Wióry lecą.

Łatwo zauważyć, że od pewnego czasu na blogu coraz częściej pojawia się mój Mąż. Nie bez przyczyny... Rzadko przyjmuję czyjąkolwiek pomoc, jeszcze rzadziej o nią proszę. To miejsce bardzo długo było tylko moje i choć Przeplatane... wciąż dalekie jest od ideału, to moje drugie dziecko i zachłannie nie chciałam się nim dzielić.

Choć ilość nigdy nie była dla mnie wyznacznikiem jakości, wyraźnie widzę, że w ciągu czterech lat istnienia bloga jeszcze nigdy postów nie było tak mało. I nigdy nie miałam tylu projektów, których nie udało się zrealizować. Zdrowotne zawirowania porządnie mi dokopały, odbierając siły, a czasem i chęci na kreatywność. Z remontowych planów udało się zrealizować wyłącznie wielką metamorfozę pokoju Kornelki , choć wielu dodatków, które udało nam się stworzyć - wciąż Wam nie pokazałam. Najpierw w lipcu, a później w  październiku był taki moment, gdy zaczęłam myśleć o zamknięciu bloga. Powstrzymał mnie od tego Marcin i chwała mu za to. Zaczął mi pomagać - robiąc wiele rzeczy, które zaplanowałam jako swoje zadania. 

Jesteście mi bardzo bliscy i bez Was nie byłoby tego miejsca, więc uważam za słuszne powiedzieć Wam o tym - odtąd także nad blogowymi projektami będziemy pracować wspólnie. Bo sama nie dam rady. Bo chcę realizować te dziesiątki pomysłów, którymi wciąż zapełniam kolejne notesy. Bo to, co było długo wyłącznie moją pasją - zaczęło sprawiać przyjemność nam obojgu. Bo to, co robię, chcę robić lepiej. Marcin ma siłę, z którą u mnie krucho i jej właśnie postanowił mi użyczyć. Tylko tyle i aż tyle.

Długo marzyłam o wyrzynarce. Po przykrym epizodzie z marketowym nołnejmem - wiedziałam, że potrzebne mi coś "konkretnego", co nie rozleci się przy pierwszym użyciu. Oczywiście, szczodry jak zwykle, Mikołaj stanął na wysokości zadania, jednak operowanie nową zabawka okazało się dla mnie za trudne. Tak, mam podejrzenie graniczące z pewnością, że cwany brodacz to przewidział, ale to nieistotne;) Oczywiście z pomocą przyszedł Marcin.
Ciekawi, jak nam poszło?
Przygotowałam dwa szablony o różnym stopniu trudności i odrysowałam je na starej desce, których u nas dostatek. Oczywiście pierwszy Marcin uznał za zbyt prosty i od razu zabrał się za drugi.

W jego rękach wyrzynarka zdaje się wprost sunąc po drewnie, więc deseczka była gotowa w pięć minut. Myślałam, że i mi pójdzie tak łatwo. Myliłam się, ale cicho sza!
Jednak szlifowanie to już moja zasługa!
Od zeszłorocznej przygody ze szlifowaniem foteli dysponujemy tylko jedną szlifierką. Przez kolejne miesiące udowodniliśmy tezę, że do intensywnego użytkowania lepiej zainwestować w droższy sprzęt, niż co 2 tygodnie oddawać tani do reklamacji. To będzie nasz kolejny zakup - maleństwo z trójkątną stopą to absolutny must have do zakamarków. 

Po wyszlifowaniu deseczki całość odpyliłam, wyszorowałam wodą z sodą, wysuszyłam i zaimpregnowałam mieszanką oleju sezamowego i octu balsamicznego. I przystąpiłam do użytkowania.

Nasza miłość do drewna objawiała się dotąd w otaczaniu się nim - zarówno w postaci mebli, jak i drewnianych skarbów wyszperanych na strychach i giełdach, które staramy się ocalać od zapomnienia. Teraz wkraczamy w nowy etap - pracy z nim. Początki są obiecujące, więc już niebawem może zalać Was fala naszych radosnych tworów- dajcie znać, gdy przyjdzie pora powiedzieć pas.
Co myślicie o takich małych deseczkach?

Mamy ich wiele- nie znoszę odparzeń na meblach, nigdy nie stawiam na nich gorących czy mokrych naczyń. 

Powoli nabieram wiatru w żagle i po cichu liczę, że uda się zrealizować kilka zmian. Nie planuję, choć powoli wcielam je w życie. Na pierwszy rzut pójdą kolory - poniżej mała zapowiedź.
Szydełko, druty, ręce - każda metoda znajdzie u mnie zastosowanie;) 

A jakie wzory i faktury Wy najczęściej wybieracie?

16 komentarzy:

  1. Drewniane podkładki uwielbiam i mam kilka. Twoja jest świetna,ciekawy kształt. Też nabieram wiatru w żagle i zbieram się do projektów Diy, dlatego życzę weny i udanych prac, będę zaglądać:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gosiu, dziękuję - dziękujemy oboje:) Pomysłów mnóstwo, materiałów sporo - żeby tylko mieć siły i czas:)

      Usuń
  2. Widziałam efekty pracy już w mediach społecznościowych :-) Wyszło pięknie :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję:) Sporo już wycięliśmy, teraz szukamy czasu na dokończenie wszystkiego:)

      Usuń
  3. Deski są wspaniałe :)
    Drewno w ogóle uwielbiam... A u was dostaje ono duszy...
    Pozdrawiam i wszystkiego dobrego w nowym roku całej trójce :)
    Zdrówka Ilonko

    OdpowiedzUsuń
  4. Podkładki wyszły cudnie! Ale widzę i piekną zieleń czesanki ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Agnieszka - tym razem trafiłam wręcz idealnie, to jest TEN kolor,zrobiłam sobie "pledotulacz":)

      Usuń
  5. I ja się chyba uzależniłam, kocham drewno i marzy mi się mały warsztacik żebym sobie mogła tam ciąć i wycinać... świetne te deseczki, czekam na jeszcze :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będzie więcej - nawycinalismy ich sporo,teraz zostaje obróbka 😊 Zakochałam się dosłownie w tych drewnianych eksperymentach i coś czuję, że to miłość na dlugo😊

      Usuń
  6. tez lubie drewno wtedy przynajmniej mi się wydaje ,że jestem blizej natury ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo fajny przykład na to jak w prosty sposób możemy nabyć nowy piękny gadżet. Motywujący wpis, ponieważ po przeczytaniu go wysłałam męża do garażu aby wyciął mi kilka sztuk, czyszczeniem itp zajęłam się już sama, jedynie papierów na wyrzynarkę nie mam :p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Halina,to właśnie jest super - koc sobie zrobić samemu,cokolwiek nam przyjdzie do głowy 😊 Robię co rusz nowe podejścia do wyrzynarki, ale jednak za ciężki to dla mnie sprzęt 😉

      Usuń
  8. Rany jaka boska deska!!! A nie odsprzedałabyś jej :-)))?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gabi- cicho sza!, ale z deskami jest związany pewien plan,ich samych jest już pokaźny stosik i... jak bardzo Ci się podobają, pisz @😉

      Usuń

Dziękuję za każdy pozostawiony komentarz - każde Wasze słowo jest dla mnie niezwykle ważne. Masz jakieś pytania - zostaw swój email - odpowiem na pewno.