Jesienny hedonizm.
Źle ze mną kochani, źle mi na duszy, choć lepiej niż trzy dni temu. Od tygodni planowałam, że przywitam się dziś z Łódź Design Festival, a jutro ruszę na podbój MEETBLOGIN. I wszystko miało być tak pięknie, a wyszło jak zwykle, choć tym razem alergia nie mnie dopadła. Zaczęło się z poniedziałku na wtorek, jeszcze we środę nie odwołałam rezerwacji, a dziś siedzę w domu z poczuciem rezygnacji. Nie, narzekać dłużej nie będę, odpłakałam już swoje, choć w środku wciąż przeżywam... To już drugi raz, więc kiełkuje przypuszczenie, że może nie dla mnie spotkania blogerów i Góra daje mi wyraźny ku temu znak?
Dziwny ze mnie człowiek, nawet rozpaczać nie umiem bezproduktywnie... Bo choć ŁDF wciąż nie przetrawiłam, to przecież tu i teraz życie musi się toczyć w poważaniu mając niespełnione zachcianki. A gdy już coś robię, lubię się w tym zatracić, przeżyć całą sobą każdą z chwil, rozłożyć codzienność na cząstki i wybrać wszystkie najlepsze, odrzucając gorzkie kawałki. Z wiekiem coraz częściej zauważam, że rozpamiętując rozczarowania tylko sobie szkodzę i psuję humor, a czasem i komuś w tym niechlubnie "pomogę". Nie warto. Pozbawiona dostępu do cennej wiedzy, jak szturmem zdobywać blogosferę, zamknęłam się w kuchni- zamiast berła pierwszeństwa w social mediach dzierżąc w dłoni drewnianą chochlę. Rozprawiłam się z pigwowcem- aż do zakwasów, Nie żałuję sobie słodyczy w gorącej herbacie w imię hasła, że coś mi się w końcu należy...
Układam dynie i liście, przekładam jarzębinę i tłumaczę sobie, że przecież wystarczy mi ten jesienny design. I uśmiecham się, uśmiecham się do siebie dziękując Stwórcy, że dał mi duszę bez mrocznych zakamarków i z jednym tylko dnem.
No dobrze, przyznam się, nie tylko na pigwowiec rzuciłam się z nożem poprawiając sobie humor... I dyńce jednej się oberwało... Wiecie, ja po prostu KOCHAM DYNIE, nie tylko przed obiektywem. Czegoś nowego mi się zachciało, a że w planach miałam sojowe kotlety... Powstały we wersji mieszanej 50/50 z dyniowym puree bardzo czosnkowym i aromatycznym.
I miały być jeszcze zdjęcia przedkonsumpcyjne i na wysokim poziomie stylizacji, ale nie wytrzymałam, a że Pan Mąż dzielnie mnie wspiera- pożarliśmy wszystko od ręki. Musicie mi więc uwierzyć, że to patelnia odebrała im fotogeniczność, choć na pewno nie skradła nic ze smaku;)
Wczoraj największy kryzys mnie dopadł, by więc nie zatruwać otoczenia, wzięłam aparat i ruszyłam w park. I kolejny raz terapia jesienną przeplatanką kolorów okazała się najlepszym antydepresantem - wróciłam o niebo szczęśliwsza.
Stado kaczek nie zastąpi spotkania z blogerkami, które od dawna podziwiam, ale przy nich przynajmniej się nie krępuję;) Cóż, uznacie, że łatwo mnie zadowolić, ale co zrobić, taka już jestem.
W alejkach kwitną ostatnie róże, a w powietrzu ich zapach coraz bardziej przyćmiewa ta niepowtarzalna mieszanka wilgotnej ziemi i liści...
Może to czar tego miejsca- to tu spotkałam po raz pierwszy Pana Męża już ponad 9 lat temu... Dobrze mieć takie alejki, skąd czerpie się optymizm:)
Uciekam, Kochani, zanim do reszty się wzruszę albo i rozkleję, a na dobranoc zostawiam wam latte. Nie jest ze Starbucksa, ot, takie domowe i niehipsterskie, ale moje własne i całkiem smaczne;)
Dobranoc:)
Przykro mi, że nie mogłaś pojechać ale jak mówi przysłowie "co się odwlecze, to nie uciecze".
OdpowiedzUsuńU Ciebie dynia i pigwa, to tak jak wczoraj u mnie. Były pierogi z dynią na obiad a dzisiaj rano herbatka z syropem z pigwy. Mniam. Pozdrawiam.
Miałam to samo pisać, Co się odwlecze.... więc głowa do góry! Kadry jesienne takie piękne! :)
OdpowiedzUsuńKochana nic się nie dzieje bez przyczyny, chyba musiałam nie jechać aby pokazać nam te piękne kadry!
OdpowiedzUsuńPlacuszki z dynią mnie zaciekawiły, a zdjęcia piękne:)
OdpowiedzUsuńEh nie ma tego zlego.Mnie też nie będzie.Jakoś przeżyjemy.
OdpowiedzUsuńKochana nie przejmuj się :) Być może akurat to spotkanie nie było Ci pisane ... może czeka Cię coś ciekawszego :) Dynię uwielbiam w każdej postaci :):):)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Może do trzech razy sztuka?
OdpowiedzUsuńte pomysły na jedzonko aż wznieciły głód we mnie a tu młoda godzina jeszcze :) głowa do góry, będzie dobrze, pozdrawiam cieplutko :)
OdpowiedzUsuń