Jak zrobić wianek z bukszpanu- DIY wielkanocne:)

Jak zrobić wianek z bukszpanu- DIY wielkanocne:)


Dobry wieczór:)

Czy u Was też zima króluje w najlepsze? Brak mi już sił na jej wypędzanie i po prostu robię swoje- szykuję się do świąt:) Wszystkie akcesoria dla Małej Lady już grzecznie czekają w szafie, więc bez wyrzutów sumienia w wolnych chwilach wiankuję. Nie, żeby tych chwil było dużo, ale dobre i te, które są:)

Dziś wzięło mnie na wianki z bukszpanu- do Wielkanocy już niecałe pięć dni, więc spokojnie można już je robić:)

Potrzebne będą: bukszpan, drut, sekator lub ewentualnie nożyczki oraz opcjonalnie- choć to opcja bardzo przydatna- taśma florystyczna.

Dobrze jest mieć drut dość gruby, ale i z cieniutkim można sobie poradzić, a plusem jest łatwość formowania:) Żeby wyszło nam ładne kółko,drut owijamy wokół czegoś okrągłego o średnicy,którą ma mieć nasz wianek. U mnie to pucha po odżywce dla kulturystów:D Średnica: 16 cm.


 Owijamy drucik trzy do pięciu razy
i zaginamy obie końcówki o siebie.

Zsuwamy drucik z naczynia

i okręcamy wszystkie obręcze

 Kiedy już mamy owinięty cały nasz podkład- nie odcinamy drutu.

Obręcz z drucika owijamy taśmą florystyczną. Po co? Z kilku powodów. Jeżeli nasz drut, z którego uformowaliśmy obręcz, zrobi nam psikusa i zardzewieje- niczego sobie nie pobrudzimy- drzwi czy ściany, jeśli wianek będzie wisiał lub obrusa, gdy będzie dekoracją stołu. Dodatkowo taśma zatrzyma wilgoć- bo nasz wianek można dla pewności, że się nie zeschnie przechowywać w płytkim naczyniu z wodą, wstawionym do lodówki. Bardzo podobnie robi się też wianki komunijne- wtedy taśma chroni skórę przed zadrapaniem.



Bukszpan tniemy na małe kawałki mniej więcej podobnej długości.


Układamy pęczki po 3-4 gałązki, przykładamy do podkładu i ciasno okręcamy dwa- trzy razy drutem



I tak powtarzamy dokładając pęczek za pęczkiem


Końcówki ostatniego pęczka chowamy pod pierwszy

Drut ucinamy pozostawiając jakieś 25-30 cm i z tego kawałka formujemy pętelkę do powieszenia wianka.

Na tym etapie, jeśli gałązki nie były króciutkie, wianek wygląda tak:
 I tak właściwie może zostać, jeśli lubimy wianki "rosochate".

Możemy też go trochę poskromić, do czego potrzebujemy cieniutkiego ozdobnego drucika,

którym owijamy cały nasz wianek




I jeszcze tu w roli zwieńczenia mojej miski;)




Możemy zostawić go bez ozdób lub popuścić wodze wyobraźni i zaszaleć;)

Ja zdecydowałam się na prostą dekorację- bawełnianą koronkę:)


I to tyle na dziś, zmykam do moich nowo zaczętych koronek:)

Dobranoc:)

Promyk słońca i szydełkowa miseczka:)

Promyk słońca i szydełkowa miseczka:)

Witam serdecznie:)
Nie powiem, że mamy wiosnę, bo mrozik wciąż trzyma, ale przynajmniej od dwóch dni mamy sporo słońca:) Na tyle dużo, że moje narcyzy, które okazały się narcyzami nie być, dziś ujawniły sie jako żonkile;)


Cudownie słonecznie się dzięki nim zrobiło:)

Na okoliczność świąt przygotowałam już szydełkową miseczkę, a właściwie miskę, bo całkiem jest spora, na pisanki.
 Tak trochę w tle ją widać- w całej okazałaści będą ja prezentować już wypełnioną;) Wygląda niezwykle delikatnie, ale niech to nikogo nie zmyli- nie rozchodzi się nawet wypełniona jabłkami- testowałam na próbę;) Pierwotnie krochmaliłam ją w Łudze, ale choć sztywna i ładnie trzyma kształt- okazała się za słaba, żeby pełnić rolę miski na coś. Usztywniłam ją więc cukrem- trzy części cukru, jedna wody, gotujemy gęsty syrop, póżniej moczymy- ja jakieś pół godziny, naciągamy na miskę- ja przycisnęłam drugą identyczną, zdejmujemy po kilku godzinach i dosuszamy. Czym serwetka bardziej ażurowa, tym łatwiej ją naciągać.

Kupiłam też koszyk na święconkę- duży, żeby włożyć tam tradycyjnie wszystko na śniadanie;) Na razie zamieszkał w nim wianek;)
A na wianku- tymczasowo, bo nie przepadam za plastikiem, ale M. je tam umieścił-  stadko kurczaków. Docelowo do wianka trafią przepiórcze jajeczka:)

Tymczasem znikam, bo muszę jechać po płaszczyk dla mojej Kornelki- będzie w niedzielę prawdziwą Małą Lady;)

Trochę o absurdach i jak poprawiłam sobie humor;)

Trochę o absurdach i jak poprawiłam sobie humor;)

Ponieważ mam już za sobą- jak mniemam na czas jakiś- kontakty z Wielce Szanowną Panią Inspektor, potrafię już się śmiać ze wszystkich tych absurdów. Piątkowy poranek był dla mnie czasem stresującym, co negatywnie wpłynęło na mój biedny żołądek, który dostał chyba iście spiralnego skrętu, bo bolał tak mocno, że miałam ochotę chodzić po ścianach. Cóż, nerwowa bywam. Dotarłam jednakże do bram jakże cudownej instytucji jaką jest Państwowa Inspekcja Pracy. Dotarłam, niestety- nieznacznie spóźniona, gdyż dziecięciu mojemu przed samym maminym wyjściem przypomniało się, że musi jeszcze potulić się i poobśliniać nieco swoją stojącą na progu histerii rodzicielkę. Trzeba było się więc przebrać, bo i kataru moje dziecię nie omieszkało wytrzeć mi o sukienkę. Pani Inspektor jednakże zdawała się nie zauważyć mojego spóźnienia i rozpoczął się wywiad. 
-Czy obwieściła pani pracownikom w stosownej formie reguły pracy w porze nocnej?
-Tak, obwieściłam.- obwieściłam im mianowicie, że nie pracują w porze nocnej.
-Czy obwieściła pani, w jaki sposób pracownik ma obowiązek informować o swoim stawieniu się do pracy?
-Tak, obwieściłam.- poinformowałam ich, że kiedy ich rano zobaczę, uznam, że stawili się do pracy.
-Czy poprawiony regulamin przydziału odzieży roboczej posiada pani?
-Tak, posiadam.
-O, pisze pani o ekwiwalencie pieniężnym za używanie własnej odzieży. Ale listy wypłat ekwiwalentu nie ma?
-Jest. Oto lista.
-Ale już listy wypłat ekwiwalentu za środki piorące nie ma?
-Jest, proszę.
-A dlaczego tak dużo płaci pani za to pracownikom?
-Bo uważam to za słuszne.
-Dziwne... Ale listy wypłaty wynagrodzeń od początku zatrudnienia to chyba pani nie ma?
-Mam, proszę.
-Ech, szkoda, bo już napisałam w raporcie, że pani nie ma. A czy dokumenty potwierdzające udzielenie pracownikom instruktażu stanowiskowego posiada pani? 
-Tak posiadam.- tu przedstawiłam właściwy dokument, który znalazł uznanie w oczach Pani Inspektor, co doprowadziło mnie do pasji iście szewskiej, bo taki sam, identyczny, przez tego samego specjalistę bhp wystawiony, przedstawiłam w listopadzie i został przez Panią Inspektor opatrzony notatką  "dokument niewłaściwy, niespełniający wymagań prawa pracy". Pokazałam jej na dowód, na co usłyszałam, że to nie możliwe. I jak tu ręce mają nie opadać? Wiecie, co w tym wszystkim jest najśmieszniejsze? Mandat dla mnie, z wyszczególnieniem wszystkiego, czego nie dostarczyłam, czekał już na biurku, brakowało mu tylko podpisów i pieczątek. Fakt, na skompletowanie wszystkiego miałam niecałe dwa dni, ale zdążyłam i to akurat nie mieści się w głowie Pani Inspektor. Mandatu nie dostałam, usłyszałam nawet życzenia wielkanocne na koniec. Ale niesmak pozostał.

Na poprawę humoru poszłam na małe zakupy. I w ten sposób stałam się posiadaczką dwóch dużych kubków na nóżce- idealnych do kakao, w których tymczasowo wylądowały nabyte w lidlu narcyzy.



Skusiłam się też na goździki, dla których z pepco przywlokłam szklane buteleczki




Wpadły mi też w oko świeczniki, docelowo pewnie zostaną przemalowane, ale ostatnio nijak do malowania mnie nie ciągnie, więc wydłuża się lista tych rzeczy, które widziałabym w innej farbie;) A dłuuuuga już jest:D

Na koniec prezentuję Jego Rzeżuchowość w coraz piękniejszej zieleni;)


Jako że mam jeszcze kilka wianków do zrobienia, zmykam kleić jutę;)

Dobranoc:)



Wianek wielkanocny z jutą i o tym, jak mi rośnie. I babka.

Wianek wielkanocny z jutą i o tym, jak mi rośnie. I babka.


Planem na dziś był optymistycznie wiosenny post. Plan diabli wzięli, bo zimie pomieszały się święta i zamiast pakować manatki- króluje sobie w najlepsze. Humor przez większą część dnia miałam raczej nietęgi, bo jutro czeka mnie kolejna wizyta w Inspekcji Pracy, która za wszelką cenę stara się nałożyć na mnie jakikolwiek mandat, ale na razie prowadzę w tym starciu, bo choć Wielce Szanowna Pani Inspektor domaga się co rusz coraz to nowych, nader egzotycznych dokumentów (np. muszę poinformować pracowników, którzy nie pracują w porze nocnej o zasadach, na jakich mają pracować w porze nocnej. A ponieważ nie pracują, muszę ich poinformować w obwieszczeniu, że przepisy o pracy w porze nocnej nie mają do nich zastosowania), to wciąż z uporem maniaka te zachcianki spełniam, obwieszczam pracownikom co się tylko da i tak już to wszystko trwa od listopada- zaczęło się w dniu, kiedy trafiłam na porodówkę- Pani Inspektor nie przeszkadzało to do mnie wydzwaniać i na nic się zdały moje tłumaczenia, że wolałabym rozmowę przełożyć, bo tak się składa, że usiłuję urodzić. Sześć dni po cesarce musiałam się do niej dowlec celem udzielenia pełnomocnictwa do kontaktów z nią mojemu M.- pisemne jej nie wystarczyło. Eh, choć bardzo lubię swoje pracownice, czasami się zastanawiam, jak to jest, że pracownik jest tak mocno chroniony, a ja jako przedsiębiorca- pozostawiona całkowicie sama sobie. Dziwny kraj.

Ale koniec smęcenia. Pożaliłam się trochę i starczy, bo nic tych absurdów nie zmieni;) Czas na wianek. Zdjęcia są tragiczne z braku światła i odpowiedniego sprzętu- w rzeczywistości całość wygląda lepiej, zwłaszcza pomarańczowy kolor na piórkach jest bardzo intensywny:)
tak, tak, to moja etatowa ściana w kuchni- jedyne miejsce, gdzie przy tak fatalnej aurze idzie zrobić jakiekolwiek zdjęcie;)





Wianek to słomiany podkład o średnicy 20 centymetrów, owinięty paskami juty. Na zewnątrz poprzyklejałam kwadraty juty złożone na cztery, od wewnątrz zielone sorgo i zdrewniałe pędy w kolorze brązowym. Środek wypełniłam pociętymi na małe kawałki gałązkami pokręconej wierzby, odrobiną sizalu, kogucimi piórkami i malutkimi jajeczkami. Mam tylko nadzieję, że spodoba się przyszłej właścicielce;)

Mój rzeżuchowy wianek z poprzedniego posta pięknie rośnie- po dwóch dniach wygląda tak:

I tu mam jeszcze jedną uwagę odnośnie podlewania- szczególnie musimy pamiętać o skrapianiu góry, gdyż tam wianek najłatwiej zasycha, więc dwa razy dziennie psiknąć wodą po górze to minimum:)

A na osłodę może kogoś zainteresuje jedna z moich ulubionych babek- zebra:)

Potrzebujemy:

5 jajek,
2,5 szklanki mąki, 
2 szklanki cukru,
szklanka oranżady, 
pół szklanki oleju,
śmietankowy aromat do ciasta do ciasta,
3 płaskie łyżeczki proszku do pieczenia,
3 czubate łyżki kakao,
3 łyżki mleka

1) Białka ubijamy na sztywną pianę, dodajemy żółtka i cukier. Dodajemy mąkę wymieszaną z proszkiem do pieczenia. Wlewamy oranżadę lub inny gazowany napój(nadaje się nawet cola), olej i olejek. Ciasto dzielimy na dwie części, do jednej dodajemy mleko i kakao.


2) Foremkę do ciasta- najlepiej wysokie wąskie "korytko" wysoko wykładamy papierem. Wlewamy na przemian po 3-4 łyżki jasnego i ciemnego ciasta. Pieczemy w dobrze nagrzanym piekarniku w temperaturze 180-200 stopni ok. 70 minut, ale w praktyce- aż się upiecze. Po wystudzeniu możemy polać polewą czekoladową- najlepiej z białej i ciemnej czekolady albo posypać cukrem pudrem.



Dlaczego przepis wyświetla mi się na biały tle- pojęcia nie mam, ale nie wpłynie to na smak babki:D

Aha, zapomniałabym;) Ponieważ sprawiacie mi tę ogromną przyjemność i odwiedzacie mojego skromnego bloga, liczba odwiedzin zbliża się już do 10000, więc chyba pora ogłosić zabawę- jeśli się nie mylę, nazywa się to "złap licznik":) Dla osoby, której się to uda, przygotowałam małą niespodziankę:)

Tymczasem zmykam celem szykowania posiłku dla strudzonego M.:)
Dobranoc:)