Co zrobić, kiedy przekwitnie hiacynt - aktualizacja.

Trzy lata temu, pisząc post Co zrobić, kiedy przekwitnie hiacynt? do głowy by mi  nie przyszło, że stanie się najpopularniejszym postem na blogu i niebawem zanotuje sto tysięcy wyświetleń... Świadczy to jednak o tym, że temat jest ważny, pozwolę więc sobie do niego wrócić i zaktualizować go:)

Odkąd urodziła się Kornelka, w domu pojawia się zdecydowanie mniej hiacyntów - trochę się obawiam, że w nadmiarze ich intensywny zapach mógłby jej nie służyć, tym bardziej, że mnie samą przy jednocześnie kwitnących 10-15 okazach potrafi rozboleć głowa. I często nie celebruję całego procesu sadzenia, kwitnienia i przygotowywania na kolejny sezon, a kupuję już ukorzenioną cebulkę z listkami i czekam jedynie tydzień-dwa, aż zakwitnie. Taka jest prawda i nie będę ściemniać, że jest inaczej;) Co nie zmienia faktu, że cebulek nie wyrzucam i po kwitnieniu dbam o nie aż do zasuszenia i sadzenia jesienią na działce (no dobrze, tym ostatnim najczęściej zajmuje się mój Tata;)

Poniżej tekst, który opublikowałam w 2013 roku, teraz trochę go uzupełniam:) 

Hiacynty podczas kwitnienia lubią jasne pomieszczenia - łodyga z kwiatkami rośnie wtedy prosto. Gdy słońca brakuje, zaczyna wychylać się w tą stronę, z której dociera go najwięcej - czasem zaczyna wręcz rosnąć poziomo. Czym cieplejsze pomieszczenie, tym hiacynt szybciej zakwitnie, ale i kwitnienia będzie krótsze. Optymalna temperatura - 20-22 stopnie - pozwoli cieszyć się nim nawet 2-3 tygodnie. W tym czasie podlewamy go mniej więcej dwa razy w tygodniu - ziemia w doniczce musi być wciąż wilgotna, ale nie lejemy wody bezpośrednio na cebulkę. Dlaczego nie możemy po prostu całkowicie zaprzestać podlewania i przyspieszyć w ten sposób całego procesu? Ponieważ proces zamierania naziemnych części rośliny powinien być naturalny, a nie wymuszony brakiem wody - po kwitnieniu hiacynt magazynuje w cebulce składniki odżywcze, a brak wody mógłby go zwyczajnie uśmiercić. 

Po przekwitnięciu łodygę z kwiatostanem musimy wyciąć na wysokości ok.2-3 cm od podstawy, czyli zostawiamy tylko króciutki kikutek i liście. Całość nie wygląda już zbyt reprezentacyjnie, więc możemy przestawić go w mniej eksponowane miejsce- nie zaszkodzi mu to. Podlewamy naszą cebulkę nadal, ale dość rzadko- tylko tyle, żeby ziemia była wciąż lekko wilgotna. I czekamy, aż listki najpierw zżółkną, a później uschną.  
Tak wygląda przekwitły hiacynt, którego można już bezpiecznie przycinać - choć zauważyłam, że gdy robię to, gdy sama łodyga jest jeszcze całkiem zielona, po obcięciu zdarza się, że kwiat wypuszcza nową (mniejszą i z małą ilością kwiatów, ale jednak dość często ma to miejsce). 

Kiedy natomiast pozwalam łodydze całkiem zeschnąć - drugi kwiat się nie pojawia, a liście obumierają szybciej:


Kiedy to nastąpi- wyjmujemy cebulkę z doniczki, zostawiamy w przewiewnym, zaciemnionym miejscu i pozwalamy jej przeschnąć- u mnie leżakują w kartonowym pudełku po butach, może być też drewniana skrzyneczka. Następnie oczyszczam moje cebulki- obcinam lub obkruszam pozostałości po listkach i korzonki, usuwam też najbardziej zeschnięte, zewnętrzne łuski- tylko te, które same "odchodzą". I pakuję wszystkie do koszyczko-skrzyneczki wypełnionej trocinami- trociny nie są niezbędne, ot, takie mam przyzwyczajenie, ale jeśli się na nie decydujemy- muszą być idealnie suche. Można dla pewności zabezpieczyć je (cebulki czyli) środkiem grzybobójczym ze sklepu ogrodniczego- ale nie jest to jak sądzę absolutnie niezbędne;)

I tu kolejna moja uwaga - kilka lat temu miałam środek grzybobójczy w proszku (pachniał jakby czosnkiem) , niestety nazwy nie pamiętam, Zasypywałam nim wysuszone cebulki i tak czekały na jesienne sadzenie. Obecnie niczym ich nie zabezpieczam wcześniej, jedynie bezpośrednio przed sadzeniem moczę  (Tata moczy;) w roztworze preparatu Topsin 500. 

Pojemnik z cebulkami wstawiamy do pomieszczenia przewiewnego, suchego i raczej chłodnego. Od czasu do czasu cebulki trzeba przejrzeć, żeby od jednej nadpsutej nie zniszczyć reszty.

Na przełomie września i października możemy je posadzić w ogrodzie, jeśli jesteśmy szczęśliwymi posiadaczami takowego- w słonecznym lub lekko zaciemnionym miejscu- warto ziemię, w której mają rosnąć wymieszać z niewielką ilością piasku, żeby była lepiej przepuszczalna. Cebulki sadzimy na głębokości równej trzykrotnej wysokości cebulki- jeśli np. ma 4 cm- dołek musi mieć głębokość 12cm itd. i piętką, czyli miejscem, gdzie były korzonki- ku dołowi (to nie takie oczywiste, kilka lat temu, za pierwszym razem,  wsadziłam odwrotnie i nie wiedziałam, czemu nie rosną:( )

Jeśli ogrodu nie posiadamy, nasze cebulki muszą czekać do połowy listopada- mniej więcej.  Wtedy sadzimy je w doniczkach- u mnie standardową średnicą jest 10cm, ale mogą być trochę większe, zwłaszcza jeśli ma w niej rosnąć więcej niż jedna cebulka. Hiacynty lubią ziemię- w moim nazewnictwie- przewiewną, więc ziemię napełniamy mieszanką- 1/3 ziemi ogrodowej i 2/3 piasku, całość dokładnie wymieszana.  Cebulka ma być na początku cała zakryta- na czas puszczenia korzonków, co zwykle trwa około miesiąca- w tym czasie doniczka ma stać w chłodnym miejscu(ja trzymałam w piwnicy), np. na parapecie, werandzie, stryszku, a całość podlewamy spryskując co 4-5 dni wodą, żeby ziemia była wciąż lekko wilgotna. Po tym czasie(gdzieś w okolicach Bożego Narodzenia) trzeba usunąć trochę ziemi, tak, żeby cebulka była do połowy odsłonięta i przenieść ją w troszkę cieplejsze miejsce (ok. 15 stopni), ale raczej też jeszcze ciemne i zostawić tam na tydzień- w tym czasie powinna już puścić pęd na którym będą później kwiatki. I potem pozostaje już tylko przenieść ją do docelowego miejsca w mieszkaniu- jasnego i ciepłego:)

Czasami w kwiaciarniach lub marketach możemy kupić hiacynty posadzone w szklanych wazonikach z wodą (lub do samodzielnego tak posadzenia). I u nas kilka podobnych się pojawiło, niestety wszystkie cebulki po przekwitnięciu nadawały się jedynie do wyrzucenia (nawet jeżeli nie były jeszcze miękkie i podgniłe - przy próbie ich wysuszenia zaczynały pleśnieć).

I to by było na tyle moich hiacyntowych mądrości;) O ogrodowym sadzeniu kwiatów cebulowych sporo możecie przeczytać u Asi z Green Canoe - szczególnie polecam posty Cebulkowe krok po kroku i Najpierw praca, potem zachwyt.

A już dziś zapraszam Was na kolejny post - tym razem z kokosowa jaglanką w roli głównej;)


5 komentarzy:

  1. Ja zawsze zasuszam, a później wsadzam do ogrodu.
    Już się nie mogę doczekac kolejnego posta. Wygląda pysznie.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja bez zasuszania wsadzałam do ogrodu wiosną i też rosną:-) Bardzo lubię hiacynty!

    OdpowiedzUsuń
  3. Mój pierwszy w tym roku hiacynt przegnił (kwiatostan), ale go obcięłam i -tak jak piszesz - zakwitł na nowo. Też kupuję "gotowce", a cebulki oddaję teściom :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Robię tak samo jak Ty i cebulki w sierpniu wsadzam do ziemi na działce. Też lubię te kwiatki bo po hucznym Bożym Narodzeniu chcę już wiosny. A to taki zwiastun ciepła :)Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. I moje hiacynty wędrują do ogródka jesienią:) Jeszcze troszkę i zaczną wychylać noski z ziemi , już nie mogę się doczekać :)))

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy pozostawiony komentarz - każde Wasze słowo jest dla mnie niezwykle ważne. Masz jakieś pytania - zostaw swój email - odpowiem na pewno.