Grudzień...
Uwielbiam, kiedy poranek wita ożywczą rześkością, a słońce skrzy się na oszronionych krzewach:) Bo czy taki ranek nie jest zapowiedzią wspaniałego dnia? Niestety nie każdy dzień nas tak rozpieszcza i każdy kolejny zjawia się coraz krótszy- wszak to już grudzień... Nie wiem, kiedy przyszedł, przecież dopiero co zaczynałam cieszyć się jesienią... Ale nic to, teraz czekam już na święta:) Zgodnie z silnym postanowieniem nie robienia w tym roku wszystkiego na ostatni moment- przygotowania rozłożyłam sobie w czasie. Ba, nawet prezenty już jako tako obmyśliłam, mam nawet pomysł na ich opakowanie:) Nie będzie już powtórki z nerwówki ostatnich przedświątecznych dni, o nie;)
Lubię hiacynty, ale nie myślałam, że będą mi umilały czas przedświątecznego oczekiwania. Nawet kilkakrotnie natknęłam się na nie w sklepach, ale nie skusiłam się, bo kojarzą mi się raczej z Wielkanocą... Jednak kilka dni temu zostałam nimi obdarowana przez jedną z Klientek, więc można powiedzieć, że same się do mnie wprosiły;)
Lubię nie wiedzieć, jaki będą miały kolor- jest coś ekscytującego w czekaniu aż rozkwitną:)
Stały się częścią dekoracji stołu, w towarzystwie świerku, świec i uplecionego z winogronowych pędów wianka:) Całość, mimo czterech świec, nie jest jednak moim wieńcem adwentowym- ten pokażę Wam następnym razem:)
Pędy zostały ścięte niemal tydzień przed tym, kiedy w końcu znalazłam czas, żeby się nimi zająć i niestety podsuszyły się już do tego stopnia, że nie dały się wyginać- od razu się łamały. Znalazłam jednak na nie sposób, mianowicie zafundowałam im godzinną gorącą kąpiel w wannie- pięknie zmiękły i mogłam już wić wianki:) Ten do dekoracji leciutko pozłociłam- zwariowałam wprost na punkcie złota (ale to już dawno i wciąż mi nie przechodzi;) i za nic nie dam sobie wmówić, że jest oklepane;)
Właśnie pod wpływem tej swoistej gorączki złota podrasowałam nieco jeden z jesiennych wianków- a co, też należy mu się świąteczna szatka, zwłaszcza że niebawem trafi do nowego domu, więc musi się godnie prezentować:)
Puszki z aniołkami, ze względu na swoją całkiem pokaźną wielkość i wspaniale korzystną cenę stały się od pierwszego wejrzenia czymś mi niezbędnym- wszak i pierniczkom trzeba zapewnić odpowiednie warunki;)
Wprawne oko dostrzeże dwie rzeczy- po pierwsze mój obraz wciąż czeka na oprawienie i powieszenie, więc będę musiała w końcu się przemóc i chwycić za młotek. Po drugie- wynalazłam kawałek, całkiem spory zresztą, cudownie mięciutkiego sztucznego futerka i niebawem nici pójdą w ruch i będzie się działo;)
W swoim czasie pozazdrościłam wielu z Was przeróbek starych swetrów, więc w końcu zabrałam się za jeden ze swoich- wzór jako sweter zupełnie nie w moim stylu, ale jako poduszka- jak najbardziej tak:) Szkoda tylko, że czarny, a nie czerwony, ale nie można mieć wszystkiego:)
Ponieważ z igłą czy maszyną nie zawsze rozumiemy się tak, jak bym chciała, w ruch poszło moje niezawodne szydełko- najpierw wyszydełkowałam sobie na swetrze dwa kwadraty, później je wycięłam i połączyłam również szydełkiem. Podobnie zabezpieczyłam szwy od środka, żeby nie zaczęły się strzępić. Jak na pierwszą swetrową metamorfozę- efekt spełnił całkowicie moje oczekiwania:)
Wczoraj wpadł mi też w ręce sznurek, a że w głowie wciąż miałam schemat szydełkowych serwetek- użyłam go do stworzenia podkładki pod garnek i wszelkie inne gorące naczynia:)
Sprawdza się znakomicie i na pewno powstaną kolejne:)
Musicie mnie gonić, kiedy tak się rozpisuję, bo czasami ciężko mi przestać:)
Zmykam więc;)
Miłego wieczoru:)
Madelinka
Hey kochana :)
OdpowiedzUsuńPo pierwsze - wspaniałe zdjecie ze szronem :) U mnie nie ma jeszcze mrozów ale pewnie i na wyspy zima zawita wkrótce :)
Po drugie - w życiu bym nie pomyślała, że stary, wysłużony sweter idealnie sprawdzi się jako poszewka na podusię... Really love it :)
Po trzecie - zazdroszczę osobie do której powędruje twój wianek :))) Szczęściara lub szczęściarz :)
Jednym słowem podsumowując, zdolniacha z ciebie :)
Swetrowi trzeba przyznać, że wysłużony nie był- trafił do mnie przypadkiem i, no cóż, ani razu go na sobie nie miałam;)
UsuńWolę szron od szarówki i deszczu, ale pogoda ostatnio przeplatana;)
Jak dla mnie możesz pisać jeszcze więcej :) bardzo lubię do Ciebie zaglądać.... poduszka świetna ale złoty wianek przebija wszystko :) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńw najbliższych dniach będzie tego złota aż do znudzenia;)
UsuńWidziałam te pudełka i się zastanawiałam...ale chyba się skuszę:)Na pierniczki będzie jak znalazł:)Fajna podkładka:)Bardzo mi się wzór podoba:)
OdpowiedzUsuńpolecam- u mnie były już teraz tylko te z aniołkami, wcześniej jeszcze z Mikołajem widziałam komplet. Są bardzo solidne- to nie jakaś tam wyginająca się od byle dotyku blaszka:)
UsuńW życiu bym nie pomyślała, że podusia ma poszewkę ze starego swetra, byłam przekonana, że taką piękną kupiłaś, dopiero doczytałam:)
OdpowiedzUsuńbuziaki przesyłam!
ano tak, żal było dalej sweter z kąta w kąt przerzucać, skoro trafił się taki świąteczny motyw;) Zresztą tego swetra sporo jeszcze zostało, więc zapewne i resztę jakoś przetworzę;)
UsuńWszystko śliczne, ale ten wianek....a niech to, no wprost rewelacyjny!!!!
OdpowiedzUsuńDziękuję:) To tylko potwierdza, że powinnam kontynuować ozłacanie świata:D
UsuńPieknosci saame u Ciebie :) Wianek wyglada rewelacyjnie :) Podusia suuper wyszla :) Noo Kochana Pieknosci same tworzysz :) Pozdrawiam Cie Serdecznie :)
OdpowiedzUsuńTo już można trafić na hiacynty? To jedne z niewielu kwiatów, które mi kot nie gryzie :)
OdpowiedzUsuńWianek przepiękny, sama zostawiłabym go w naturalnych kolorach :)
piękne rzeczy, a najbardziej zachwyciły mnie sznurkowe podkładki.
OdpowiedzUsuńps. zapraszam na moje świąteczne candy:)
no pieknie Ci to wyszło sliczne puszeczki nabyłas :)
OdpowiedzUsuńSweterek wygląda świetnie jako poduszka, a hiacynty też kojarzą mi się z wiosną :)) Podrawiam
OdpowiedzUsuńooo, ile piękności! hiacynty mi też bardziej kojarzą się z Wielkanocą... kocham ich zapach :)
OdpowiedzUsuńten złoty wieniec jest przepiękny! poducha też mi się bardzo podoba :)
Świetna podstawki cudna poduszka, choć fakt, szkoda, ze nie czerwona;))
OdpowiedzUsuń