Jeszcze większe zakupy:)

Jeszcze większe zakupy:)

W środę myślałam, że osiągnęłam szczyt starociowego szczęścia...
Piątkowy kufer wprawił mnie w ekstazę...
Właściwie wydawało się, że lepiej już być nie może...
A jednak może:D

W niedzielę jeszcze raz zajrzałam do zamykanego antykwariatu- w poniedziałek miała nastąpić ostateczna wyprowadzka...
I cóż mogę powiedzieć?
Nie wyszłam z niczym:)
Pogoda od kilku dni nieciekawa, światła jak na lekarstwo, więc wybaczcie jakość zdjęć.

Kiedy zobaczyłam tę klamkę z okuciem, pomyślałam, że wygląda, jakby otwierała drzwi do niejednej historii...
 Klamka jest secesyjna, pochodzi z kamienicy z końca XIX wieku. Niestety ocalało tylko jedno okucie:(

W tle widać dwa kolejne skarby, poniżej pozują z trzecim:)
Mosiężna lampa chwilowo bez abażuru- dojedzie do mnie we środę.
Jak widać powyżej, mosiądz wymaga intensywnego czyszczenia, zwłaszcza podstawa wygląda nieciekawie.
Tu fragment przetarty wodą z octem- może uda się oczyścić całość...

Eklektyczne krzesło urzekło mnie kształtem przednich nóżek...
A kiedy wyobraziłam sobie, jak ma szansę wyglądać po liftingu i dodaniu rattanowej plecionki- jemu też postanowiłam dać szansę.

I jest jeszcze walizka, akurat nie przeze mnie wypatrzona, ale to mi przyjdzie ją "oporządzić"- co mnie zresztą cieszy, choć i będzie sporym wyzwaniem...
Trafiła do mnie właśnie w takim zakurzonym i oblepionym pajęczynami stanie.
Mimo tego zamki działają, choć kluczyka nie znalazłam.

Czy to oryginalna rączka?
Nie jestem pewna.
Szkoda, że po prawej brak kółka.

W środku też będzie sporo pracy, dobrze, że nie ma pleśni.

Na początek postanowiłam oczyścić ją z wierzchu- wilgotną (nie mokrą) gąbeczką, wcześniej namoczoną w wodzie z octem (proporcja 1:1, jeśli ocet spirytusowy Was odrzuca, można użyć octu jabłkowego lub winnego (proporcja 1:2).
Tu już zaczyna być widać różnicę:
Szybko też uwidoczniła się piękna faktura skóry.
Wygląda jak z aligatora, choć jej pochodzenia nie znam,możliwe, że jest tylko tłoczona;)
Po oczyszczeniu jest bardzo przyjemna w dotyku:)

Ponieważ w niedzielę znów byłam bez aparatu, a w dodatku padało, zrobiłam tylko kilka zdjęć pełnego samochodu;)
Oprócz tego z poprzednich zdjęć, przywiozłam dziewięć innych krzeseł- wszak krzeseł nigdy za dużo, zwłaszcza gdy ma się działkę:)
Jest też szufladka, duży okrągły stół, śliczna półeczka, której tu niestety nie widać i szafeczka z drewnianym dekorem.

A ponieważ poprzednio niewiele pokazałam, dziś zaczynam nadrabiać;)
To jedna z dwóch przytachanych przeze mnie wag:
Najbardziej spodobały mi się tarowniki:)


Druga waga nie jest już tak ozdobna, ale jakiś tam urok ma:)

I jeszcze magiel...
Nie mam pojęcia, po co mi on, ale i jego postanowiłam ocalić od zapomnienia:)

Jak widzicie- sporo tego wszystkiego.
By nie zagracić totalnie poddasza, część rzeczy zawiozłam do stryja, a partię niedzielną upchnęłam w piwnicy rodziców.
Stryj w pierwszej kolejności obiecał popracować nad moim kufrem:)
Słabo go tu widać (gdzieś usunęłam zdjęcie), ale zdjęcie mniej więcej pokazuje, jak jest wielki:)
Hihi, sąsiad się śmiał, że wygląda jak trumna;)
Krajalnica natomiast jest ostra jak brzytwa:)
I tu jeszcze uchwyt- lubię takie detale:

A w środku była mniejsza skrzynia...
 ...w której schowała się kanka:)
I to już koniec na dziś:)

Od jutra zabieram się za lampę, więc już dziś uczciwie uprzedzam- najbliższe posty będą pełne staroci i moich zmagań z nimi:)

Dobrej nocy:)

Vintage...

Vintage...

Dobry wieczór:)

Pod względem spraw, jakie w środę miałam nadzieję pomyślnie rozwiązać- nie był to udany dzień...
Jednak jego zakończenie wspaniale osłodziło mi wcześniejsze rozczarowanie:)

Od jakiegoś czasu przez brudne szyby zaglądałam do zamkniętego od dawna antykwariatu.
Niewiele w nim rzeczy zostało, ale kilka i tak przykuwało wzrok.
I oto wczoraj niespodzianka- wyprzedaż wszystkiego:)
Nie mam dla Was zdjęć całości moich zakupów, bo większość złożyłam w piwnicy stryja, a nie miałam aparatu- zamierzam przywozić po jednej, czyścić i decydować- zostają u mnie albo wystawię na blogu do odstąpienia.

Powiem tylko, że wszystko zajęło pół średniej ciężarówki;)

olbrzymi drewniany kufer
3 drewniane skrzynie, choć podejrzewam, że w swoim czasie pełniły funkcję walizek- jedna na pewno, bo zachowała się rączka
duża trzypoziomowa półka kuchenna
malutka półeczka z przegródkami
3 emaliowane kanki
stara krajalnica do chleba
lampa stojąca- połączenie na pewno mosiądzu z najprawdopodobniej marmurem, z wielkim abażurem
szafka nocna w stylu art deco
dwa krzesła
dwie stare wagi
ramka
młynek do kawy
najprawdziwszy magiel- cholerstwo waży chyba z tonę, ale jest urocze:)

Mam jeszcze obiecane dwie typowe stare walizki, ale to za jakiś czas, kiedy właścicielka je opróżni.

Waham się jeszcze nad czterema krzesłami, też art deco i wielką mosiężną lampą- nie dają mi spokoju;)

A dziś, przy okazji odbioru cudem odnalezionej części magla, trafiła mi się jeszcze jedna waliza:)
Mimo nadgryzienia zębem czasu- jest piękna:)
Stała w domu, więc jest czysta i nie pachnie stęchlizną, muszę ją tylko odświeżyć.
Zakochałam się na zabój, tym bardziej, że w ogóle się jej nie spodziewałam:)

Zamki ku mojej radości są w pełni sprawne:)


W środku zachowały się nawet pasy:)


I jeszcze garść zdjęć stylizowanych, bo jakoś wyjątkowo mi ta sepia tu pasuje:)



Chyba większość łowców staroci na moim miejscu byłaby w ekstazie- ja jestem:)
Co prawda znów nie mogę chodzić (jeśli przez weekend nie przejdzie, w poniedziałek czeka mnie wizyta u ortopedy, bo w końcu kogoś z bólu pogryzę), ale czy to ważne?:D

Zmykam, bo pora na kąpiel Kornelii.

Dobranoc- ja będę śniła o moich skarbach:)
Szydełkowa pufa i wielkie bielenie koszyków:)

Szydełkowa pufa i wielkie bielenie koszyków:)

Dzień dobry:)
I już w powitaniu zawieram myślenie życzeniowe, bo poniedziałek nie okazał się dobrym początkiem tygodnia, ale i tak bywa- oby reszta okazała się lepsza:)

Na początek mam dla Was pomysł na reanimację lub po prostu metamorfozę starej pufy;)
Dzisiejsza bohaterka od lat stoi w korytarzu moich rodziców- jest duża, a w środku kryje się spory schowek na kapcie- pomieści ich naprawdę mnóstwo.
I można na niej wygodnie przysiąść przy zakładaniu butów.
Na tym jednak plusy się skończyły- kiedyś pasowała do całości, jednak brązowy welur ostatnio już tylko szpecił, ale zachowała swoje miejsce ze względu na praktyczne zastosowania.
Od dłuższego czasu- od kiedy zaczęłam się bawić sznurkami, myślałam, żeby zrobić jej nowe ubranko. 
Ale jakoś brakowało czasu...
A że mama nie należy do szczególnie cierpliwych- sama chwyciła za szydełko, ja jedynie wytłumaczyłam, jak pracować ze sznurkiem i użyczyłam materiałów:)
Góra jest robiona półsłupkami na ślimaczka, dół to słupki przerabiane w pionowych rzędach.
Materiał- sznurek bawełniany 5mm w kolorze naturalnym.
A tu trochę widać jej pierwotny wygląd (zdjęcia robione na szybko, więc nie zdejmowałam całego pokrowca):
Jak Wam się podoba taki pomysł?
Ja jestem na "tak" i już się zastanawiam, jak przerobić dwie kolejne:)

Nie mogąc doczekać się remontu salonu (rzekomy "termin ostateczny" to przyszły tydzień) zaczęłam powoli ogarniać przyszły pokoik Kornelki.
Zastrzegam- bardzo powoli;)
Kolor ścian zostanie zielony- trochę na przekór często oglądanym różowo-białym czy ostatnio też szarym opcjom w pokojach dziecinnych.
Przyznaję- chciałam się na to skusić, ale...
Przecież nie muszę mieć wszystkiego jak inni;)
Będzie zieleń na ścianach, a biel i trochę delikatnego różu w dodatkach.
Zaczęłam od wiklinowego kosza, który przeznaczyłam dla maskotek:


Pierwotnie wyglądał tak:

Następne były trzy prostokątne koszyki z trawy (Jysk)- nie mogę znaleźć zdjęcia, ale były lakierowane na ciemny brąz.
Teraz wyglądają tak:
Jeszcze nie wiem, czy położyć drugą warstwę farby, bo nawet mi się podoba to lekkie przebijanie ciemnego koloru spod spodu... Pomyślę nad tym:)

Poszłam za ciosem i wyciągnęłam wielką tacę, także wyszperaną na starociach- widać ją trochę z tyłu- niemal szkaradztwo, ale się nie zawiodłam przeczuwając w niej potencjał;) :
Po szybkiej metamorfozie wygląda tak:
Choć za oknem pochmurno i deszczowo, to jednak w ciepłych skarpetach i pod kocykiem można chwilę posiedzieć z osłoniętym kąciku:)
Koktajl morelowy to mój nowy przysmak:)
Szklankę mleka miksujemy z 4-5 dojrzałymi morelami, dodajemy do smaku troszkę syropu ryżowego lub z agawy (albo miodu/cukru)- smak jest delikatny i przyjemny:)
Piłam też kiedyś wersję z delikatnym, niezbyt gęstym jogurtem naturalnym i dodatkiem dwóch łyżek słodkiej śmietanki- też była pyszna:)

Polne kwiaty przyniosłyśmy ze spaceru- bardzo lubię takie naturalne, niezbyt uporządkowane bukiety:)
Pogoda dla truskawek nieciekawa, więc spieszmy się z przetworami, póki jeszcze są:)
Zastanawiam się tylko, czy aby nie grozi mi popadnięcie w obsesję bieli;) 

A ponieważ mojego balkonu niemal na pewno macie już dość- kilka migawek z balkonu rodziców- słonecznego w niedzielę:)








A na koniec prawdziwa gratka, dawno nie widziałam tej kolorowej damy, właściwie to chyba pierwsza w tym roku:)


Właściwie były dwie tęcze, ale pierwsza zaczęła znikać, kiedy poszłam po aparat...
Tu i na poprzednim zdjęciu trochę ją jeszcze widać po lewej stronie:)

Jutro czeka mnie trochę nerwowy (bo "urzędowy") dzień, trzymajcie proszę kciuki, żeby wszystko poszło dobrze:)

Dobrej nocy:)