Mąż ze średniej półki.
Czerwona inwazja w ostatnim tygodniu wprawiła mnie w popłoch- serduszka widziałam nawet na włochatych kalesonach w kolorze musztardy(!?) na półce pobliskiego marketu. Walentynki na dobre rozgościły się w Polsce, a patron epileptyków i nerwowo chorych stał się nowym Amorem- co w kontekście tych włochaczy już mnie nie dziwi. Choć właściwie miłość można okazać i dbałością o czyjeś pośladki;) Skoro nawet spanie w miejscach publicznych ma swoje święto (26.02), to czemu nie zakochani?
Przeciwniczką nie jestem, a piękny bukiet wspaniale rozpromienił mi ponurą i zimną sobotę. Bo kocham każdego dnia, ale codziennie kwiatów już nie dostaję. I sama też nie szukam przepisów na "sernik w smaku jak wiedeński, ale bez cukru, tłuszczu i węglowodanów"- który to wypiek zażyczył sobie Pan Mąż;) I choć może nachodzi mnie czasem refleksja, że Walentynki największym świętem są dla handlowców i restauratorów (ach, te romantyczne randki;), to jednak dobrze, że kalendarz niejako wymusza refleksję nad własnym uczuciem i "niekwiatowego" mężczyznę obarcza w tym dniu pokaźną wiązanką, a kobietę skłania w kuchni do finezji większej niż kanapkowa...
Zresztą temat kwiatów i mężczyzny idealnego od dawna nie daje mi spokoju, nie tylko w walentynkowym kontekście . W erze własnej przedblogowej raczej o tym nie myślałam, później domowe obrazki śniadań do łóżka (obowiązkowo piękna taca, serwetka na kant/artystycznie zmięta, róża w wazoniku i stosik pankejków) uruchomiły lawinę trybików "czy aby w moim związku dobrze się dzieje?".Bo jakoś w sypialni zjem tylko, gdy sama sobie tacę przyniosę i to bynajmniej nie markową, lecz starą, obdrapaną i kupioną za grosze (choć można też powiedzieć, że po prostu vintage- bez stylizacji). Chociaż nie, raz Małżonek śniadanie mi zrobił, nawet z patelni było (bananowa "jajecznica" z białek, mniam/wrrr) i dla uczciwości dodam, że zjadłam w łóżku (nie mieliśmy wówczas stołu). Więc może nie jest tak bardzo gorszy od tego idealnego męża blogowego, co i kucharzem jest wspaniałym - niczym rodowy Francuz, i mebel wymarzony wyrzeźbi na życzenie, zajmie się dzieckiem lepiej niż ja, gdy się fitnessuję, zarabia niczym wilk z Wall Street i jeszcze wygląda niczym młody bóg - wszystko to jednocześnie, ofkors...
Że stylizujemy nasze wnętrza na potrzeby zdjęć- to nie tajemnica. Jednak jakiś przewrotny głosik w głowie podpowiada, że może i mężowie/partnerzy ubierani są w kreację doskonałości?
Zresztą to tylko jedna strona medalu, ten superhero. Rzucił mi się w oczy niedawny tekst Radomskiej o Smutnych Matkach. A bardziej niż on sam- komentarze w liczbie całkiem pokaźnej. Dają inny obraz, z którym też wcześniej już się zetknęłam- facet totalnie do bani. Egoista, narcyz, nieudacznik, karierowicz- niemal same Smutne Matki skazane na życie z bubkiem u boku- ani przy dziecku nie pomoże, ani za grosz empatii. Przy takim to ani kobietą się człowiek nie czuje, ani macierzyństwem nie cieszy.
I gdzie w tym wszystkim własną drugą połówkę zakwalifikować? Nie da się i już. Wychodzi na to, że jest mężem średniopółkowym. Bo, o zgrozo!, zdarza mu się iść spać, zamiast wzdychać ze mną romantycznie do księżyca. Choć wiertarką operuje- karniszowi kazał czekać sześć tygodni. Potrafi urządzić sobie spacer w butach po mojej świeżo wymytej podłodze. Zostawił rano brudny kubek na stole. O stolarce nie ma pojęcia. Nie smaży pankejków. Nie jest wylewny w uczuciach. Nie ma dla mnie miliona czułych zdrobnień. I teraz najgorsze - mogłabym dalej rozwijać listę tych grzechów kardynalnych. Tylko- po co? Bo czy to wszystko tak naprawdę jest ważne? Nie. Kiedyś może myślałam inaczej, próbowałam ulepić z niego ten wydumany ideał.
Mój Mąż (uwielbiam to słowo:) jest małomówny. Może zapomnieć o "Święcie Pierwszej Randki" (bo i takie jest ponoć w kalendarzu), ale kupić mi wymarzony stół zupełnie bez okazji. Nie w głowie mu codzienne karteczki "kocham Cię" naklejone na lodówkę, ale pamiętał rzucone mimochodem "ach, przydałyby mi się ludwiczki"- i zrozumiał aluzję. Wspiera moją fotograficzną pasję, z pełnym zrozumieniem zaakceptował miłość do staroci, jest wspaniałym ojcem. Nie robi niczego na pokaz- to taki mistrz drugiego planu. Mało go na blogu- nie czuje w sobie żyłki medialnej;) Dziś jednak dostałam dyspensę, więc odrobinkę uchylę rąbka tajemnicy;)
Po co ten post? Znów prozaicznie - by pokazać, że mężczyzna nie musi być ideałem, by być... idealny:) Nie bójmy się mówić o tych, których kochamy - to przecież ludzie jak my- z krwi i kości, z mnóstwem zalet doprawionych pewną dozą wad, a przez to właśnie prawdziwi:)
Poniżej mam dla Was efekty mojej mini sesji - już w zdecydowanie nie zimowym klimacie;) To tak na próbę, czy pastele i u nas się sprawdzą:)
Jak sądzicie, pasują do brązów?
Zdjęcia są jeszcze ciepłe, bo robione przed chwilą;)
A wszystko to dzięki takiemu małemu gadżetowi;)
Moje studio fotograficzne naprawdę ma rozmiar mini, ale gdybyście były chętne na post o akcesoriach dla prawdziwego amatora- dajcie znać:)
Dziś już uciekam.
Dobrej nocy:)
Po pierwsze- uwielbiam Twoje teksty.
OdpowiedzUsuńPo drugie- uwielbiam Twoje zdjęcia. Te dzisiejsze cudo.
Po trzecie- tak, bardzo chcę wiadomości o akcesoriach foto, bardzo, bardzo, bardzo.
Dziękuję, Anitko, te pastelowe cottony leżą u mnie od dawna i jakoś nie mogłam się za nie zabrać- wiosna to chyba dobry moment;)
UsuńŚwietnie mi się czytało:)
OdpowiedzUsuńChetnie dowiem sie o akcesoriach....
Pozdrawiam serdecznie
Post od dawna siedzi mi w głowie, tylko zdjęć mu brakuje:)
Usuńfajny post - taki mały hołd/ukłon w stronę Męża, tak trzymaj :D
OdpowiedzUsuńniestety nie mam na razie o kim tak napisać, ale może kiedyś? ;P
śliczne zdjęcia Ci wychodzą... i ja jestem baaardzo chętna na Twojego fotograficznego posta :)
Sandro, długo na niego czekałam, więc i przed Toba wciąż wszystko:)
UsuńMądry tekst, masz lekkie pióro - z przyjemnością się czyta.
OdpowiedzUsuńA o akcesoriach foto dla amatorów, bardzo poproszę! Zdjęcia wyszły fantastyczne!
Zdjęcia bez dziennego światła były moją najsłabszą stroną, a teraz uwielbiam je robić:)
Usuńbo nikt przeciez nie jest ideałem :))
OdpowiedzUsuńPrawda:)
UsuńPastelowe kule oraz dzbanuszek, z którego nieśmiało wychylają się roślinki wyglądają świetnie i tworzą razem piękną aranżacje pozdrawiam:-)
OdpowiedzUsuńDzbanuszek to mój niedzielny starociowy łup:)
UsuńŚwietnie przedstawiłaś swojego mężczyznę...zwyczajnie i ciekawie:) Ideałów nie ma i dobrze o tym wiedzieć, ale tak naprawdę.
OdpowiedzUsuńSesja fotograficzna rewelacyjna, pastele prezentują się ślicznie. A na post o akcesoriach fotografii dla amatora oczywiście mam ochotę, bo fotografię uwielbiam:)
Pozdrawiam i miłego dnia Ci zyczę:)
Agatko, czasem jest tak, że niby wiemy, że ideałów nie ma, ale staramy się na siłę je tworzyć- przynajmniej ja tak mam;)
UsuńPastele cudowne - ja kocham je bardzo, szczególnie wiosną i latem:) Co do męża, to mój również jest jak to określiłaś "Średniopółkowy" i wcale nie jest mi z tym źle, bo uważam, że ideałów nie ma:) Pozdrawiam Całą waszą rodzinkę:)
OdpowiedzUsuńMam jeszcze trochę mieszany stosunek do pastelowych klimatów, ale plan na wiosnę jest taki, by się przełamać:)
UsuńZwyczajna miłość też jest piękna...
OdpowiedzUsuńczasem myślę, że najpiękniejsza:)
UsuńMasz fajnego męża i super odrapany czajniczek.
OdpowiedzUsuńczajniczek, gdy go dorwałam, wyglądał wybitnie niesalonowo i pół godziny zajęło szorowanie- ale teraz jest full vintage. Z mężem było trochę lepiej;)
UsuńMój też taki średniopółkowy :)))
OdpowiedzUsuńBardzo chętnie dowiem się coś o fotografii ,bo naga jestem w tym temacie :)))
Pozdrawiam
Gosiu, ze mnie też tylko amator, ale kilka sztuczek już sobie wypracowałam, więc chętnie się nimi podzielę:)
UsuńPiękne zdjęcia i te pastele!!!
OdpowiedzUsuńHm,chyba mało kto jest idealny ale właśnie na tym polega uczucie,miłość,że akceptuje się (mimo,ze czasem to trudne) niedoskonałości drugiej osoby i wspiera się nawzajem :)
Buziaczki!
:)
P.s. Ja jestem bardzo chętna na taki post!!! :)
UsuńKochana, ja jestem chętna bardzo na takie posta!!! CZEKAM z niecierpliwością!!!!
OdpowiedzUsuńPiękne wiosenne akcenty:)
ściski ogormne
ooo! poproszę takiego posta o fotograficznych akcesoriach, chętnie się dokształcę :)
OdpowiedzUsuńdzisiaj dostałam obiektyw do zdjęć makro i cieszę się jak dziecko :)
Przyznam, że nie doczytałam nigdzie na blogach o takich idealnych mężach, partnerach. Chyba jednak takie "cudne" obrazki pojawiają się raczej wtedy, gdy chcemy coś ukryć a nie pokazać. Ja zawsze twierdzę, że ludzie dobierają się według swoich potrzeb, uczuć, upodobań. Nie ma w tym idealności. Jest po prostu to co nam potrzebne. Kocham mojego męża przeogromnie, choć wad to on ma wiele. Ale akceptuję je, "udomawiam":) bo sama mam sobie wiele do zarzucenia i idealną, wymarzoną kobietą nie jestem. Ważne, by chcieć być razem, wspierać się i pokonywać dni trudne i dni radosne wspólnie.
OdpowiedzUsuńTak ładnie tu dziś napisane, znaczy nie tylko dziś ale temat podjęłaś dziś wyjątkowy a przy tym taki normalny.
OdpowiedzUsuńBo trzeba o tym pisać, o nich, czasami jak o małych dzieciach, nieporadnych, ale jak trzeba walczących, silnych. Bo tacy są.
Ja mam podobny egzemplarz w domu i pomimo wielu wad i jeszcze liczniejszych zalet kocham go. To nic, że nadal myli moja datę urodzin, teraz już się z tego smieję... taki jest i już...
Ze swojej strony napiszę, że pragnę Twojego foto posta...
Martita*
Nie jestem przeciwniczką walentynek...ale że to święto przechodzi koło nas bez szumu(świętujemy następnego dnia- mam wtedy imieniny), więc i tu nie będę się nad nim rozwodzic ;-).Cudne zdjęcia i chętnie poczytam, pewnie jak większość domorosłych fotografów, o Twoich gadzetach wspomagających robienie zdjęc :-).
OdpowiedzUsuńIlonko może nie ideał ale facet z krwi i kości...
OdpowiedzUsuńTo w nich najcudowniejsze przecież..