Wygrane candy i garść rozważań o ubezpieczeniu społecznym;)

Czasami zastanawiam się, czy nie robię się z lekka uzależniona od internetu... Ale szybko uspokajam się, że chyba jednak nie;)
 
Wczorajszy dzień upłynął pod hasłem zmagań z zusem, ale o tym za chwilę, bo kiedy wracając do domu natknęłam się na kuriera z poczty, który przyniósł mi paczkę od Manity- nawet udało mi się psychiczną równowagę odzyskać :D A paczuszka była z tej okazji, że jakimś cudem prawdziwym udało mi się wygrać urodzinowe candy w manitowisku:) Wciąż patrzę na swoje skarby i napatrzeć się nie mogę:) Zresztą zobaczcie sami:)
Podusia skradła moje serce już w momencie, kiedy zobaczyłam ją jako wygraną w candy- ustawiłam się grzecznie w kolejce, ale nie sądziłam, że właśnie do mnie trafi... A jednak:)

Oprócz tego dostałam piękną, ale i wstrząsające książkę- "Uprowadzone", dwa kubeczki z moim ulubionym motywem róż, herbatki, czekoladkę do picia i serwetki- te sowy i kropeczki coraz wyraźniej dają mi do zrozumienia, że pora spróbować swoich sił w decoupagu;)

Muszę jeszcze na moment wrócić do podusi- Manita nie jest po prostu kimś, komu od czasu do czasu zdarzy się coś uszyć, o, nie- Ona jest prawdziwą czarodziejką, zobaczcie jak pięknie moja poszeweczka jest wykończona:) A jeszcze lepiej odwiedźcie jej bloga, gdzie pokazuje prawdziwe szyciowe- i nie tylko- cuda:)

 
 
Dziękuję Ci kochana przeogromnie- ucieszyłaś mnie szalenie:)
 
 
A teraz opowiem Wam, jak było wczoraj w zusie;) Otóż jestem osobą perfidną i wyrachowaną, ponieważ przytrafiło mi się zachorować. Ba, gdyby tylko chodziło o jedno- czy dwutygodniowe zwolnienie, zus może jeszcze jakoś wybaczyłby mi taką niesubordynację. Ale ja ośmieliłam się zachorować poważniej, co więcej- nie zniechęciło mnie pierwsze wezwanie na komisję w czerwcu, bezczelnie przedstawiłam jej wyniki badań na tyle złe, że nie pozwoliły orzecznikowi mojego zwolnienia zakwestionować, a nawet poszłam o krok dalej i później odważyłam się chorować dalej. Tego już zus dłużej tolerować nie mógł i w środę zawezwał mnie ponownie przed swoje szanowne oblicze. Tu znów ujawniła się moja nieodpowiedzialność, bo na komisję się nie stawiłam- a przecież powinnam, skoro przed 15stą dostałam wezwanie na godzinę ósmą- nie raczyłam z wrodzoną sobie butą cofnąć się w czasie. Zrozumiawszy swój błąd, wczoraj rano zadzwoniłam do tej Wielce Szanownej Instytucji celem pokajania się. Dostałam rozkaz natychmiastowego pojawienia się, co też uczyniłam. Pani orzecznik o mimice Żelaznej Damy co prawda raczyła rzucić okiem na historię choroby, ale powiedziała twardo "To pani ostatnie zwolnienie, bo z macierzyńskim (cztery dni po powrocie z macierzyńskiego wylądowałam na chorobowym - przy okazji na ostrym dyżurze, ale to nieistotny szczegół) wypłaciliśmy pani już tyle pieniędzy, że jeśli przyniesie nam pani kolejne zwolnienie, to już tego tak łatwo pani nie podarujemy". Trochę mnie tym zszokowała, a ponieważ byłam w wyjątkowo mało potulnym nastroju, spytałam, czy mój stan zdrowia nie ma tu nic do rzeczy. Usłyszałam, że skoro "wyciągnęłam od zusu już tak dużo, to powinnam odpuścić sobie chorowanie". Cóż, powiedziałam, że nie zamierzam ryzykować swojego zdrowia i nie po to od ponad czterech lat płacę wysokie składki (przedsiębiorca sam ustala wysokość składki w przedziale od 60 do 250% najniższego wynagrodzenia i od tego, ile płaci, zależy, ile dostaje później macierzyńskiego czy chorobowego- ja płacę te najwyższe i to jest zusowi solą w oku- oczywiście nie wtedy, kiedy to ja płacę), żeby w razie choroby być pozostawiona samej sobie. Pani orzecznik zaciskając usta wycedziła, że więcej moich zwolnień tolerować nie będą, więc nie będę miała wyboru, a do sądu pewnie nie pójdę, bo mało kogo stać na dobrych prawników. Tu po raz kolejny ujawniłam swoją hipokryzję i poinformowałam ją, że jako prawnik nikomu płacić nie muszę;) Cóż, zadowolonej miny nie miała:D Zwolnienia jednak nie zakwestionowała, bo i chyba nie mogła- wyniki wciąż mam złe. Zastanawiam się tylko, co będzie, kiedy aktualne zwolnienie się skończy, bo mój lekarz już zapowiedział, że do pracy mnie nie dopuści. Cóż, zobaczymy. Z jednej strony rozumiem podejście zusu- niedawno głośno było o ciężarnych matkach zakładających fikcyjną działalność miesiąc przed porodem i deklarujących najwyższą składkę, żeby miesięcznie macierzyńskiego dostawać nie trochę ponad tysiąc, ale tych tysięcy ponad sześć. Fakt- uważam, że takie praktyki powinny być ukrócone, bo nie dość, że pogarszają wizerunek kobiety ciężarnej i tak już w polskim społeczeństwie dość negatywny, to jeszcze sprawiają, że te uczciwe biznes-mamy, faktycznie prowadzące działalność, są z nimi wrzucane do jednego worka i później muszą się z zusem użerać. Ale jest też druga strona- działają w świetle prawa i to od zmiany prawa trzeba by zacząć, bo nie można nikogo potępiać za to, że korzysta z uprawnień, które ustawa mu daje. Ale długo by o tym można pisać;) Tymczasem zmykam więc spać, żeby nie przynudzić Was do reszty:)
 
Dobranoc:)
 
 

11 komentarzy:

  1. Współczuję problemów zdrowotnych i walki z ZUSem. Takie zachowanie powinno się gdzieś zgłosić, tylko gdzieś? ZDRÓWKA :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. właściwie zostaje tylko droga sądowa- o ile się pomyśli i wizytę na takiej komisji jakimś cudem nagra na dyktafon. Ale i tak szanse marne, bo sądy mają często tendencję do stawania po stronie zusu. Bo skarga do przełożonego orzecznika właściwie nic nigdy nie daje- co najwyżej razem się z człowieka pośmieją:(

      Usuń
  2. :)
    przetrwałaś :)
    dobrej nocy!

    OdpowiedzUsuń
  3. Znam ZUS właśnie z tej strony, dopóki niczego nie żądamy zgodnie z uprawnieniami bierze nasze składki i wydaje na marmurowe hole ale jak egzekwujemy uprawnienia to robi sie problem. Ja walczyłam z Zus em o zgodę na niestandardowe leczenie nowotworu u Taty, zamiast ustawowych max 2 tygodni wydanie zgody zajęło ZUSowi 3 miesiące. Mój Tato zmarł bo lek dostał za późno a choroba mogła 3 miesiące bezkarnie pustoszyć organizm. Niestety te same doświadczenia mam ze służba zdrowia. Powinnam iść z tym do Sądu ale jesteśmy tak wyczerpani po tych przejściach, pomimo że minęło juz 6 miesięcy że nie mam siły przypomniać sobie wszystkiego od nowa. Dlatego pozostają bezkarni.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi przykro, że tak tragiczny miałaś finał starć z zusem- podejrzewam, że nfz nie był dla Was lepszy:(
      Przerabiałam przerwanie leczenia i odebranie prawa do renty na przykładzie mojego Taty- sądziliśmy się dwa lata, wygraliśmy, ale... Po pierwsze- przerwane leczenie poczyniło spustoszenie w kręgosłupie, a tego w żaden sposób nie zminimalizowało wypłacenie renty za te dwa lata. Po drugie- po dwóch kolejnych, zus znów rentę zabrał- obecna batalia w sądzie toczy się już od ponad 3,5 roku, znów wyrok był dla nas korzystny, ale zus apelował, z apelacji sprawa trafiła do ponownego rozpatrzenia w okręgówce i tak to trwa i trwa, a końca nie widać:(
      Ewo, współczuję bólu, jaki niewątpliwie jest udziałem całej Rodziny, ale jeśli mogę coś powiedzieć, to uważam, że warto z zusem walczyć- tylko wtedy, krok po kroku, sprawa po sprawie, jest szansa, że coś się w tym chorym systemie zmieni. Ale oczywiście tylko wtedy, jeśli będziecie czuć się na siłach... Ściskam serdecznie:*

      Usuń
  4. Mogę Ci jedynie współczuć i życzyć cierpliwości w walce z nimi, moja mama często mawiała: ,,Trzeba mieć zdrowie, żeby chorować'' i dużo w tym jest prawdy :)

    OdpowiedzUsuń
  5. No i co tu napisać? Współczuję takich przeżyć. Paranoja. Niestety takie są realia w naszym kraju. Strach się bać- jak to mówią moje dzieci.

    To ja dziękuję za tyle pięknych słów. Jest mi szalenie miło :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Z tym uzależnieniem jest tak, że zaczyna się niepostrzeżenie.....:), trzeba uważać!
    Prezenty prześliczne, nie dziwię się, że tak się ucieszyłaś.
    A z ZUS to wiem, że jest różnie. Sama byłam już wzywana, ale przebiegło bardzo kulturalnie, choć z różnych źródeł wiem, że nie zawsze to tak wygląda.
    Trzymam kciuki za unormowanie sytuacji i ściskam!

    OdpowiedzUsuń
  7. Gratuluję wygranej!!! A z tym zusem jak czytam to aż mnie krew zalewa , złodzieje jedni i obłudnicy!!!! A kobiety ciężarne tak kombinują jak większość Polaków, bo taka a nie inna sytuacja w naszym kraju, ludzie kombinują jak mogą by godnie żyć... strasznie to smutne...

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy pozostawiony komentarz - każde Wasze słowo jest dla mnie niezwykle ważne. Masz jakieś pytania - zostaw swój email - odpowiem na pewno.