Przedsiębiorca i / kontra macierzyństwo.
Decyzja o dalszych losach kuchni zaczyna się klarować - będzie malowanie.
Ale czym?
Po długim namyśle postanowiłam- skuszę się wreszcie na farby kredowe z prawdziwego zdarzenia.
Tylko które?
Wiem o trzech możliwościach- Annie Sloan , Autentico i Byta-yta - i którą wybrać, skoro wszystkie ponoć są "naj"? ;)
A może ktoś z Was testował, malował, porównywał?
Będę wdzięczna za wszystkie opinie, także te dotyczące, czym malować:)
Kolor- na pewno będzie jasny, właściwie myślę głównie o bieli, ale raczej w jakimś postarzonym/antycznym odcieniu - w śnieżnobiałych wnętrzach nie do końca się odnajduję. Z kolei jakże modna szarość nie pasowałaby kolorystycznie- bo kuchnia jest otwarta na salon w kolorze słodkiej śmietanki.
Ponieważ meble są proste, a fronty bez ozdobników- przecierki tez sobie daruję.
Wymienię też uchwyty - myślę o jakichś w kolorze starego złota, pasowałyby do kącika kawowego. Może takie postarzany metal + porcelana?
Kolejną lawinę myśli uruchomił pomysł Panny Matki- oddać meble w ręce lakiernika samochodowego i w efekcie mieć biel na wysoki połysk. Odrzuciłam go jednak- mam już "wysokopołyskowe" meble w łazience i stanowczo za nimi nie przepadam- widać każdy najmniejszy nawet zaciek od naszej zasobnej w kamień wody.
W kategorii priorytetów kuchnię umiejscowiłam tuż za pokojem Kornelki, więc jest szansa, że do lata zdążę coś z nią zrobić;) Tam ściany będą klasycznie białe- farba już czeka na wenę;)
Póki co przearanżowałam jedną z kuchennych szafeczek- w ramach zmian drobnych, acz satysfakcjonujących:)
Jednak dziś głównie nerwem swoim chciałam się z Wami podzielić, bo aż mnie nosi...
W nocy przypadkiem trafiłam na forum kafeterii- efekt dwóch kaw za dużo i próby odpowiedzi na kilka pytań znajomych nt. macierzyńskiego. Nie wiem, czy bardziej jestem wściekła czy przerażona- pełno tam wątków w rodzaju: "pracuję 4 miesiące i planujemy ciążę..mój pracodawca, a raczej jego żona dobija mnie psychicznie i najlepszym wyjściem by było zajść w ciążę... kiedy można ? chcęp raktycznie odraz iść na zwonienie, by mieć wszystkie świadcznia a przede wszystkim święty spokój,by móc w ciszy i spokoju oczekiwać wymarzonego maleństwa.."- ten i kolejne to cytaty z zachowaniem oryginalnej pisowni. Inne tematy to "Witam,jestem w 3 tygodniu, dobrze się czuję, ale nie bardzo chce mi się pracować, mogę już iść na l4?", "jak znaleźć prywaciarza co mnie zatrudni bo jestem w ciąży i przydałoby się jakieś pieniądze brać", "Jestem w 5 tygodniu ciąży, za tydzień kończy się umowa. W firmie nie jestm dalej potrzebna to mi nie przedłuzą- co zrobić, żeby zmusićpracodawcę do przedłużenia umoiwy?" I to tylko wybrane perełki, jest tego mnóstwo, a pod każdym takim postem kilka stron "dobrych rad".
Dlaczego o tym piszę? Niedawno przeczytałam, chyba w WO, artykuł o sytuacji kobiet w Polsce, o ich lękach i obawach, o tym jak ciężko kobiecie znaleźć racę, jak niechętnie przedsiębiorcy patrzą na macierzyństwo. Wiele razy słyszałam opinie (najczęściej mało cenzuralne), jacy to ci polscy są wredni, nieczuli i chamscy- dosłownie można by pomyśleć, że dziewiętnastowieczny krwiożerczy kapitalizm powrócił. Osobiście mnie to boli, bo też jestem przedsiębiorcą, ale jakoś nie zauważyłam u siebie, by wraz z założeniem DG dopadł mnie jakiś wirus nienawiści do macierzyństwa czy w ogóle pracowników. Kiedy jednak widzę, że fora pełne porad, jak tu oszukać i okraść ludzi takich jak ja- krew mnie zalewa.
Bo to nic innego jak planowanie kradzieży, oszustwa... Mało która firma zakładana jest z myślą, by być drugą Caritas- powstają dla zysku. Ktoś inwestuje swoje- nierzadko ciężko zarobione- pieniądze, swoją wiedzę- zdobytą nieraz po latach nauki, swój czas- niemal zawsze przekraczający ustawowe 40h/tydzień - nie po to, by innym żyło się lepiej, a żeby zarobić. Tak jak pracownik podejmuje pracę głównie z myślą o zarobku- dziwnym trafem wtedy to jakoś nikogo nie szokuje.
Nie, nie jestem przeciwna kobietom i macierzyństwu- jestem od tego jak najdalsza. Nie wyobrażam sobie zwolnić pracownicy tylko dlatego, że chce mieć dziecko, w spokoju je urodzić i potem zostać z nim jak najdłużej- to naturalne, czuję tak samo, bo też jestem matką. Ale szukanie przysłowiowego jelenia tylko dlatego, że skądś chce się zdobyć pieniądze jest zwyczajnie nie fair. I żaden argument w rodzaju "w kraju bieda, każdy radzi sobie jak może"- nigdy mnie nie przekona. Bo przedsiębiorca szuka pracownika po to, by ten pracował, dokładnie do tego go potrzebuje- gdy będzie szukał matki dla swoich dzieci raczej nie da ogłoszenia w gazecie.
Inną sprawą jest to, że w pewnym stopniu to prawo obciąża pracodawcę kosztami cudzego macierzyństwa- a nikt nie lubi być w takiej sytuacji stawiany. Skoro wszyscy płacimy daninę na nasz wielce oświecony ZUS- to on powinien brać na siebie wszelkie ciężary związane z zabezpieczeniem społecznym.
Zastanawiacie się może do czego zmierzam- otóż zła sytuacja kobiet na rynku pracy nie wzięła się znikąd. Historyczne uwarunkowania, gdzie kobieta najczęściej zajmowała się w domu dziećmi, a dziewczynki od najmłodszych lat wtłaczane są w rolę służebną- to jedno. A czymś zupełnie innym jest polska mentalność- "stać go, to niech płaci" czy "powodzi mu się, niech i mi coś skapnie"- takie myślenie już na wstępie wyklucza wszelkie porozumienie czy solidaryzm społeczny. Kiedy przedsiębiorca wchodzi na forum pt.jak go oszukać- uruchamia się mechanizm obronny. Kiedy jest mikroprzedsiębiorcą i zatrudnia np. 5 osób- szybko sobie obliczy, że nieobecność jednej osoby ("bo to przecież JUŻ drugi tydzień ciąży, więc po co mam pracować")- może pociągnąć dezorganizację w pracy i spore koszty. Więc przynajmniej 7 na 10 zastanowi się poważnie, czy warto w ogóle kobiety zatrudniać.
Jak zmienić ten stan rzeczy? Najskuteczniejsze rozwiązania są dwa- zmienić prawo lub zmienić mentalność. Na pierwsze bym nie liczyła, z drugim też może nie być łatwo. Nie chodzi o to, by kobieta "rodziła w pracy", ale tak naprawdę tylko około 5-15% ciąż to ciąże zagrożone. Może jestem naiwna, ale wystarczyłaby zwykła ludzka uczciwość- jeśli jestem zdrowa, dobrze się czuję, to nie traktuję swojej ciąży jak choroby i pracuję- spotykam się z ludźmi, jestem aktywna, nie gniję przed telewizorem. A pracy szukam dla pracy, a nie świadczeń, jakie mogę dostać, gdy ktoś podpisze ze mną umowę- zasłanianie się wszędzie "dobrem maluszka" (który często jest dopiero w sferze planów) jest tak powszechne, że aż niesmaczne. Choć może jestem tylko żałosną idealistką;)
Jeśli dobrnęłyście aż tu i jeszcze nie sypią się na mnie gromy- bardzo osobista dygresja- kilka lat temu sama stałam się dla kogoś środkiem do celu. Wiedziałam, że dziewczyna jest w ciąży, kiedy przyjmowałam ją do pracy- lekkiej, siedzącej, ale z możliwością ruchu w każdej chwili- i płatnej stanowczo lepiej, niż była tego warta. Przyznaję- wzięła mnie na litość- kto ją zatrudni, jest w trudnej sytuacji, świetnie się czuje, nie wyobraża sobie nie pracować w ciąży... Podpisałyśmy umowę na trzy miesiące- następna miała być na stałe. Przepracowała trzy tygodnie, po czym bez skrępowania wręczyła mi zwolnienie z tekstem, że już jej się nie chce pracować, skoro nie musi. A że mieszkała tuż obok- codziennie widywałam ją dźwigającą a to po cztery torby z marketu, a to przesiadującą godzinami w pobliskim parku- z papieroskiem i piwkującym towarzystwem. I zapewniam- nie wyolbrzymiam. Umowę musiałam przedłużyć do dnia porodu- takie jest prawo. Była zszokowana, gdy nie chciałam podpisać kolejnej- bo jak to, co będzie, gdy macierzyński się skończy (wtedy trwał pół roku), a ona będzie chciała iść na chorobowe- nikt jej wtedy nie zapłaci? Wyleczyło mnie to ze szlachetnych porywów nader skutecznie i na długo. Tak, wiem, że nie każdy jest zły, nie każdy knuje oszustwo- ale i nie każdy jest dobry, a mnie nie stać na ryzyko.
Bo to nic innego jak planowanie kradzieży, oszustwa... Mało która firma zakładana jest z myślą, by być drugą Caritas- powstają dla zysku. Ktoś inwestuje swoje- nierzadko ciężko zarobione- pieniądze, swoją wiedzę- zdobytą nieraz po latach nauki, swój czas- niemal zawsze przekraczający ustawowe 40h/tydzień - nie po to, by innym żyło się lepiej, a żeby zarobić. Tak jak pracownik podejmuje pracę głównie z myślą o zarobku- dziwnym trafem wtedy to jakoś nikogo nie szokuje.
Nie, nie jestem przeciwna kobietom i macierzyństwu- jestem od tego jak najdalsza. Nie wyobrażam sobie zwolnić pracownicy tylko dlatego, że chce mieć dziecko, w spokoju je urodzić i potem zostać z nim jak najdłużej- to naturalne, czuję tak samo, bo też jestem matką. Ale szukanie przysłowiowego jelenia tylko dlatego, że skądś chce się zdobyć pieniądze jest zwyczajnie nie fair. I żaden argument w rodzaju "w kraju bieda, każdy radzi sobie jak może"- nigdy mnie nie przekona. Bo przedsiębiorca szuka pracownika po to, by ten pracował, dokładnie do tego go potrzebuje- gdy będzie szukał matki dla swoich dzieci raczej nie da ogłoszenia w gazecie.
Inną sprawą jest to, że w pewnym stopniu to prawo obciąża pracodawcę kosztami cudzego macierzyństwa- a nikt nie lubi być w takiej sytuacji stawiany. Skoro wszyscy płacimy daninę na nasz wielce oświecony ZUS- to on powinien brać na siebie wszelkie ciężary związane z zabezpieczeniem społecznym.
Zastanawiacie się może do czego zmierzam- otóż zła sytuacja kobiet na rynku pracy nie wzięła się znikąd. Historyczne uwarunkowania, gdzie kobieta najczęściej zajmowała się w domu dziećmi, a dziewczynki od najmłodszych lat wtłaczane są w rolę służebną- to jedno. A czymś zupełnie innym jest polska mentalność- "stać go, to niech płaci" czy "powodzi mu się, niech i mi coś skapnie"- takie myślenie już na wstępie wyklucza wszelkie porozumienie czy solidaryzm społeczny. Kiedy przedsiębiorca wchodzi na forum pt.jak go oszukać- uruchamia się mechanizm obronny. Kiedy jest mikroprzedsiębiorcą i zatrudnia np. 5 osób- szybko sobie obliczy, że nieobecność jednej osoby ("bo to przecież JUŻ drugi tydzień ciąży, więc po co mam pracować")- może pociągnąć dezorganizację w pracy i spore koszty. Więc przynajmniej 7 na 10 zastanowi się poważnie, czy warto w ogóle kobiety zatrudniać.
Jak zmienić ten stan rzeczy? Najskuteczniejsze rozwiązania są dwa- zmienić prawo lub zmienić mentalność. Na pierwsze bym nie liczyła, z drugim też może nie być łatwo. Nie chodzi o to, by kobieta "rodziła w pracy", ale tak naprawdę tylko około 5-15% ciąż to ciąże zagrożone. Może jestem naiwna, ale wystarczyłaby zwykła ludzka uczciwość- jeśli jestem zdrowa, dobrze się czuję, to nie traktuję swojej ciąży jak choroby i pracuję- spotykam się z ludźmi, jestem aktywna, nie gniję przed telewizorem. A pracy szukam dla pracy, a nie świadczeń, jakie mogę dostać, gdy ktoś podpisze ze mną umowę- zasłanianie się wszędzie "dobrem maluszka" (który często jest dopiero w sferze planów) jest tak powszechne, że aż niesmaczne. Choć może jestem tylko żałosną idealistką;)
Jeśli dobrnęłyście aż tu i jeszcze nie sypią się na mnie gromy- bardzo osobista dygresja- kilka lat temu sama stałam się dla kogoś środkiem do celu. Wiedziałam, że dziewczyna jest w ciąży, kiedy przyjmowałam ją do pracy- lekkiej, siedzącej, ale z możliwością ruchu w każdej chwili- i płatnej stanowczo lepiej, niż była tego warta. Przyznaję- wzięła mnie na litość- kto ją zatrudni, jest w trudnej sytuacji, świetnie się czuje, nie wyobraża sobie nie pracować w ciąży... Podpisałyśmy umowę na trzy miesiące- następna miała być na stałe. Przepracowała trzy tygodnie, po czym bez skrępowania wręczyła mi zwolnienie z tekstem, że już jej się nie chce pracować, skoro nie musi. A że mieszkała tuż obok- codziennie widywałam ją dźwigającą a to po cztery torby z marketu, a to przesiadującą godzinami w pobliskim parku- z papieroskiem i piwkującym towarzystwem. I zapewniam- nie wyolbrzymiam. Umowę musiałam przedłużyć do dnia porodu- takie jest prawo. Była zszokowana, gdy nie chciałam podpisać kolejnej- bo jak to, co będzie, gdy macierzyński się skończy (wtedy trwał pół roku), a ona będzie chciała iść na chorobowe- nikt jej wtedy nie zapłaci? Wyleczyło mnie to ze szlachetnych porywów nader skutecznie i na długo. Tak, wiem, że nie każdy jest zły, nie każdy knuje oszustwo- ale i nie każdy jest dobry, a mnie nie stać na ryzyko.
Ufff, skończyłam swoje żale- nie chciałabym nikogo nimi urazić, ale ostatnio stosuję taktykę nieduszenia w sobie emocji;) I wiecie co? Działa;)
Dobranoc:)