Czesankowe pledy kontra Janusze biznesu.
Kiedy Filart pokazał genialny film z instrukcją wykonania koca z wełny czesankowej - wiedziałam, że to będzie hit. Od dawna podziwiałam je na amerykańskich blogach, więc było kwestią czasu, kiedy dotrą do nas. Późniejszy post Kasi, błyskawiczna reakcja TVNu i wspólne dzierganie na antenie - wszystko to sprawiło, że ruszyła prawdziwa lawina - Polska zapragnęła grubych wełnianych koców - teraz! już! natychmiast! Hurtownie i sklepy przeżyły prawdziwe oblężenie, w ciągu dwóch(!) dni zabrakło najpopularniejszych szarości, bieli i różowości, na wyczerpaniu były błękity, śliwka i bordo. Skąd wiem? Stąd, że moja poczta dosłownie zapchała się od zamówień i jeszcze częściej zapytań "za ile?" "jak szybko?" i oczywiście sakramentalne "dlaczego tak drogo?";)
Choć przemknęło mi przez myśl zrobić z tego biznes - zadowoliłam się przyjęciem kilku zamówień od największych napaleńców (Kochani, pozdrawiam, wiem, że czytacie;) , których nie zniechęciła długa lista wad wyrobów z czesanki. Dlaczego? Bo z jednej strony podejrzewam, że to sezonowy interes, a z drugiej - jako legalnie działający przedsiębiorca zwyczajnie obawiam się zwrotów i związanych z tym kosztów;) Jednak wielu rękodzielników to nie przeraża i łatwo znaleźć ich w sieci - wystarczy wybrać kolor. Oprócz nich, uaktywnił się jeszcze jeden wyjątkowy typ - Janusze biznesu. A że miałam...hmmm... okazję z trzema się zetknąć i zrobili na mnie "wrażenie"- opowiem Wam o nich co nieco - potraktujcie to jak anegdotę o przygodach rękodzielnika.