Metamorfoza w stylu boho - taboret odmieniony.

Metamorfoza w stylu boho - taboret odmieniony.

Dziś mam dla Was coś specjalnego. Bo choć najbliższe mi zielono-miedziane klimaty - postanowiłam podjąć wyzwanie i zmalować coś w błękicie. Potrzebny był mebelek, który odnajdzie się w stylu boho, ale i przywiedzie na myśl kolorowe indyjskie stragany. Wybrałam taboret, który - odmieniony - sprawdzi się także w roli małego stoliczka. 

Zaczęłam od przeszlifowania całości drobnym papierem ściernym - posiłkując się szlifierką.

Po odpyleniu umyłam taboret wodą z płynem do naczyń w celu odtłuszczenia. Po wyschnięciu przystąpiłam do malowania.

Tym razem postanowiłam przetestować farbę kredową Vittorino - wybór padł na kolor Petrygo - połączenie granatu, błękitu i turkusu. Poświęcę tym farbom osobny post, bo to nie koniec moich z nimi eksperymentów. Bardo dobre krycie daje już jedna warstwa, dla pewności położyłam jednak dwie cienkie - malowałam pędzlem.

Wzory powstały za pomocą szablonów i z użyciem miedzianej farby Flugger Trend Edition - o niej także jeszcze napiszę. Szablon mocujemy za pomocą taśmy i gąbkowym pędzlem - tapując - nanosimy farbę - w ten sam sposób, w jaki możemy malować poszewki za pomocą szablonów - tu pokazuję dokładnie, jak to robić. 

Po wyschnięciu całość przetarłam szorstką stroną kuchennego zmywaka, a ewentualne zgrubienia - przeszlifowałam lekko drobnoziarnistym papierem ściernym (150).

Po odpyleniu - położyłam półmatowy lakier Flugger Natural Wood. Lakiery lubię nanosić wałkiem - wg. mnie daje to najlepszy efekt. Po wyschnięciu dobrze jest przeszlifować powierzchnię drobnym papierem, odpylić i położyć drugą warstwę.

Lakier pięknie wydobył i podkreślił niezwykły kolor. Kusiło mnie użycie wosku, jednak uznałam, że na mocno eksploatowanej powierzchni - nie jest to najlepszy pomysł. 






Kusi mnie, by go sobie zostawić, kiedy do mnie wróci, chociaż kolorystyka jest na pozór zupełnie nie moja - ale zapadła mi mocno w serce. 

Na koniec zestawienie "przed" i "po"
Co myślicie o takiej metamorfozie?

*******
Tu znajdziecie propozycje DIY w podobnych klimatach:





Passé Święty od obłąkanych.

Passé Święty od obłąkanych.

Blogosfera zdołała mnie w tym roku zaskoczyć - zamiast zalewu kiczowatych diy z papierowym sercem, czerwonopiórkową ramką czy przysłowiowym kamieniem z napisem LOVE - niemal całkowita cisza. A wiem, co mówię, bo po kryjomu ją śledzę z perwersyjnymi wypiekami na twarzy, ot takie moje zboczenie. Wygląda na to, że w czasach Dobrej Zmiany patron obłąkanych stał się zdecydowanie passé (wpiszcie to w Google, plissss, ja wciąż płaczę ze śmiechu) - choć może to wiatr zmian i jakiś nowy trend?

Metamorfoza szafki-pomocniczka. Zieleń & miedź.

Metamorfoza szafki-pomocniczka. Zieleń & miedź.

Czekała, czekała, aż się doczekała. 

Już od pierwszych chwil razem nastawała na mą językową cnotę, przywołując na wpół utajone pokłady wulgaryzmów. Choć nie wygląda - ciężka z niej bestia. To jeden z tych giełdowo-starociowych zakupów z gatunki "Ile?" "A, daj pani na jakąś flaszkę." Dałam, zatargałam na czwarte piętro i zaczęłam czekać na wenę. Miała być biała, później różowa, był plan na tablicową i rojenia o żółtym. I tak odstała jakieś dwa lata, może więcej. Kiedy zaczęła za mną chodzić zieleń, wiedziałam, kto będzie pierwszą ofiarą. 

Miałam do przetestowania nową farbę kredową, kolor wydawał się wprost idealny, TEN JEDYNY, WYMARZONY. I był - na wzorniku. Rzeczywistość wpędziła mnie w słowotok rodem z meliny i niezdrowy pociąg do kieliszka. Pomalowałam, załamałam się, przykryłam, żeby nie patrzeć i odpuściłam na dwa tygodnie. Aż przyszedł pomysł - sama stworzę kolor. Biała kredówka plus pigmenty Colorex Śnieżki - nr 41 (zielony) i 90 (czarny) - mieszane metodą na oko - i wyszło!