Bo ty siedzisz w domu...

Celowo "ty", bo tekst ów rzadko ma coś wspólnego z szacunkiem.

Masz czas urządzać mieszkanie...
Gotujesz, sprzątasz i pierzesz...
Twoje dziecko ledwie rzuci okiem na telewizor, ale czytania domaga się zachłannie...
Partner nie wygląda jak menel spod budki z piwem, ba, nawet o formę ma kiedy zadbać...
Spędzacie czas razem, a nie obok siebie...
Masz pasję i ją realizujesz...
Czytasz książki, a ostatnim obejrzanym filmem nie były "Popioły"...

I mogłabym dalej i dalej rozwijać listę, ale po co?
Wiele z Was po urodzeniu dziecka zostało w domu- z różnych przyczyn.
Jestem niemal pewna, że przynajmniej raz usłyszałyście niby-komplement okraszony ni to wymówką, ni wyrzutem czy nie wiadomo czym jeszcze- "bo ty siedzisz w domu".

Ja "siedzę", dokładnie od 26 miesięcy i 15 dni, choć ową czynność siedzenia właściwego zwykle tylko fizjologia na chwilę mi daje, a całość odbywa się przy akompaniamencie "mamooo, chodź!!!"

Mam ładne mieszkanie, a na okapie nie zalega wdzianko z tłuszczu? No przecież w domu siedzę, a te co nie siedzą, są skazane na bylejakość.
Spędzam czas z dzieckiem, dla męża zawsze znajdę chwilę? Muszę, wszak siedząc w domu o to łatwo.
Czytelniczej przygody nie zakończyłam na szkolnych lekturach? Siedząc w domu mam na to czas.

Reszty przykładów Wam oszczędzę.
Bo drobnym li tylko szczegółem jest, że prowadzę przyzwoicie prosperującą DG, która jest jak drugie dziecko, zwłaszcza gdy chodzi o czas.

Przy dwuletnim dziecku z energią wulkanu o prostej czynności siedzenia można zapomnieć. Zwłaszcza, jeśli chcesz wygospodarować chwilę dla siebie, na drobną pasję czy przyjemność. Och, znam dziewczyny, które po prostu "siedzą"- dziecko w żłobku albo u niani, a one ani nie pracują, ani nie mają własnych zainteresowań, wciąż tylko narzekając na nudę. Nie wnikam i nie oceniam. Sama nie zawsze mam wszystko na błysk, staram się- wychodzi różnie.

Polacy uwielbiają się wtrącać, oceniać, udzielać rad, wnosić swoje błoto w życie bliźniego. I wpędzać w poczucie winy- "ty to masz dobrze, nie to co ja, no ale cóż, mi się tak w życiu nie udało". Winny znajdzie się zawsze- wredna teściowa, krwiopijca prywaciarz, a już najbardziej- parszywy los. Długo, bardzo długo, pozwalałam, by każde moje osiągnięcie, większy czy mniejszy osobisty sukces były kwitowane pogardliwym ""ty to masz szczęście", często z dodatkiem "no bo ty siedzisz w domu". Dawałam się wpędzać w poczucie winy dlatego tylko, że ciężko pracując u boku wspaniałego mężczyzny, a nie życiowego nieudacznika- osiągałam więcej niż inni. Godziłam się na siedzenie cicho podczas tyrady o tym, że inni nie mają w życiu tyle szczęścia, że nie urodzili się w czepku podobnym mojemu, że mi nikt nie rzucał kłód pod nogi. Słuchałam, spuszczałam głowę, a własne małe zwycięstwa widziałam jako niezasłużone okruchy dobrego losu. Gdzieś w głębi powoli narastał sprzeciw, ale tłumiłam go skutecznie. Do czasu. Wybuchłam w końcu, było nieprzyjemnie, bo ludzie nie lubią wyrażonego wprost sprzeciwu wobec ich "głupiomądrości". Jak się poczułam? Świetnie! Od tamtej chwili potrafię być bardzo nieprzyjemna dla takich mędrców. I uważam, że mam do tego pełne prawo. Dlaczego?

Bo manna jakoś nigdy nie chciała spaść dla mnie z nieba.
Bo małżeńskiego życia nie zaczęliśmy w sprezentowanym przez rodziców mieszkanku, tylko na minusie kredytu studenckiego.
Bo dobry wujek Franek nie dał nam ciepłych posadek.
Bo z wielu rzeczy zrezygnowałam, by nasze dziecko miało przynajmniej jedno z rodziców zawsze przy sobie.
Bo zaczynałam- zamiast błyszczeć na forum palestry- sprzedając pietruszkę.
Bo zamiast przeleżeć ciążę- pracowałam, nawet gdy niewiele widziałam zza wielkiego brzucha.
Bo praca przez 361 dni w roku i brak urlopu od 5 lat nie jest dla nas abstrakcją nie do pomyślenia.
Bo tak.

"Człowiek jest kowalem własnego losu" to nie jakiś pusty frazes. Och, zdarzają się sytuacje nieprzewidziane, porażki niezawinione, nieraz w życiu słychać złośliwy chichot losu. Ale to są wyjątki, nie dotykają wszystkich. Miernoty zawsze starają się równać w dół i wciągać we własne bagno wszystkich uznanych za lepszych od siebie. 

To, że sama "siedzę w domu" jest wynikiem świadomej decyzji i wyboru. Mogę sobie na to pozwolić, tak postanowiliśmy i jest to sprawa tylko i wyłącznie moja i męża.  Szkoda, że wokół sporo osób z odmiennym zdaniem;)

Inny ten post od moich dotychczasowych, nosiłam się z zamiarem jego napisania, odkąd przeczytałam przemyślenia Ali (klik) i komentarze pod nimi. Ale zwykle bywam zachowawcza, jak ognia unikam możliwości urażenia kogoś. Dziś w sklepie słyszałam rozmowę dwóch koleżanek- jak sądzę- i to był impuls. Jedna z zajadłym wyrazem twarzy komentowała zawartość koszyka drugiej przeciwstawiając mu własny o połowę mniejszy "dobrze masz, nam się tak nie powodzi", "my ryb nie jemy, bo nas nie stać, nie to co was", "o, widzisz, nawet makaron kupiłam ten tańszy" i na koniec mój ulubiony "bo siedzisz w domu, to możesz sobie sałateczki szykować". Druga stała cicho, mam wrażenie, że z coraz niżej opuszczoną głową, nie odezwała się ani słowem. Ja natomiast z trudem ugryzłam się w język;) Zdziwiło mnie tylko, że w tym pokrzywdzonym przez los koszyku i na wódkę, i na chipsy, a przy kasie i na papierosy znalazło się miejsce...

Dziewczyny, wiem, że wiele z Was nie pracuje- z wyboru, z konieczności. Czytam Wasze blogi, podziwiam piękne prace, zachwycam się dekoracjami i cudownymi wnętrzami. Nie pozwólcie nigdy, by ktokolwiek to bagatelizował, złośliwą krytyką usprawiedliwiając własne lenistwo czy niedbalstwo. Wasze życie- Wasza sprawa. Amen:)

A ponieważ jesteście wspaniałe, a jak dotąd było dziś bezzdjęciowo- dzielę się z Wami swoimi różami:)
Dobranoc:)



54 komentarze:

  1. A ja Cię Ilonko podziwiam za tę piękną codzienność. W tym jest właśnie wielkość człowieka, nie sztuka założyć brylanty, gdy w domu pracuje kilku najemników...sztuką jest to, co Ty robisz. I życzę Ci zdrowia, sił i wiecznego zapału...A największe szczęście to Dziecko!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Basiu, codzienność potrafi być piękna, piękniejsza od złotych pałaców- nie sztuka się nią cieszyć, jedynie czasem ciężko zrozumieć;)

      Usuń
  2. Pięknie napisane, piękna rzeczywista codzienność. Dziękuję za róże i Dzień Dobry:)))
    Pozdrawiam i miłego dnia:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. rzeczywista i piękna- najczęściej, bo zdarza się jej skrywać w sobie ciemne chmury popisanej ściany czy tłustych śladów na telewizorze;)

      Usuń
  3. Ilonko buziaczek. Trzeba znać swoją wartość. Nasze życie- nasza sprawa. Nasze wybory- to NASZE wybory. Nie oceniam innych, patrzę na siebie i swoje życie. To moje życie, moje sprawy, moje wybory- nic nikomu do tego.
    Pozdrawiam Cię serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. właśnie z tym, że "nasze"- wielu ma problem:) Ale my się nie damy, prawda?:) Buziak dla Ciebie, Manitko:)

      Usuń
  4. Witaj Ilonko,
    Dziękuję osobiście za te przemyślenia.
    Trzeba znać swoją wartość to podstawa naszego JA...
    Podziwiam cie za upór i dążenie do realizacji swojego...
    We mnie też już coś pęka.
    Pozdrawiam
    Marta

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Napisałam taki długi komentarz, ale cały zniknął. ;((
      Dziękuję za ten post. Też mam problem z takimi ludzmi, a najbardziej boli jak są to osoby z najbliższego otoczenia :(

      Usuń
    2. Marto, trzymam za Ciebie kciuki- żeby, gdy pęknie, dało nieźle popalić złośliwcom:)

      Usuń
    3. Niezapominatko- czasami trzeba przedefiniować definicję bliskości- jeśli ktoś nas rani, nieważne jak dotąd byłby bliski- w końcu trzeba powiedzieć "dość!"

      Usuń
  5. Ilonko...utrafiłaś w samo sedno! :)
    a m e n :)
    szkoda, że ludziom tak łatwo przychodzi ocenianie innych...zwłaszcza w zestawieniu "oj jak ja mam niedobrze, a TY masz tak dobrze i jeszcze SIEDZISZ W DOMU"...
    jak widzę wiele z nas ma podobnie :)
    POZDRAWIAM ciepło!! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Justynko, dobrze jest, gdy znamy swoją wartość i umiemy jej bronić- tak sądzę:) Od jakiegoś czasu zawsze odpowiadam- "mam dobrze, bo sobie na to zapracowałam":)

      Usuń
  6. Czytam i żałuję, że wcześniej sama nie miałam takiej wewnętrznej odwagi, ze nieraz dałam się stłamsić. Ja wróciłam do pracy - z różnorakich powodów, bo to potrzeba pieniędzy na realizację naszych domowych planów, a to moja potrzeba rozwoju itp. W żadnej sytuacji nie było łatwo, ani jako mama w domu ani jako mama w pracy. Mam wrażenie, ze jeżeli tylko chcemy to każda sytuacja wymaga od nas wysiłku, zaangażowania, poświęcenia czasu. Bez tego nic nie idzie naprzód. Zawsze podziwiałam kobiety, które ogarniają ten cały szał domowy. To ogromna praca, równie wyczerpująca i pełna zaangażowania jak ta etatowa.
    A teraz, tak jak piszesz, słyszę pretensje i wyrzuty, że sobie radzę, że mam czas na coś innego niż tylko narzekanie, że bawię się w robótki, że moje dzieci są szczęśliwe, zadbane, że korzystamy choć troch z życia. Osoby z boku myślą, że samo to przychodzi, że nie poświęcam czasu a mam. Nie wiem skąd w nich tyle zgryźliwości, zazdrości, braku zrozumienia.
    Nie przejmuj się ludzkim gadaniem, bo tak naprawdę najważniejsza jest Twoja rodzina i wasz świat.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aniu, chyba najczęściej chodzi o zazdrość i zwykłą podłą zawiść, której sporo w ludziach. Też wróciłam do pracy, tylko w mniejszym wymiarze- będąc sama sobie szefem, mogłam decydować. Więc stoję niejako na pograniczu- bo i pracuję, i "siedzę"- i nawet to nie wystarczy, by uciszyć złośliwe języki;) Grunt to się nie przejmować, choć wypracowanie tego zajęło mi sporo czasu:)

      Usuń
  7. A mnie się wydaje, że gadają i obrażają zazdrośnicy. Ty, mając firmę i siedząc w domu dajesz im do myślenia. U mnie też zawiść. Dlatego urywam z takimi kontakt. Znajoma mi kiedyś powiedziała, że jej nie stać na takie zakupy na targu, jak mnie. Potem przyszła i opowiadała, jaki to piękny żyrandol sobie kupiła. Zobaczyłam, totalny PRL. I co z nimi począć? Ignorować. Teraz nie opowiadam nic o sobie, środowisko jest plotkarskie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aniu, czasem mam wrażenie, że większość ludzi wokół mnie żyje tylko po to, by zazdrościć innym. I do tego nieodparte mam poczucie, że gdyby choć część tych złych emocji przekuli w pozytywy- znaleźli by i chęci i czas, żeby też w swoim życiu coś zmienić. Ale chyba nie chcą, więc to ich problem;)

      Usuń
  8. I nic więcej nie trzeba dodawać! Dobrze, że w koińcu wyraziłaś swoje zdanie i przestałaś się na to godzić, oby więcej kobiet miało tyle odwagi :)
    Jeśli dobrze pamiętam, to moja wychowawczyni z liceum kiedyś powiedziała, że najtrudniejszym zawodem i pracą jest właśnie wykonywanie wszystkich obowiązków domowych i wychowywanie dzieci - innymi słowy bycie "kurą domową" - i powiedziała to z szacunkiem, z podziwem dla takich kobiet :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W Polsce wciąż pokutuje przekonanie, że kobieta "musi" poświęcać swoje marzenia, pasje i ambicje- od mężczyzn mało kto tego wymaga. A przecież nie musimy:)

      Usuń
  9. W samo sedno, Ilonko. Pracujesz zawodowo czy "siedzisz w domu" - generalnie chodzi o toksycznych ludzi, którzy odbierają energię. Ja akurat pracuję, ale często spotykam się z tekstami typu "chyba się nudzisz w domu" albo "nie masz co robić?"... Owszem, mam mnóstwo do zrobienia, ale czy to znaczy, że nie mogę realizować swoich pasji? Nie samym sprzątaniem/praniem/prasowaniem/gotowaniem etc. żyje człowiek, no nie? :)
    Rób swoje, kochana, a toxiców niech żółć zalewa ;)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Inko, u mnie sytuacja jest śmieszna- w dni, kiedy nie pracuję- spotykam się z zarzutem, że siedzę w domu. W dni pracujące- że musiałam się nudzić, że przyszłam do pracy... Ręce opadają nad ludzką głupotą;)

      Usuń
  10. AMEN! nie wiem, czy napialabym to lepiej...

    OdpowiedzUsuń
  11. "Siedzenie w domu" nie jest łatwe :) Ja wiem to choć nie siedzę w domku długo :)
    Zaledwie od 1,5 miesiąca w domku bez pracy zawodowej a już czasem nie ogarniam :)
    Więc podziwiam i gratuluję :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Podpisuję się rękami i nogami pod twoim postem!
    Polacy mają tendencję do oceniania innych nie wiedząc nic o ich życiu. A jeśli chodzi o kobiety "siedzące" w domu to wydaje mi się,że jest jakieś takie dziwne przeświadczenie,że one mają czasu do groma.Taaa,szczególnie te z dziećmi! I są różne sytuacje życiowe i losowe-niektóre siedzą bo mogą a niektóre siedzą bo muszą. Wszystkim się wydaje,że takie panie nic nie robią a czas mają na wszystko. A prawdę znają tylko te osoby,które same doświadczają takiej sytuacji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Klaudynko, zwłaszcza przypadki takie jak Twój zasługują na podziw- mało kto, oprócz typowych obowiązków przypisanych do tego naszego "siedzenia" masz czas na pasję niezwykłą i pracochłonną- czapki z głów:)

      Usuń
  13. no i już Cię kochana za ten wpis uwielbiam !!!!! mnie najbardziej mierzi to, że te wymówki i przytyki okraszone są taką pogardą wycelowaną w nas ....masz rację każdy jest kowalem swojego losu .....i nikt nikomu nie dyktuje jak żyć ...buziole

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. właśnie- po co ta pogarda? Tego zrozumieć nie umiem. Tak jakby każdy miał u nas podsłuch i obserwował 24h- wszystko wiedzą najlepiej;)

      Usuń
  14. Jeju przeczytałam to jednym tchem!Jakbym czytała swoje myśli i przypadki z życia...też siedzę w domu, jeszcze siedzę...bo szukam pracy a pracy jakoś nie za dużo w tym zimowym okresie. I doskonale wiem, co znaczy "siedzieć: w domu kiedy nie ma to wspólnego nic z siedzeniem, na zjedzenie śniadania czasu brak,a wieczorem trzeba tyle rzeczy zrobić. Nigdy nie żyłam w takim tempie jak teraz, wydaje mi się nawet, że kiedyś marnowałam czas na długie sprzątanie,prasowanie itp.A w domu mam nienaganny porządek, Syn ma uprasowane ubrania, Opornik koszule...a ja zawsze manicure...zastanawiam się tylko nad dwoma rzeczami: czy nadal działa na mnie adrenalina poporodowa, oraz: kiedy pęknie mi ta przysłowiowa"żyłka" i siądę totalnie?:)Pozdrawiam i dziękuję za odwiedziny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to chyba zależy od charakteru- czasem mam spadek formy, ale później znów rzucam się na wszystko ze zdwojona energią:) W czasach przedporodowych zdarzało mi się pracować 10 i więcej godzin dziennie i wtedy wydawało mi się, że jestem śmiertelnie zmęczona- bzdura, dopiero przy Kornelce zdefiniowałam na nowo "zmęczenie";)

      Usuń
  15. Kochana, wyjęłaś mi to wszystko z ust.. Zgadzam sie z Toba bardzo:)
    Piękne róże, za które bardzo dziękuję:)
    i ściskam mocno i cieplutko

    OdpowiedzUsuń
  16. Skąd ja to znam" bo ty siedzisz w domu"... Często się zastanawiam co wypowiadajacy owy tekst ma na myśli. Zazwyczaj są to ludzie którzy nas znają, znają naszą sytuację i decyzję z powodu której " siedziby w domu"
    W moim przypadku jak słyszę tekst owy lub inny na zasadzie "a co innego masz do roboty,przecież siedzisz w domu"... Zawsze ODP.,że z chęcią się zamiennie... oddam chorobę... laskę o której się poruszam/dzięki której się poruszam i z chęcią pójdę do pracy,do ludzi, do normalnego życia.I nie siedząc w domu zrobię jeszcze to co robię będą w nim calym dniem...bo wszystko zależy od naszych ambicji
    Ogólnie drażni mnie ta polska przypadłość, że nie możesz mieć lepiej niż inny...bo zaraz kamienie lecą w twoja stronę.

    Fajnie ,ze poruszyłas ten temat.Pozdrawiam:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przytoczę Ci pewien dowcip, który świetnie ilustruje te nasze polskie przypadłości:
      Lucyfer w piekle przeprowadza inspekcje. Podchodzi do pierwszego kotła, którego pilnuje aż 10 diabłów i pyta:
      -dlaczego aż 10 diabłów pilnuje tego kotła?
      -bo w tym kotle gotują się Amerykanie, oni są ambitni i każdy co chwilę usiłuje wyskoczyć
      Lucyfer idzie dalej i zauważa kocioł, a przy nim 5 diabłów. Podchodzi i pyta:
      -czy tu tylko 5 diabłów wystarczy?
      -tak, w kotle gotują się Anglicy, są ambitni, ale przy tym trochę flegmatyczni więc 5 wystarczy
      Następnie lucyfer podchodzi do kotła przy którym stoi jeden diabeł i zadaje mu pytanie:
      -czy Ty tu sam wystarczysz, aby przypilnować kotła?
      -tak bo w kotle gotują się Niemcy, to zdyscyplinowany naród, więc jeden diabeł wystarczy
      Lucyfer idąc dalej zauważa kocioł, którego nikt nie pilnuje. Chodzi i szuka jakiegoś diabła, który by mu wyjaśnił zaistniałą sytuację, aż w końcu znajduje gdzieś odpoczywającego diabła, więc podchodzi i pyta:
      -dlaczego nikt nie pilnuje tego kotła?
      -bo w nim znajdują się Polacy
      -Czy Ci ludzie nie chcą wydostać się z tego kotła?
      -ależ chcą, tylko jak już jeden próbuje się wydostać i wspina się na ściankę, to reszta go łapie i ściąga z powrotem na dół

      Boleśnie prawdziwe;)

      Usuń
  17. ale trafiłaś z tym wpisem!! jestem żywym dowodem 'bo ty w domu siedzisz' ech ...
    jak ja bym czasem chciała posiedzieć!
    Ps. w urlopie jestem lepsza :P 10 lat małżeństwa i zero wyjazdu... ale to nic :) domek sie nam buduje, hpoteka na jeszcze tylko 19 lat :D co tam wakacje ... na taras wyjdę i cieszę się jak dziecko :D
    i jeszcze jedna racja.pracowałam w sklepie niegdyś i rzeczywiście narzekający na biedę w 70% wkładają do koszyków alkohol i papierosy, smutne ale prawdziwe :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ewelinko- potwierdzenie ostatniego zdania widzimy z M. każdego dnia w naszym sklepie. To bardzo smutne:(

      Usuń
  18. Dobrze, że poruszacie ten temat. Ja już dawno mam za sobą tzw" siedzenie w domu" Spędziłam z dziećmi aż 6 lat na urlopie wychowawczym. Częściowo to była moja decyzja częściowo zaważyło zdrowie dzieci i brak odpowiedniego przedszkola dla alergików (to było 20 lat temu. Też mnie kłuło stwierdzenie "bo Ty siedzisz w domu" a ja nie maiłam chwilki dla siebie, bo obowiązek utrzymania domu spadł wtedy na męża pracującego na dwóch etatach a na mnie cała reszta! Miałam presję, że skoro nie pracuję, to powinnam mieć idealny dom, błyszczący. A to nie zawsze tak się da. Na pasje i książkę brakowało czasu. Wieczory spędzałam przy maszynie, szyjąc ubranka dzieciakom bo dwa etaty nie zawsze wystarczały. Taka proza życia. A po 6- ciu latach musiałam od nowa zaczynać życie zawodowe, udowodnić sobie i innym że jestem fachowcem...
    Nie zawsze Mama siedząca w domu ma czas na wszystko ale i ta pracująca jest zagoniona. Większość z nas nie leży w domu, pięknie ubrana, pachnąca i z manicurem. Złe jest tylko to, że ludzie sie oceniają i krytykują w niesympatyczny sposób. Trzymam kciuki za Ciebie i wszystkie Mamy, bo wiem że wychowanie dzieci to najcięższa z prac. Życzę Wam abyście znalazły choć chwilke na swoje pasje, na dekorowanie domku czy inne drobiazgi dające radość i wytchnienie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ewo, ja "planuję" spędzić trzy- ale nie wiem, jak Kornelka zaklimatyzuje się w przedszkolu, więc niczego nie przesądzam. Zanim zdecydowaliśmy się na dziecko, tak ułożyliśmy życie zawodowe, żeby to było możliwe. I nikomu nic do tego:)

      Usuń
  19. Tak! Siedzisz w domu to masz czas! Aż mi ciśnienie skoczyło...to jest wymówka dla innych. Jak pracowałam to w domu miałam rozumię syf, ja chodziłam nieumalowana, a na obiad jedliśmy zupki chińskie? To jest taka gadka zazdrosnych bab które nie potrafią zorganizować sobie czasu :)

    OdpowiedzUsuń
  20. Ilonko dziękuję ci za ten wpis.Tak siedzę w domu,jestem kurą domową i lubię to co robię.W domu zostałam z wyboru,miałam czas aby poświęcić go na wychowanie syna ,który był dzieckiem z dużą nadpobudliwością psychoruchową.Udało się,wychowałam wspaniałego grzecznego młodego faceta i jestem z tego dumna.

    OdpowiedzUsuń
  21. Bardzo wartościowy i świetnie napisany tekst. Po 9 miesiącach w domu wymiękłam. Wracam do pracy w biurze. Myślałam, że dam radę zajmować się jednocześnie domem, dziećmi i pracować ale mam dość. Marzę o tym żeby odpocząć - w pracy. I to jest moja decyzja! Podziwiam Cię za to co robisz i za to jaką decyzję Ty podjęłaś. Chyba najgorsze jest to, że to kobiety kobietom takie uwagi robią. Dziwne prawda? Tak jakby nie wiedziały jak naprawdę jest...

    OdpowiedzUsuń
  22. A ja nie wiem czy mnie jeszcze dziwi podejście nas Polaków czy już niestety nie
    wtrącanie się narzekanie zazdrość oszaleć można
    nikomu nie zazdroszczę a gdy ktoś ma coś więcej szacunek zwłaszcza gdy doszedł do tego sam swoją ciężką pracą:-)
    mam dwóch synów obaj jak petardy wszędzie ich pełno bardzo żałuję że nie mogłam z nimi zostać w domu
    praktycznie nie wiem co to urok na L4 i na macierzyńskim taka praca ale wszystkim koleżanko powtarzam że jeśli tylko mogą niech zostaną z dzieckiem jak najdłużej szczęśliwa mama to szczęśliwe dzieci:-)
    robię wszystko bo chłopcy mieli mamę po pracy jak najdłużej a i dom świeci czystością chociaż do przesady
    grunt to doceniać co się ma być szczęśliwym z tym co się ma a jak się nie jest starać się to zmienić o ile można
    ulepszacze też są db czasem wystarczy godzinna wizyta u kosmetyczki i wracasz jak new ale wiem że nie każda z nas sobie nawet na to pozwala
    doceniajmy co mamy i cieszmy się gdy komuś się powodzi :-)
    pzdr ciepło

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. w naszym kraju szacunek do ludzi, którzy coś osiągnęli- najczęściej jest abstrakcją nie do pomyślenia. Zamiast podziwiać czyjąś pracę, upór i wytrwałość- lepiej krytykować, a już najlepiej szukać drugiego dnia("no bo to na pewno jakiś przekręt był"). Ale nic to, grunt to żyć po swojemu:)

      Usuń
  23. Kogo najbardziej "boli" i kto pierwszy rzuca kamieniem- leń. Przepraszam, że tak bez ogródek, ale ten kto COŚ robi nie ma czasu na pierdoły, nie zna życia sąsiada. Dzieli czas na czworo, by ogarnąć dom, dzieci, swoje pasje, inne obowiązki. Nie ważne, czy wstajesz każdego dnia o 6 do pracy, czy pracujsz w domu. Nawet ta domowa praca jest trudniejsza. Pensja na konto nie wpływa, jesteś mamą, kucharką, sprzątaczką. To mało??? A ile trzeba się nagłowić, by na wszystko starczyło z 1 pensji????
    Podziwiam Kobiety, które zdecydowały się zostać w domu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Agnieszko, nie masz za co przepraszać:) Gdyby ktoś pokusił się o wyliczenie, ile godzin w ciągu każdego dnia zajęły poszczególne czynności- często okazałoby się, że doba ma więcej niż 24 godziny, a kobieta "zarabia" dwa razy tyle co mąż pracujący 8h:)

      Usuń
  24. A ja muszę się przyznać i uderzyć w pierś, że zdarzyło mi się kiedyś tak podsumować pewną znajomą, że TYLKO siedzi z dzieckiem w domu i nic nie robi. Teraz, gdy od 6 miesięcy sama mam dziecko wiem jak wygląda to NIC-NIE-ROBIENIE i jest mi strasznie głupio, że tak o niej wtedy powiedziałam (zresztą już z nią to wyjaśniłam bo sumienie by mnie zamęczyło). Czasem trzeba wejść w cudze buty, żeby zrozumieć jego punkt widzenia.
    Co nie zmienia faktu, że jest masa kobiet, które sadzają dziecko przed TV i faktycznie nic nie robią - ale to ich broszka, nic nam do tego.
    pozdrawiam - zielononoga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zwykle tak jest, gdy oglądamy czyjąś sytuację z zewnątrz- łatwo wtedy o stereotypy;) A posiadanie dziecka wiele człowiekowi "wyjaśnia";)

      Usuń
  25. Tak, "siedzę" w domu z dzieckiem i albo patrzą na mnie z politowaniem, albo z zazdrością. Ja się nie tłumaczę, nie ma sensu, nikomu nic do tego. Ale ciśnienie mi się podnosi, oj podnosi.
    Lubię Twojego bloga :) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję za tak miłe słowa:) Czasem podejrzewam, że politowanie jest pozorne- przykrywa zazdrość;)

      Usuń
  26. Trudno mi sie z Toba nie zgodzic,bo mam tak samo.Jestem z dzieckiem w domu od 21 miesiecy i jestem ztego powodu szczesliwa,chc wiem,ze niektorym ciezko to zrozumiec.
    sciskam Cie serdecznie!!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. najważniejsza w tym wszystkim jesteś Ty, więc nie warto nikomu się tłumaczyć:)

      Usuń

Dziękuję za każdy pozostawiony komentarz - każde Wasze słowo jest dla mnie niezwykle ważne. Masz jakieś pytania - zostaw swój email - odpowiem na pewno.