pytania - zostaw swój email - odpowiem na pewno.