Już czeka za progiem....

Już czeka za progiem....

...ten Nowy Rok:)

Wpadałam na chwilkę tylko, by złożyć Wam życzenia:) Kochani moi, zarówno tym, którzy są ze mną od początku, jak i zaglądającym tylko czasami, życzę dni pełnych słońca- na niebie i w sercu, zdrowia stojącego u boku niczym wierny strażnik, miłości, co swym ciepłem ogrzewa nawet kamienne serca. Czegoż jeszcze mogę życzyć? Marzeń obdarzonych cudowną właściwością spełniania się- wtedy nic więcej nie będzie potrzebne:)

Nie podsumowuję minionych miesięcy, bo wiele lat temu przestałam widzieć w tym sens. O tym co dobre- pamiętam zawsze, gorsze chwile traktuję jako naukę, ale ich nie rozpamiętuję- i tej umiejętności także Wam życzę:) 

Do zobaczenia w Nowym Roku:)

Madelinka
Przedświąteczne radości i kocie problemy całoroczne.

Przedświąteczne radości i kocie problemy całoroczne.

Dzień dobry:)

Zaczyna już robić się szaro- w takich chwilach najbardziej brakuje mi puchatej śnieżnej pierzynki za oknami:) Prognozy są jednak jednoznaczne- śniegu jak nie było, tak i zapewne nie będzie. Może to i lepiej, bo nadmiar śniegu potrafi nieźle utrudnić życie, niemniej jednak chciałabym, żeby nasze dziecko przejechało się tej zimy na sankach- choć raz...

Ponieważ najnowszy szydełkowy projekt dopiero rozpoczęty, dziś pokażę Wam, jakie cuda przynieśli pocztowi kurierzy na dzień przed Świętami:) Pierwszą wręczyli mi paczuszkę od Malanki . Przesyłka zawierała prezent zarówno dla mnie, jak i dla Kornelki:)
Dostałyśmy cudowne szydełkowe kołnierzyki- idealne dopełnienie świątecznego stroju:)

A mojej Lady trafiły się również baletki godne księżniczki...
...i szydełkowy kocyk...
...z którym moje dziecko praktycznie się nie rozstaje już piąty dzień, więc musicie wybaczyć, że przedstawiam go w stanie wysoce wymiętym- ciężko go jej odebrać;)

Ale nie był to koniec niespodzianek, bo dostałam również paczkę od Polinki, a w niej prawdziwy mini-zielnik w postaci kompletu uroczych podkładek- rzecz jasna zgrozą napawa mnie używanie tak pięknych rzeczy zgodnie z ich przeznaczeniem, więc tylko podziwiam:)

Znacie moje szczęście, więc jak nietrudno się domyślić, to nie wszystko, co było w paczce:) Dostałam też komplet lampioników- a tego jak wiadomo nigdy za wiele, zwłaszcza u mnie:)

Dziewczyny moje kochane, jeszcze raz Wam dziękuję:*

Niestety na prezentach przed i świątecznych chyba tegoroczny zasób szczęścia się wyczerpał, bo samochód nasz kapryśny po raz już chyba piąty w ciągu ostatnich trzech miesięcy odmówił posłuszeństwa, ba, zwyczajnie się na nas wypiął i co gorsza- tym razem nawet nie wiadomo, gdzie tkwi przyczyna. Nie jedzie, nawet ruszyć nie chce, wyje niemiłosiernie na pół osiedla i przez te dźwięki z niego się dobywające aż wstyd się przyznawać, że to nasz. A wolny termin u mechanika dopiero w nowym roku, więc zachwycona nie jestem. Podczas ostatniego znoszenia wózka coś mi chrupnęło w kolanie i biodrze i jeśli cudzik się jakiś mały nie zdarzy w Nowy Rok wejdę kuśtykając- a wszystko to przez sąsiadów i ich kocisko. Tak, właśnie tak. Nic przeciwko kotom nie mam, naprawdę, pod warunkiem, że nie włażą do wózka dziecka mego własnego, nie ostrzą sobie o niego pazurów i nie drą znajdujących się tam kocyków. O pozostawionych śladach z błota już wspominać nie będę. Otóż sąsiedzi moi mają kota, choć gdyby traktować ich jako właścicieli to nienajlepsza ocena im się należy. Przygarnęli to stworzenie, owszem, szczepią i karmią, ale w domu przebywa tylko wtedy, kiedy i oni. A przebywają czasami dość rzadko, więc kiedy ich nie ma- kot ląduje za drzwiami. Kiedy może pcha się więc do klatki, próbuje wchodzić do mieszkań, a kiedy mu się to nie udaje- mości się w naszym wózku- czyli za każdym razem praktycznie, jeśli tylko nie dam rady wtachać go po spacerze z powrotem na trzecie piętro (bo M. w domu jest gościem, a ja nie zamierzam przez wredne kocisko dziecka spaceru pozbawiać, a bez wózka Lady daleko nie zatupta)  i wstawić do mieszkania. Sąsiedzi problemu nie widzą (choć już trzy razy ich przyłapałam zaglądających do owego wózka, ba, nawet pod kocyk, kiedy myśleli, że są w klatce sami, a ja wracałam ze spaceru z Balzakiem), raz nawet sąsiadka zrobiła mojemu Tacie awanturę, że kota jej straszy, kiedy wychodząc ode mnie próbował go z wózka i klatki schodowej przegonić. Argumenty, że kot wchodzi do wózka, czego sobie nie życzymy, zupełnie do niej nie przemawiają- twierdzi, że zwierzę tego nie robi. Kilka dni temu znalazłam kocyk cały ubłocony śladami małych łapek- następnego dnia błoto było również, ale kolejnego kocyka już nie znalazłam- zniknął w niewyjaśnionych okolicznościach. Kłócić się nie lubię, ale cała ta sytuacja drażni mnie coraz bardziej. Owszem, są różne chemiczne środki odstraszające koty, ale przecież nie spryskam nimi wózka, który czasem moje dziecko potrafi chociażby polizać. Koleżanka radziła mi spryskać wózek olejkiem cytrynowym- dziś kupiłam, mam nadzieję, że pomoże. Ponoć odstraszająco działa tez kamforowy, ale za tym to sama nie przepadam. Przychodzi mi momentami do głowy zadzwonienie do schroniska, bo kot praktycznie przez większą część czasu jest bezdomny, ale jednak mi go żal. Więc już nie wiem, jak to rozwiązać:(

Uff, wyżaliłam się trochę i mi lepiej;) Jak to dobrze mieć bloga:)
Kornelka się obudziła, więc pora na podwieczorek:)

Pozdrawiam serdecznie:)
Wieczory bynajmniej nieleniwe i kolejna poduszka z futerkiem:)

Wieczory bynajmniej nieleniwe i kolejna poduszka z futerkiem:)

Uwierzycie, że rzadko kiedy udaje mi się spędzić wieczór oddając się błogiemu nicnierobieniu? Po prostu tak nie potrafię, chyba że jestem tak zmęczona, że jedno oko udaje jeszcze, że ogląda z M. film, a drugie już zwyczajnie śpi;) W przeważającej jednak większości przypadków ciężko mi nic nie robić, więc wymyślam sobie coraz to nowe zajęcia. Jeden z przedświątecznych wieczorów zaowocował poduszką;)
Miałam prostą czerwoną poszewkę zapinaną na zamek i na niej postanowiłam przećwiczyć używanie farb do tkanin. Efekty nie należały nawet do zadowalających- innymi słowy zmarnowałam poszewkę. A raczej nie do końca, bo choć to tylko kawałek materiału, to jednak żal mi się go zrobiło;) I z tego mojego użalenia się powstała poduszka o wyglądzie całkiem sympatycznym:)
Pomazane farbami środki- bo ćwiczyłam na obu stronach poszewki- przykryło znane Wam już futerko. A na przód, dla urozmaicenia, ponaszywałam perełki pozostałe po rozsypanych wieki temu koralach. I voila, jest podusia:)
Wiem, arcydzieło to może nie jest, ale może z czasem i na mnie spłynie szyciowe oświecenie;)

Póki co odpaliłam już świece na dzisiejszy wieczór, przetestowałam wstępnie nową latarenkę (Mikołaj jednak wie, co lubię, niemniej jednak środkowa drewniana półka to chyba nie miejsce dla ognia, więc będę jej musiała znaleźć lepsze;) i wyciągnęłam szydełko-kolejny pomysł nie daje mi spokoju, więc muszę, po prostu MUSZĘ go zrealizować:)


Ten ceramiczny domek, a może raczej kościółek , to chyba moja ulubiona w tym roku świąteczna dekoracja- prosty i malutki, ale uroczy:)

Odważyłam się i założyłam dla mojego przeplatanego kolorami światku stronę na facebooku.Bardzo raczkującą, bo nie bardzo wiem, jak się tam poruszać;) Niemniej jednak, gdyby jakaś dobra dusza zechciała mnie poinformować, jak na pasku bocznym umieścić do tegoż fanpage'a odsyłacz- dosłownie ozłocę;)

Kochani, szydełko mnie woła, więc nie mogę pozwolić mu krzyczeć;)

Dobranoc:)
Niech trwa...

Niech trwa...

...ten świąteczny czas:)

Tak, kochani moi, tego z całego serca Wam i sobie życzę- niech ten czas, gdy milkną spory, a my w rodzinnym gronie Świętujemy narodziny Dzieciątka, trwa dla nas wszystkich jak najdłużej:)

Ostatnie dwa dni minęły mi w towarzystwie rodziny- spokojnie i nieco leniwie. Zabrakło śniegu, ale to przecież nie jest najważniejsze:) Większość planów związanych ze Świętami udało się zrealizować, na resztę przyjdzie czas w przyszłym roku:) Po raz pierwszy od lat nie czuję się wycieńczona po tych trzech dniach, choć razem z nami przy stole usiadło szesnaście osób- opłaciło się rozłożenie przygotowań na raty:) Mam w sobie całkiem sporo energii, cieszę się prezentami i rzadką obecnością M. w domu- jest pięknie:)




A jak Wam minęły Święta?

Pozdrawiam serdecznie:)
Madelinka
Futerkowa poduszka- uszyłam, a co:) I cudowna niespodzianka:)

Futerkowa poduszka- uszyłam, a co:) I cudowna niespodzianka:)

Dobry wieczór, kochani:)

Uwielbiam poduszki, ale należę do egzemplarzy mało szyciowych. Udziergać, to i owszem, potrafię, przerobić szydełkiem ze starego swetra- także już umiem, ale uszyć? Różnie to bywa;) Ale wczoraj się zawzięłam, a wszystko przez szarą wstążkę;) Co prawda szarości u mnie mało, ale pojawiła się wizja z jej udziałem, więc musiałam działać:)
Jakiś czas temu wśród moich zasobów wyszperałam kawał bielusieńkiego sztucznego futerka- niejedna rzecz już u mnie na nim pozowała do zdjęć, ale zamarzyła mi się mięciutka poduszka:) Wieczorem wczorajszym późnym, włączywszy film z idolem mojej młodości, Stevenem (dla nieznających tematu- Seagalem;), co prawda obecnie już podstarzałym, ale ogólny scenariusz jest zawsze ten sam, a choć wczoraj mój bohater był tym złym, to jednak walczył z gorszymi od siebie, więc rzecz jasna wyszedł ze starć wszelakich zwycięsko (choć nie wiedzieć kiedy wydatnie rozbudowany mięsień piwny nieco mu to utrudniał)- zaczęłam szyć. Oto, co mi wyszło:)
Jak myślicie, może być?:)

Z rana samego zajrzałam do Insomnii i w jej magicznym świecie zobaczyłam hiacynty otulone cudowną futrzaną kołderką. Pozazdrościłam dziewczynie, że hej, więc i swoje postanowiłam podobnie uhonorować:) Zastrzegam więc, że pomysł absolutnie nie jest mój, wykonanie też się nie umywa, bo jej futerko jest absolutnie przepiękne, ale i moje zdają się być zadowolone:)

Najlepsze zostawiłam Wam na deser, niemniej jednak to ciąg dalszy mojego bezczelnego chwalenia się;) Po powrocie ze spaceru czekała na mnie paczuszka:)
Wiedziałam, że niezwykle utalentowana Ania postanowiła obdarować mnie jedną ze swoich przecudownych gwiazdeczkowych zawieszek, ale dziewczyna przeszła samą siebie i dostałam nie jedną, nawet nie dwie, ale aż trzy prześliczne gwiazdki:)
Tymczasowo zawisły na przed-choince:)
W weekend urządzę im przeprowadzkę na prawdziwą- przepiękna jodła kaukaska czeka już na balkonie:)

Dzięki trzymaniu się planu przedświątecznych przygotowań poczynionego w końcu listopada- po raz pierwszy od lat nie trwam w amoku  i spokojnie czekam:) Owszem, kilka rzeczy jest jeszcze do zrobienia, ale zdążę:) Wspaniała świadomość:)

Tymczasem powinnam przekonać córcię, że pora się kąpać- ostatnio mam coraz większe problemy z wyciągnięciem jej z Balzaczego koszyka- moje dwa maleństwa spędzają ze sobą każdą chwilę:)

Życzę Wam dobrej nocy i spokojnych przygotowań:)
Madelinka
Ahoj! Czy dopadła mnie Skandynawia?

Ahoj! Czy dopadła mnie Skandynawia?

Dobry wieczór kochani:)

Lubię ten stan, kiedy mieszkanie jest już niemal gotowe na Święta, a w perspektywie zostaje tylko gotowanie, pieczenie i drobne tylko porządki. Bo przecież i poza okresem świątecznym sprzątamy, prawda? Tylko okien tak często nie myję, ale usprawiedliwiam się tym, że za dużo ich;) Ogłaszam więc wszem i wobec, że przeplatany kolorami światek Madelinki czeka już na pierwszą gwiazdkę;)

Wczoraj wieczorową porą kurier przyniósł mi moje zamówienie z Ahojhome. Wręczył mi je ze stwierdzeniem, że dawno już nie widział tak ładnie zapakowanej paczki;) Niestety musicie wierzyć mi na słowo, bo zaraz po zamknięciu drzwi otworzyłam ją wraz z pomocnicą mą Małą Lady- to już ewidentnie ma po mnie, że uwielbia otwierać paczki- i to w zaawansowanym wieku miesięcy 13 i 3 dni:) Tu muszę coś Wam wyjaśnić- z zasady nie jestem zwolenniczką internetowych zakupów, bo ja z tych, co to lubią wszystko wymacać porządnie przed zakupem, powąchać, czasami spróbować;) Jednak wygoda to niezaprzeczalna nie musieć ciągać się po sklepach, więc czasem ryzykuję:) Tym razem zakupy poczyniłam drobne, ale absolutnie niezbędne, bo zwłaszcza jeden przedmiot od dawna był przedmiotem z mojej listy pożądania;) Ale po kolei, oto, bez czego tym razem nie mogłabym żyć:) Dodam tylko, że post nie jest sponsorowany, a wyraża jedynie mój bezinteresowny zachwyt i bezczelną potrzebę chwalenia się:D

Wstążka szara w gwiazdki białe, metrów pięć:)

Niezastąpiona, bo zabrałam się za szycie (skończę zapewne dopiero w Nowym Roku, ale z tym akurat pośpiechu nie ma;)

Tasiemka czarna z wykończeniem białym- wszak to połączenie ponadczasowe, na pewno do czegoś się przyda, a na drewnianą szpulkę w rodzaju tej, na którą jest nawinięta, chorowałam od dawna:) Zatem potraktowałam ją jak lek:D


Mini pudełeczko szklane- tak wiele ich przejawia się w blogosferze, że chciałam zrozumieć, co wszyscy w nich widzą. Na próbę wzięłam więc najmniejsze i już wiem, że będą kolejne:)


Przeznaczenie metalowych etykietek jest chyba oczywiste- dołączą do tegorocznych prezentów:)

A skoro już mam tasiemki i etykietki, nawet prezenty pakować zamierzam, to rzecz jasna przy czynności tej nożyczki będą niezbędne. Ten model kojarzy mi się z wakacjami u Cioci- wspaniałej krawcowej, która i takie miała w swej przebogatej kolekcji:) 

Właścicielka sklepiku, Ada , zrobiła mi też przemiła niespodziankę dokładając do przesyłki cudowną zawieszkę do kluczy:)

I tu jeszcze moje małe wielkie skarby w całości

I na deser najważniejsze, bo jeszcze nie raz zapewne to cudo się u mnie pojawi;)
W najbliższych dniach wieszaczek będzie pełnił funkcję elementu przedświątecznej dekoracji, później powędruje do kuchni, by stać się także użytecznym:) Cieszę się nim jak dziecko:)

Na dziś kończę z chwaleniem się;) W głowie pewien włochaty pomysł mam i zmykam go realizować:)

Dobranoc:)
Madelinka
Wianek świąteczny nieco nietypowy i dekorowanie schodów:)

Wianek świąteczny nieco nietypowy i dekorowanie schodów:)

Dobry wieczór:)
Czy u Was także przygotowania już na dobre się rozkręciły:)?

Czas, jak to zawsze bywa przed Świętami, nabrał jeszcze bardziej szalonego tempa, ale obiecałam sobie, że zdążę i uporam się ze wszystkim:) Jeszcze troszkę rzeczy zostało na mojej liście, ale systematycznie ubywa pozycji:) M. od kilku dni myje okna- po jednym dziennie, ale nie śmiem narzekać- ważne, że myje, a dzięki jego cudownej pedanterii lśnią tak, jak nigdy nie miałyby na to szans w moim wykonaniu;) Brat zaoferował pomoc w przedświątecznych porządkach, więc albo skorzystam, albo sama się za nie zabiorę powierzywszy mu pieczę nad swawolną mą Lady;) Jadłospis opracowany, częściowo już zrealizowany, sztućce są, obrusy są, nawet wiem, w co się ubiorę:) To nasze drugie Święta "u siebie" i przyznam się, że i w tym roku podobnie udekorowałam schody. Mam olbrzymi problem z fotografowaniem ich- zdjęcia nijak nie oddają uroku dekoracji, ale możecie mi wierzyć, że całość prezentuje się naprawdę ładnie, zwłaszcza wieczorem. Poza tym naszła mnie refleksja- albo kupię statyw, albo nowy aparat, albo przynajmniej zapiszę się na kurs fotografii- ale to już temat na post postanowieniowo-noworoczny;) Pokazuję więc to, co udało mi się uchwycić:)


 



Kilka wianków wyszło mi ostatnio spod łapek, ale były tworzone w takim biegu, że nawet zdjęć nie zdążyłam im zrobić:( Udało się tylko z jednym-może i jest trochę nietypowy, ale chciałam, żeby był inny niż wszystkie:)



Blogger troszkę mi szaleje- po wczorajszym zamieszaniu ze zniknięciem listy Obserwatorów- dziś pojawiła się z powrotem, ale w zamian zniknęła zakładka "o mnie" i obserwatorzy google+, którą dodałam też wczoraj. Poza tym nie każdego zdjęcia rozmiar mogę powiększyć:( Eh, byłoby zbyt pięknie, gdyby wszystko działało należycie;)

Dotarła dziś do mnie wspaniałą przesyłka, ale tym będę już chwalić się jutro- może i zdjęcia jakieś w miarę przyzwoite uda się zrobić;)

Poza tym mam do Was pytanko- widział ktoś może Panią Zimę?

Pozdrawiam cieplutko:)
Madelinka


Czym pachnie mój dom...

Czym pachnie mój dom...

...a czym może pachnieć, jak nie Świętami?: ) Od kilku dni każdy zakamarek wypełnia aromat cynamonu i anyżku, goździków i wanilii. Powoli wkrada się też miodowo-cytrynowy zapach wosku do mebli- na co dzień moje biedne meble muszą zadowolić się pronto, ale w Święta? Co to, to nie, im też należy się odrobina luksusu:)
 
 
 
 
 
Na co dzień nie zawsze przepadam za goździkami, są dni, kiedy zwyczajnie mnie drażnią, ale Świat bez nich sobie nie wyobrażam:)
 
Dziś moje hiacynty postanowiły przyłączyć się do aromatyzowania moich wnętrz i pięknie zakwitły:)

 
 
Pierniczki nieco natomiast ujarzmiłam- przynajmniej niewielką ich część:)
 
Wybrałam już przepisy na tegoroczne ciasta i inne słodkości- tym razem posiłkowałam się książkami, z których przepisy jeszcze nigdy nie zawiodły:)
A to, jak sądzę, będzie tegoroczny hit:)
 
Być może pamiętaliście o moim mini candy - dziś mam przyjemność ogłosić, że szczęście uśmiechnęło się do Basi - po raz kolejny zresztą;) Basieńko, gratuluję i mam nadzieję, że aniołki zdążą dolecieć przed Świętami:)
 
Kochani, w poprzednim poście wspominałam o konkursie MM , w którym biorę udział (nr86;), ale to nie koniec moich konkursowych zmagań;) Do tego organizowanego przez dziewczyny z Addicted to crafts zgłosiłam swoją choinkę z juty - tu figuruję jako numer 28, gdyby ktoś poczuł nieodpartą potrzebę uznania jej za najciekawszy projekt;)
 
Kończę dziś pakować ostatnie paczki, prezenty już niemal wszystkie mam, więc cichuteńko liczę na to, że uda mi się stworzyć kilka dekoracji, na jakie pomysły tłuką mi się w głowie:) Nawet udaje mi się na razie realizować mój plan rozłożenia przedświątecznych przygotowań na etapy:) A jak wygląda to u Was?
 
Dobranoc:)
Madelinka