Okołoświątecznie....

Okołoświątecznie....

Kochani, witam się z Wami poświątecznie. W ostatnich dniach wiele się działo - więcej, niż bym sobie życzyła, ale o tym za chwilę. Nie złożyłam Wam życzeń, nie odpowiedziałam na te wszystkie, które do mnie dotarły. Przepraszam. I dziękuję. Nie macie pojęcia, jak wiele mi dały... Na noworoczne przyjdzie jeszcze czas, dziś życzę Wam, by te ostatnie dni roku były szczęśliwe - i zwyczajne - czy nawet nudne;) Bo proste szczęście zwyczajnej codzienności bywa najlepszym, co los nam daje...

Zniknęłam niemal na dwa tygodnie - niespodziewanie dla mnie samej. Chciałabym powiedzieć, że potrzebny był mi reset, czas dla rodziny, przestawienie się na tryb offline... I poniekąd to prawda...  Niestety nie cała. Tydzień przed Wigilią pojechałam z Kornelką do okulistki - nowej, zupełnie mi nieznanej, acz polecanej - poprzednia, mimo wcześniej umówionej wizyty "nie znalazła dla nas czasu", proponując... sierpień 2016 - tak, dobrze widzicie i mam na myśli wizytę prywatną. Co o niej obecnie myślę - zachowam dla siebie i oszczędzę Wam wulgaryzmów. Zgodnie z jej zapewnieniami z lutego byliśmy przekonani, że wada jest na poziomie 2, maksymalnie 3 dioptrii, ale niepokoiło nas lekkie zezowanie (uciekanie oczka do środka, niezbyt częste, ale powtarzające się regularnie). Wynik badania był szokiem - lewe, "uciekające" oczko okazało się widzieć w niespełna 10%. Pierwsza diagnoza: nadwzroczność i +8,5 dioptrii. Szok. Niedowierzanie. Bezsilność. Złość. I olbrzymia niepewność, bo badanie dna oka, którego tego dnia moje dziecko nie pozwoliło wykonać, mogło wykazać o wiele większą. Siedziałam w gabinecie i łzy płynęły mi ciurkiem. Przerażała myśl, jak Kornelka poradzi sobie z okularami niczym denka butelek, czy od kontaktu z oprawkami nie powróci alergia... Na szczęście obawy okazały się płonne - dzień przed Wigilią odebraliśmy okularki - lekkie, eleganckie, antyalergiczne oprawki, a w nich najcieńsze możliwe przy takiej mocy soczewki - w najszerszym miejscu to około 4 mm (dla porównania - standardowe szkło o tej mocy miałoby 10-12 mm), a i tak widać to tylko z odległości kilkunastu centymetrów. Najwidoczniej pomagają i są idealnie dobrane, bo zakłada je w pierwszym odruchu po przebudzeniu i pozwala zdjąć dopiero przed zaśnięciem. Dziś robiliśmy ostatnią serię badań - w tym najgorsze, dna oka. Bo niestety - Kornelka nie pozwala w nie świecić. Konieczne okazało się założenie specjalnych sprężynek rozwierających powieki - nie obyło się bez płaczu i krzyku - po wszystkim nie wiem, czy bardziej trzęsłam się ja czy Kornelka, bo jej przeszło błyskawicznie, gdy dostała solidną porcję czekoladek od pielęgniarki;) Choć i Mężowi ciężko było na to patrzeć... Na szczęście wada okazała się nie być większa. 8,5 to dużo, ale mogło być gorzej. Okulary rewelacyjnie poprawiają widzenie - w tej chwili zbliża się już do poziomu 40%, na prawym oku to 100%. Czekają nas naświetlania i codzienne ćwiczenia z obturatorem - na razie, niestety, powodujące zdecydowany sprzeciw. Jednak są olbrzymie szanse na to, że wadę uda się całkowicie wyleczyć:) Nie w miesiąc czy dwa, ale w ciągu 2-3 lat - owszem.
Choinka ubierana wyjątkowo dopiero w przeddzień Wigilii...

Chciałabym roztoczyć przed Wami sielski obraz minionych Świąt, gdzieś w międzyczasie tak wiele podglądałam ich na blogach... Ale skłamałabym. Oprócz stresów "okulistycznych" , własny organizm zafundował mi powtórkę z zeszłego roku, tym razem w postaci zapalenia zatok i oskrzeli. Nie zrobiłam nawet połowy zaplanowanych dekoracji, aparat na moment wzięłam do ręki dopiero we Wigilię, nie mam ani jednego zdjęcia bożonarodzeniowego stołu... Po raz pierwszy od lat zabrakło przy nim mojej Chrzestnej - ani ona, ani jej brat- a mój Tato, nawet w ten dzień nie potrafili zapomnieć o kłótni sprzed pół roku... Okazuje się, że nawet nierozpakowany prezent potrafi wywołać smutek... Nie, nie utonęłam w melancholii, choć jej także nie zabrakło w świątecznym splocie rodzinnej atmosfery, pachnącej choinki, gwarnego biesiadowania przy suto zastawionym stole czy licznych okrzyków radości, gdy skrzacik wyciągał kolejne prezenty spod choinki. Święta żegnam z nadzieją w sercu, że kolejne także dadzą wiele radości - oby nie mniej, bo na więcej po cichu liczę:) Jednak to, co dla mnie osobiście najważniejsze, dostałam - po raz pierwszy od Wielkanocy spędziliśmy niemal pełne trzy dni razem - Marcin, Kornelka i ja:) A 25 grudnia świętowaliśmy też szóstą rocznicę ślubu:)

Nie mam dla Was zbyt wielu zdjęć z ostatnich dni, wybaczcie. Jednak kilka kadrów udało się złapać. Będzie więcej, obiecuję, chociażby prezentami mam ochotę się pochwalić, bo - gdy pierwszy raz od lat szczerze nie miałam żadnej specjalnej listy życzeń- zostałam hojnie obdarowana:) Dziś tylko część - wciąż nie doszłam w pełni do siebie, książkę w rękach utrzymam, ale z wyrzynarka miałabym problem;)

Wigilia u Pradziadków - Kornelka wprost ich uwielbia - jak każdy w naszej rodzinie:) Tegoroczna choinka - niemal czterometrowa- jeszcze nigdy nie była tak piękna:) A zapach szyszek - bezcenny:)

Nasza w tym roku uniknęła tradycyjnego kiczu, a Kornelka z Balzakiem śpiewająco zdali egzamin - jedyną bombkę stłukłam ja, pozo "nutowym" nietłukącym kompletem, obyło się bez plastiku - zawisły na niej sama szklane:)


Mieszkanie ubrane w świąteczne światełka daje wrażenie cudownego ciepła:)

Poza własnym dużym stroikiem popełniłam bardzo podobny dla koleżanki - wyjątkowo spodobała mi się ta podłużna forma - świetnie sprawdziła się na stole, to również dobry pomysł na świecznik adwentowy- zdjęcie robione w biegu, więc jakość tragiczna- w rzeczywistości prezentował się o wiele lepiej.

Na koniec jeszcze mini choineczka w Kornelkowych królestwie - oczywiście w barwach Krainy Lodu - ją ubrałyśmy 5 grudnia dla Mikołaja:)

Kochani, uciekam, bo z moją formą wciąż krucho. Jak najszybciej postaram się odpowiedzieć na wszystkie zaległe maile, a i trzy paczki wciąż czekają na wysłanie - wybaczcie, postaram się to niebawem nadrobić. Dobranoc:)
Pierniczkowy post.

Pierniczkowy post.

Z każdym rokiem uczę się odpuszczania i choć wciąż biorę na siebie więcej, niż czasem jestem w stanie unieść - poprawa jest widoczna. Pierniczków jednak nie może zabraknąć nigdy:) Tegoroczne wciąż czekają na lukrowanie, do niedzieli na pewno skończę- czy raczej "skończymy", bo Kornelka to wprost uwielbia:)

Przepis, któremu od lat jestem wierna, to przeliczona do bazy z kilogramem mąki wersja "Przepisu II" ze strony  Moje Wypieki, podaję poniżej dla chętnych:
Nie tylko karp. Kolorami w niepogodę.

Nie tylko karp. Kolorami w niepogodę.

Ryby na naszym stole pojawiają się regularnie, zwykle 2-3 razy w tygodniu - solidarnie je lubimy, choć nie każdy w każdej postaci. Najczęściej sięgamy po pstrągi i dorsze, Kornelka z tatą lubią łososia, ja chętnie zjadam sałatki z tuńczykiem.  Czas między końcem listopada a styczniem upływa nam pod znakiem karpia, od czasu do czasu - szczupaka- o którego w ostatnich latach jakoś ciężej- i okołoświątecznie - śledzia. Na świątecznym stole także wiodą prym - króluje smażony karp, równie szybko znikają ryby po grecku. I tak też będzie w tym roku, bo choć sama eksperymenty lubię - w rodzinie przewagę mają konserwatywni tradycjonaliści;) Dziś jednak przepis z zasady niezbyt świąteczny, ale może warto go zaserwować na wigilijnym stole?
Druciane zawieszki-serca z numerkami - DIY.

Druciane zawieszki-serca z numerkami - DIY.

Zobaczyłam je kilka dni temu na instagramowym profilu Ahojhome i pomysł wyjątkowo mi się spodobał. Jedyny problem - wolę serca bardziej pękate, oj, ciągnie swój do swego;) Zabrakło na stronie sklepu informacji o wymiarach zawieszek, a koszt oryginalnych od Madam Stoltz jest niby niewielki - 20 zł, ale... Moja wersja to nawet nie 1,2 zł (tyle kosztuje szpulka drutu, a na cztery zawieszki zużyjecie nieco ponad połowę,;)
Czas wykonania jednego serduszka z cyferką? Około 5-10 minut:) Idealne jako część świecznika adwentowego albo zawsze wtedy, gdy chcemy oznaczyć coś cyferkami. Lubie druciane dekoracje - prosta forma i multum zastosowań:) Ciekawi, jak je wykonać? Zapraszam:)
Polecamy bez reklamy - Szydełkowy świat Malwiny.

Polecamy bez reklamy - Szydełkowy świat Malwiny.

I to by było na tyle moich postanowień, by codziennie publikować adwentowy post... Oj, Magda, śmiej się i pokpiwaj ze mnie ile wlezie;) Pochorowała się Kornelka, w mgnieniu oka zaraziła Marcina i mnie - i tak kolejny już raz, z dokładnością co do dnia - trzy tygodnie spokoju i znów rodzinnie lądujemy u lekarza ze zaktualizowaną bazą wirusów. Szczęściem organizm Małej Lady regeneruje się błyskawicznie, a nam zostało grzeczne łykanie medykamentów...




Dziś przychodzę do Was z postem, który od dawna chciałam opublikować, bo niezwykle bliska jest mi dzisiejsza Bohaterka:) A kim jest?
Choinka z bombek / brokatowych kulek - DIY.

Choinka z bombek / brokatowych kulek - DIY.

Początek adwentu, a ja już zaliczyłam wpadkę - niestety choróbska uparcie trzymają się mnie tej jesieni:( Z opóźnieniem zatem przedstawiam Wam wczorajszy post...

Przygotowując WIANEK Z BROKATOWYCH KULEK wiedziałam, że nie będzie to ostatni projekt z ich udziałem - są niezwykle wdzięcznym materiałem do tworzenia świątecznych dekoracji, Postanowiłam więc sprawdzić, do czego jeszcze można je wykorzystać i tak powstała srebrna choineczka - którą podobnie jak wianek mozna także wykonać z małych bombek.
Pomysły na prezent dla dwu-, trzy-, czterolatka - PUZZLE, GRY.

Pomysły na prezent dla dwu-, trzy-, czterolatka - PUZZLE, GRY.

Kochani, skoro listopad za nami, czas najwyższy pomyśleć o prezentach. Mówię jak na spowiedzi- nieraz zdarzało mi się kupić coś w przeddzień Wigilii, a pakować na szybko przed samą kolacją (kiedyś nawet z gośćmi już przy stole...) I choć dumna z tego nie jestem, bo niezbyt miło wspominam tę niepotrzebną nerwówkę, to takie są fakty z przeszłości nie tak w końcu odległej, bo z "ery przedKornelkowej" i jednocześnie "przedblogowej" - czyli sprzed 4-5 lat. Odkąd jednak pojawiła się Ona - o wiele lepiej organizuję swój czas, natomiast blogowanie pozwoliło rozwinąć pasję do dekorowania i dbania o estetykę.

Od trzech lat najpóźniej w pierwszym tygodniu grudnia staram się skompletować wszystkie prezenty. Oczywiście z największą uwagę wybieram te dla najmłodszego członka rodziny- zwłaszcza że w ciągu zaledwie pięciu tygodni okazje są trzy - urodziny, Mikołajki i Boże Narodzenie, a dodatkowo drobne upominki do KALENDARZA ADWENTOWEGO. Ten ostatni zaczęłam kompletować już w październiku:) Kto nas obserwuje, zapewne zauważył, że sporo w nim gier - wszystko za sprawą tego, że zwyczajnie lubimy w nie grać:) Z Mężem najchętniej siadamy do Monopolu, ale potrzeby Kornelki są nieco inne;)

Mam wrażenie- i cieszy mnie to ogromnie - że planszówki przeżywają renesans. Choć to dość wymagająca rozrywka - bo spośród setek propozycji trzeba wybrać dostosowaną do wieku i zainteresowań dziecka, nauczyć się reguł, zapoznać z nimi dziecko i poświęcić nieraz długie godziny na rozgrywki, które lubią nie mieć końca - WARTO! Bo to nie tylko spędzony wspólnie czas - dzieci grające w planszówki świetnie się bawią, rozwijają i uczą, łatwiej wchodzą w interakcje z rówieśnikami, potrafią współpracować w grupie, uczą się zasad zdrowego współzawodnictwa. I to naprawdę widać, choć w przypadku trzylatków jeszcze nie w pełnym wymiarze. Świetnym wstępem do gier dla najmłodszych dzieci będą puzzle - później już idzie z górki;)

Blogowy Kalendarz Adwentowy. Wianek z bombek (i nie tylko ).

Blogowy Kalendarz Adwentowy. Wianek z bombek (i nie tylko ).

Czy to grudzień tak szybko się rozpanoszył czy może listopad umknął niepostrzeżenie? Nie mam pojęcia. Czy Adwent jest dla mnie czasem zadumy? Poniekąd tak, ale przede wszystkim to dni pełne radosnego oczekiwania, przygotowań, całej tej przedświątecznej krzątaniny - i sporego pakietu pięknych wspomnień:). Co roku słyszę - coraz więcej kiczu, komercja, amerykanizacja rodzimych tradycji. I śmieję się z tego serdecznie, bo sama tak kiedyś narzekałam;) Sporo jest prawdy w stwierdzeniu, że mądrość przychodzi z wiekiem - teraz już wiem, że ten czas będzie dokładnie taki, jakiego pragnę, bo tylko ode mnie wszystko zależy:) Nie kręcą mnie zmieniające się trendy, moja choinka nie musi być modna, ba!, powiem więcej, ja wiem, że niejeden nazwie ją kiczowatą. Bo na bogato w konwencji full wypas rokrocznie ją stroimy, obwieszamy jak na choinkę przystało. Zwykle ląduje na niej 6 do 10 sznurów rozmaitych lampek, tyleż kompletów bombek, w tym także te made in China ze styropianu- bo ani mi w głowie wściekać się na Kornelkę i Balzaka, którzy zwykle wokół niej krążą podjadając pierniki, więc na dole ląduje wszystko, co nietłukące, kolorowe i błyszczące. Trendsetterką nie zostanę, ale cóż, bywa...

Szczerze i z ręką na sercu przyznaję - nie uświadczycie u mnie świec porozstawianych wszędzie i palących się niemal bez przerwy. Pięknie to wygląda na blogach, ale u nas się nie sprawdza. Bo choć Kornelka rozsądnie się do nich nie zbliża- Balzaka ciekawią aż nadto. A kiedy dom już śpi i znajduję chwilę dla siebie - płoną tak długo, dopóki nie zbliża się moment pt. "chyba zaraz padnę" (zasnę/stracę przytomność/odpłynę - większość z Was wie, o czym mówię;)- a więc czasem niezbyt długo - wolę zdmuchnąć niż spłonąć;)

Ale dość o moich fobiach:) Skoro mamy Adwent - musi być kalendarz:) Przychodzę dziś do Was nie z jednym, lecz z dwoma:) Jeden jest dla Kornelki, a drugi? Dla Was:) Rozsiądźcie się wygodnie, bo post będzie długi;)
Ocieplacz na czajnik ze swetra. Sweterkowa osłonka. Bonus.

Ocieplacz na czajnik ze swetra. Sweterkowa osłonka. Bonus.

Weekend na blogach zdominowały kalendarze i świeczniki adwentowe, a u mnie dziś troszkę inaczej, bo kalendarz kończyć będę w nocy, a i cyferek wczoraj zabrakło. Świat się jednak nie skończył, więc braki okazały się mniej istotne, niż można by sądzić;)
Jednak nie leniuchuję, o nie, oprócz pracy oczywiście działam już przedświątecznie:) Bez szaleństw, spokojnie, systematycznie - tak jak lubię, by w Święta nie padać ze zmęczenia:) Pierwsze przygotowania to stwarzanie klimatu, drobne rzeczy, które cieszą i ozdabiają nasz dom...

Kasi z TwojegoDIY możecie poczytać o akcji Blogi rozkwitną poinsecją, której jest Ambasadorką, znajdziecie tam też konkurs - zajrzyjcie koniecznie, bo oprócz nagrody głównej jest coś jeszcze;) Do mnie co prawda nie dotarła kwiatowa poczta, która cudnie przyozdobiła wiele blogów i mieszkań, ale w końcu mam i ja te piękne grudniowe kwiaty:)
Polecamy bez reklamy - Shabby (i nie tylko) Shop.

Polecamy bez reklamy - Shabby (i nie tylko) Shop.

Długo kazałam Wam czekać na kolejną odsłonę "Polecamy bez reklamy" , ale niniejszym nadrabiam braki:) I czynię to z tym większą radością, że Ewę nie tylko podziwiam - ja ją zwyczajnie uwielbiam:) Shabby Shop był jednym z pierwszych blogów, jakie zaczęłam obserwować, choć wiele miesięcy minęło, zanim zamieściłam pierwszy nieśmiały komentarz. Ewa ma złote ręce - szycie, decoupage, transfery, bajeczne tipi - to tylko część jej wszechstronnych zainteresowań. Nie ma zamówienia, którego nie potrafiłaby zrealizować - o czym przekonałam się sama, gdy w przeddzień rajskich wakacji transferowała dla mnie podkładki (tak swoją drogą, Justynko, Twoje poszewki rodem z Dzikiego Zachodu do dziś siedzą mi w głowie;) Jeśli powie Wam, że nie jest pewna, czy da radę- nie wierzcie, serio- nie dość, że da, to jeszcze Was zachwyci:) Bo Ona taka już jest - skromna, choć olbrzymi talent dawno mógłby zawrócić w głowie.

Jako że sama może i coś tam wyhaftować potrafię, ale z maszyną do szycia już dwa lata się zaprzyjaźnić nie mogę, tym bardziej podziwiam Ją, dla której ściegi i tkaniny nie mają tajemnic. Jej BLOG to długaśna lista inspiracji i zrealizowanych marzeń- torby, poszewki, girlandy, tabliczki, klosze, wszelkie domowe tekstylia, bajeczne narzuty, spersonalizowane prezenty, które po prostu MUSZĄ zachwycić obdarowanego - to znajdziecie w każdym z postów. 

Zawsze interesują mnie blogowe początki osób takich jak Ewa - i o to właśnie spytałam:) Ciekawi?

Kolażowy problem.

Kolażowy problem.

Mam z nimi problem ogromny, bo bardzo bym chciała...

Umieć...
Tworzyć...
Mieć...

Ale niedouczona w tej materii jestem i siedzę zamknięta w ciasnej klatce możliwości darmowej Picasy. Jest też Photoscape, ale prędzej jajo zniosę, niż dokonam cudu i sprawię, by komputer mi przy nim nie mulił...

Choć tak właściwie to mi się inne kolaże (a może" moodboardy"?) marzą, takie full professional, gdzie krzesło jest sobie bez tła, dostawiam je przy wirtualnym stole i tylko czekam, aż publika zapieje z zachwytu. Ale to już czarna magia i jakoś się nie zanosi, bym znalazła rozwiązanie w internetach - albo szukać nie umiem, albo mało kto ma ochotę dzielić się ową wiedzą tajemną.

I gryzłam się strasznie, bo znów zachciało mi się udziału w konkursie... W głowie przesuwa się tablica za tablicą, inspiracje wychodzą uszami, ale jak im nadać formę konkretną, nie tylko z rojeń?

Wycinanką, Kochani:) Tak! Pamiętam jak lata temu wycinałam z gazet obrazki - zwykle projektowałam nimi modę, czasem swój pokój z marzeń (psycholog miałby używanie, bo niepokojąco owe projekty przypominały obecny pokój Kornelki;) Do zaprojektowania był salon. O, ten chętnie przygarnęłabym z większym metrażem i złotą kartą no limit na urządzanie. Ale znów fantazjuję, a miało być o konkretach. Usiadłam, powycinałam, układanie było lepsze niż puzzle. Salon powstał, a mi wciąż mało, więc zbieram już kolejne obrazki;)

Prosty wianek ze świerku - DIY.

Prosty wianek ze świerku - DIY.

Ciężko z tą moją formą, ale realizowanie drobnych przedświątecznych planów wyraźnie mi pomaga:) Zaplanowałam cykl postów, w których chciałabym podzielić się z Wami pomysłami na proste, a jednocześnie miłe dla oka dekoracje. Będą wianki, świeczniki i stroiki, kalendarz adwentowy, lampiony, trochę drutu i kilka niespodzianek:) Wspólny mianownik? Łatwość wykonania - z większością projektów przy naszej pomocy poradzi sobie nawet dziecko oraz wykorzystanie powszechnie dostępnych i tanich materiałów:)

Ponieważ w najbliższym czasie przyjdzie mi wykonać wiele wianków, także na blogu na pierwszy ogień pójdzie ten najprostszy - świerkowy na bazie z drucianego okręgu. Stanowi doskonałą podstawę do najróżniejszych aranżacji, jest znacznie lżejszy niż wykonany na słomianym podkładzie, a więc i łatwiej go powiesić bez obaw, że spadnie. 
Wszystko, czego potrzebujemy to gałązki świerku i drucik florystyczny.

Ciekawi, jak to się robi?
Domek / lampion z drutu - DIY.

Domek / lampion z drutu - DIY.

Nieco ponad tygodniowa nieobecność ba blogu, a ja już czuję się jak na głodzie... Za mną dziesięć pracowitych - i, niestety, chorowitych także- dni - niektóre piękne, inne zwyczajnie trudne. Nie wiem, czy warto się nad tym rozwodzić, więc chyba daruję Wam swoje życiowe mądrości;) Piękną złotą jesień zastąpiła całodniowa szarówka, deszcz, a czasem i błoto po kolana. Nie lubię takiej pogody, mam wrażenie, że wysysa ze mnie energię, ale z drugiej strony stagnacji też nie lubię. Dla rozjaśnienia szaroburych dni zaprosiłam do domu kwity, a ręce zajęłam drucianym mini domkiem, który od dawna chodził mi po głowie - ciekawi, jak go zrobić? 
Bo "after" jest zawsze "better" - Hungry for ideas w "Polecamy bez reklamy".

Bo "after" jest zawsze "better" - Hungry for ideas w "Polecamy bez reklamy".

Statystyki nie kłamią - cykl POLECAMY BEZ REKLAMY cieszy się dużym zainteresowaniem, mam nadzieję, że i sama idea przypadła Wam do gustu:) Zaczynając - wiedziałam, że osób,które będę Wam chciała przedstawić jest mnóstwo - i jak na razie wszystkie zgodziły się o sobie opowiedzieć:) 

Dziś ma dla Was historię, w której zapach drewna przeplata się z ogromem prawdziwie rodzinnego ciepła, a praca wre w rytm koncertu dłut, pił i szlifierek - granego na cztery ręce. To opowieść z gatunku tych, gdzie "później" jest zawsze "lepiej", a każdy przedmiot da się ocalić od zapomnienia. Domyślacie się już, o kim mówię?

Beata to nie tylko autorka bloga HUNGRY FOR IDEAS, ale i twórczyni projektu AFTER BETTER. Razem z Mężem tworzy, odnawia, naprawia - i daje nowe życie przedmiotom przez innych spisanym na straty. Gdy czytam jej posty i oglądam wnętrze domu- pierwsze, co przychodzi mi na myśl, to stwierdzenie, że jest prawdziwy - żywy organizm, w którym funkcjonują ludzie z krwi i kości - i cieszą się każdą chwilą. Przedmioty sprzed lat - czy to stary kredens czy szafka, nogi od maszyny prababci, kufer, co mógł zjeździć pół świata - trafiają tu wzgardzone przez innych, by po wielu godzinach żmudnej pracy stać się przedmiotem pożądania wielu. Surowe deski z tartaku czy plastry drzew zmieniają się w deski i podkładki, których nie powstydziłby się najwytrawniejszy znawca designu. Apetyt zaostrzają nieziemskie zapachy z kuchni - raz to ketchup z papryki, innego dnia kurkowy sosik. Takie miejsca uwielbiam i zawsze chętnie do nich wracam - zawsze z ciekawością, co nowego zobaczę, bo nie ma rzeczy, których ta pracowita Kobietka zrobić nie potrafi:)

Pokazujesz mnóstwo odnowionych przez siebie mebli, a co było pierwsze - blog czy ich  renowacje?


"Zdecydowanie odnawianie mebli. Od dawna znosiłam starocia do domu i zmieniałam ich wygląd na swój sposób.  Kupiłam parę książek o renowacji mebli, ale po przeczytaniu i tak nic nie wiedziałam. Najlepiej uczyć się na żywym organizmie, więc  pewnego dnia, czyli 4 lata temu, postanowiłam ukończyć kurs renowacji mebli. Kurs był bardzo intensywny, ale dla mnie niezmiernie przydatny. W międzyczasie walczyłam z myślami: co zrobić z boazerią w przedpokoju? Pomalowałam na biało i to był moment kiedy córka powiedziała: Mamo, załóż bloga i opisuj swoje prace. I tak się zaczęło J Młodzi są odważni i przebojowi. Więc tak naprawdę dzięki mojej córci mam Hungry for ideas." 

Czy zdarzyło Ci się kiedykolwiek poddać,a może nie ma takiego mebla, który by Cię "pokonał"?

"Sam kurs dał mi niesamowitą siłę i przekonanie, że praca ze starymi meblami i przedmiotami jest moją pasją J Od zawsze zbierałam rodowe srebra, porcelanę czy szkło.  I kiedy dowiedziałam się, że rodzina męża z Podkarpacia ma do oddania starą szafo-bieliźniarkę, która kiedyś stała w rodzinnym domu teścia, postanowiłam ją mieć. Niestety oddałam ją do renowacji bo bałam się, że nie dam rady. I to był jedyny mebel, którego nie odnowiłam. L Teraz meble kupuję w nacie lub przywożę od znajomych. Wszyscy nasi przyjaciele i rodzina wiedzą, że lubimy ratować zapomnianego staruszka ze strychu."

Skąd pomysł na deski? To w końcu "flagowy" produkt After Better... Jak je robicie? I czy ciężko zdobyć dobre drewno?

"Trzy lata temu byłam służbowo w Albanii. Zwiedzałam najstarsze miasto, gdzie jest typowe targowisko ze starociami i pięknymi tacami z drewna oliwkowego. Pomyślałam sobie, że my mamy cudowne drzewa jak dąb, wiąz, jesion czy grab. Zapytałam męża, czy zrobiłby nam dębową deskę do serwowania?  Marzyłam, by deska miała sęki i ciemne słoje. Objechaliśmy parę tartaków na około Warszawy, aż w końcu trafiliśmy do Pana, który zaproponował, że przygotuje dla nas takie drewno. Zdobycie maksymalnie suchego drewna z piękną historią typu sęki i słoje nie jest łatwą sprawą.

Jak je robimy?

Bardzo prosto. Drewno samo pokazuje jak mamy tworzyć. To jest coś niesamowitego! Mąż, który nigdy nie miał duszy artysty, teraz, kiedy widzi deskę, od razu czyta z niej, jak ma wyciąć i jaki w efekcie końcowym będzie kształt deski czy świecznika. Robimy też stoliki kawowe.  To takie nasze marzenia. Fajne jest też to, że kiedy jesteśmy w tartaku i widzimy leżące drewno o pięknych kształtach, stoimy nad nim i razem głośno omawiamy co z niego zrobimy…"


Dlaczego "After better"?

"Chciałam, żeby w tytule była już reklama, że produkt wychodzący spod naszych rąk jest lepszy, niż ten który trafił do nas. Kiedy pracowałam nad graficzną nazwą, bardziej pasowała mi na początku literka „a” niż „b”. I tak jakoś samo wyszło J  Podobno nazwy tworzą się same J"

Jaką w tym wszystkim rolę odgrywa Mąż?

"I to jest bardzo ciekawe pytanie! Bez niego prawie nic bym nie zrobiła. Jak wiadomo stare rzeczy są zardzewiałe, ciężkie i uśpione. Śruby nie chcą się wykręcać, stare farby zaklejają zamki, a meble z drewna są tak ciężkie, że sama nie byłabym w stanie je podnieść. Mąż jest moją prawą ręką.

Jak pomaga przy deskach? To on jest głównym projektantem i wykonawcą. Oczywiście pomysł jest wspólny, ale kiedy poprawi po swojemu wydaje mi się, że nasze dechy nabierają swoistego stylu. Zawsze gdzieś przytnie i zaokrągli. Wtedy chwalę go głośno, bo jest za co J

A jakie macie plany na przyszłość?

"Ja ciągle jestem wierna renowacjom. I uwielbiam, kiedy znajomi proszą mnie o uratowanie rodzinnego mebelka.  Ale bardzo bym chciała by marka „after better” kojarzyła się z pozytywną energią w naszych domach, żeby była naturą w pigułce. Wraz z mężem chcielibyśmy kontynuować naszą pasję przez rozwój rodzinnej marki. By klienci mogli kupić wyjątkową deskę, świecznik czy mebelek pasujący tylko i wyłącznie do ich otoczenia. To tak jak: jedziesz na wakacje nad morze, znajdujesz bursztyn i przywozisz go do domu by przypominał Ci tylko ten wyjątkowy wyjazd…"



Magię tych niezwykłych desek od kilku dni czuję u siebie - znajdziecie je w mojej kuchni:)

Post powstał w ramach cyklu "Polecamy bez reklamy" .

Pozostałe odsłony znajdziecie tu:

Paulina - Dyniowe Love (ten post powstał wcześniej, ale świetnie wpisuje się w cykl:)

Miłego wieczoru i przyjemnego czytania:)
Jak niebanalnie zapakować prezent? Świąteczne DIY.

Jak niebanalnie zapakować prezent? Świąteczne DIY.

O ile czasem się zastanawiam nad sensem przedwczesnego przywoływania wiosny, w przypadku świąt - wątpliwości brak:) Kocham ten rodzinny czas, zapach pierników i sosny, pomarańcze w kolczudze z goździków, ten - jeden raz w roku dopuszczalny - kicz choinki "na bogato". Od kilku lat przygotowania rozkładam w czasie - i to się sprawdza, w Wigilię świętuję, zamiast podpierać łokciem nieprzytomną głowę, cieszę się ze wszystkimi - i z poczuciem dobrze wykonanej pracy:)

Z roku na rok pomysłów, jakie chciałabym Wam pokazać, przybywa, niestety czas wciąż bywa nieubłagany i część zostaje tylko w głowie. W tym roku znów mam PLAN, rozpisany nawet skrupulatne w notesie- na poszczególne czynności, zadania i posty. Nie jestem może genialnym strategiem, ale zaciskam kciuki za powodzenie własnych zamierzeń;)

A skoro o tematyce okołoświątecznej mowa - musi być o prezentach, a raczej ich pakowaniu. Tu wyzwanie znalazło mnie samo wraz z konkursem dla blogerów, organizowanym przez PLASTIFLORĘ . Ta działająca od ponad trzydziestu lat firma jest jednym z czołowych producentów artykułów dekoracyjnych w Europie, a sukces zawdzięcza nie tylko wysokiej jakości produktów, ale i śledzeniu aktualnych trendów, w które idealnie wpasowuje swoją ofertę. A w niej znajdziemy nie tylko wstążki, materiały, folie  i papiery ozdobne, ale także kwiaty i oryginalne dodatki do domu. 

O co chodzi w konkursie? 15 blogerów otrzymało pakiet materiałów, idealnych do niebanalnego zapakowania prezentów. Każdy zestaw inny, wszystkie ciekawe, ogranicza nas tylko wyobraźnia. Nagrodą jest udział w profesjonalnych warsztatach pakowania prezentów. Temat bardzo na czasie, więc postanowiłam podjąć rękawicę;)

Nie wiem, jakie było kryterium przypisania zestawów do poszczególnych uczestników, ale zestaw, który otrzymałam, jest jak stworzony dla mnie - czerwień i złoto:)

W jego skład wchodzą dwie rolki karbowanego papieru i trzy rodzaje ozdobnych wstążek. A ponieważ nie lubię niczego wyrzucać- postanowiłam także wykorzystać miękką złotą i czerwoną folię, w którą całość była owinięta i kawałek przezroczystej (stanowiącej opakowanie papieru;) Mogliśmy dodać też drobne elementy własne - i tu ciężko było mi się powstrzymać;)

Tegoroczne centrum dowodzenia umiejscowiłam w kuchni - kącik kawowy idealnie się do tego nadaje;) Rano napadłam okoliczne krzaki, wyciągnęłam też walizkę z etykietą "Święta";)

Przygotowałam dla Was cztery proste pomysły - do wykorzystania przy pakowaniu nie tylko świątecznych prezentów:)

1. Pudełko origami

Składa się je z kwadratowego kawałka papieru, wykonanie zajmuje nie więcej niż 5 minut. W roli wypełniacza - mech, w którym łatwo ukryć małe pudełeczko. Zamiast wieczka - pióropusz spleciony z cyprysowych gałązek wzmocnionych cieniutkim drucikiem, spięty ozdobną tkaną wstążką. Róże wykonałam ze skrawków miękkiej folii i druciku florystycznego.



2. Klasyczny prostokąt.
Forma idealna do wszystkich prostych pudełek czy książek, najłatwiejsza do wykonania - ale wcale nie nudna;)
Złoty karbowany papier już z samą wstążką wygląda odświętnie, zieleń też idealnie wpasowuje się w klasyczną kolorystykę - zamiast bluszczy możemy użyć gałązki świerku, sosny czy jodły albo np. listków ostrokrzewu. Całość postanowiłam troszkę spersonalizować...
...dodając szczyptę geometrii w formie trójkątów przyklejonych grubą taśmą dwustroną - dała efekt trójwymiarowości. Z braku ładnej etykiety posłużyłam się kawałkiem brzozowej kory:)


3. Puzderko z... dyni.
Wydrążoną białą dynię (odmiana Casperita, podobna do Baby boo, ale większa- wielkości grejpfruta) ozdobiłam dwoma paskami czerwonej wstążki przymocowanej taśmą dwustronną (zdjęcie zrobiłam w momencie, gdy planowałam paski trzy;) i wypełniłam mchem. Na kapturek przykleiłam pasujące kolorem półperełki...
...myślę, że to dobry pomysł na zapakowanie biżuteryjnych prezentów:)

By nic nie wypadło np. podczas transportu- całość owinęłam przezroczystą folią i dodałam różyczki, do których mam chyba jakąś słabość;)



4. Mini pakunek.
Bajecznie prosty sposób na szybkie przygotowanie np. kalendarza adwentowego - wystarczy zrobić 24 pakuneczki i na każdym przykleić cyfrę. Słodki charakter paczuszki można podkreślić mini gniazdkiem z babeczkowej foremki:)



5. Tuba.
Kolejne proste opakowanie, sprawdzi się także przy prezentach w butelkach - alkoholach czy domowych nalewkach, Owijamy prezent papierem, sklejamy na górze i dole, górną część ozdabiamy- u mnie to gałązki ognika i świerku, cynamon i suszony plaster pomarańczy - całość przyklejona klejem na gorąco, dodatkowo kształt nadałam za pomocą  cienkiego druciku. 

Powoli kompletuję już świąteczne prezenty, lubię je też wcześniej spakować, by uniknąć wkładania ich "na szybko" do gotowych marketowych torebek;) 

A jak Wy pakujecie swoje?

Dobranoc:)