Nadrabiając zaległości...
Skoro po tygodniu nieobecności czuję się jak na głodzie- to już jest chyba blogowe uzależnienie...
Plan na miniony tydzień był inny- celebracja przedświątecznych przygotowań, cieszenie się wiosną, zarażanie Was moją obsesyjną miłością do kolorów...
Nie wyszło.
Zdrowie czasami okazuje się zaskakująco kruche i nieważne, że głowa ma zakodowane "choroba=słabość", a słabości bezlitośnie zwalczamy - czasami się nie da. Zapowiedzi takiego zdrowotnego krachu często pojawiają się wcześniej, ale łatwo je ignorować. Organizm, owszem, spowalnia, ale zwłaszcza teraz łatwo to zrzucić na wiosenne przesilenie.
Najważniejsze, że to, co złe - minęło. Pozostaje nadrobić zaległości, bo wyłączenie się na tydzień sporo ich wygenerowało...
Nie wiem, czy zauważyliście, że zmienił się adres bloga?
Od jakiegoś czasu czułam, że jest za długi i wreszcie przyszła pora na zmianę:
Poza tym skrótem nic się nie zmieniło- na to przyjdzie jeszcze czas:)
Tymczasem od czego zaczęłam swój powrót do życia?
Sam proces zmiany adresu świetnie opisała Karolina (KLIK) - gwoli uczciwości dodam, że w moim przypadku nie poszło tak łatwo i przyjemnie, przenosiny trwały ponad miesiąc (sic!), a kontakt z obsługą pomocy dostawcy domeny to była droga przez mękę, ale w końcu się udało.
Tymczasem od czego zaczęłam swój powrót do życia?
Od kolorów oczywiście:)
Przytargałam naręcz najróżniejszych gałęzi z bukszpanem na czele, znajoma ogrodniczka podarowała mi bratki i rozmaryn (to jedyne zioło, którego wciąż nie potrafię wyhodować z nasionek, nie wiem, dlaczego?), zahaczyłam o kwiaciarnię. I babeczki upiekłam, oczywiście prozdrowotne;) Znów czuję, że żyję, więc trzeba zabrać się do pracy:)
Rama powinna być już skończona, ale wciąż czeka na ostatnią, jasną, warstwę farby - choć i w tej odsłonie mi się podoba;) Widzicie też nowy-stary mebelek. To miniaturowy sekretarzyk, jakby stworzony z myślą o malutkich księżniczkach. Co o nim myślicie? Ja jestem zachwycona, zakochana i przyznam się, że troszkę go zazdroszczę Kornelce;) Jest u nas od kilku godzin, a ja wciąż myślę, jak cudownie wpasuje się w dziecięcy pokoik:) Pokoik, którego remont też miał się już zacząć, ale przełożyłam to na "po świętach", bo za mało zostało czasu. Póki co zaanektowałam go do własnych potrzeb- choć na krótko:)
Stara, obdrapana szufladka to jeden z moich najukochańszych skarbów - wyszperana wiele miesięcy temu w likwidowanym antykwariacie :)
Tym razem rośnie w niej pszenica i bratek:)
Babeczki to jeden z tych magicznych wypieków "bez mąki, cukru i tłuszczu" - prawie, bo dodałam odrobinę bardzo gorzkiej czekolady, całość powstała metodą na oko;)
Rozmaryn rozbudził u mnie potrzebę zjedzenia focacci - muszę poszukać jakiegoś pełnoziarnistego przepisu:)
Osiedlowy ogrodnik przycina wszystko, co spotka na swojej drodze- więc gałęzi mam pod dostatkiem:)
Oprócz sekretarzyka dostałam też maleńkie krzesełko - fakt, szczególnie stylowe nie jest, ale darowanym koniom w zęby nie zaglądam:)
Kochani, od jutra spodziewajcie się zmasowanego ataku przedświątecznych przygotowań:)
Przy tej okazji zapraszam Was do zapoznania się z projektem, w którym z przyjemnością wzięłam udział, a mowa o pomyśle Karoliny pt. Wielkanoc na polskich blogach (klik)
Dziś mówię Wam już dobranoc - strzeżcie się jutro;)