Podaj dalej, starocie i jak ocieplić salon...

Podaj dalej, starocie i jak ocieplić salon...

Kilka dni temu napisała do mnie Niezapominatka z prośbą o mój adres niezbędny do wysłania niespodzianki w "Podaj dalej". Gdyby mnie nie oświeciła, że zgłosiłam się do zabawy mniej więcej rok temu i właśnie mija ustalone 365 dni na wysyłkę owej niespodzianki- poważnie zwątpiłabym w możliwości własnej pamięci:) Dziś listonosz wręczył mi paczuszkę, a w niej... Zresztą zobaczcie sami:)

Dostałam woreczek i dwustronne serduszko, które jest zapachową zawieszką:) Atka widać dokładnie prześledziła mojego bloga i zrozumiała, że różana obsesja jest czymś, co towarzyszy mi na co dzień:) Dziękuję Ci kochana przeogromnie- niezwykle mnie uradowałaś, a zawieszka pachnie nieziemsko:)

Zgodnie z zasadami zabawy teraz to ja ogłaszam ją u siebie:) Dla pierwszych trzech (chyba się nie pomyliłam i właśnie trzech:) osób, które w komentarzu poniżej wyrażą chęć udziału w zabawie, w ciągu najbliższych 365 dni przygotuję niespodzianki:) Jest ktoś chętny? :)


Mimo przejmującego zimna musiałam dziś wybrać się do miasta. Po załatwieniu spraw niezbędnych stwierdziłam, że trochę przyjemności też mi się należy, wstąpiłam więc do mojej ulubionej klamociarni:) wypatrzyłam cudną witrynkę, ale niestety okazała się za szeroka jak na moje potrzeby i posiadaną w kuchni przestrzeń, musiałam więc zadowolić się mniejszymi zakupami. Ale uważam je za niezmiernie udane:) Oto co kupiłam:

Filiżankę, z motywem róż oczywiście, i cztery talerzyki- druga filiżanka do kompletu była niestety stłuczona:( Moje maleństwo jest z Chodzieży i całkiem miło sprawiło się podczas dzisiejszej popołudniowej herbatki:)



Kwadratową buteleczkę z grubego szkła

Dwa kieliszki w nietypowym kształcie i ze szklanymi przykrywkami- zobaczyłam takie po raz pierwszy i choć nie mam pojęcia, do czego mogą służyć- po prostu musiałam je mieć:)


Olbrzymi słój- jak na mój gust, wygląda całkiem skandynawsko;)
Kiedy pytałam Was, gdzie najlepiej przechowywać szpulki, wiele było głosów podpowiadających właśnie duży słój- i miałyście rację:)


Jedyny mankament to nadpęknięta przykrywka, ale za 2zł nie ma co wybrzydzać;)

Wzięłam też pudełko po brzegi wypełnione guzikami- niektóre tak mnie urzekły, że chyba poświęcę im osobny post:)

Ach, i jeszcze angielską bulionówkę wypatrzyłam- tu w towarzystwie wszystkich moich dzisiejszych skarbów:)
Jak widać wyżej- przywlokłam też cztery motki pięknej wełny, czarna to na pewno merynos, na złamanej bieli jest tylko napisane "wełna 100%" oraz kilka metrów koronki:) Ufff, i to całe zakupy:)

I na koniec pytanie do Was. Mój salon wiosną czeka poważny remont. Jednak póki co postanowiłam nieco ocieplić jego dość surowy wizerunek- tu tylko jeden kąt, bo Kornelka zabałaganiła resztę;) 

Kolor ścian zostanie taki sam lub bardzo podobny, kanapy i stolika też na razie nie planuję wymieniać, więc może poduszki dobrze sprawdziły by się w roli ocieplacza? Tylko jakie? Materiał, dzianina, futro? I jaki kolor? Myślałam o brązie, ale chyba jednak nie, przydałoby się całość jakoś ożywić... Beż, fiolet, róż, biel? A może naturalny len? Jak sądzicie? Liczę na podpowiedzi:)

Pozdrawiam serdecznie:)
Madelinka
Różany debiut krzyżykowy i co wyszło z podpalonych foremek:)

Różany debiut krzyżykowy i co wyszło z podpalonych foremek:)

Zabierałam się do tego długo... Na kilka dni przed Świętami, zmobilizowana przez Anię i jej cudne krzyżykowe zawieszki, obiecałam sobie, że na pewno spróbuję... I czas jakiś mi zajęło, zanim się za to wzięłam- jak zawsze pochłaniał mnie milion innych spraw;) Pierwszą próbę wstydziłabym się komukolwiek pokazać- za dużo nitek muliny, rozłażąca się kanwa i totalna porażka. I to mnie zniechęciło na kilka dni. Ale przecież igła z nitką i jakieś krzyżyki nie mogły mnie pokonać na dobre, więc uzbrojona w porządną (czytaj: krótką i niezbyt grubą, acz z dużym oczkiem:) igłę i prościutki wzorek zaczerpnięty stąd zabrałam się do dzieła. Efekt malutki i skromniutki, krzyżykom trochę brakuje do idealnej równości, ale cóż, znów jestem z siebie zadowolona- oswoiłam się z kolejną rzeczą, która wydawała się być czarną magią:)




I jeszcze moja różyczka wśród cierni- tak dla pełnego obrazu, jak ciężkie wydawały mi się początki;)


Podoba mi się to całe krzyżykowanie, więc zapewne niejedną rzecz wyhaftuję:) 

Czas jakiś temu w poście o gipsie żaliłam się Wam na jeden z internetowych sklepów sprzedających formy do odlewów i na jakość owych form w szczególności. Choć odlewów się z nich zrobić nie dało, nie mam w zwyczaju niczego wyrzucać,dopóki swojego nie odleży i nie stwierdzę z całą pewnością, że na nic mi się już nie przyda. Tym razem było tak samo. Po pół roku leżenia miałam już wyrzucić 3 z 4 foremek, ale postanowiłam dać im ostatnią szansę- rozgrzałam każdą nad palnikiem i ten lekko skwierczący plastik starałam się maksymalnie rozciągnąć na brzegach (niestety, palce ucierpiały, ale czego się nie robi dla sztuki;). I o dziwo- o ile tylko przed wlaniem gipsu foremkę wysmaruję wazeliną- coś wychodzi, choć wciąż jest problem z wyjmowaniem, a i kształty na środku nie mają tak równej powierzchni, jak powinny- widać to zwłaszcza na drugim zdjęciu, na odlewie w lewym dolnym rogu. Ale odrobina szpachli czy gipsu powinna wyrównać ten feler;)


Od dłuższego czasu bezowocnie poszukiwałam okrągłych wkładów poduszkowych. Z irytacji postanowiłam zrobić własne, ale o tym już w następnym poście, bo dziecko moje chyba postanowiło drzemkę zakończyć- to i tak cud jakiś, że mniej więcej od dwóch miesięcy śpi w dzień- a ja mam trochę czasu wyłącznie dla siebie:)

Pozdrawiam serdecznie:)
Kształt niemal ostateczny i pożegnanie choinki.

Kształt niemal ostateczny i pożegnanie choinki.

Przed Świętami mojemu kącikowi kawowo-rozmyślaniowo-szydełkowemu nadałam kształt niemal ostateczny. Wczoraj spakowałam ostatnie świąteczne ozdoby do pudeł i na pięterku będą teraz musiały czekać na grudzień;) Kącik jest częścią kuchni, to coś w rodzaju oszklonej loggii- powtórzę się, ale po prostu go uwielbiam:) To tu najczęściej szydełkuję, czytam i raczę się popołudniową kawą:)
 Tak kącik wygląda widziany z salonu:)
Łapka kuchenna wspaniale sprawdza się w roli podstawki pod ciepłe naczynia- mam chyba jakąś obsesję, ale nigdy nie stawiam niczego bezpośrednio na meblach- chyba że przez przypadek;)




Tu też znalazła swoje miejsce maszyna do szycia
Stoliczek doskonale sprawdza się w funkcji podręcznej,na nim też ostatecznie zamieszkał samowar. W mieszkaniu jest bardzo ciepło, więc znajdującego się tu kaloryfera nigdy nie używamy- z czasem zamierzam go elegancko zabudować, tymczasem stanęła na nim wspaniała kolekcja książek kucharskich- lubię je mieć pod ręką, bo są skarbnicą genialnych pomysłów:)




I tu  jeszcze widok całościowy, choć zdjęcie nie oddaje tego, jak przytulna jest całość:(

Ciasteczkowa książka kucharska była bardzo dobrym zakupem- poniżej, na już dawno wyrażone życzenie Tynki, zdjęcia ciasteczek, jakie można wyciąć dołączonymi do niej foremeczkami- niestety same foremki chwilowo się zapodziały;)

Choinkę rozebrałyśmy z Kornelką w sobotę- bardzo jej się ta czynność podobała:)

Jeśli chodzi o mój poziom zaufania do meteorologicznych prognoz- do wysokich on nie należy, ale dziś "przepowiadacze" trafili w sedno i zima znów cieszy białym puchem- takie mam w tej chwili widoki z okna:)



Czyli jutro jazda na sankach będzie jeszcze przyjemniejsza:)

A teraz moje dziecko znalazło sobie idealny moment i właśnie się obudziło, więc uciekam:)

Pozdrawiam serdecznie:)
Madelinka
Szydełkowa łapka i eksplozja kolorów:)

Szydełkowa łapka i eksplozja kolorów:)

Kto po moich wczorajszych szalikach obstawiał narzutę- trafił w dziesiątkę:) Z fioletowych powstaje narzuta na kanapę w salonie:) Brązowe w warkocze są tylko cztery, więc będzie z nich mały komplet na przedpokój. A reszta? Cóż, pomysł na pewno się znajdzie:)

Mam okropny problem z zaczynaniem zbyt wielu robótek- wszystko przez natłok pomysłów;) Kłopot w tym tylko, że później nie ma kiedy ich kończyć... Chyba więc najlepsze są małe projekty- takie do wyszydełkowania w czasie dziecięcej drzemki:) I to właśnie projekt z gatunku popołudniowych- szydełkowa łapka:
To oczywiście stosownie powiększony babciny kwadrat w otoczeniu wachlarzyków:)




Powstała z absolutnych resztek kordonka z dwóch bieżniczków, w dodatku nieźle splątanych przez Lady- przy rozplątywaniu trzeba było ciąć i później wiązać, więc na serwetkę już się nie nadawało. Ale jest wyjątkowo przyjemna w dotyku i tak, uważam, że bardzo ładna, mimo swojej prostoty:)

Ponieważ i na haftowanie mnie wzięło, zebrałam wszystkie muliny, jakie udało się znaleźć w moich zasobach (przynajmniej te niebędące jednym wielkich kolorowym supłem;) i cieszę oczy:) Przy okazji znalazłam też kawałek kremowej kanwy (Aniu, postanowiłam nie poddawać się krzyżykowo- mimo wszystko. A ta dzisiejsza chyba lepsza od jakiś czas temu kupionej, bo gęściejsza;), więc może za jakiś czas coś na niej powstanie:)

Nie wiem też kiedy i jak do mnie trafiły, ale i całkiem przyzwoite guziki znalazłam;)


Powiedzcie sami- czy można się oprzeć takim kolorom? Ja nie potrafię:) Co prawda dziś nie liczę, że Kornelka szybko pójdzie spać, bo wyspała się w dzień, ale trudno, noc jest długa:)

Mróz za oknem aż trzeszczy, dziś rano termometr pokazał -19 stopni. A od poniedziałku ponoć szykuje się lekkie ocieplenie i ma spaść więcej śniegu:) Lubię to:)

Zmykam parzyć herbatę na wieczorne posiedzenie:)

Dobranoc:)