Wielkanoc coraz bliżej! Odkąd domowe sprzątanie przejął Mąż - wszystko lśni mi na co dzień, więc wszelkie przygotowania to czysta przyjemność. A stosowany w rodzinie od kilku lat podział przygotowań na trzy domy (w uproszczeniu ciasta-mięsa-reszta) także oszczędza mnóstwo pracy i pozwala prawdziwie cieszyć się świętami - wszystkim.
Lubię Wielkanoc, choć mam do niej podejście na poły pogańskie - dla mnie to świętowanie wiosny i rodzącego się życia. Hmm, może jednak apostazją to nie grozi, bo i religijny aspekt jest dla nas czymś więcej niż święceniem jajek;) Ograniczam się coraz bardziej z ilością dekoracji - a te, które są, staram się wykonywać sama. I jest naturalnie, choć może skromnie, ale to nam ma się przecież podobać...
Wczytawszy się w pewne
STUDIUM PRZYPADKU, stwierdziłam, że nie zaserwuję Wam step-by-step zwijania wianka z brzozowych witek - upartych odsyłam do
wianka z gałązek winobluszczu - metoda jest ta sama. Robimy mały wianuszek, upychamy w środku mech (pozyskany legalnie!), dokładamy jajeczka, piórka czy co nam najbardziej pasuje. Chociaż- uwaga!- na fb dowiedziałam się dziś, że akurat piórka są już strasznie passe, wybaczcie mi więc, że ja dziś tak obciachowo;)
A że zrobiłam się ostatnio kolażolubna i zdjęć kilka po drodze zrobiłam - poniżej instrukcja obrazkowa:
Z tym facebookiem to też ciekawa sprawa - dotąd podchodziłam nader nieufnie, w dużej mierze z braku czasu, ale z nowym telefonem zmieniłam podejście i poznajemy się w międzyczasie. Lajki, grupy, te wszystkie strony czy udostępnienia - głowa boli przy eksplorowaniu. I blogowe piekiełko w pigułce - polub mnie, a tez polubię, kom4kom, lubię-nie lubię, tu wrzucaj linki, tam Ci nie wolno, kuchnie w szczególe i domy ogólnie jedynie słuszne w szarości i bieli, Wielkie Osobistość Administratorskie z ego, co trzyma nos wyżej niż czubek głowy, akcje "dokop blogerowi" albo "słuchajcie, startuję w konkursie,świat mi się skończy, bo nie głosujesz, no głosuj, natychmiast i już"- 5 razy dziennie. Jason co był Kominkiem, niebawem serwować będzie kolejną premierę, może książki mi trzeba, bo nie ogarniam tych social mediów...
Po trzech latach w wirtualnym świecie wiem mniej niż na początku. Widzę mniej lub bardziej udane próby wcielenia się w celebrytów, świetne niegdyś blogi coraz bardziej popularne - i przy okazji w kondycji reklamowego słupa. Modę, która w duecie z zawodowym zboczeniem serwuje mi alergiczną wysypkę- bo jakoś mi umknęło, że Google i Pinterest zmieniły się w olbrzymie banki darmowych zdjęć. Konkursy, gdzie do zwycięstwa wystarczy mieć znajomych na pęczki i solidnie im pospamować - tablice, a nawet maile (swoją drogą utkwił mi przykład sprzed 2-3 lat i konkurs znanego miesięcznika- o miejscu i nagrodach decydowała liczba facebookowych lajków, a więc i ilość znajomych. I co znalazłam w czołówce wśród nagrodzonych? Obskurny kibelek z choinką z PRL-u- bo chodziło o "najpiękniejsze dekoracje świąteczne". Żart czy nie żart?
Wywnętrzniwszy się nieco, jednak odpuszczam - pewnie się nie znam, więc nie brnę w jałowe rozważania. Szaruga za oknem, skoki ciśnienia i paskudne migreny mogły mi skutecznie zaćmić punkt widzenia. Wracam więc do tego, co znam i lubię - garści blogów pisanych pasja i ciężką pracą - niektóre przedstawiłam Wam
TU, listę zamierzam poszerzyć.
Coś ostatnio nie do końca przemawia do mnie ten turkus i podstarzały rattan - coraz częściej myślę o nowym-starym krześle albo fotelu - muszę sobie coś znaleźć w ramach świątecznych porządków.
Dobranoc, a może dzień dobry?
Uciekam się zdrzemnąć:)