Total white, czyli popołudniowa metamorfoza koszyka:)

Total white, czyli popołudniowa metamorfoza koszyka:)

Jednym z moich niedzielnych łupów giełdowych są trzy plecione koszyki- ich pierwotna funkcja to zdaje się zastępowanie damskich torebek, ale zastosowań mogą mieć mnóstwo;) Za trzy sztuki zapłaciłam 20zł, a to nie jest cena, za którą wypada spodziewać się cudów;) Ale jakiś potencjał w nich zobaczyłam i po drobnych przeróbkach wczorajszego popołudnia- jeden wygląda już całkiem przyzwoicie:
Ale wypada zacząć od wersji "before";)
Ot, zwykły kosz/torba, w założeniu raczej na lato. Sam z siebie może i nie wyglądałby mega tragicznie, gdyby nie ceratowa wkładka, brrrrrrrrrrrr
Od niej też metamorfozę zaczęłam- wyprułam ją i wyrzuciłam. Sama konstrukcja nie była szczególnie zniszczona, jednak postanowiłam ją nieco wzmocnić. Pierwsza warstwa to zwykła akrylówka, druga- moja mieszanka- 250ml farby akrylowej dokładnie wymieszałam z rozrobionym gipsem (150ml zimnej wody i 3 czubate łyżki gipsu alabastrowego - ważne, żeby woda była zimna, wtedy gips wolniej wiąże) i malowałam tak jak normalną farbą. Trzecią warstwę będzie stanowił lakier, by zabezpieczyć całość przed kurzem, ale na razie wciąż czekam na "wycieczkę" do castoramy;)

Tu więcej efektów mojej pracy:






Ponieważ kosz jest duży i bardzo pojemny- jest idealny do przechowywania podręcznych robótek. I świetnie się wpasowuje- nieważne, gdzie postawiony:)

Jak oceniacie efekt końcowy?:)


Zmykam do moich sznurków, korzystając z ostatnich chwil drzemki mojej Lady:)
Miłego popołudnia:)

P.S. Mali, nie wiem, czy wyjdzie dizajnerska, ale zgadłaś;)
Nowe kolory i coś jeszcze;)

Nowe kolory i coś jeszcze;)

Jak Wam mija wieczór? 

Prawdę mówiąc sama niemal padam z nóg:( Przesilenie wiosenne coraz bardziej daje się we znaki- głowa pełna pomysłów, ręce chciałyby zrobić wszystko, człowieka ciągnie w mnóstwo miejsc, ale ciało- momentami nie nadąża. I czasem nie pomaga nawet któryś z rzędu hektolitr kawy. 

Jednak walczę z własnymi słabościami;) Zamiast mieczem- wojuję szydełkiem;)
Dziś mam dla Was nowe zestawy kolorów:)

Różu z szarością chyba nie muszę nikomu polecać;)
 Z dodatkiem bieli współgrają rewelacyjnie;)





Mocniejsze kolory też mnie pociągają;)
Tu jasna czerwień z jeansem, całość będzie rozjaśniona białymi łączeniami


Dziś dotarły też sznurki i oczywiście nie byłabym sobą, gdybym nie zaczęła próbować, jak się z nimi pracuje:)



Dzisiejszej nocy rządzić będzie sznurek, nawet już mam na niego pomysł;)

"Przypadkiem" zajrzałam tez dziś do klamociarni i choć byłam tam zaledwie pięć minut, przytachałam pół wiaderka (wiadra właściwie;) guzików i coś jeszcze, ale to już temat na inny dzień;)

Zmykam, bo czoło już niebezpiecznie chyli się ku klawiaturze, a kolacja jeszcze niegotowa;)

Dobranoc, Kochani:)
Jak i gdzie szukać staroci, czyli mały poradnik szperacza.

Jak i gdzie szukać staroci, czyli mały poradnik szperacza.

Jak zapewne większość z Was się domyśla- uwielbiam starocie. Młynki, koronki, pudełka, ramki- to tylko niewielka część moich zainteresowań. Tkwi we mnie głęboki pociąg do rzeczy, które lata młodości mają już dawno za sobą, a w zamian niosą swoją historię, której lubię się domyślać. Co widziały? Komu służyły? Fascynuje mnie to:) Kilkakrotnie już spotkałam się z opinią, że mam szczęście do wynajdywania takich drobiazgów- zwłaszcza, że w przeważającej większości przypadków trafiają do mnie w cenie szokująco niskiej, czasem wręcz niewiarygodnej:) Coś w tym jest, choć to nie tylko kwestia przypadku:) I o tym będzie dzisiejszy post:)
Umiejętność wyszukiwania ładnych i ciekawych przedmiotów bywa przydatna- do tego przekonywać chyba nikogo nie muszę:) 

Na początek trzeba sobie odpowiedzieć na kilka podstawowych pytań:
1. Czego zamierzam szukać? 
2. Ile maksymalnie mogę wydać na całe zakupy i ile godzę się zapłacić za pojedynczy przedmiot?
3. W jaki stanie mają być przedmioty, których szukam?
4.  Czy w przypadku przedmiotów uszkodzonych, zniszczonych lub popsutych będę w stanie je naprawić lub czy stać mnie na zlecenie tego komuś?
5. Pytanie być może najważniejsze- gdzie szukać?

Tyle pytań na początek wystarczy,teraz rozłóżmy je na czynniki pierwsze;)

1. To, czego się szuka, tyle pozornie wydaje się być oczywiste. Załóżmy jednak, że już wiemy i poszukujemy mebli, np. witrynki/kredensu do kuchni czy kawowego stolika. Jeśli poszukiwany mebel ma być dodatkiem do innych, które już mamy, pojawia się pytanie- czy szukamy odcienia pasującego do już posiadanych czy też i tak zamierzamy go przemalować, więc kolor jest nam najzupełniej obojętny. Przy pierwszej opcji warto jest zrobić zdjęcia mebli, dla których poszukujemy towarzystwa- najlepiej w różnych porach dnia, żeby później jak najlepiej dopasować kolor- czyli mebel oglądany rano porównujemy z porannymi zdjęciami itd. Jeśli miejsce, w którym kupujemy jest ciemne i zagracone, spytajmy, czy jest szansa wystawienia mebla na zewnątrz lub choćby bliżej okna- pozwoli nam to również lepiej ocenić wygląd stolarki czy tapicerki (o ile oczywiście nie kupujemy pięciodrzwiowej szafy, bo wówczas ryzykujemy spojrzenie w rodzaju "na głowę Pani upadła?") Jeśli w domu dysponujemy ograniczoną przestrzenią i poszukiwany mebel ma stanąć w konkretnym miejscu- konieczne jest zmierzenie tej przestrzeni, co pozwoli nam łatwo określić wymiary naszego poszukiwanego. O ile wysokość i szerokość zdają się być oczywiste, nie możemy też zapomnieć o głębokości. Tu zwracamy uwagę na dwie rzeczy- jak duże rzeczy będą stały np. w poszukiwanej witrynce i czy zbyt głęboka nie zagraci nam pomieszczenia i nie utrudni dokądś dostępu. W przypadku stołów ważniejsza jest nie tyle jego wysokość całkowita, co wysokość od podłogi do spodu blatu- żeby po zakupie nie okazało się, że kolana pod spód wejdą jedynie "na wcisk" co do komfortowych sytuacji nie należy;) Podobnie, gdy mamy stół, a szukamy krzeseł czy foteli- musimy wymierzyć na jakiej wysokości w stosunku do naszego stołu musi znajdować się siedzisko. W przypadku wszystkich mebli wiszących (szafki, witrynki) - zastanówmy się, czy po powieszeniu nie grozić nam będzie zahaczanie o nie głową. 
I jeszcze jedna kwestia, bardzo ważna przy określeniu, gdzie będziemy naszego wymarzonego mebla szukać- czy zależy nam tylko i wyłącznie na antykach, czy bardziej kierujemy się ogólną estetyką lub praktycznością i wiek mebla nie gra większej roli. 

2. Każdy z nas ma inne możliwości finansowe. W szale poszukiwań łatwo przekroczyć sumę, którą pierwotnie planowało się wydać, a jeśli takich wstępnych wyliczeń w ogóle nie mieliśmy- łatwo jest zaszaleć i wydać za dużo. Dlatego, kiedy już wiemy, czego szukamy, ustalamy nasz budżet i twardo się go trzymamy. Może nie znajdziemy wymarzonej witrynki podczas pierwszych poszukiwań, ale w końcu trafimy na nasze maleństwo w przyzwoitej cenie do 150zł, a nie 250 i różnicę z czystym sercem będziemy mogli wydać na farby;) 
Jeśli cel naszych poszukiwań nie jest sprecyzowany, również warto wyznaczyć sobie finansowe widełki, u mnie przykładowo wyglądają tak:
małe ramki-do 3-4zł, średnie- do 8-10, duże- do 15zł.
młynki- w zależności od stanu- do 25-30zł
filiżanki- do 10-15zł, w zestawie z dwoma talerzykami- do 20-25zł
słoje, buteleczki i inne szeroko pojęte szkło- w zależności od rozmiaru od 2 do 10zł
włóczki- do 3zł za motek 100g, do 5zł za dobrej jakości kordonek
małe stoliki, krzesła- do 50zł
To oczywiście tylko przykłady, ale powiem Wam, że odkąd tego się trzymam, mój portfel ma się o wiele lepiej;)

3. i 4. Kupując rzeczy używane musimy liczyć się z tych, że ich stan może znacząco różnić się od przedmiotów nowych. Jeśli kupujemy np. fotel z tapicerką i wypełnieniem w środku w strzępach i planujemy oddać go do tapicerowania- musimy liczyć się z tym, że jego koszt będzie nawet trzykrotnie wyższy(albo i więcej) od samego mebla. Nawet jeśli posiadamy zdolności do wykonania tej pracy samodzielnie- musimy wziąć pod uwagę koszt materiałów, jakich będziemy potrzebować. Pianka tapicerska, wysokiej jakości tkanina obiciowa,nity- to czasem też spory wydatek. Młynek pięknie wyglądający na zewnątrz może mieć uszkodzony mechanizm, a chwytający za serce zegar- w środku może nie mieć go już w ogóle. Dlatego kupując rzecz w stanie nieidealnym musimy do ceny umieć od razu doliczyć choćby przybliżony koszt doprowadzenia go do stanu używalności i wtedy już wiemy, czy proponowana nam cena jest do zaakceptowania.

5. A gdzie naszych staroci szukać?
Przede wszystkim należy zacząć od własnego podwórka;) Nie, nie każę Wam z łopatą rozkopywać trawnika - własnego bądź sąsiada(o ile przypadkiem nie zamieszkaliście właśnie w starym, przez lata opuszczonym dworze;), ale warto spytać rodzinę i znajomych czy nie mają przypadkiem strychów, piwnic czy szopek z szeroko pojętymi "gratami", do których nikt od lat nie zaglądał. A nuż pozwolą nam tam pobuszować:) Rozpytywanie masz też taką zaletę, że czasem ktoś znajduje jakiś przedmiot- jemu niepotrzebny, ale jednak żal go wyrzucić- jeśli odpowiednio wcześniej poinformowaliśmy taka osobę, że lubimy starocie- duża szansa, że do nas trafią:)
Jeśli jednak w rodzinie strychów brak, brak też rodzinnych tradycji, które każą przekazywać z pokolenia na pokolenie różne drobiazgi, pozostają różnego rodzaju sklepy, składy, targowiska i giełdy staroci. Szukanie najlepiej rozpocząć od własnej okolicy. Ja zwyczajnie uruchamiam google:D Szukane słowa: "meble/rzeczy używane", "meble zachodnie", "meble stylowe/stylizowane", "starocie", "1000/1001 drobiazgów", "antykwariat" i ewentualnie "antyki". Dlaczego ewentualnie? Otóż jeśli trafimy na sklep z prawdziwymi antykami- ceny w takich miejscach lubią powalać na kolana,a to już coś, za czym osobiście nie przepadam;) Żeby czasu nie tracić, dobrze jest najpierw zadzwonić, żeby sprawdzić, czy dany sklep wciąż istnieje- ostatnio wiele osób otwiera taki sklepik po wyprawie do Niemiec i zebraniu rzeczy z wystawek, ale handel używanymi rzeczami nie należy do łatwych działalności i tak szybko jak nastąpiło otwarcie- właściciel interes zwija. Kiedy już ustalimy, gdzie szukamy,zarezerwujmy sobie sporo czasu, przynajmniej 30-45 minut. Tam, gdzie towaru jest dużo, często jest on upchnięty na małej powierzchni i obejrzenie wszystkiego nierzadko zmusza nas do przebicia się przez sterty kartonów i ewolucje między piramidami kruchych przedmiotów- więc i ubierzmy się odpowiednio (peleryna i poncho odpada;), pamiętając też o tym,że zwyczajnie możemy się tam ubrudzić, chociażby kurzem czy pajęczynami. W miarę możliwości dobrze jest na wyprawę udać się bez potomstwa, choć moja Lady już przywykła i nawet w naszej ulubionej klamociarni ma swój kącik, gdzie układa sztućce;) Jeśli właściciel jest sympatyczny, poprośmy go o numer telefonu- łatwiej będzie sprawdzić, kiedy dotrze nowa dostawa, a jeśli szukamy konkretnych przedmiotów- spiszmy je na kartce i zostawmy mu z naszym numerem- wierzcie mi, często dzwonią;)
W wielu miastach przynajmniej raz w miesiącu, a często i raz w tygodniu- u nas w niedzielę, obok giełdy samochodowej i towarowej, odbywa się też giełda staroci, na którą przyjeżdżają wystawcy wszelkiej maści rzeczy używanych, u nas można ich też spotkać na odbywającej się trzy razy w tygodniu giełdzie warzywnej.
Jak to bywa w takich miejscach- cena często jest trochę zawyżona i wręcz wypada się nieco potargować. Pamiętajmy jednak, by robić to z szacunkiem i jeśli właściciel np. za krzesło w stylu Ludwika i w bardzo dobrym stanie życzy sobie 200zł to nie ubliżajmy mu proponując 30zł (a byłam już nieraz świadkiem takich "targów"), bo nie dość, że odejdziemy z kwitkiem, to jeszcze możemy usłyszeć niezbyt przyjemne słowa. Ci ludzie są tam, żeby zarobić, więc nie spodziewajmy się, że oddadzą nam wszystko za bezcen. Jeśli jednak jesteśmy czymś zainteresowani, a cena wydaje się przesadnie wygórowana- rzeczowym tonem powiedzmy to sprzedawcy proponując swoją- jeśli jest chętny do negocjacji, naprawdę możemy dojść do porozumienia nie przepłacając. 
Okazji warto też szukać na allegro , tablicy czy gumtree, ale nie dajcie się zbytnio podpuszczać przy licytacjach;) Jest też kilka internetowych sklepików z prawdziwymi cudeńkami za niewielkie pieniądze, często prowadzą je blogerki.
Przebywając za granicą możemy tez natrafić na różne sklepy charytatywne- tam też można wyłowić perełki:)

To na razie tyle- w razie jakichkolwiek pytań- piszcie, może będę umiała pomóc:)

A teraz jeszcze mój ostatni, wczorajszy łup;)



Mój wymarzony zegar:) Nie sądziłam, że tak szybko go znajdę:)
Niedawno pokazywałam Wam jego mniejszą wersję, tak wyglądają razem:
I już sama nie wiem, co cieszy bardziej- że kosztował mnie 29zł czy to, że działa:)
Nie tylko zegar wczoraj przywlokłam, ale reszta wymaga małej metamorfozy;)

I jeszcze kilka ujęć komody przedpokojowej:)



Ta torebka jest ze mną od około 15 lat i kocham ją miłością bezgraniczną:)

A teraz zmykam szykować podwieczorek dla Lady:)
Miłego popołudnia:)
First day of new life...

First day of new life...

Nie martwcie się, świat nie zwalił mi się na głowę, ba, nawet do żadnych życiowych przetasowań nie doszło;) Nie mi przyszło zacząć nowe życie, tylko trzem spośród moich młynków;) Trafiły do mnie mniej więcej rok temu i jak wiele innych rzeczy u mnie- "dojrzewały";) Doczekały się jednak w końcu swoich pięciu minut i postawiły właśnie pierwszy krok na drodze do swego nowego początku;)
Tu, dla przypomnienia, zdjęcie z gatunku "before":

Wszystkie zostały porządnie wyszlifowane, a ponieważ rozbieranie czegoś na części nie jest moją najmocniejszą stroną (w przypadkach, gdy trzeba to potem złożyć z powrotem;), nieocenioną pomocą okazał się mój Chrzestny- wujku W., jesteś wielki;) 
Szufladka młynka po prawej praktycznie nie miała denka- złota rączka wujka również je odtworzyła:)

Z "kwadraciakiem" problem był najmniejszy, wystarczyło go wyszlifować
Najwięcej zaś pracy było przy metalowym- zardzewiały, powgniatany- potrzebował nie tylko szlifowania, ale i wyklepania wgnieceń i szpachlowania

Ciężko to ująć na zdjęciu, ale jest teraz idealnie gładki i gotowy do dalszych działań;) Ach, rączki mnie świerzbią, żeby już się nimi zająć, ale Kornelka obudzi się lada moment, więc wolę nie zaczynać- wszak trochę skupienia się przyda:) I tu prośba o radę- jak je wykończyć? Kusi mnie, żeby ten ex-czerwony odzyskał kolor, ale czerwień totalnie u mnie w kuchni nie występuje... Ten drewniany zapewne tylko polakieruję, a poszaleć zamierzam  na kwadratowym- może jakiś dekor? Jak myślicie?

Rutynowo zaglądam do pobliskiej klamociarni i od dwóch dni mam w domu kilka nowości;)


Udało mi się kupić trzy identyczne kieliszki jak te, które pokazywałam tu klik - niestety już bez przykrywek:( Ciężkie kinkiety zostaną pozbawione wszelkich kabelków i pseudoświeczek, których miejsce zajmą świece prawdziwe- a całość najpewniej trafi do kawowego kącika- skoro mogę mieć w domu pochodnie, mogę mieć i świece na ścianach;)

Trafiła mi się też prawdziwa gratka w postaci całego opakowania drewnianych spinaczy- całe 50 sztuk szczęścia:)


Moja fascynacja spinaczami trwa od dawna, a nasiliła się, kiedy w zeszłym roku Marta sprezentowała mi cały ich komplet :) Ale tego co dobre- nigdy za wiele:) Przy okazji- Iwonko, to ładne angielskie słowo, które je określa to "dollypeg"- też nie dawało mi spokoju;)

Po długaśnym spacerze w prawdziwie wiosennej aurze Kornelka spała mi dziś po obiedzie pięknie, ale co dobre- w końcu się skończyć musi, więc zmykam do zabawy, bo właśnie wstała:)

Miłego weekendu kochani:)
Paczka pełna piękna...

Paczka pełna piękna...

... przywędrowała do mnie wczoraj od Polinki, więc zgodnie z wczorajszą zapowiedzią się chwalę:) Polinko kochana, poczta mi znów od wczoraj wariuje i nic wysłać się nie chce, więc na maila musisz jeszcze momencik poczekać- typową patynę stosuję rzadko z prozaicznego powodu jej zwykle wysokiej ceny i namiętnie używam złotolu Dragon;) (to taka mała prywata, adresatka wie, w czym rzecz;)

Pierwotnie Paulinka przeznaczyła dla mnie róże - zna bowiem dziewczyna mój fiś różany i upodobania kolorystyczne:)
Kiedy jednak rozpiałam się w zachwycie nad domkiem, takim mym wymarzonym i upragnionym- zlitowało się dziewczę o sercu ogromnym i domek także dostałam:)
A że tego serca w niej więcej niż dużo, postanowiła mnie jeszcze jednym obrazkiem uradować, wiejskim i urokliwym, bo i moją awersję do miasta zna;)
Przyznajcie, że hojnie zostałam obdarowana:) Ale jeśli myślicie,że to wszystko, w grubym błędzie jesteście:D W paczce znalazło się coś jeszcze, także w gusta trafiające i sercu bliskie niezmiernie:)

Piękna filiżanka przeszła już chrzest bojowy, a jakże:)

I jeszcze kilka ujęć, choć po prawdzie to niezbyt oddają piękno moich obrazków, ale przegrałam dziś totalnie z szarzyzną na dworze:(

 Kochana, dziękuję Ci raz jeszcze:)

Tymczasem kończyć muszę, choć z niechęcią wielką, ale dwie partie prania czekają na wieszanie, a ja i tak już długo odwlekałam ten moment;)

Dobrej nocy i słodkich snów Wam życzę:)