Taca z drewnianego plastra - DIY.

Taca z drewnianego plastra - DIY.

Sporo mam w tym roku remontowych planów - kuchnia, łazienka, balkon - to absolutne minimum. Święta za nami, więc pora zaczynać. Etap pierwszy - tworzenie dodatków, przeplata się z drugim - czyli pakowaniem w kartony, na początku tych najmniej potrzebnych rzeczy. TU pokazywałam Wam, czym w pierwszej kolejności chciałam się zająć. Ostatnio ofiarą padł jeden z drewnianych plastrów;)

To właściwie tylko próba przed czymś większym, ale jestem zadowolona z efektu;) A co zrobiłam? Tacę! Jesteście ciekawi jak? Banalnie łatwo;)
Wielkanocny - Poniedziałek & Przedpokój.

Wielkanocny - Poniedziałek & Przedpokój.

Kochani, wracam do Was wypoczęta i naładowana pozytywną energią. Dla wielu dwa dni to nic wielkiego, ot, kolejny weekend, może trochę tylko dłuższy, jak każdy spędzony z rodziną, choć tym razem w świątecznej oprawie. Dla nas jest czymś wyjątkowym- zaledwie dwa razy w roku mamy pełne dwa dni tylko dla siebie. 

DIY - gniazdko z refleksją facebookową.

DIY - gniazdko z refleksją facebookową.

Wielkanoc coraz bliżej! Odkąd domowe sprzątanie przejął Mąż - wszystko lśni mi na co dzień, więc wszelkie przygotowania to czysta przyjemność. A stosowany w rodzinie od kilku lat podział przygotowań na trzy domy (w uproszczeniu ciasta-mięsa-reszta) także oszczędza mnóstwo pracy i pozwala prawdziwie cieszyć się świętami - wszystkim.

Lubię Wielkanoc, choć mam do niej podejście na poły pogańskie - dla mnie to świętowanie wiosny i rodzącego się życia. Hmm, może jednak apostazją to nie grozi, bo i religijny aspekt jest dla nas czymś więcej niż święceniem jajek;) Ograniczam się coraz bardziej z ilością dekoracji - a te, które są, staram się wykonywać sama. I jest naturalnie, choć może skromnie, ale to nam ma się przecież podobać...
Wczytawszy się w pewne STUDIUM PRZYPADKU, stwierdziłam, że nie zaserwuję Wam step-by-step zwijania wianka z brzozowych witek - upartych odsyłam do wianka z gałązek winobluszczu - metoda jest ta sama. Robimy mały wianuszek, upychamy w środku mech (pozyskany legalnie!), dokładamy jajeczka, piórka czy co nam najbardziej pasuje. Chociaż- uwaga!- na fb dowiedziałam się dziś, że akurat piórka są już strasznie passe, wybaczcie mi więc, że ja dziś tak obciachowo;)

A że zrobiłam się ostatnio kolażolubna i zdjęć kilka po drodze zrobiłam - poniżej instrukcja obrazkowa:


Z tym facebookiem to też ciekawa sprawa - dotąd podchodziłam nader nieufnie, w dużej mierze z braku czasu, ale z nowym telefonem zmieniłam podejście i poznajemy się w międzyczasie. Lajki, grupy, te wszystkie strony czy udostępnienia - głowa boli przy eksplorowaniu. I blogowe piekiełko w pigułce - polub mnie, a tez polubię, kom4kom, lubię-nie lubię, tu wrzucaj linki, tam Ci nie wolno, kuchnie w szczególe i domy ogólnie jedynie słuszne w szarości i bieli, Wielkie Osobistość Administratorskie z ego, co trzyma nos wyżej niż czubek głowy, akcje "dokop blogerowi"  albo "słuchajcie, startuję w konkursie,świat mi się skończy, bo nie głosujesz, no głosuj, natychmiast i już"- 5 razy dziennie. Jason co był Kominkiem, niebawem serwować będzie kolejną premierę, może książki mi trzeba, bo nie ogarniam tych social mediów...

Po trzech latach w wirtualnym świecie wiem mniej niż na początku. Widzę mniej lub bardziej udane próby wcielenia się w celebrytów, świetne niegdyś blogi coraz bardziej popularne - i przy okazji w kondycji reklamowego słupa. Modę, która w duecie z zawodowym zboczeniem serwuje mi alergiczną wysypkę- bo jakoś mi umknęło, że Google i Pinterest zmieniły się w olbrzymie banki darmowych zdjęć. Konkursy, gdzie do zwycięstwa wystarczy mieć znajomych na pęczki i solidnie im pospamować - tablice, a nawet maile (swoją drogą utkwił mi przykład sprzed 2-3 lat i konkurs znanego miesięcznika- o miejscu i nagrodach decydowała liczba facebookowych lajków, a więc i ilość znajomych. I co znalazłam w czołówce wśród nagrodzonych? Obskurny kibelek z choinką z PRL-u- bo chodziło o "najpiękniejsze dekoracje świąteczne". Żart czy nie żart? 

Wywnętrzniwszy się nieco, jednak odpuszczam - pewnie się nie znam, więc nie brnę w jałowe rozważania. Szaruga za oknem, skoki ciśnienia i paskudne migreny mogły mi skutecznie zaćmić punkt widzenia. Wracam więc do tego, co znam i lubię - garści blogów pisanych pasja i ciężką pracą - niektóre przedstawiłam Wam TU, listę zamierzam poszerzyć. 

Coś ostatnio nie do końca przemawia do mnie ten turkus i podstarzały rattan - coraz częściej myślę o nowym-starym krześle albo fotelu - muszę sobie coś znaleźć w ramach świątecznych porządków.



Dobranoc, a może dzień dobry? 
Uciekam się zdrzemnąć:)
Targi Meble Polska 2016.

Targi Meble Polska 2016.

Minął tydzień odkąd uczestniczyłam w targach MEBLE POLSKA 2016. W głowie wciąż gonitwa obrazów, mebli, marek, własnych pomysłów. Zachwyty mieszają się z lekką konsternacją na wspomnienie bożonarodzeniowych choinek czy zmasowanego ataku schabby, ale to zdecydowanie margines;)
Nie uczestniczyłam dotąd w tego typu wydarzeniu,  stąd nie mogę z niczym go porównać. Pierwsze, co przychodzi do głowy to rozmach - 8 wielkich pawilonów, a w nich 260 wystawców, 110 tys. metrów kwadratowych ekspozycji, meble z całego świata. Kolory, faktury, nie widziane dotąd wzory albo wręcz przeciwnie - nawiązania do stylów dobrze znanych, form pięknych w prostocie.

Do Poznania trafiłam dzięki Uli z Interior Design - jej zaproszenie na warsztaty z wideofilmowania z portalem Urządzamy.pl pozwoliło mi poznać nie tylko tajniki powstawania filmów, ale przede wszystkim wiele meblowych perełek - idealnie wręcz "skondensowanych" w przygotowanej dla blogerów Bloggers Zone. Dlaczego to dla mnie tak ważne? Winny oczywiście czas - na Targach spędziłam zaledwie cztery godziny, zdołałam w wielkim pośpiechu obejrzeć jedynie dwa pawilony, a na zdjęciach nie mam nawet dziesięciu procent tego, co zwróciło moją uwagę.
Wiem jedno - w przyszłym roku rezerwuję sobie co najmniej dwa dni i lepsze przygotowanie. Rok temu zaciekawił mnie post Kasi Bloger w podróży, w tym miałam okazję podziwiać jej genialny zestaw podróżny od Leitz i zdecydowanie potrzebuję czegoś podobnego! Walka z torebką, torbą i aparatem nie jest tym, co chciałabym powtarzać.

Miało być jednak o moich wrażeniach - przeważają te pozytywne. Nie byłam przygotowana na taki rozmach, nie zdawałam sobie też sprawy jak wielki i ceniony na świecie jest nasz rodzimy przemysł meblarski. Obserwując część polskiej blogosfery wnętrzarskiej nietrudno wysnuć wniosek, że króluje u nas Ikea i około skandynawskie klimaty, okraszone w mniejszym lub większym stopniu Prowansją i ogólnie francuskimi akcentami- targi udowodniły mi, że byłam w błędzie, a nasze marki tworzą wartościowy design. I choć wciąż niewiele go w polskich domach- tendencja się zmienia, a ja sama z coraz większą uwagą kieruję wzrok na powrót stylu z lat 50'-70' - i mam ochotę wdać się z nim w mały romans... Przygotowanie niektórych stoisk zachwyciło mnie dopracowaniem - wydawać by się mogło, że coś takiego jak świeże kwiaty w wazonach to drobiazg, skoro te sztuczne wyglądają "jak prawdziwe", ale dla mnie absurdem jest zadowalać się namiastką, skoro tak łatwo o oryginał. Inna rzecz, że natknęłam się także na obrazki rodem z prowincjonalnego sklepu meblowego- modele, które miałyby szansę błysnąć solo, stłoczone bez ładu i składu, w totalnym stylistycznym misz-maszu- robiły dość przygnębiające wrażenie. 

Jak wspomniałam- nie zrobiłam wielu zdjęć, a te które mam, niekoniecznie porażają jakością. Mając świadomość, że pkp ma mi do zaoferowania tylko jeden pociąg powrotny w sensownej godzinie - szybko schowałam aparat- żeby nie kusił i przypadkiem nie zatrzymał mnie o kilka minut za długo. Spisałam sobie natomiast listę marek, które zwróciły moją szczególną uwagę i zamierzam do nich wrócić. Tymczasem kilka migawek, które udało mi się uchwycić.








Jednak tym, co utkwiło mi w pamięci najbardziej, wcale nie okazały się meble, lecz system przechowywania żywności NATIVE:
Do niego wrócę na pewno!

Oprócz zwiedzania, miałam okazje spotkać trzy fantastyczne dziewczyny, które dotąd znałam jedynie z ich blogów - na które Was zresztą odsyłam - na co dzień po inspiracje, dziś natomiast szczególnie, bo oprócz ich relacji, znajdziecie tam mnóstwo pięknych zdjęć z Targów (link z imieniem przekierowuje do bloga, jego nazwa- do relacji z Targów):


Zainspirowana i po intensywnym (kolejnym) wychorowaniu się - mam nadzieję niebawem pokazać Wam sporo nowości - np. krzesło, które dziś... znalazłam;)


DIY - Jak zrobić wianek dla dziewczynki? Nakrycie głowy i dekoracja.

DIY - Jak zrobić wianek dla dziewczynki? Nakrycie głowy i dekoracja.

Usiłuję dojść do siebie po wizycie w Poznaniu na TARGACH MEBLI 2016 - stanowczo za krótkiej, bardzo intensywnej i dającej do myślenia - mojej pierwszej na takim wydarzeniu. Pojechałam podziębiona, wróciłam chora, ale powoli ogarniam relację dla Was;) 

Dziś pokażę Wam mały projekcik powstały w związku ze zbliżającym się Balem Wiosny - co prawda Kornelka wciąż ma w głowie Krainę Lodu, ale udało mi się przekonać ją, że Anna w zielonej sukni może mieć wianek;) Jak taki wianek zrobić? Oczywiście prosto;)
DIY - jak zrobić silikonową formę do odlewów gipsowych?

DIY - jak zrobić silikonową formę do odlewów gipsowych?

Znów się nadymam i puszę. Powiecie - to nic wielkiego zrobić gipsowy odlew. Owszem, wystarczy kupić foremkę. Ale ja tę foremkę zrobiłam! Sama! Nie przypisuję sobie największej zasługi - nie ja to wymyśliłam - tutorial znalazłam TU , skopiowany z rosyjskiej (?) strony ->klik . Przetestowałam i mam pierwszą (w zasadzie dwie, ale druga jeszcze poczeka na premierę;) silikonową formę do odlewów hand made.

Wyobraźcie sobie, że znajdujecie gdzieś na starociach nietypową, piękną ramkę. A może kafel? Bogato rzeźbioną płytkę? I chcielibyście takich więcej, ale jest tylko jedna. Szkoda, prawda? A jednak jest sposób. Gipsowy odlew nie będzie identyczny, ale może być piękny:)

Metalową ramkę po lewej wyszperałam kiedyś na giełdzie staroci - malutka, ciężka - urzekła mnie. Szukałam wszędzie podobnych, rzecz jasna bez skutku. Na myśl przyszedł mi oczywiście gips, ale nie miałam pojęcia, jak odwzorować kształt- proste zalanie jej gipsem nie wchodzi w grę, jest zbyt kruchy i nie dałoby rady wyjąć foremki nie krusząc ramki. Co ciekawe - ktoś dokładnie tego z tą ramką próbował, bo w zakamarkach znalazłam resztki gipsu;) 

Czego potrzebujemy do wykonania formy?

SILIKON - jedno opakowanie 
SKROBIA - ziemniaczana lub kukurydziana - użyłam najzwyklejszej stosowanej w kuchni
GUMOWE RĘKAWICE  - następnym razem użyję lateksowych, w grubych gumowych niewygodnie było wyrabiać masę
POJEMNIK - najlepszy wydaje mi się szklany, ale może być też plastik- zwłaszcza taki, którego po użyciu nie żal wyrzucić, bo szorowanie miski zajęło mi dużo czasu

Mieszamy W PROPORCJI 1:1,5 - jedna część silikonu, 1,5 części skrobi. W praktyce zmieszałam całe opakowanie silikonu (zdaje się, że 340ml) z opakowaniem (500g) skrobi - i masa wyszła mi nieco mniej gładka, niż w tutorialu, choć może to kwestia wyrobienia?
Teoretycznie to niepotrzebne, ale by forma trzymała kształt, postanowiłam posiłkować się starą kuwetką do malowania.
Wcisnęłam w nią masę - teraz wiem, że najlepiej będzie ją wyrównać małym wałkiem.
Ułożyłam w miarę równo ramkę...
...i wcisnęłam jak najmocniej - niestety kiepsko mi to szło, więc postanowiłam na niej stanąć - podziałało, ale nie wzięłam poprawki na wszystko, co mam pod pracownianym butem i niepotrzebnie sobie formę zabrudziłam:(

Dodatkowo wylepiłam wyższe brzegi, choć już po zrobieniu odlewu widzę, że nie jest to niezbędne;)
 Całość potrzebuje około 10-12 godzin, by stwardnieć - forma jest wciąż elastyczna, ale łatwo z niej wyjąć ramkę.
 Moja jest bardzo gruba, ale nie ma takiej potrzeby - powiedzmy, że to model eksperymentalny;)
 Do gotowej ramki wlewamy rozrobiony gips, czekamy około 4 godzin z wyjęciem - musi dobrze związać, inaczej w zakamarkach formy zacznie się kruszyć.
I ramka gotowa:
 Tu dla porównania z oryginałem - konieczne okazało się wyrównanie brzegów - gdy gips wciąż jest jeszcze lekko wilgotny wygodnie robić to małym ostrym nożykiem, gdy jest już suchy - długi i wąskim pilniczkiem do paznokci.
 Niestety szlifowałam brzegi tak zapamiętale, że ramka mi pękła - na szczęście gips łatwo skleić- użyłam Kropelki w żelu. Sklejoną ramkę pomalowałam czarnym Lakierem ogólnego stosowania Śnieżki.
 Całość wykończyłam moim ulubionym Żłotolem Dragon - przy tego typu efekcie do osiągnięcia jest o wiele lepszy niż spray

 I tak właśnie wygląda efekt końcowy, zastanawiam się, czy dodatkowo nie pokryć ramki bezbarwnym lakierem, choć to chyba niekonieczne - i Śnieżka, i Złotol to przecież lakiery.
Jak oceniacie efekt końcowy? 
Mam w planach kilka takich (i nie tylko takich;) ramek i eksperymenty z kolorami:)

Dla przypomnienia mała instrukcja niezbędna do przygotowania ładnych odlewów:

Od trzech lat używam gipsu ceramicznego  GC-4I produkowanego przez firmę Nowy Ląd i uważam, że jest rewelacyjny- bardzo wydajny, nieziarnisty, szybko zastyga i po wyschnięciu ma piękny biały kolor oraz gładką, lekko połyskującą powierzchnię. Oczywiście może być każdy inny, ale ten jest najlepszy.
Idealną proporcję wody i gipsu dla tego konkretnego rodzaju ustaliłam na 1:1 1/3, czyli na 100ml wody biorę 130-135ml gipsu (ważna jest objętość a nie waga). Przy prostych formach dodaję więcej gipsu- nawet w proporcji 1:2, ale kiedy forma ma dużo wgłębień i zakamarków, lepiej sprawdza się rzadki gips.Najpierw do miski wlewam wodę- ciepłą, ale nie gorącą, później dosypuję gips i mieszam- dokładnie, ale krótko, żeby wtłoczyć do powstałej mieszanki jak najmniej powietrza. Następnie wlewam gips do wysokości 1/2 formy,potrząsam dość mocno całością- w ten sposób usuwam pęcherzyki powietrza z dna, a na końcu uzupełniam formę do końca. Odstawiam do zastygnięcia, co w zależności od wielkości formy trwa od 10 minut do nawet 2 godzin. Formę z odlewem odwracam do góry dnem nad czystym, niezadrukowanym papierem,lekko stukam w nie trzonkiem drewnianej łyżki i zdejmuję- odlewy zostawiam na papierze do wyschnięcia- odlew jest gotowy do dalszej pracy, kiedy nabierze śnieżnobiałego koloru albo położony na suchej kartce nie zostawi na niej wilgotnego śladu. Jeśli mamy formy o skomplikowanych kształtach, dobrze jest zostawić  odlew przez noc w formie- większa szansa, że nie pęknie przy wyjmowaniu. Jeśli jednak pęknie raz, drugi i trzeci, możemy mieć pewność, że po prostu forma jest nieprawidłowo wykonana.

Prawda, że proste?:)

Kochani, uciekam, bo bardzo już późno,
Życzę Wam cudownej niedzieli - moja na pewno będzie kreatywna;)

Black & gold DIY. Metamorfoza młynków z efektem WOW. Minimalistyczny... stół?

Black & gold DIY. Metamorfoza młynków z efektem WOW. Minimalistyczny... stół?

Czy moje przemalowane młynki zasługują na "WOW"? To już musicie ocenić sami. Mi wyjątkowo podoba się ta mała metamorfoza - i świetnie wpisuje się w mój pomysł na kuchnię , w którym ostatnio coraz częściej czerń i złoto dochodzą do głosu.
 
Część z Was wie, ze uwielbiam stare młynki - nieważne czy do kawy, czy pieprzu. Mam ich całkiem sporo, wszystkie sprawne, choć w ciągłym użyciu jest tylko część. Niektóre są do siebie bardzo podobne, bo gdy trafiają do mnie- wyznaję zasadę, że darowanemu koniowi w zęby się nie zagląda;)  Podobnie, gdy buszuję na starociach - gdy tanie, ładne i ze zdrowym drewnem- biorę, nawet gdy nie potrzebuję. Jak ten komplet znalazł się u mnie - już nie pamiętam. Ważne, że stał i się kurzył. Postanowiłam więc na nim poeksperymentować...
 
Wyszorowałam, przeszlifowałam lekko, odtłuściłam. Dlaczego to takie ważne? Zwłaszcza przy przedmiotach, które stały w kuchni, mogą się na nich osadzać drobinki nie tylko kurzu, ale i tłuszczu. W najgorszym stanie zwykle są te z domów z kuchenką gazową. Całe przygotowanie do malowania nie zajmuje dużo czasu, a zmniejsza ryzyko, że farba może spływać albo później się łuszczyć. Od środka, w otworki, przez które wylatują przyprawy, napchałam pocięte na kawałki wykałaczki i całość dodatkowo obkleiłam (bo nie wydaje mi się, by lakier, którego używałam, miał atesty do kontaktu z żywnością). A do malowania odkręciłam góry- każdy kawałek pokryłam lakierem osobno, nawet metalową zatyczkę do młynka- w ten sposób odpadła konieczność obklejania przy zmianie kolorów.
Zdjęć krok po kroku niestety nie mam, bo rzadko zabieram aparat do pracowni, zwłaszcza gdy pracuję ze sprayami. Jakich tu użyłam? Czarny to Lakier ogólnego stosowania, złoty - Lakier metaliczny połysk , oba z szerokiej oferty multisprayów Śnieżki.
 
Muszę Was ostrzec- jeżeli przedmiot, który malujecie ma jakieś niedoskonałości - metaliczne złoto jeszcze je uwypukli, na moim młynku widać to zwłaszcza przy dole. Mi nie przeszkadza, ale takie są fakty;)
I na koniec moje ulubione zestawienie;)
 
Niedługo zobaczycie inną metamorfozę- metalowego młynka. Dziś pokazuję jej skrót- finału nie ma, bo wszystko popsułam:
Jak?
Pierwszy błąd to użycie złotego sprayu Colours- w niektórych miejscach po prostu spływał, strasznie rozpryskuje się na boki i niestety ma bardzo intensywny zapach. Drugi błąd - za szybko zerwałam taśmę zabezpieczającą- choć może to jednak nie do końca moja wina- lakier spływając przesiąkł przez taśmę. Na szczęście błędy już zeszlifowane i jutro poprawiam Śnieżką. Na obronę pierwszego lakieru mogę tylko powiedzieć, że kolor ma piękny, są niemal identyczne.
 
 
Znów choruję- mam wrażenie, że sezon grypowy wokół mnie uparcie nie chce się skończyć. Jakimś pocieszeniem są coraz wyraźniejsze wiosenne symptomy;)

 
Choć wszem i wobec deklaruję, że minimalistką nie jestem, mój salon coraz częściej zdarza mi się tak w myślach określać, chyba więc będę musiała na nowo się określić;)
 Naprawdę jakoś coraz mniej mi potrzeba do wnętrzarskiego szczęścia i zamiast kupić coś nowego- co rusz z czegoś rezygnuję... A jak jest u Was ze stołami właśnie? Obrus? Bieżnik? Mnóstwo dekoracji? Czy stan surowy jak u mnie?