Jesienią...

Przyszła ta moja najukochańsza z pór roku. Chłodną rezerwę poranków wynagradza mi bogactwo słonecznych dni, światło najpiękniejsze właśnie teraz, nić babiego lata połyskująca w słońcu. Kocham tę jesień dojrzałą, hojną obfitością owoców, niepowtarzalny zapach ziemi, która powoli już pragnie odpocząć. Och, przyszedł wraz z nią jakiś cień melancholii, zawsze przychodzi we wrześniu, gdy myślę o wszystkim, co dał mi w minionych latach. Bo dał tyle dobrego, że czasem płakać chce się ze szczęścia:) I w sercu znów rodzą się plany, przeplatane nitką obaw, na szczęście cienką i łatwą do zerwania...



Przedszkole Kornelki wniosło wiele zmian w naszą codzienność. Spędzając z nią dotąd czas zwykle w proporcji 24/7 musiałam na nowo nauczyć się być sama ze sobą. Popołudnia stały się czasem stricte rodzinnym, kiedy możemy uciekamy na dwór, by łapać jak najwięcej jesiennych chwil...


Nie lubię określenia "jesienna depresja", a znów coraz częściej je słyszę. Nie jestem z kamienia, powrót do pracy zdołał nadwątlić trochę energię ciała, ale o razu depresja? Często mam wrażenie, że mimo znużenia- jesienią odżywam. Więcej czasu na książki, szydełka wracają do łask, łatwiej znaleźć chwilkę na celebrowanie filiżankowego "slow life". Noszę w sobie tęsknotę za takim życiem, powolnym, pochylającym się nad każdym opadającym liściem czy kroplą rosy, ale i znam siebie- na dłuższą metę jestem raczej z tych, co bardziej gotowi płynąć pod prąd niż pozwolić mu się unosić.

Tegoroczne lato mocno nam dopiekło, choć nie mam na myśli temperatury. Za dużo pracy, przymusowa rezygnacja z urlopu, za mało wspólnych chwil i wyraźne braki w spiżarni - pożegnałam je z czymś w rodzaju ulgi. Tydzień przerwy, wiele spacerów, ubranie kilku marzeń w słowa - i znów jestem sobą. Mam wrażenie, że nie umiem być pesymistką;)

Przegląd kominów dokonany, drewno na zimę przywiezione, przygotowany zapas podpałki- i bez obaw czekamy na dzień, gdy przyda się pierwszy w sezonie ogień:)

Gdy jesień staje się złota, a ja nie muszę wiecznie biec nerwowo zerkając na zegarek, nawet ulice, którymi chodziłam setki razy odkrywam na nowo. I wiecie co? Czuję, że żyję - w tym jedynym właściwym, prawdziwie moim miejscu na ziemi.


Kocham ten przeplatany kolorami czas, a że należę do szczęśliwców nie wierzących w złą pogodę, a jedynie nieodpowiednio ubranych ludzi, niestraszne mi nawet dni zimne i pochmurne. Czasem czuję niedobór słońca - wtedy przychodzi czas na małe grzeszki;)

I jeden z nich zostawiam Wam na dobranoc:)

9 komentarzy:

  1. Z takim podejściem jesień będzie cudowna :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam bardzo podobne zdanie Ilonko:) Każda pora roku ma swój urok, tyle barw ile daje nam jesień ...

    OdpowiedzUsuń
  3. no dobrze być optymistka i tego się 3maj ja tez jestem :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Pięknie napisane. Zdjęcia urocze i ... tak chciałabym podkraść trochę tego optymizmu ... u mnie ostatnio wszystko się wali i nawet nie zauważyłam, że to te piękne, rude dni nadeszły...
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Śliczna i promienna jesień u ciebie:)
    ściskam

    OdpowiedzUsuń
  6. Ostatnie zdjęcia wyglądają bardzo apetycznie :) Dobrze, że nie potrafisz być pesymistką, mam podobnie jak ty jesienią - jest to dla mnie pora roku, w której bardzo dużo rozmyślam o tym jak szybko przeleciało 3/4 kolejnego roku i że niedługo zacznie się nowy... :) Zapraszam do mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Fajna z Ciebie, optymistyczna osoba;))Cudna jesien, na zdjeciach)

    OdpowiedzUsuń
  8. super pozytywna energia.Tak trzymaj!
    buziaki

    OdpowiedzUsuń
  9. Cudownie wprowadziłaś mnie w stan jesienny :)
    Dziękuję i pozdrawiamy

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy pozostawiony komentarz - każde Wasze słowo jest dla mnie niezwykle ważne. Masz jakieś pytania - zostaw swój email - odpowiem na pewno.