Dieta DIY. Zrób to sam - schudnij!

Ci z Was, którzy śledzą mnie na Facebooku bądź Instagramie już wiedzą - dwa miesiące temu wydałam walkę kilogramom, są też jej pierwsze efekty - całe 15,3 kg na minusie. 

Nie lubię nazywać tego procesu dietą, bo traktuję go znacznie szerzej, a sam sposób odżywiania się - choć szalenie ważny - stanowi tylko jedną z jego części. 

Od kilku lat walczę z choroba Hashimoto - nieraz obwiniałam ją o to, że tak strasznie przytyłam przez nią po ciąży. Wiele czasu musiało upłynąć, zanim zrozumiałam, że nie muszę się temu poddawać, że mogę walczyć i znów być zgrabną i uśmiechniętą dziewczyną, o której chciałam już na dobre zapomnieć. 
Przez lata twierdziłam "Selfie? Never!" Ale przegrałam zakład, więc oto ja w wersji -15 kg;)

Choć o ludziach grubych wielu ma złe zdanie ("sami sobie winni", "kto im kazał tyle żreć", "zamiast wziąć się w garść - szukają usprawiedliwień etc, etc. ETC.) - sama wiem najlepiej, że czasami można żywić się wyłącznie skromnymi porcjami ryżu, bio kurczaka gotowanego na wodzie i sałaty - i nie schudnąć ani grama. I wierzcie mi - będąc taką osobą, łatwo się wtedy załamać i poddać wobec niesprawiedliwej i niemającej pokrycia w rzeczywistości krytyki.

W Hashi dla mnie najgorszy jest brak sił na cokolwiek, zwłaszcza na ruch. A rezygnując z niego - szybko wkraczamy na równię pochyłą, na której końcu czeka otyłość olbrzymia. 

Z odżywianiem jako takim nigdy nie miałam problemów - nasze codzienne menu jest dobrze zbilansowane, na grzeszki pozwalamy sobie nader rzadko, sama gotuję, więc mam pewność, że wszystko, co jemy - jest najwyższej jakości. Skąd więc problem? Przy zaburzeniach metabolizmu to wszystko za mało. Jeśli dołożyć do tego apatię prowadzącą wręcz do "nie będę jeść, bo nie mam siły iść sobie nałożyć" lub desperackie próby głodówki - problemy zamiast znikać - błyskawicznie się pogłębiają. 

Ale do rzeczy.

Co sprawiło, że 18 maja postanowiłam "coś z sobą zrobić"?

Próbowałam - bezskutecznie - wiele razy.

Na początku maja pojawiły się problemy ze stawami. Co rano ból był wprost nie do zniesienia. Mijał z czasem, ale zostawałam z opuchniętymi stopami i nadgarstkami - i obrzydzeniem do samej siebie. Paradoksalnie - właśnie ono pomogło mi w podjęciu decyzji. Bo mam tylko 32 lata i jestem za młoda, by tak żyć. 

Tym razem zaczęłam od kompletu badań, konsultacji z dwoma lekarzami i dietetykiem, ułożenia list zakupów i harmonogramu posiłków. 

Okazało się, że rozpaczliwymi próbami schudnięcia dramatycznie spowolniłam metabolizm i w efekcie tyłam już, gdy przekroczyłam jakieś 800-900 kcal dziennie. 

Zaciskając zęby - 18 maja wsiadłam na rower, zjadłam- po raz pierwszy od miesięcy- 6 posiłków i wypiłam prawie 4 litry wody. 

Dzień po dniu zwlekałam się z łóżka, jeździłam na rowerze i wyginałam według zaleceń Callan Pinckney. Na wagę nie wchodziłam przez miesiąc. Było warto - gdy to zrobiłam, pokazała prawie 10 kg mniej. 

Zaczęłam wstawać nie czując bólu, opuchlizna zniknęła - okazało się, że niedawno kupione sandały po prostu nie pasują - zaczęły spadać. 

Wszystkie posiłki przygotowuję sama - tu niewiele się zmieniło, może poza tym, że musiałam wygospodarować czas na tak częste ich spożywanie.

W naszym menu od lat nie ma cukru, białej mąki (czasem robię wyjątek dla Kornelkowych naleśników, które zresztą zjada tylko ona), ryżu, tłustych mięs, sosów, śmietany i tego wszystkiego, co od razu przywodzi na myśl "to niezdrowe". Teraz, by uniknąć monotonii, testuję nowe przepisy, tworzę też własne - musi być smacznie, prosto i do przygotowania w kilka minut. Wybieram nieznane wcześniej składniki, jak np. masło z nerkowców czy olej z czarnuszki i produkty - proteinowe lody, owsiankę czy pudding. 

Nie podam Wam uniwersalnej recepty - każdy organizm jest inny, ma inną historię chorób i diet czy głodówek. Zaczynamy od różnej wagi, w różnym wieku, mamy inne upodobania czy pokarmowe alergie. 

Nie będę w mniej lub bardziej zawoalowany sposób polecać magicznych tabletek, diet sokowych, słoiczkowych czy pudełkowych, produktów ujemnie kalorycznych czy tajemniczych wywarów, po których w dwa tygodnie stracicie 20 kg. 

Chcę natomiast pokazać - i sobie, i Wam - że można schudnąć. Jestem jednak głęboko przekonana, że nie to powinno być naszym głównym celem, tylko coś znacznie ważniejszego - zdrowie. 

Wcześniejsze próby podejmowałam w milczeniu. Bo tak poniekąd łatwiej. A kiedy się nie uda - nie trzeba się wstydzić. W efekcie tak często się poddajemy, bo przecież nikt się nie dowie. Dlatego tym razem jest inaczej. To nie ekshibicjonizm, a ogromna potrzeba wsparcia - to, że tak wielu z Was mi kibicuje, nakręca mnie do działania, do "zrobię jeszcze pięć brzuszków", "nieważne, że pada, wyjdę potruchtać". I po cichutku wierzę, że sama dla innych mogę być wsparciem. 

Na blogu często pojawiają się przepisy i kulinarne pomysły - teraz będzie ich jeszcze więcej. Testując na sobie i własnej rodzinie różne produkty - już wiem, które z nich mogę - i chcę- Wam polecić - bo cenię je za jakość, więc nie obawiajcie się, to nie reklama, a że płacę za nie sama, to daje mi luksus obiektywizmu, a Wam rzetelną opinię. 

Chcę pokazać, jak się zorganizować, by regularne posiłki dało się połączyć z odpowiednią dawką aktywności fizycznej i nie tracić przy tym cennych godzin snu czy przeżywania miłych chwil z rodziną.

Zdradzę Wam, co i jak zabierać do pracy, by nie skazywać się na nieapetyczne kanapki czy fast foody...

...a wreszcie - podzielę się z Wami przepisem na pyszne i zdrowe słodkości - bo wiem, że często właśnie rezygnacja z nich stanowi największy problem.


To co?

Chętni na małą kronikę mojej walki?

Na koniec... Tak, to ten moment, kiedy obgryzam paznokcie ze zdenerwowania i wciąż się zastanawiam, czy dobrze robię... Ale powiedziałam A, więc pora na B...

Kochani, obiecałam sobie w miarę regularnie robić zdjęcia własnych postępów. Boli mnie, kiedy na siebie patrzę, bo jeszcze nie tak dawno nosiłam rozmiar 38, ale czuję, że to potrzebne - tak właśnie się zmieniam. Bez sprytnych ubraniowych trików, a wręcz przeciwnie - w wersji domowej i wybitnie nie maskującej. Nie bądźcie więc zbyt surowi. Ostrożnie licząc - zrzuciłam dopiero 1/3 tego, czego zamierzam się pozbyć, więc efektu WOW brak, ale wszystko w swoim czasie...



23 komentarze:

  1. Twoje jedzonko wygląda obłędnie. Gratuluję przemiany i trzymam kciuki, naprawdę widać różnicę. Ja od marca zmieniłam sposób odżywiania i chudnę 2 kg na miesiąc. Jeśli wszystko pójdzie po mojej myśli na wiosnę 2018 osiągnę swój cel. Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Gratuluję i podziwiam wytrwałość, mnie tak ciągnie do słodyczy.....zwłaszcza wieczorami....

    OdpowiedzUsuń
  3. Jesteś wielka!
    Mnie w odchudzaniu najbardziej przeraża nie niknące pragnienie słodyczy. Miałam je nawet po kilkumiesięcznym jedzeniu 5 posiłków dziennie i łykaniu tabletek (tak, nawet do tego się posunęłam)na obniżenie chęci na słodycze.
    Czekam na przepisy !!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmmm, ja się posuwalam nawet do gorszych rzeczy niż meridia czy lindaxa, także wiesz, rozumiem😉

      Usuń
  4. powodzenia i gratuluje , ja się muszę wziąć za siebie ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Gratuluję i jestem pod wrażeniem. Najbardziej to czekam na te przepisy na słodkości, no to jest moja zmora.
    Pisz i relacjonuj wszystko:)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mirka, napisz, jakie smaki najbardziej Cię kręcą, bo przepisów mam od groma😉

      Usuń
    2. o matko, aby było słodkie :) kocham słodycze :)

      Usuń
  6. Bo zła dieta jest gorsza niż brak diety. Dobrze, że teraz wiesz już jak się odżywiać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, widzę, że nie doczytalas 😉 Nie doznalam nagłego objawienia, bo"Jak"- wiedziałam zawsze, pod względem jakosci też nic nie zmieniłam- zrozumiałam natomiast i wcieliłam w życie , że w moim- dość charakterystycznym przypadku- kluczowy jest w pierwszej kolejności ruch, w drugiej częstotliwość. I znalazłam na to czas.

      Usuń
  7. Wow, efekty są fantastyczne! Nie ma co krytykować - brawa dla Ciebie za podjętą walkę o własne zdrowie i dobre samopoczucie! Podziwiam za wytrwałość i trzymam kciuki!

    OdpowiedzUsuń
  8. Haszimoto to wredna menda i często ludzie latami nawet nie wiedzą, że chorują. Ja akurat nie mam ale miałam problemy z kręgosłupem i nasi "wspaniali" lekarze zamiast szukać przyczyny leczyli objawy. Ketonalem mogłam handlować w takich ilościach mi go przepisywali i nie mogli skumać, że nadal mnie boli i nadal nie mogę chodzić. Skończyło się na sterydach, tydzień brania, 2 lata dochodzenia organizmu do normy. Człowiek z rozmiaru xs nagle musiał kupować L. Poszłam prywatnie do fizjoterapeuty stanęłam na nogi i powoli wróciła waga. Także rozumiem Cię i trzymam bardzo mocno kciuki.

    OdpowiedzUsuń
  9. Brawo! Brawo! Brawo! Efekt jest oszałamiający. Trzymam kciuki za zdrowie no i dalszej wytrwałości życzę.

    OdpowiedzUsuń
  10. Kochana gorąco kibicuję:) Podziwiam i trzymam kciuki :) 15 kg to efekt WOW:) Aga

    OdpowiedzUsuń
  11. Muszę ale się nie ruszę. Skąd ja to znam :-( trzymam za Ciebie kciuki ogromnie mocno, bo jak Tobie się uda to mi też. Co prawda nie mam niewiadomo ile do zrzucenia ale plus 10 w rok po operacji tarczycy to bardzo dużo, gdy przed już nie byłam szczuplaczkiem

    OdpowiedzUsuń
  12. Cudownie, że będziesz to opisywać, przyłączam się do Ciebie od października! ;-) Twoje potrawy wyglądają tak obłędnie, że aż mam ochotę złamać moje postanowienie o ukrywaniu przed Bartkiem, że jednak umiem gotować (taka sprytna ja - on musi gotować obiady :D). Czekam na kolejne posty z serii i trzymam za Ciebie kciuki.

    OdpowiedzUsuń
  13. WOW! i tyle ;)

    PS: no dobra. napiszę coś jeszcze: jest super i tak trzymaj :) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  14. Gratuluję, ja od kiedy wróciłam do pracy mam jeszcze mniej czasu dla siebie. Zawsze byłam szczupłą osobą a po 2 ciążach zostało mi tylko 5 kg albo aż 5 kg nadwwyżki żeby wrócić do wagi sprzed ciąży. Niestety próby zmiany tego skończyły się fiaskiem. Nie mam czasu na to aby poświęcić czas na jakiś ruch, chętnie wsiadłabym na rower tylko że mogę wziąść jedno dziecko a co z drugim żeby mu nie było przykro. Chętnie skorzystam z Twoich przepisów zwłaszcza na słodkości bo mam do nich ogromną słabość. Powodzenia :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Gratuluję !!!! Kradnę już przepisy, bo wszystko wygląda apetycznie 😀

    OdpowiedzUsuń
  16. I tak Ci dobrze idzie! Najważniejsze to się nie poddawać, niezależnie od tego, co będą mówili inni :D Trzymam za Ciebie i Twoją metamorfozę kciuki! :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Zawsze byłaś moją inspiracją. Teraz w kolejnej dziedzinie :) :)
    Brawo Ilonka :)
    Trzymam kciuki. Pomału też dołączam do Ciebie :)
    Pozdrawiam ciepło!

    OdpowiedzUsuń
  18. Powodzenia i gratuluję wytrwałości. Niestety wiem co to znaczy niby w moim przypadku to tylko kilka kilogramów a wszystko się zmieniło, zaczęłam się męczyć, pocić, ciągle byłam zmęczona ale też walczę, choć wiele, wiele, wiele razy się poddawałam.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy pozostawiony komentarz - każde Wasze słowo jest dla mnie niezwykle ważne. Masz jakieś pytania - zostaw swój email - odpowiem na pewno.